DZIKIE ŻYCIE

Czego można się nauczyć wchodząc na wysoką górę...

Agata Jałyńska

Kiedy jechałam pociągiem do Żywca miałam szczere chęci skupienia się na książce do angielskiego. Nieustanne wysiłki kolegów odwiodły mnie jednak od tych szczytnych zamiarów. Po chwili wszyscy już gadaliśmy ze sobą o wszystkim, kolibiąc się kochanym, osobowym piętrusem ku górom (Dla wszystkich wielbicieli zagadek szybka odpowiedź: tak, tak – będzie znowu o Pilsku!)

Gdy przyjechaliśmy na miejsce rozpoczęła się droga przez mękę, czyli wchodzenie na Pilsko. Człowiek miastowy, rozespany jeszcze zimowo, a tu takich niesamowitych wyczynów wymagają! Po raz kolejny wyszło na jaw, że w „Pracowni…” należy być „eko-supermanem” lub „eko-superwomanką”. Kochani, chętni do działania – proszę ćwiczyć! Znękana autorka (tzn. ja) zapewnia, że bez tego ani rusz. Ani rusz też bez wyrozumiałych przyjaciół, którzy potrafią znieść wszystko – nawet takiego marudera jak ja (Na szczęście osoby wyrozumiałe i przyjaźnie nastawione można w Pracowni znaleźć bez beczki i latarni).

Mimo wszystkich udręczeń ciała, polecam jednak wszystkim piesze wycieczki w zimowe góry. Nigdy chyba nie widziałam piękniejszych krajobrazów od tych, które z Hali Miziowej i Górowej roztaczają się na wszystkie strony. Kiedy rano 25 lutego słońce zaświeciło prosto z czystego nieba drzewa w śnieżnych czapach wyglądały jak zaczarowany ogród Królowej Śniegu. Ale to było rano…

Kiedy poprzedniego dnia dotarliśmy w końcu do chatki moje oszronione włosy szeleściły dziwnie przy dotknięciu i wyglądały dość ekscentrycznie. Nic jednak nie burzyło radości widokiem miejsca nie zasypanego przez śnieg! Kiedy jeszcze temperatura osiągnęła we wnętrzu szałasu rejestry dodatnie, radość sięgnęła miłego pułapu.

Zmierzch szybko zapadał, a my czekaliśmy z niecierpliwością na przyjaciół zza południowej granicy. Po kolacji nadeszła spora grupa Słowaków i Czechów. Późno wieczorem spieraliśmy się nad strategią jaką powinno się zastosować w czasie akcji. Czas miał pokazać, że niektóre z postulatów okazały się nie do zrealizowania ze względów od nas niezależnych.

Rano wyruszyliśmy na Halę Miziową. Pogoda dopisała. Nasza ponad pięćdziesięcioosobowa grupa pojawiła się nagle w „cywilnych” ubraniach pośród narciarzy. O przebiegu akcji było już w poprzednim „Dzikim Życiu”, tutaj wspomnę tylko, że pewien mieszkaniec Korbielowa (właściciel gruntów na Pilsku) nie miał w czasie akcji za grosz serca, przede wszystkim do języka polskiego, w który wplatał niefinezyjnie najprzeróżniejsze wyrazy, których damy i dżentelmeni nie powtórzą nigdy. Zachowywał się równie niefinezyjnie jak mówił. Pan ten miał w ręku kijek narciarski, którym wymachiwał nerwowo i gwałtownie. Nie wydaje mi się, żeby argumentem w dyskusji na temat Pilska mogło być stwierdzenie, że ja (tzn. autorka) jestem – cytuję: „pokraką” (większej liczby cytatów nie mogę przytoczyć ze względu na tradycyjną obyczajność), ponieważ nie jeżdżę na nartach. Ciekawe, czy ten pan potrafi grać w koszykówkę? I czy – jeśli nie potrafi – jest „pokraką”?

Po demonstracji zebraliśmy się pod lasem, żeby pożegnać się ze Słowakami i Czechami i wymienić kilka słów komentarzy na gorąco. Taka jednorazowa akcja nie może w cudowny sposób, „od ręki”, położyć kres narciarskim ekscesom na Pilsku. Miejmy jednak nadzieję, że wciąż ponawiane naciski ze strony ludzi kochających góry nie tylko w zimie dadzą w końcu wyniki.

Pewnie już czekasz drogi Czytelniku na ostateczną konkluzję: „Czego można się nauczyć wychodząc na wysoką górę?” Otóż można się nauczyć lubić własny wysiłek. Można się nauczyć, że warto czasem poświęcić jakiś komfort dla słusznej sprawy. Kto nie podda się złości na wszystkich i wszystko osiągnie odrobinę spokoju w chwili, w której uświadomi sobie piękno go otaczające. Można odnaleźć w sobie dziecięcy zachwyt małymi przyjemnościami, których nie dostrzegamy w codziennym pośpiechu, a które dodają otuchy i sił. Wchodząc na wysoką górę zauważamy ludzi idących z nami i przekonujemy się, że chętnie nam pomogą. Mają w sobie wiele ciepła, mają wielkie serce. Uczysz się spokoju i odporności na niepowodzenia. Uczysz się być jak woda drążąca skałę. W chodząc na wysoką górę odkrywasz w sobie determinację i pewność słuszności swej motywacji – to ona pozwala ci osiągnąć cel. Obrona Matki Ziemi w dzisiejszych czasach to wchodzenie na jedną z najwyższych gór świata.

Agata Jałyńska

Maj 1996 (5/24 1996) Nakład wyczerpany