DZIKIE ŻYCIE

Nie ma dyrektora, źli ludzie harcują – czy Słowińskiemu Parkowi Narodowemu grozi rozbiór?

Remigiusz Okraska

Gdy braknie dobrego gospodarza, wówczas gospodarstwo przeżywa kryzys, a na jego majątku mogą się pożywić różne sępy, tylko czyhające na taką okazję. Tak właśnie wygląda sytuacja w Słowińskim Parku Narodowym po odwołaniu ze stanowiska dyrektora, latem 2003 r., Feliksa Kaczanowskiego. O tej sprawie i związanych z nią interesach ministerialnych urzędników pisaliśmy w roku ubiegłym kilkakrotnie. Teraz jesteśmy na tropie kolejnej afery w SPN, znów opartej na niejasnych kombinacjach, prywatnych interesach i personalnych powiązaniach. Usunięcie Kaczanowskiego pod sfingowanymi zarzutami było tylko przygrywką do dalszych działań szkodzących parkowi. Tym razem chce się wyrwać spod jego zarządu prawie 90 ha terenów.


Ruchome wydmy w Słowińskim Parku Narodowym. Fot. Konrad Malec
Ruchome wydmy w Słowińskim Parku Narodowym. Fot. Konrad Malec

Sprawa wygląda tak. Słowiński PN przejął w roku 1992 grunty po upadłym PGR Smołdzino. Ziemie przejęte przez park stanowiły odłogowane od jakiegoś czasu nieużytki porolne. Przez ten czas proces ich „powrotu do natury” jeszcze się wzmógł – dziś mamy tam bujne łąki i młody las. Od połowy lat 90. o przejęcie tych gruntów – początkowo chodziło o 120 ha – starało się Muzeum Wsi Słowińskiej w Klukach (wsi leżącej w granicach SPN), które przy pomocy utworzonego skansenu oraz wystaw i innych form dokumentuje dzieje i tradycje materialne nieistniejącej już grupy etnicznej – Słowińców, zamieszkujących dawniej te tereny. Początkowo władze skansenu chciały na ziemiach przejętych przez SPN od PGR-u prowadzić tzw. rolnictwo kulturowe, mające obrazować dawne techniki i metody tradycyjnego rolnictwa słowińskiego. W tym celu zwracały się do SPN z postulatem przekazania tych ziem skansenowi. Park odmawiał przekazania gruntów na własność, oferując ich wydzierżawienie za symboliczną opłatą. Sprawa ta ciągnęła się przez kilka lat – bez rozwiązania.

Obecnie jednak mamy do czynienia z pewną zmianą frontu. Skansen chce, aby te ziemie znalazły się w jego zarządzie, jednak już nie tylko na potrzeby odtwarzania dawnych upraw rolnych i hodowli zwierząt, lecz także po to, aby zbudować... ogromny parking wraz z towarzyszącym mu komercyjnym zapleczem gastronomicznym. Placówka w Klukach kilka razy w roku organizuje bowiem masowe imprezy, stanowiące połączenie „żywego muzealnictwa” z festynem. Imprezy te odbywają się od wiosny do jesieni, największe i najbardziej tłumne to tzw. „Czarne Wesele”, organizowane w dniach 1-3 maja, nawiązujące do słowińskiego święta organizowanego na zakończenie sezonu kopania torfu w celach opałowych. Druga taka okazja to organizowana w pierwszym dniu kalendarzowej jesieni impreza pod nazwą „Jesień się pyta, co lato zrobiło...”, organizowana na zakończenie sezonu turystycznego. I właśnie na potrzeby tych wydarzeń, odbywających się kilka razy w roku, planuje się budowę wielkiego parkingu w środku Słowińskiego Parku Narodowego.

Ale to nie koniec zakusów na parkowe ziemie. Skansenowi obiecano, że otrzyma ok. 30 ha – taką liczbę zapisano na rzecz gminy w porozumieniu zawartym między SPN a władzami Smołdzina w sierpniu 2003 r. Skansen był z tej ilości gruntów bardzo niezadowolony, o czym stosownym pismem poinformował Ministra Środowiska. Tymczasem jednak, po upływie zaledwie kilku miesięcy, w projekcie rozporządzenia Prezesa Rady Ministrów o funkcjonowaniu SPN znalazła się liczba niemal 90 ha i taka też wielkość terenów przeznaczonych do wyłączenia z zarządu parku pojawiła się podczas obrad Rady SPN w grudniu 2003 r. Jak sugerują nasi informatorzy, ten nagły wzrost żądań terytorialnych inspirowany jest przez władze gminy Smołdzino. A ponieważ mają one „mocne plecy” w Ministerstwie Środowiska, prawdopodobny jest scenariusz wydarzeń jeszcze bardziej niekorzystny dla parku niż gdyby spełniono tylko zachcianki skansenu.

