Milczenie świstaków
Dzika przyroda Tatr w obliczu zagrożeń (cz. 3)
W wierchowej krainie rozbrzmiewa niewiele dźwięków: zawodzenie wichrów, szum potoków i siklaw, huk grzmotów i łoskot lawin oraz nieliczne odgłosy życia. W 1866 r. prof. Maksymilian Nowicki w monografii „O świstaku” pisał: „Ożywia mile strasznie dziką i martwą pustynię hal i turni, przerywa ich grobową ciszę na widok przechodnia donośnym gwizdem dla ostrzeżenia towarzyszów o zbliżającym się niebezpieczeństwie”. Ten prawdziwy strażnik Tatr zaczyna jednak popadać w milczenie, otępiały wśród ludzkich tłumów, przewalających się co roku przez jego wysokogórskie ostoje.
Świstak należy do największych europejskich gryzoni. Kształtem przypomina susła, ale jest od niego dużo większy: przy wadze 3,5-7 kg, osiąga długość ciała od 40 do 60 cm. Ubarwiony rdzawobrązowo, ma ciemnobrunatną głowę i kark, a także ogon, którego koniec jest niemal czarny. Silne zęby u starszych osobników są ciemnopomarańczowe.
W odróżnieniu od swego kuzyna – bobaka, żyjącego na wschodnioeuropejskich i azjatyckich stepach, świstak to zwierzę wysokogórskie. Co prawda, podczas ostatniego okresu lodowcowego, przed 10 tysiącami lat gatunek ten był szeroko rozsiedlony w Europie Zachodniej i Środkowej: od północnej Hiszpanii i Włoch, po Belgię, Węgry i Rumunię, o czym świadczą znaleziska jego szczątków kopalnych (m.in. w Polsce w okolicach Jasła). Ale po ustąpieniu zlodowacenia utrzymał się jedynie w dwóch izolowanych wysokogórskich ostojach – w Alpach i Tatrach, różnicując się na dwa podgatunki. Świstak tatrzański, Marmota marmota latirostris, opisany przez J. Kratochvila w 1961 r., jest mniejszy od swego alpejskiego pobratymca. Świstaki z Alp introdukowano we francuskich Pirenejach, w Masywie Centralnym, a także w szwajcarskiej Jurze i niemieckim Schwarzwaldzie.
Świstaki żyją gromadnie, w grupach rodzinnych liczących do kilkunastu osobników, tworząc kolonie osiadłe na stałych, kilkuhektarowych areałach. Dalsze wędrówki odbywają nieczęsto, indywidualnie, zwykle w celach rozrodczych lub w poszukiwaniu nowych ostoi. Ale zdarza się nawet, że migrują pomiędzy dolinami po polskiej i słowackiej stronie, przechodząc przez główną grań Tatr.
Siedliska świstaków znajdują się przeważnie w piętrze alpejskim (hal, czyli łąk wysokogórskich) – w Tatrach Polskich w strefie wysokości 1650-2050 m n.p.m., choć także w obrębie trawiastych enklaw w piętrze kosodrzewiny, a w przypadku obniżenia górnej granicy lasu, również w piętrze reglowym – najniżej w Tatrach na wysokości 1350 m n.p.m. w Dolinie Jaworzynki. Świstaki zasiedlają stoki górskie o nastromieniu do 40 stopni, zwykle dobrze nasłonecznione, a także wypłaszczenia kotlin i dolin. Dostęp do wody nie jest dla nich tak istotny, jak dostatecznie duża miąższość gleby, umożliwiająca wygrzebywanie nor.
Konieczność przetrwania w niezwykle surowym wysokogórskim klimacie sprawiała, iż zwierzę to jest przystosowane „do życia podziemnego, kopie on sobie nory /.../; tu używa rozkoszy małżeńskich i pociech rodzicielskich” – pisał prof. Nowicki. Nory główne, czyli gniazdowe, składają się z systemu korytarzy, których łączna długość może sięgać kilkudziesięciu metrów, oraz z komory sypialnej, starannie wyścielonej suchą trawą. W ślepych odnogach korytarzy świstaki urządzają sobie ubikacje, wzorowo przestrzegając higieny. Podobno oddają tam mocz również podczas snu zimowego – wedle W. Krawczyńskiego, świstak „czyni to półsennie, niejako odruchowo, a zaraz potem zapada w dalszą bezwładność”.
