DZIKIE ŻYCIE Wywiad

O sporcie i przyrodzie. Rozmowa z Bohdanem Tomaszewskim

Marta Lelek

Proszę opowiedzieć, czym dla Pana właściwie jest sport? Jaka jest jego idea?

Bohdan Tomaszewski: Moja idea sportu jest bardzo prosta. Wyrasta z tego, co przeżyłem, doświadczyłem jako bardzo młody człowiek. A wówczas sport traktowano jak wspaniałą przygodę, zabawę, chęć rywalizacji. Chęć sprawdzenia się. Kwestie finansowe nie wchodziły w rachubę. Była to piękna rozrywka, lub po prostu pasja.

A dzisiaj?

Dzisiaj pojawia się pytanie, czy taki sport, naiwny i bezinteresowny może jeszcze istnieć. Wszystko wskazuje na to, że... nie. Proces, w wyniku którego tak się stało przebiegał bardzo systematycznie. Wydaje mi się jednak, że to w ciągu ostatnich kilkunastu lat nastąpiły bardzo niebezpieczne zmiany w sferze mentalności człowieka. Nie umiem tego wyrazić, ale wydaje mi się, że wraz z rozwojem cywilizacji, zmienił się człowiek. Posłużę się bardzo prostym przykładem. W  telewizji jest niesłychana moda na quizy, czy teleturnieje. Oglądam telewizję i widzę jakieś panie, panów w różnym wieku, którzy biorą udział w konkursie i sprawdzają swoją wiedzę, tę taką popularną: a kiedy się urodził ten, a ten; jak się nazywa to, a to, itd. - "Świetnie pani odpowiedziała! Już ma pani 100 zł!". Widzę, że nagle to, co było kiedyś zabawą towarzyską, stało się grą na pieniądze! Kiedyś na spotkaniach rodzinnych, czy towarzyskich urządzano sobie różne konkursy - to była rozrywka i satysfakcja, jak się np. okazało, że wnuczek wie, a babcia nie wie. Dzisiaj wszystko jest przeliczone na pieniądze. Cały ten rozwój zmienia człowieka i odrywa go od jakiegokolwiek głębszego sensu życia.

Ale są chyba jeszcze tacy sportowcy, którzy mają w sobie tego pierwotnego ducha sportu.

Oczywiście, że tak, tylko, że tacy sportowcy są całkowicie przykryci  tym, co się pokazuje w telewizji, mówi w radiu, pisze w gazetach. Mass-media, chcąc być popularne dostosowują się do większości odbiorców, a ta większość jest już pod wpływem czasów, jakie nastały. Dziś oczekuje się przede wszystkim tego, żeby wygrał Polak, żeby wbił innym. Druga rzecz, która wzbudza emocje to to, ile na tym zarobi. Ten niby sportowy patriotyzm przerodził się w szowinizm. Wystarczy popatrzeć kibicom w oczy w czasie jakiegoś meczu. Tam jest zgroza. Oni bardziej nienawidzą przeciwnika, niż kochają swoją drużynę.

Skąd wzięła się taka postawa?

Ona się bierze z czasów, z klimatu - powiem pesymistycznie. Nie do końca zdajemy sobie sprawę, jak się niebezpiecznie zmienia człowiek. Kilka miesięcy temu brałem udział w programie telewizyjnym z młodzieżą. Była mowa o komputerach, o dostępie do informacji itd. Ja ośmieliłem się powiedzieć tej młodzieży tak: "Słuchajcie, wy otrzymujecie coraz więcej informacji i pozornie wiecie więcej. Wydaje mi się jednak, że z powodu nadmiaru informacji wiecie coraz mniej". Powiedziałem tak dlatego, że według mnie oni tracą zdolność do syntezy. Pod wpływem natłoku informacji oni zapominają, po co żyją. Nie wiedzą co jest dobre, co jest przyjemne, co jest niebezpieczne.

Wracając do sportu, w Polsce ciągle podgrzewana jest koncepcja zorganizowania olimpiady zimowej w Zakopanem, co Pan o tym sądzi?

Ja się trochę naraziłem środowiskom sportowym, bo jestem przeciwko olimpiadzie zimowej w Zakopanem. Wielokrotnie wypowiadałem tę opinię publicznie. Ja wiem, co to jest olimpiada zimowa, bo byłem na pięciu. Zakopane jest po prostu za małe, a przede wszystkim nasze góry są za małe. Możemy robić piękne zawody narciarskie, ale nie na skalę olimpijską. Jeśli mielibyśmy przebudowywać ten nasz malutki kawałek gór, dostosowywać np. do biegu olimpijskiego, to jest w tym jakaś straszna głupota. Róbmy zawody w Zakopanem, nawet międzynarodowe, ale nie olimpiadę. Bo jeśli jest kraj, który np. nie ma morza, to nie widzę potrzeby, żeby on rozwijał sporty morskie. My nie mamy warunków do rozwijania narciarstwa. Nawiasem mówiąc zabiliśmy piękną imprezę "Memoriał Czecha i Marusarzówny" - zawody międzynarodowe na średnią skalę, których już nie organizujemy, a zagięliśmy się na olimpiadę.

Czy przyroda jest dla Pana czymś ważnym?

Powiem pani, to jest tak, jak powietrze. Wydaje mi się, że wszyscy zaczęliśmy za mało uwagi zwracać na przyrodę. Za mało się nią cieszymy.

Ja jestem za absolutną przesadą w chronieniu parków narodowych i każdego skrawka przyrody. Śmieją się z pana Byrcyna, który uparcie stoi przy swoim. A ja jestem tu przeciwko narciarzom. Narażę się. Ale tak trzeba. Jakiekolwiek popuszczenie, tzw. kompromis rozpoczyna proces degrengolady. To jest tak samo jak np. z rzucaniem palenia. Rzucam, ale zapalę tylko jednego. Ten jeden papieros oczywiście sprawia, że dalej jestem palaczem i nic się nie zmieniło. I podobnie jest ze wszystkim innym. Przyrodę musimy chronić jednoznacznie, bez żadnych wyjątków.

Maj 2001 (5/83 2001) Nakład wyczerpany