Będziem topić w bagnie
Nadleśnictwa oraz zatrudniani przez nich „ZULe” (pracownicy Zakładów Usług Leśnych) utrudniają prowadzone przez Pracownię na rzecz Wszystkich Istot inwentaryzacje najcenniejszych gatunków w Puszczy Białowieskiej. Pierwsze stwarzają problemy formalne, drudzy chcą nas… topić w bagnie.
30 kwietnia wybrałem się do zagospodarowanej części Puszczy Białowieskiej. Towarzyszyli mi Norwegowie – przedstawiciele SABIMA, partnerskiej organizacji w realizowanym przez nas projekcie „Partnerstwo w ochronie reliktowych gatunków Puszczy Białowieskiej narzędziem wdrażania dyrektywy ptasiej i siedliskowej”. Na miejscu spotkaliśmy leśniczego. Po krótkiej rozmowie ruszyliśmy dalej. Po przejechaniu kilkuset metrów drogę zajechał nam samochód terenowy. Wyskoczył z niego człowiek, który powitał mnie krzykiem: Bo pan tu robaczki… Jeździ jak po swoim k… […] Ty myślisz, że my k… będziemy z ręcami tak o, założonymi? Nie k… – będziem topić w tym bagnie. Niech my ciebie spotkamy kiedy tak sam na sam.
Człowiek przedstawił się jako „ZUL” (pracownik Zakładu Usług Leśnych). Powiedział, że wszystkie „ZULe” założą mi sprawę sądową za działalność organizacji, którą reprezentuję. „ZUL” doskonale wiedział, z kim ma do czynienia, pomimo że nigdy wcześniej się nie spotkaliśmy.
Towarzyszący mi Norwegowie – podobnie jak ja – nie spodziewali się takiego przywitania w Puszczy Białowieskiej. – Nie czuliśmy się komfortowo, obawialiśmy się, że pojawi się więcej agresywnych osób i konflikt ulegnie eskalacji. Nie jest to właściwe traktowanie turystów – dzieli się wrażeniami Even W. Hanssen z norweskiej organizacji SABIMA. O zajściu została poinformowania policja w Hajnówce, która wszczęła w tej sprawie postępowanie karne.
Po pewnym czasie odwiedziłem z reporterami z TVN człowieka, który zatrzymał nas w Puszczy. Okazał się nim Ireneusz Grzyb z osady Czerlonka. Pan Ireneusz stwierdził, że tylko żartował. Przyznał też, że leśnicy – jako urzędnicy – nie mogą oficjalnie przeciwdziałać aktywności organizacji pozarządowych w terenie i dlatego wyręczają ich w tym „ZULe”. Potwierdza to przypuszczenia, że za incydentem stoją leśnicy. Stwierdził też, że jego ród ma specjalne prawa do eksploatacji Puszczy, a konkretnie do wycinki i bartnictwa. Zostały one rzekomo nadane jego przodkom przez króla Władysława Jagiełłę, tylko dokumenty gdzieś się zagubiły… Dlatego też Pan Ireneusz tak bardzo się zbulwersował, gdy powiedziałem mu, że Puszcza jest również moja. Uspokajał mnie również, że „robaków i granicznika w Puszczy nigdy nie zbraknie”.
Inny napotkany w lesie rozmówca TVN, Adam Słowik, także pracownik leśny, stwierdził, że „ekolodzy przeginają”. – No bo prawdziwy ekolog powinien jeździć po lesie rowerem, ewentualnie chodzić na piechotę. A jak przyjedzie Land Roverem i zaczyna szukać nie wiadomo czego, to dla mnie już nie jest ekolog, tylko terrorysta. Pracownia i jej współpracownicy nigdy nie poruszali się po Puszczy Land Roverami i podobnymi autami.
Aktualnie Podlaski Oddział Pracowni prowadzi zakrojone na szeroką skalę inwentaryzacje najcenniejszych gatunków Puszczy Białowieskiej – ptaków, chrząszczy i porostów. Zgromadzone dane zostaną wykorzystane na potrzeby przygotowania planu zadań ochronnych Puszczy Białowieskiej, co będzie się wiązało z koniecznością ochrony stwierdzonych gatunków i prawdopodobnie zmniejszeniem skali pozyskania drewna. Gdy nie ma danych o cennych gatunkach, leśnicy mogą bezkarnie wycinać najcenniejsze połacie Puszczy, dlatego nie zależy im na ujawnianiu kolejnych stanowisk cennych gatunków.
Prawdopodobnie z tego powodu nasza działalność utrudniana jest przez leśników, którzy niezgodnie z zaleceniami Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska zabraniają nam m.in. prac po zmierzchu (co jest sprzeczne z metodyką badań niektórych gatunków), prowadzenia prac po godzinie 16.00 i w dni wolne od pracy. Stanowi to dla nas wielki problem, ponieważ prace w dużej mierze wykonywane są przez wolontariuszy (m.in. studentów) i osoby pracujące zawodowo od poniedziałku do piątku, dla których weekend jest optymalnym czasem na badania w Puszczy. Nadleśniczy nakazał również pobieranie okazów w obecności leśniczego, co w praktyce ze względu na natłok obowiązków służbowych leśniczego okazało się niemożliwe. Tym samym nadleśnictwa dyktują warunki, z których same nie są w stanie się wywiązać, co stwarza sytuacje, w których zmuszeni jesteśmy pracować wbrew narzuconym przez leśników regułom. Zdaniem Magdaleny Sikorskiej, rzecznika Ministerstwa Środowiska,
Projekt „Partnerstwo w ochronie reliktowych gatunków Puszczy Białowieskiej narzędziem wdrażania dyrektywy ptasiej i siedliskowej” jest ważny dla opracowywania zadań ochronnych dla Natury 2000 w Puszczy Białowieskiej. Ograniczenie czasu badań do godz. 16.00 lub tylko dni roboczych, czy też pobranie okazów w obecności leśniczego – nie wydaje się uzasadnione.
Ostatecznie zostałem przeproszony przez Ireneusza Grzyba. Nadleśnictwa nadal zabraniają nam wykonywania inwentaryzacji przyrodniczych po godzinie 16.00 i w dni wolne od pracy.
Adam Bohdan