Zdolność hibernacji, czyli zapadania w głęboki letarg połączony ze znacznym spowolnieniem metabolizmu, umożliwia świstakom przetrwanie wysokogórskiej zimy przy minimalnym, koniecznym do utrzymania podstawowych funkcji życiowych, zużyciu energii. Jak zanotował Stanisław Barabasz, świstaki „do snu zimowego układają się nie zawsze w tym samym czasie i nie wszystkie naraz. Zależy to od tego, jak długo trwa ciepła jesień i od położenia zamieszkania świstaków. Zamieszkujące w okolicy więcej zacienionej, idą wcześniej spać, niż te w miejscach słonecznych. Górale mówią, że w suche dni, tj. po 20 września świstaki zakopują się”. Zatykają bowiem starannie wejściowy otwór nory i układają się do snu jeden przy drugim, zwrócone łebkami ku sobie.
Już w połowie XIX w. prof. Ludwik Zejszner, hodując oswojonego świstaka, jako pierwszy polski badacz opisał symptomy świstaczego letargu: „serce zdawało się zupełnie nie bić; /.../ termometr podniósł się do +9,4 stopni C. Ze snem zimowym nie tylko ustają działania zewnętrzne zmysłów, ale nadto do najwyższego stopnia wolnieją funkcje wewnętrzne; zdaje się, że obieg krwi prawie ustaje, a z nim oddychanie”. Władysław Spausta podawał zaś w 1898 r. następujące obserwacje z sekcji: „Żołądek ściśnięty, /.../ wątroba do niepoznania zmalała, skurczyła się, a tylko mózg, śledziona i nerki widocznych zmian nie okazują. /.../ po ucięciu głowy śpiącemu zwierzęciu, serce, niby jakiś samoistny organ przez trzy godziny uderza /.../”.
Ze snu zimowego budzą się w kwietniu i wychodzą z nor, przekopując się przez zalegającą jeszcze wówczas w wyższych partiach gór grubą pokrywę śniegu. Gody odbywają w połowie maja, a po 33-35 dniach, w połowie czerwca rodzą młode – w Tatrach zwykle w miocie 2-3 (do 6 sztuk). Świstaczęta otwierają oczy w czwartym tygodniu życia, a w siódmym zaczynają wychodzić z nor i baraszkować pod czujnym nadzorem rodziców. Jak bowiem podawał prof. Nowickiemu Jędrzej Wala (zawzięty kłusownik, a później strażnik tatrzańskiej fauny), „Po obeschnięciu rosy świstaki z nor wyłażą, rozchodzą się po upłazku w różne strony, a gdy się inne pasą, jeden straż trzyma. Upatrzywszy sobie blisko nory kamień najwyższy, włazi nań, siedzi tamże jak wryty w postawie stojaczka i bacznie wadzi okiem po szczytach i niebiosach, azali nie ma gdzie drapieżcy dwunożnego albo orła krążącego”.
Świstaki odznaczają się wyostrzonymi zmysłami: doskonałym wzrokiem, słuchem i węchem. Zaniepokojone wydają z krtani przenikliwy gwizd, który przeszywa wysokogórską przestrzeń, obijając się echem o ubocza i skalne urwiska. Tak zaalarmowana świstacza gromadka czmycha do nor, przy czym oprócz nory gniazdowej, będącej głównym schronieniem, mają jeszcze nory przechodnie i krótkie nory ucieczkowe, położone w dalszych rejonach areału kolonii i umożliwiające przeczekanie chwilowego niebezpieczeństwa.
W Tatrach świstaki najczęściej stają się ofiarami lisów, które patrolują ich kolonie już wiosną, kiedy ospałe gryzonie wykopują się spod śniegu. Polują na nie również rysie. Rzadziej są porywane przez ptaki drapieżne, przede wszystkim przez orła przedniego. Padają też od chorób, przy czym chore osobniki są podobno wyganiane, a nawet zabijane przez swych pobratymców przed okresem hibernacji; faktem jest, że świstaki uprzątają szczątki padłych współlokatorów przed ułożeniem się w norze do snu zimowego, instynktownie unikając w ten sposób ryzyka zarażenia. Giną również wskutek działania katastrofalnych czynników abiotycznych – jak podaje Wojciech Gąsienica-Byrcyn, w 1980 r. odnotowano przypadek śmierci świstaka w lawinie śnieżnej w rejonie Czarnego Stawu pod Rysami, a w roku 1983 nastąpiło zniszczenie całej kolonii w Dolinie Pańszczycy w wyniku przewalenia się lawiny błotno-gruzowej, która zeszła w masywie Koszystej.
