Czerwony bór – przyroda bez granic i bez... przyszłości?
Północ Białorusi, górnodźwiński, rossoński, połocki i gródecki rejon obwodu witebskiego, Pojezierna Puszcza i Białoruskie Pojezierze – wszystkie te nazwy charakteryzują rozległy region południowej tajgi, położony w centrum kontynentu europejskiego. Ostatni europejski lodowiec, ustąpiwszy z tego terenu 12 tys. lat temu, zostawił po sobie spadek w postaci tysiąca jezior, rzek, bagien i oryginalnych form reliefu, uformował różnorodne krajobrazy Pojezierza Białoruskiego. Po upływie wieków nam, Białorusinom, przypadło szczęście nazywania tych unikalnych miejsc swoją ojczyzną. Gdyż to tutaj właśnie mają początek źródła białoruskiej państwowości, jeszcze w czasach Księstwa Połockiego. Przez długie wieki społeczności ludzkie harmonijnie współistniały na jednym terytorium z innymi przedstawicielami europejskiej przyrody.
Z uwagi na trudną dostępność wielu obszarów, z powodu dużej ilości bagien, jezior, rzek i niekorzystnego ukształtowania terenu, a także nieurodzajność ziemi dla upraw rolnych, w regionie tym już od dawna charakterystyczna jest niska gęstość zaludnienia, szczególnie ostro widoczna w latach powojennych. Ale i dziś w większości powiatów północnej Białorusi gęstość zaludnienia jest najniższa w całym kraju. Drugi co do wielkości w obwodzie witebskim powiat rossoński zajmuje ostatnie miejsce pod wzlędem ilości mieszkańców, których jest tutaj około 13 tysięcy. Zaś lesistość w szeregu miejsc dochodzi do 80 i więcej procent. Nie ma tutaj wielkich zakładów przemysłowych ani miast. Obszar ten, jak się okazało, nie został skażony w wyniku awarii elektrowni czarnobylskiej.
Nieprawdaż, że to idealny teren dla ustanowienia obszarów chronionych, prowadzenia badań naukowych naturalnych krajobrazów, rozwoju turystyki ekologicznej i edukacji dla ochrony przyrody? Oczywiście, że tak! Dziś, w wieku technologii komputerowych i społeczeństwa industrialnego, na obszarze Pojezierza Białoruskiego powstają lokalne inicjatywy mające na celu przypomnienie człowiekowi, że jest jedynie cząstką przyrody. Chciałbym zwrócić uwagę na jedną z takich inicjatyw, która narodziła się stosunkowo niedawno w samym sercu Pojeziernej Puszczy na obszarze leśno-bagiennego kompleksu Czerwony Bór.
Czerwony Bór jest rozległym leśnym masywem typu południowej tajgi, który uformował się na terenach objętych przez zlodowacenie wałdajskie, i zawiera w sobie tej samej nazwy zakaznik krajobrazowy [forma ochrony przyrody zbliżona do polskiego parku krajobrazowego – przyp. tłum.] o znaczeniu krajowym, o powierzchni ponad 30 tys. ha, utworzony w 1995 r. na terenie zachodniej części powiatu rossońskiego. Od zachodu do zakaznika Czerwony Bór przylega Aswiejski zakaznik krajobrazowy, również o znaczeniu krajowym, położony na północy powiatu górnodźwińskiego. Sercem tego zakaznika jest drugi co do wielkości naturalny zbiornik wodny Białorusi – jezior Aswieja – o powierzchni ponad 53 km2, które jest ostoją ramsarską o znaczeniu międzynarodowym. I wreszcie na północy, już na terytorium Rosji, położony jest Siebierzski Park Narodowy. Taka troistość obszarów chronionych już w znacznym stopniu przyciąga uwagę.