Po co konkretnie gmina Smołdzino chciałaby przejąć w zarząd kilkadziesiąt hektarów parkowych gruntów, tego do końca nie wiadomo. Ale chodzą słuchy, że na potrzeby budownictwa jednorodzinnego – najpierw przejęto by grunty, a z biegiem czasu przekwalifikowano je na działki budowlane, by następnie sprzedać za spore pieniądze, bo teren jest atrakcyjny. Gmina Smołdzino nie jest zwykłą gminą. Zastępca jej wójta to Andrzej Wróbel – były dyrektor Słowińskiego PN, usunięty z posady za liczne nadużycia. To ten sam Wróbel, który do spółki ze swoim ojcem z Departamentu Ochrony Przyrody Ministerstwa Środowiska, Janem Wróblem, a także Główną Konserwator Przyrody prof. Ewą Symonides, doprowadził do odwołania z funkcji dyrektora SPN Feliksa Kaczanowskiego. Nic dziwnego – Kaczanowski broniąc interesu parku uniemożliwił Wróblowi juniorowi zagarnięcie atrakcyjnych działek w parku. Zatem ów Wróbel, przy pomocy tatusia i jego koleżanki, podsycał konflikt na linii SPN – gmina Smołdzino – Ministerstwo Środowiska. Robił to tak długo i tak skutecznie, że brak porozumienia między parkiem a gminą uniemożliwił uzgodnienie zasad współpracy, a w efekcie sprawił, że SPN jako jedyny w Polsce nie miał aktualnego rozporządzenia Rady Ministrów w sprawie funkcjonowania parku. Na tę kwestię powoływała się przy każdej okazji prof. Symonides, demagogicznie rozgłaszając jakoby SPN miał w następstwie tegoż faktu ulec likwidacji.

Obecnie mamy ciekawą sytuację. Gmina i skansen naciskają na władze ministerialne, aby uzyskać od nich zgodę na przekazanie tych terenów, które mają na oku – chodziłoby o wyłączenie ich spod zarządu parku, a więc de facto (choć nie de iure) uszczuplenie powierzchni SPN o niemal 90 ha. Odbywa się tu subtelny i zakulisowy szantaż – albo park zgodzi się na takie rozwiązanie, albo może mieć trudności z uzyskaniem zgody na zapisy planowanego rozporządzenia o funkcjonowaniu SPN. I ponoć są już nieformalne obietnice wysokich rangą urzędników Ministerstwa Środowiska (jakich? – zgadnijcie sami), że sprawa zostanie rozwiązana po myśli gminy, choć niekoniecznie tak, jak życzyłyby sobie tego władze skansenu. Spodziewana częściowa porażka tego ostatniego nie powinna nikogo dziwić, wszak bliższa koszula ciału – w tym przypadku skansen nie jest ani ciałem, ani koszulą tych, którzy podejmują w całej sprawie kluczowe decyzje.

Aby wyłączyć tereny z zarządu parku i ofiarować je skansenowi, należy ze względów formalno-prawnych przekazać je najpierw w gestię starosty powiatowego (reprezentanta Skarbu Państwa), by dopiero on mógł je oddać w użytkowanie komuś innemu – skansenowi czy gminie. I w tym momencie może dojść do ciekawej sytuacji. Otóż starosta może przekazać skansenowi tylko część z tych terenów. Pozostałe grunty – ponad 50 ha, które pojawiły się znienacka w projekcie rozporządzenia – nie muszą być przekazane skansenowi. On co prawda chciałby je uzyskać, ale ma konkurenta w postaci gminy Smołdzino.

Niewykluczone zatem, że w tym planowanym rozdaniu kart nie wszystkie asy trafią w ręce skansenu. Może on zostać wykiwany przez sprawnych graczy. Może taka właśnie jest cena za akceptację przez gminę zapisów projektu rozporządzenia dotyczącego funkcjonowania SPN? A później gmina sprzeda atrakcyjne działki budowlane leżące w centrum parku narodowego – i powstanie tam np. kolonia domków letniskowych, jak na park narodowy przystało.