Jednak wciąż najgroźniejszym dla świstaków niebezpieczeństwem pozostaje presja człowieka. W Tatrach od wieków górale polowali na świstaki. Parający się tym procederem kłusownicy zwani są świściarzami. Raczej rzadko strzelano do świstaków, trafione chowają się bowiem w głębokich norach. Znacznie częściej zakłada się na nie paści przed otworami nor. Jesienią chodzono też grzebść świstaki, czyli wykopywać je z nor, kiedy ułożą się do snu zimowego. Opowiadał o tym stary skrytostrzelec Jan Krzeptowski Sabała: „Mieliśmy takom małom motyckę, wziołek se grzebść. Ziem była lekka, bez skale, grzebiem od wiecora do rania, ale zaś potem były takie skale, dziura się pod nie chowała /.../. Skoro na świtaniu, jest stary, wielgi świstak. /.../ Dziubne flintom – a on gryzie. /.../ No, rzeke, juz ja cie dostane! Juźci paf! z jednej flinty do dziury, – posiedze na kwile! – paf! z drugiej. No, i co się nie zrobiło, dymem go zadusiło, – idzie z tej jamy taki pijany – ja go łap za kucinę [sierść – przyp. T.B.], ten się sarpnął – kucina w garzści ostała – uciok!”.
Zwierzęta owe są pozyskiwane nie tyle dla futra czy mięsa, ile dla tłuszczu, którego podskórne zapasy gromadzą, by przetrwać zimę. „Sadło to uważane jest wśród górali za cudowny lek na wszystkie choroby. Stosują go zewnętrznie do nacierania albo zażywają z mlekiem lub wódką. Jeśli nawet po zastosowaniu sadła świstaka stan zdrowia chorego zdecydowanie się pogarsza, zarówno chory, jak i jego bliscy nadal wierzą w ten „lek”, jak w Ewangelię /.../. Sadło to zwykle drogo jest opłacane, gdyż świstaki stają się teraz wielką rzadkością” – pisał w 1866 r. prof. Nowicki.
Wraz z ks. Dr. Eugeniuszem Janotą rozwinął Nowicki działalność na rzecz ochrony świstaków i kozic. Na łamach krakowskiej prasy argumentował: „Z prawdziwym zadowoleniem powitaliby miłośnicy przyrody surowy zakaz wygrzebywania świstaków zapadłych w sen zimowy z ich nor. Taki bowiem sposób polowania na te zwierzęta pociąga za sobą najbardziej niszczące skutki, co jest również niegodnym barbarzyńskim postępowaniem, gdy się bezbronne zwierzę wyciąga z jego kryjówki i zabija, podczas gdy sama natura tak cudownie i troskliwie ochrania jego życie”. Starania te zostały uwieńczone sukcesem. Dnia 19 lipca 1869 r. weszła w życie prekursorska w skali Europy (a nawet świata) ustawa galicyjskiego Sejmu Krajowego, której pierwszy paragraf głosił: „Zakazuje się polowania na zwierzęta alpejskie świstaka i dziką kozę, właściwe Tatrom lub łapania takowych. Równie zakazuje się sprzedaży tych zwierząt, jak też i sadła świstaczego”.
Sadło to ma postać gęstej, oleistej mazi, nietężejącej nawet na mrozie. Jego wyjątkowe właściwości lecznicze są powszechnie kwestionowane w świetle nauki. Nie sposób jednak w ciemno ignorować wielowiekową mądrość ludowej medycyny. Sadło świstaków może posiadać szczególne właściwości lecznicze, zważywszy, że dieta tych roślinożerców składa się z wysokogórskich ziół i zawarte w pokarmie ciała czynne są akumulowane w tkance tłuszczowej gryzoni. Nagromadzenie tych biochemicznych substancji, obok wysokiej kaloryczności samego tłuszczu, może sprawiać, że lecznicza skuteczność świstaczego sadła okazywała się relatywnie większa niż innych tłuszczów pochodzenia zwierzęcego (np. sadła niedźwiedziego czy borsuczego). Współcześnie zresztą produkuje się w Szwajcarii środki farmaceutyczne na bazie sadła świstaka (np. maści). Niewątpliwie wpłynęło to na stagnację czarnorynkowego handlu tym specyfikiem na Podhalu, gdzie w czasach PRL-u był on sprzedawany za dolary, nawet na zagraniczne zamówienia!