Nie wdając się w naukowe dyskusje co do powodów złożoności pochodzenia krajobrazów Białoruskiego Pojezierza i ich różnorodności dla flory i fauny, chcę tylko zauważyć, że Czerwony Bór to bodaj czy nie jedyny obszar na północy Białorusi, na zwartej powierzchni łączący w sobie wszystkie różnorodne ekosystemy charakterystyczne dla rozległego regionu obwodu witebskiego. Nie zwracając uwagi na to, że większą część obszaru zajmują sosnowe bory suche, zasadzone na piaszczystych glebach, typowymi tutaj są lasy świerkowe i mieszane. Jeszcze jeden typ lasu charakterystyczny jest dla południowej tajgi – zabagnione, podmokłe olsy z olszą czarną, tworzą w sporej ilości miejsc rozległe kompleksy o powierzchni wielu kilometrów kwadratowych. Znaleźć tutaj można absolutnie wszystkie typy ekosystemów bagiennych, od potężnych torfowisk wysokich po nizinne osokowe zbiorowiska. Tutaj położone jest największe w regionie otwarte torfowisko niskie, w dolinie rzeki Osynki, biotop zupełnie nie charakterystyczny dla Pojezierza. Na osobną uwagę zasługują ekosystemy wodne. Około 50 jezior i rzek prezentuje całe spektrum ich troficznych typów – od bliskich oligotroficznym jeziorom z czyściutką wodą do silnie zarastających dystroficznych zbiorników i wtórnych jeziorek na wyżynno-jeziornych kompleksach torfowisk wysokich. Fauna i flora na swój sposób jest tutaj również unikalna, ponieważ na granicach areałów występuje duża ilość gatunków zwierząt i roślin pochodzenia północnego.
Z ptaków dość wspomnieć puszczyka uralskiego, pardwę, kulika mniejszego, drzemlika, nura czarnoszyjego. Z roślin natomiast malinę moroszkę, brzozę karłowatą, zimoziół północny, wierzbę lapońską. Jedne z większych w kraju populacje głuszca, rysia, jenota i dzika charakteryzują Czerwony Bór jako stosunkowo naturalny ekosystem. Wiele gatunków z Czerwonej Księgi Białorusi zachowało tutaj do dziś dość dużą liczebność, w pierwszej kolejności bielik i orzeł przedni. W ekosystemach leśnych dość częsta jest sóweczka, dzięcioł trójpalczasty, a na torfowiskach wysokich gadożer, rybołów, siewka złota, rycyk, kwokacz i kulik wielki. Odnotowano miejsca bytowania puszczyka mszarnego, kraski i łabędzia krzykliwego.
Spis ten można by przedłużać jeszcze bardziej, jednak nie taki jest cel tej publikacji. Mam nadzieję, że czytelnik wierzy autorowi, że Czerwony Bór to unikalny rezerwat fauny i flory, położony na zróżnicowanym polodowcowym reliefie. Chciałbym odejść już od wyliczania gatunków i zwrócić uwagę na szereg praktycznych pytań dotyczących funkcjonowania tego systemu przyrodniczego w chwili obecnej. A takich pytań jest niemało.
W 2004 r. na bazie obecnego gospodarstwa łowieckiego Czerwony Bór „Interserwis” Spółka z o. o. utworzono dział, którego głównym zadaniem był rozwój w regionie profesjonalnej turystyki ekologicznej. Autor niniejszego artykułu stał się członkiem tej inicjatywy od momentu powstania. Mówiąc o „profesjonalnej ekoturystyce”, chciałbym podkreślić specyficzny kierunek działań tego zespołu ludzi. Niestety w języku rosyjskim ekologiczną turystyką często nazywa się zwyczajny odpoczynek w przyrodzie czy na wsi u rolników. Zejdziesz ze szlaku w najbliższy las i już jesteś ekoturystą! My staramy się jednak przyciągnąć turystów, którzy posiadają dużą wiedzę biologiczną i pasję rozpoznawania gatunków w warunkach naturalnych. W efekcie tego procesu, głównym jego rezultatem jest ilość zaobserwowanych gatunków, ze szczególnym naciskiem na te rzadkie i wymierające, które zobaczyć jest coraz trudniej. Niestety, wśród białoruskich turystów prawdziwa ekoturystyka nie cieszy się póki co większą popularnością, ponieważ słabo u nas jest jeszcze rozwinięta świadomość ekologiczna. Przytłaczająca większość Białorusinów np. może zrozumieć potrzebę obserwowania żubra w naturze, ale wątpliwe, czy zainteresują się propozycją posłuchania wiosennego bębnienia dzięcioła trójpalczastego. Stąd też póki co nie można liczyć na lawinę krajowych ekoturystów i dlatego zmuszeni jesteśmy nastawiać się na rynek europejski.
