DZIKIE ŻYCIE

Co mnie… (na rajdzie Kormoran)

Anna Targiel

Byłam w tym roku na akcji STOP KORMORAN. Dziennikarze, uczestnicy rajdu, wojewoda olsztyński, w końcu i my wszyscy spodziewaliśmy się wielkiej akcji… „Największa blokada od czasów Czorsztyna” przeczytałam w jednej z gazet. Rzeczywiście, wiadomości z ubiegłorocznego rajdu oraz sprowadzona brygada antyterrorystyczna (która uratowała już niejedną akcję) mogły stworzyć w wyobraźni jakiś obraz tegorocznego protestu. Było jednak inaczej…

Rajd się odbył a my, tzn. kilkuosobowa grupa (w porywach kilkanaście osób, a nawet kilkaset gdyż kibice, którzy stali za nami wyglądali jakby popierali nasz protest) wyrażaliśmy swój sprzeciw tylko poprzez pikiety.

Ciekawe, że wśród nas nie było nikogo z pobliskiego Olsztyna, natomiast trzy osoby z Pracowni aż z Południa. Świadczy to trochę o sile i charakterze ruchu obrony przyrody w Polsce. Czy zrobiliśmy wszystko co było w naszej mocy? Być może nie. W tej sytuacji najważniejsze jednak było zachowanie spokoju i nie przecenianie możliwości. Naszym głównym celem było nie dać się rozjechać, bo jak mogliśmy wywnioskować wielu osobom byłoby to na rękę.

Co mnie przeraziło…

Staliśmy z transparentami na tzw. odcinku specjalnym trasy, na zakręcie (trasa przebiegała po nieutwardzonej drodze, w lesie, gdzie na początku widniał znak drogowy „zakaz ruchu wszelkich pojazdów”). Kiedy nadjechało pierwsze auto myślałam, że rzucę transparent i zacznę uciekać. Miałam uczucie jakby to pędzące, ryczące „coś” miało zaraz na mnie wpaść. Po przejeździe ostatniego samochodu droga leśna wyglądała jakby była zaorana – można było sadzić ziemniaki.

Co mnie rozczuliło…

Opieka policji, która jak cień chodziła za nami. Krok w krok. „Policja naszym przyjacielem jest”!? – zdziwił się jeden z uczestników pikiety. Ale właśnie tak było. Policja była ucieszona formą protestu, bo oszczędził im roboty. „O, starzy znajomi” – zwracali się do nas „może sobie tam staniecie, bo tutaj was nie widać”, „nic wam nie grozi… my czuwamy”.

Co mnie znużyło…

Odwieczne hasła ze strony „gawiedzi” w stylu: Zajmijcie się sprzątaniem lasu, zadbajcie o czystość… Pewna pani zaproponowała mi, bym postawiła jej przed domem kubły na śmieci. Może powinniśmy chodzić po domach kibiców i sprzątać?

Co mnie rozśmieszyło…

Wśród wymienianych hobby naszych rajdowców jeden… kochał przyrodę!

Co mnie ucieszyło…

Gorące słowa poparcia jakie słyszeliśmy. Najczęściej z ust emerytów: „Niech was Bóg błogosławi”, „Kochana młodzież” itp. Niestety, słowa te nie były poparte żadnym konkretnym czynem. Ludzie się boją o swoją pracę albo nie wierzą, że od nich też może coś zależeć.

Co mnie zaskoczyło…

Że działaliśmy przy poparciu ministra ochrony środowiska. Minister Żelichowski w swym liście do wojewody prosi o spełnienie naszych postulatów oraz pisze że nas popiera.

Co mnie zdziwiło…

Przechodząca obok nas mama mówi synkowi: „… widzisz, jak przejedzie taki rajd to wszystko zniszczy”.

Co mnie wkurzyło…

Myślałam, że Arek z Rafałem (organizatorzy akcji) mają jakąś manię prześladowczą, upatrując wszędzie zagrożenie. Czy ich obawy były jednak bezpodstawne? Nie łączono rozmów telefonicznych z biurem akcji, Arkowi grożono nawet w obecności policji, kibice wytropili naszą tajną bazę i zagrozili spaleniem…

Anna Targiel

Wrzesień 1996 (9/28 1996) Nakład wyczerpany