Pomimo, iż gatunek ten podlega w Polsce ścisłej ochronie, również na mocy Konwencji Berneńskiej Appendix II, a od 1955 r. w granicach Tatrzańskiego Parku Narodowego leży cały krajowy areał populacji świstaków, zostały one jednak mocno przetrzebione. Co prawda likwidacja pasterstwa wysokogórskiego przyczyniła się do polepszenia warunków siedliskowych, zwłaszcza w zakresie spokoju ostoi, ale nasilone kłusownictwo nadal powodowało znaczne ubytki. Wedle oficjalnych danych, na terenie TPN od 1976 r. stwierdzono nielegalne pozyskanie ponad 50 świstaków, m.in. w 1982 r. przejęto pół setki świstaczych skórek, a podejrzany, znany od lat kłusownik z Krzeptówek, był nawet fotografowany przez niemieckich turystów w trakcie zastawiania paści przy świstaczych norach po słowackiej stronie Tatr! Wielokroć służby Parku likwidowały takie pułapki. Jak podają TPN-owscy specjaliści, Filip Zięba i Tomasz Zwijacz-Kozica, zdarzyło się też, że jakiś maniakalny szkodliwiec zablokował kamieniami otwory nor w Dolinie Jaworzynki!
W efekcie nadzoru strażniczego, a przede wszystkim wskutek spadku popytu na sadło z tatrzańskich świstaków, a co za tym idzie – z powodu osłabienia presji kłusowniczej, nastąpił przyrost populacji tego rzadkiego zwierzęcia. O ile na początku lat 80. XX wieku zinwentaryzowano 40 czynnych stanowisk świstaka w Tatrach Polskich (35 w Tatrach Wysokich i tylko 5 – w Zachodnich), to po 20 latach odnotowano co najmniej 50 kolonii. Ich ilość w Tatrach Zachodnich zwiększyła się do ponad 15, co wskazuje, że świstak zaczyna powracać w swe dawne ostoje, w których onegdaj został wytępiony.
Jednak w porównaniu z rozsiedleniem tego gryzonia w Tatrach Słowackich, nadal uderzające jest stosunkowo bardzo nieliczne występowanie po polskiej stronie stanowisk dolinnych. Według Wojciecha Gąsienicy-Byrcyna, ich brak „spowodowała w przeszłości nadmierna eksploatacja tych terenów przez pasterstwo. Ponadto przez większość potencjalnych stanowisk dolinowych przebiegają obecnie szlaki turystyczne”. Zdaniem tego badacza, „obecnie warunki siedliskowe świstaka mogą być naruszane przez masowy ruch turystyczny, np. w rejonie Doliny Rybiego Potoku, Doliny Stawów Gąsienicowych, oraz inwestycje sportowo-rekreacyjne, np. w rejonie Kasprowego Wierchu”. W tym środkowym pasie Tatr Polskich nastąpiło przerwanie zasięgu świstaka. Wedle dr. Gąsienicy-Byrcyna, „Rozbicie populacji tatrzańskiej wiąże się zarówno z nadmierną koncentracją szlaków turystycznych, jak i z każdą większą budową w tych górach”.
Wbrew postulatom ochrony przyrody, na stokach Kasprowego Wierchu, gdzie w Dolinie Suchej Gąsienicowej w obrębie tras narciarskich egzystuje kolonia świstaków, w 2000 r. na miejscu starej kolejki wzniesiono nową kolej krzesełkową „Gąsienicowa II” o 6-7-krotnie zwiększonej przewozowości (z 396 do 2379 osób/godzinę). Dokonano tego wbrew sprzeciwom organizacji społecznych: Ligi Ochrony Przyrody i Polskiego Klubu Ekologicznego, które wraz z Tatrzańskim Parkiem Narodowym złożyły skargę w Naczelnym Sądzie Administracyjnym.
Osławiony Minister Środowiska, Antoni Tokarczuk głosząc arogancko, że „Tatry są dla Polaków, a nie tylko dla świstaków”, bezkarnie naruszył procedury prawno-administracyjne i wymusił na ówczesnym dyrektorze TPN, W. Gąsienicy-Byrcynie, uchylenie zaskarżenia. W efekcie tych skandalicznych nacisków przeforsowano rozbudowę urządzenia transportowego w sercu parku narodowego, prowadząc roboty budowlane w obrębie ostoi świstaków – m.in. drążono wykopy fundamentowe młotami pneumatycznymi, transportowano elementy konstrukcyjne śmigłowcem, przekopano rów kabla ziemnego (owe barbarzyńskie działania dokumentuje film pt. „Decyzja nr 104/99”).