Nasze gospodarstwo łowieckie, obejmujące część obszarów zakazników krajobrazowych Czerwony Bór i Aswiejski, osiągnęło już znaczne rezultaty w rozwoju turystyki ekologicznej w regionie. W ciągu dwóch lat przeprowadzona została inwentaryzacja różnorodności biologicznej obszaru. Praca ta trwa do dnia dzisiejszego, zrobiono spis gatunków zwierząt i roślin, wyodrębniono z niego te najbardziej interesujące dla ekoturystów. Opracowano programy wypraw w poszczególnych porach roku, wydzielono główne obiekty do obserwacji. Przygotowano infrastrukturę – miejsca pobytu dla turystów, transport, wyżywienie, sprzęt do obserwacji gatunków w przyrodzie. Wydana została obszerna książka o Czerwonym Borze w języku rosyjskim i angielskim. Robione są zdjęcia do filmów dokumentalnych o przyrodzie Czerwonego Boru z udziałem filmowców krajowych oraz zagranicznych spółek filmowych – z perspektywą pokazania ich w kanałach telewizyjnych o ogólnoświatowym zasięgu. W 2006 r. obszar ten odwiedzili przewodnicy turystyczni z Wielkiej Brytanii i Bułgarii, przedstawiając swoje propozycje perspektyw rozwoju turystyki ekologicznej. W połowie września z sukcesem przeprowadzono pierwszy zorganizowany turnus ekoturystyczny dla przybyszów z Wielkiej Brytanii.
Nie bacząc na to, że w naszym otoczeniu niewielu ludzi wierzy w realność rozwoju ekoturystyki, powoli, ale stanowczo idziemy do przodu. Trzeba jasno sobie powiedzieć, że dla rozwoju ekoturystyki trzeba dłuższego czasu niż dla rozwoju turystyki łowieckiej. Efekt ekonomiczny jednego turnusu łowieckiego może być rzeczywiście większy niż turnusu ekologicznego. Ale to tylko powierzchowny pogląd. Z reguły w sezonach łowieckich zawsze odczuwa się deficyt zwierzyny na trofea, na którą kierują uwagę wszyscy komercyjni myśliwi. W pierwszej kolejności liczebność zwierzyny ogranicza turystykę łowiecką. Oprócz tego polowania mają ograniczenia czasowe i prowadzone są w określonych okresach roku, podczas gdy obserwacje przyrodnicze można prowadzić praktycznie cały rok. Pozyskując trofeum ze zwierzęcia mamy z niego korzyść tylko raz, zaś obserwacje np. sóweczki z grupą turystów możemy prowadzić dziesiątki razy. W celu osiągnięcia znacznego efektu ekonomicznego turystyka ekologiczna nastawiona jest na dużą ilości grup. Jest oczywiste, że dla rozwoju tego nowego kierunku niezbędni są specjaliści, których praktycznie nie ma w terenie.
Ale najważniejszym warunkiem rozwoju turystyki ekologicznej jest ochrona różnorodności biologicznej na obszarach chronionych i ich zachęcający, dla ekoturystów, „wygląd wewnętrzny”.
W warunkach Pojeziernej Puszczy i Czerwonego Boru szczególnie ważnym problemem stojącym na drodze ochrony naturalności krajobrazu jest gospodarka leśna. Ogromna ilość wielkopowierzchniowych zrębów na obszarze zakaznika zmusza do zastanowienia się nad efektywnością naszego ustawodawstwa w zakresie ochrony przyrody. Wszyscy nasi goście (przewodnicy turystyczni, fotografowie, filmowcy) z różnych krajów Europy, którzy oglądali ten teren w celu rozwoju ekoturystyki, byli dziwnie zgodni w swoich sądach o naszej gospodarce leśnej – to nie jest zarządzanie lasami, to katastrofa! Ekoturyści zachęceni i natchnieni materiałami reklamowymi o nietkniętej przyrodzie, naturalnych krajobrazach pełnych niepłochliwych zwierząt i ptaków, oczekują zobaczenia właśnie tego. A jaki jest efekt? Zostają im nieprzyjemne wspomnienia martwych pustyń w miejscach wielkich zrębów zupełnych i rozrzucone po całym lesie resztki po rębniach, zupełny brak dorodnych lasów i pełno wielkopowierzchniowych plantacji sosnowych. A rzężące ze wszystkich stron piły spalinowe nijak nie mogą stać się symbolem żywej przyrody!