Słowiński Park Narodowy. Fot. Konrad Malec
Słowiński Park Narodowy. Fot. Konrad Malec

Nie tylko Pracownia zwróciła uwagę na ten problem. Także Klub Przyrodników zaniepokoił się takim pomysłem uszczuplenia obszaru parku. W datowanym na 12 stycznia br. piśmie tej organizacji do premiera Leszka Millera napisano: „W ramach konsultacji społecznych projektu Rozporządzenia Rady Ministrów w sprawie Słowińskiego Parku Narodowego, Klub Przyrodników zgłosił we wrześniu 2003 r., swoje uwagi dotyczące projektu rozporządzenia. Dowiedzieliśmy się obecnie, że w stosunku do wersji poddanej wówczas konsultacjom społecznym, do projektu tego wprowadzono dalsze zmiany, polegające na zwiększeniu powierzchni jaka miałaby być wyłączona z zarządu Słowińskiego Parku Narodowego z 36,1137 ha do 87,5485 ha, czyli ponad dwukrotnie. Wobec powyższego, czujemy się zobowiązani odpowiednio uzupełnić naszą ówczesną opinię o projekcie rozporządzenia. Uważamy, że proponowany obecnie zapis, w praktyce oznaczający wyłączenie z parku narodowego (w stosunku do dzisiejszego stanu faktycznego) prawie 100 ha gruntów, znacząco pogorszy warunki ochrony Słowińskiego Parku Narodowego. Zwracamy uwagę, że według naszych informacji, wyłączenie to doprowadzi do stworzenia enklawy wewnątrz parku. Według naszych informacji, wyłączenie dalszych 50 ha gruntów z zarządu SPN ma służyć przeznaczeniu ich na cele inne niż ochrona przyrody. Realizacja tych celów może stworzyć wewnętrzne zagrożenie dla przyrody Parku. Wobec dokonania powyższej zmiany w rozważanym projekcie rozporządzenia, Klub Przyrodników, jako zainteresowana organizacja pozarządowa działająca w trybie Art. 14 ust. 7b Ustawy o ochronie przyrody, niniejszym opiniuje negatywnie proponowany zapis § 3. poz. 7 projektu rozporządzenia (w wersji z 3 grudnia 2003)”.

Warto w tym momencie wspomnieć o innej kwestii związanej z uszczupleniem SPN. Prawdopodobnie z parku „wypadną” jeszcze dwa spore obszary. Pierwszy to „zabagnione łąki” w Smołdzińskim Lesie, które są obecnie użytkami ekologicznymi w zarządzie SPN. W nowym projekcie rozporządzenia w ogóle nie wchodzą one w granice SPN, więc nie mówi się w ogóle o wyłączaniu ich z zarządu Parku. Po wejściu w życie rozporządzenia, SPN będzie je musiał komuś przekazać (prawdopodobnie Agencji Nieruchomości Rolnych, od której te tereny niegdyś otrzymał), a co nowy właściciel z tym zrobi, na to już park nie będzie miał żadnego wpływu. Po wejściu w życie rozporządzenia SPN straci nad nimi wszelką kontrolę.

Oprócz tego SPN straci ok. 88 ha, które ma oddać innym podmiotom, mimo że grunty te nadal będą formalnie leżeć w granicach parku. W praktyce oznacza to, że park zachowa nad nimi pewną kontrolę, ale bardzo mocno ograniczoną. Wkrótce może się zatem okazać, że po usunięciu Feliksa Kaczanowskiego ze stanowiska dyrektora SPN, ekipa prof. Symonides oraz Wróbli seniora i juniora doprowadzi do pozbawienia parku kontroli nad ok. 200 ha terenów, na których dotychczas chroniono przyrodę.

Wiele wskazuje zatem na to, że sprawdziły się nasze przewidywania z wiosny i lata ub.r., kiedy to w trakcie nagonki poprzedzającej odwołanie Feliksa Kaczanowskiego ze stanowiska dyrektora SPN pisaliśmy, że park ten znajdzie się w opałach, a źli ludzie kręcący się wokół niego będą bez pardonu realizowali swoje prywatne interesy. Nie ma kota – myszy harcują. Z myszami jednak bywa tak, że czasami wpadają w pułapkę. Obyśmy tego wreszcie doczekali.

Remigiusz Okraska

Luty 2004 (2/116 2004) Nakład wyczerpany