Rodzina świstaków, której miejsce życia przekształcono w plac budowy, przetrwała tę nieludzką ingerencję zaskakująco szczęśliwie. Jak zauważyła Iwona Joanna Jurek, prowadząca w tym czasie obserwacje owych zwierząt, co prawda świstaki zmieniły rytm aktywności dobowej, starając się unikać robotników i zachowując maksymalny możliwy w danych warunkach dystans, ale nie reagowały ostrzegawczym gwizdem, a więc „przyzwyczaiły” się do ruchu w tym rejonie; zdołały też wyprowadzić miot młodych i bez strat przetrwać zimę. Wedle tej autorki, „Kolejne lata badań pokazały, że ich rytm życiowy powrócił do normy, a rodzina świstacza ma się na razie dobrze” („Wierchy” 69: 2003, s. 160).
Na pociechę zostało Parkowi zastrzeżone w umowie ze spółką Polskie Koleje Linowe czasowe wstrzymywanie ruchu rozbudowanej kolei. Próbował to egzekwować dyrektor Byrcyn w okresie wygrzebywania się świstaków z nor, kiedy na przełomie kwietnia i maja Dolina Gąsienicowa wciąż jest areną narciarskiego „białego szaleństwa”. PKL lekceważy jednak postulaty ochrony przyrody – w pogoni za maksymalnym zyskiem ani myśli wstrzymywać ruchu narciarskiej karuzeli. Rejon świstaczej kolonii ogradza tylko płotkami, które mają zabezpieczać rozpasanych narciarzy przed kolizją z rozespanymi świstakami.
Wygląda to tragikomicznie, zwłaszcza zważywszy na opinię TPN-owskich specjalistów, którzy twierdzą, że „Nie ma jak dotąd bezpośrednich dowodów na niekorzystny wpływ ruchu narciarskiego w Kotle Gąsienicowym na kolonię świstaków. W czasie kursowania kolei krzesełkowej dwukrotnie obserwowano przejście świstaka w kierunku Zielonego Stawu przez trasę narciarską. Najprawdopodobniej nie stanowi więc ona dla tych gryzoni bariery nie do pokonania” (cytat: tamże, s. 156).
W trosce o zapewnienie spokoju świstakom, w przeszłości TPN administracyjnie zamknął kilka wysokogórskich szlaków turystycznych. Ale w ostatnich latach obserwowano np. ożywioną aktywność świstaków w najbliższym sąsiedztwie niebieskiego szlaku na dnie Doliny Pięciu Stawów Polskich, gdzie nory przebiegały nawet między brukiem ścieżki. Jednak kolonia ta przestała istnieć. „Nie udało się określić nawet poszlakowych przyczyn zaniku tego stanowiska” – informują wspomniani TPN-owscy specjaliści. Jeden z nich na łamach „Gazety Wyborczej” w 2003 r. opisywał również wyniki swoich obserwacji świstaków w sąsiedztwie szlaków w Tatrach, lansując pogląd, że skoro te z natury płochliwe zwierzęta wykazują coraz mniejszą, wydatnie obniżoną pierzchliwość, to zwiększający się ruch turystyczny nie powinien im zagrażać...
Zapewne jest w tym niemało racji. Synantropizacja świstaków to przejaw zdolności adaptacyjnych tego gatunku, stanowiących szansę na przetrwanie przez nie gwałtownych zmian środowiskowych w Tatrach, związanych z ekspansją turystyki i narciarstwa zjazdowego. Nie wolno jednak zapominać, że z drugiej strony jest to forma degeneracji behawioralnych cech dziko żyjących zwierząt, czyniąca je łatwiejszym łupem dla kłusowników. Nasuwa się jedno zasadnicze pytanie: czy oswajanie świstaków z obecnością urządzeń i obiektów komunikacyjnych oraz ludzkich tłumów, to zjawisko właściwe i pożądane w parku narodowym?
Milczenie świstaków w sytuacjach bliskiego kontaktu z człowiekiem w sąsiedztwie szlaków i kolei jest alarmującym sygnałem zagrożenia tego gatunku w Tatrach Polskich. Świstaki to nie laboratoryjne świnki morskie, a park narodowy to nie instytucja zajmująca się ich testowaniem. Zamiast monitorować, na jaki sztuczny bodziec (akustyczny czy optyczny) obojętnieją tatrzańskie zwierzęta – decydenci TPN winni egzekwować prawne rygory ochronne, za co im płacą podatnicy. Trzeba przy tym pamiętać, że to nie turyści i narciarze są wrogami idei ochrony przyrody, lecz zachłanny narto-biznes, bezwzględnie dążący do maksymalizacji zysków z udostępnienia Tatr. Tymczasem dyrektor TPN, P. Skawiński, usłużnie współpracuje z lobby inwestycyjno-samorządowym na rzecz rozbudowy zespołu kolei linowych i urządzeń narciarskich na Kasprowym.
Tomasz Borucki