Oczywiście nie trzeba wyjaśniać, że gospodarka leśna w regionie jest jedynym źródłem przychodów budżetu, stąd od dawna znany jest dylemat – miejsca pracy czy ochrona przyrody. Ale rodzi się uporczywe pytanie: po co tworzymy obszary chronione i krzyczymy na każdym kroku o rozwijaniu ekologicznej turystyki i o tym, jakież to piękne są nasze pojezierne lasy?! Ludzie, opamiętajcie się! Pojezierne lasy już nie są piękne! Są zniszczone przez człowieka do tego stopnia, że o ich dawnym pięknie w najbliższym czasie będziemy mogli tylko mówić. W tym roku udało mi się przelecieć helikopterem nad obszarem Czerwonego Boru. Czując przedsmak lotu i możliwość rozkoszowania się widokiem obszaru z wysokości, nie mogłem przewidzieć, że wrócę na ziemię głęboko rozczarowany: kiedyś wielkie masywy leśne zamienione są dziś w poranione wyrębami istoty. Unikalność rosłych, naturalnych lasów została utracona niemal zupełnie, a martwe plantacje sosnowych sadzonek męczą cię wręcz, kiedy lecisz śmigłowcem...
Dlaczego północą Białorusi są zainteresowani liczni europejscy eksperci zajmujący się organizacją turystyki ekologicznej? Sprawa jest prosta. Ochroniliśmy jeszcze swoje lasy na znacznych obszarach, nawet nie bacząc na ich czasem nieciekawy wygląd, bytuje w nich całe mnóstwo gatunków fauny i flory, które potencjalnie mogą być obiektami do obserwacji dla ekologicznych turystów. Ale tak jest tylko w porównaniu do krajów Europy Zachodniej, gdzie lasów prawie nie ma i której społeczeństwo industrialne, opamiętawszy się po unicestwieniu rodzimej przyrody, szuka po całym świecie miejsc, gdzie ta przyroda jeszcze się zachowała i gdzie można się nią jeszcze rozkoszować... oczywiście za pieniądze. Czy naprawdę my również chcemy tak postępować – unicestwić za bezcen nasze narodowe bogactwo, a potem szukać go w obcych krajach?! Dziś trudno znaleźć winnych zaistniałej sytuacji, ale też czy chodzi o to, by ich znaleźć. Teraz nie pora szukać winowajców, lecz trzeba zmieniać postawy tych, którzy z przyrody korzystają. I pierwszymi krokami na tej drodze powinny być właśnie obszary chronione, takie jak Czerwony Bór, gdzie ludzie zrozumieli powagę sytuacji i nieodwracalność jej ewentualnych następstw.
Oto cytat z wniosków jednego z doświadczonych europejskich przewodników turystycznych, który odwiedził ten obszar w 2006 roku: Najbardziej negatywne wrażenie zrobiły na nas wielkopowierzchniowe zręby zupełne. Takim postępowaniem unicestwia się przede wszystkim jakąkolwiek przyszłość ekoturystyki, ponieważ ten rodzaj gospodarowania stoi w sprzeczności z dziką, nietkniętą przyrodą, która przyciąga turystów! Okropny widok zrębów zupełnych i złowieszcze wycie piły spalinowej nie mogą nikogo oczarować i posłużą tylko jako anty-argument do rozwoju tutaj ekoturystyki.
Koniecznie należy natychmiast znaleźć mechanizm ograniczający ten szkodliwy rodzaj działalności chociaż w okresie wiosennym, kiedy w czasie wyrębów niszczy się wielką ilość gniazd, w tym także rzadkich gatunków ptaków. Wiosna jest też najbardziej korzystnym okresem do prowadzenia obserwacji ornitologicznych.
Konieczne jest natychmiastowe wprowadzenie ścisłej ochrony choćby tych terenów, gdzie znajdują się najpiękniejsze i najlepiej wykształcone ekosystemy leśno-bagienne, gdzie jeszcze ocalały stare lasy. Jeśli niemożliwe jest unikanie wyrębów w ogóle, to należy dążyć choćby do wprowadzenia zrębów gniazdowych...”.
I tutaj wchodzimy w ślepą uliczkę: jest co prawda w naszym kraju ustawa o obszarach chronionych, tworzonych dla ochrony zwierząt, ale jednocześnie dokonuje się wyrębów dużych obszarów lasów na terytorium zakaznika. Czytając w „Rozporządzeniu o zakazniku...” o zakazie zrębów zupełnych w celach gospodarczych, myślimy: „no, nie wyrżnęli, udało się, nie wyrżnęli, przynajmniej ten skrawek przyrody jest względnie bezpieczny?”. A skąd! Od razu za „zakazem wyrębów” pojawia się słowo „oprócz”, które zupełnie zmienia cały zamysł i intencje owego rozporządzenia. Bo nie wiedzieć czemu, na 100% zrębów na obszarze zakaznika w 95% przypadków postanowiono, że wyręby gniazdowe nie są wskazane i unicestwiono cały las za jednym zamachem. I nie przekonują wcale argumenty „pozyskiwaczy drewna”, którzy będą uparcie dowodzić, że dokładnie w tym miejscu należało przeprowadzić taki właśnie zrąb zupełny – „mamy wszystkie potrzebne dokumenty”. I po swojemu są oni zgodni z prawem – rzeczywiście, trochę głupio złościć się na leśnictwa, które otrzymują plany wyrębu z „góry”. Czasem tylko porażają stwierdzenia leśniczych typu: „niech ptaki żyją w Rosji, my tutaj poważnymi sprawami się zajmujemy...” albo „...my jeszcze niewiele wycinamy, poczekajcie niech przyjdzie nowy plan...”.
W jeszcze większe zdumienie wprawia stosunek niektórych kierowników gospodarki leśnej wobec wielu rzadkich gatunków zwierząt. Niejednokrotnie zgłaszali propozycje, aby wpisać rysia i niedźwiedzia w spis gatunków łownych, a rysia traktować nawet jako szkodnika, ponieważ on jakoby silnie ograniczał populację głuszca. Tak, na szczęście na terenie Czerwonego Boru zagęszczenie populacji rysia jest jednym z największych w kraju. Ale tym trzeba się szczycić, a nie chwytać za strzelbę! Dlaczego nikt nie zaproponuje przeprowadzenie programu monitoringu populacji rysia z wykorzystaniem współczesnych metod badawczych, żeby obiektywnie ocenić jej wpływ na środowisko? Zapewne dlatego, że takie badania z pewnością pokazałyby, że ryś jeszcze nie w pełni zasiedlił potencjalną niszę ekologiczną. Dlaczego nikt nie mówi o problemie populacji jenota, który rzeczywiście wpływa na populacje większych ptaków, w tym także głuszców. Odpowiedź jest prosta – to ryś jest cennym obiektem polowań komercyjnych, nie jenot! Jednak zwierzę można pozbawić życia tylko raz i już więcej go nie będzie!
Poruszając tematykę stosunków z gospodarstwami łowieckimi wspomnę jeszcze problem łosia. Praktycznie za każdym razem, kiedy pojawiam się w leśnictwach, słyszę cały czas tę samą wymówkę: „Wasz łoś znów zniszczył nasze nasadzenia sosnowe”. Dlaczego jednak nikt nie chce wniknąć w sedno problemu, w jego źródło. Przecież łoś to przede wszystkim zwierzę, które szybko reaguje na zmiany w swoim środowisku. Zwiększając ilość leśnych nasadzeń – zwiększa się zimowa baza pokarmowa łosia, na co on reaguje zwiększeniem swojej liczebności. Najlepszy przykład to Berezyński rezerwat biosfery [jednocześnie zapowiednik – najwyższa forma ochrony przyrody na Białorusi – przyp. tłum.], gdzie nie ma ani wyrębów, ani nasadzeń. Wydaje się – raj dla dzikich zwierząt – a zagęszczenie populacji łosia jest tam wyraźnie mniejsze niż w Czerwonym Borze. A dla ochrony nasadzeń przed łosiem trzeba je ogradzać – jak to robią w wielu krajach Europy. I żaden to dla mnie argument, że w Europie są one mniejsze powierzchniowo, bo i zręby są tam znacznie mniejsze, a co za tym idzie – dochody ze sprzedaży drewna również!
W jaki sposób można walczyć z unicestwianiem lasów na obszarach chronionych? Na to pytanie nie znam jeszcze ostatecznej odpowiedzi. Jednak od czegoś trzeba zacząć. Bardzo pomocne w tej działalności może być wyznaczanie stref ochronnych wokół miejsc bytowania gatunków zapisanych w Czerwonej Księdze Białorusi. W niedawno ustanowionych Zasadach prowadzenia gospodarstwa łowieckiego i polowania, zatwierdzonych Decyzją Prezydenta Nr 580, postanawia się: „podczas wytyczania, w granicach systemy ostoi myśliwskich, terenów gospodarczej i innej działalności niezwiązanej z prowadzeniem gospodarki łowieckiej, osoby prawne i indywidualne są zobowiązane do wyznaczania stref o promieniu 300 metrów wokół miejsc tokowania głuszców i cietrzewi, miejsc bytowania chronionych gatunków ptaków i ssaków wpisanych do Czerwonej Księgi Białorusi, wraz z prowadzeniem w granicach tych stref działań mających służyć ochronie wymienionych dzikich zwierząt...”. Jak nas poinformowano w Ministerstwie Zasobów Naturalnych i Ochrony Środowiska Republiki Białorusi, na chwilę obecną przypadków wydzielania takich stref albo nie było, albo było bardzo mało. Dlatego też wkraczamy na nieznany grunt, ale mimo wszystko chce się wierzyć w sukces.
Na terytorium Czerwonego Boru znanych jest wiele miejsc bytowania gatunków zwierząt i roślin zapisanych w Czerwonej Księdze Białorusi. Ale nawet jeśli je wszystkie wziąć pod ochronę i wyłączyć spod wyrębów, to będą to jedynie punkty na mapie, które nawet zestawione razem stanowią niewielką część obszaru, tym bardziej, że nie znamy wielu miejsc występowania wspomnianych gatunków. Oczywiście byłby to już jakiś maleńki sukces (chciałoby się uwierzyć), ale dla ekoturystów przemieszczających się między miejscami obserwacji rzadkich gatunków istotnym jest, aby widzieć stosunkowo naturalne ekosystemy, a nie wyrąbane lasy i pniaki po ściętych drzewach. Dlatego w miejscach, w których planuje się rozwój turystyki ekologicznej, bardzo niewystarczające jest wydzielenie stref ochronnych tylko wokół stanowisk rzadkich gatunków. Z naszego punktu widzenia, na obszarach chronionych o znaczeniu krajowym konieczne jest wydzielenie stref ciszy, gdzie będą wyraźnie ograniczone wszystkie rodzaje wyrębów, aż do pełnego ich zaprzestania. Absolutnie koniecznym jest zakaz zrębów w sezonie gniazdowym od marca do czerwca, a także we wrześniu, kiedy wiele gatunków osiadłych zajmuje nowe terytoria w rezultacie migracji młodych osobników. Wskazane jest również wprowadzenie opłat za zbiór jagód i grzybów na masową skalę w okresie sierpień-październik, z zastosowaniem ulg w tych opłatach dla lokalnych mieszkańców.
Jeśli komuś z was nieobca jest zaprezentowana postawa wzajemnych relacji ludzi i przyrody – piszcie proszę do nas. Być może macie poglądy podobne do naszych. Tylko wspólnymi siłami możemy ochronić nasze bogactwo przyrodnicze i sprawić, aby lasy Pojezierza miały jednak przyszłość!
Dmitrij Szamowicz
Tłumaczenie: Krzysztof Wojciechowski
Artykuł ukazał się pierwotnie w czasopiśmie białoruskiej organizacji ornitologicznej Ochrona Ptaków Ojczyzny, „Ptaki i my” nr 9/2006.