DZIKIE ŻYCIE

Czerwono-czarno-zielona Ukraina

Krzysztof Wojciechowski

U naszego wschodniego sąsiada za Bugiem w ostatnim czasie wiele się działo. Dziś już wiemy, że Ukraina ma nowego prezydenta. Został nim, co nietrudno było przewidzieć, Wiktor Janukowycz. Przestał nim być – Wiktor Juszczenko. Ta właśnie zmiana, jak również wydarzenia, jakie w sferze ochrony dzikiej przyrody i środowiska działy się w ostatnich latach na Ukrainie, skłoniły mnie do napisania tego artykułu. Ma on charakter osobistej refleksji człowieka pilnie śledzącego, a niekiedy również biorącego udział w tym, co dzieje się na wschodzie, nie tylko w tzw. ekologii.

Wiktor Juszczenko nie będzie prezydentem Ukrainy przynajmniej do następnych wyborów. A to on jest głównym „motywem” mojej refleksji, bo jego prezydentura miała istotne znaczenie dla ochrony przyrody i środowiska na Ukrainie. Już na samym początku chciałbym zaznaczyć i z całą mocą podkreślić, że zapisał się on bardzo dobrze w tej działalności, bez porównania lepiej niż wszyscy jego poprzednicy na tym urzędzie, co postaram się wykazać.


Głaz w Zapowiedniku Roztocze. Fot. Krzysztof Wojciechowski
Głaz w Zapowiedniku Roztocze. Fot. Krzysztof Wojciechowski

Wyniesiony do władzy na fali pomarańczowej rewolucji w 2004 r., został zaprzysiężony na prezydenta Ukrainy 23 stycznia 2005 r. Postrzegany był jako polityk prozachodni, europejski, nowoczesny. I zdaje się, że za takiego chciał uchodzić. Świadczą o tym jego liczne kontakty z przywódcami zachodnimi (przy jednoczesnej wielkiej niechęci do Rosji), otwarte deklaracje o wstąpieniu Ukrainy do NATO czy UE. W swoją europejskość wpisał także ochronę przyrody.

Jedną z pierwszych zasług prezydenta było podpisanie ustawy „O ochronie zwierząt przed okrutnym traktowaniem”. Ustawa ta – odpowiednik naszej ustawy o ochronie zwierząt – została podpisana przez Juszczenkę 13 marca 2006 r. (nieco ponad rok po objęciu prezydenckiego fotela). Była swego rodzaju przełomem. Opracowana została przez społeczników z Kijowskiego Centrum Ekologiczno-Kulturalnego, wprowadzała wiele ograniczeń dotyczących traktowania zwierząt, pozwalała na ochronę brzemiennych wilczyc i młodych, regulowała sprawy pozyskiwania zwierząt oraz humanitarnego ich uśmiercania, zabraniała propagowania w mediach okrucieństwa wobec zwierząt. Być może z polskiego punktu widzenia wyda się to oczywiste, ale w krajach Wspólnoty Niepodległych Państwa była to pierwsza tego typu ustawa.


Buki na Roztoczu Rawskim. Fot. Krzysztof Wojciechowski
Buki na Roztoczu Rawskim. Fot. Krzysztof Wojciechowski

W grudniu 2008 r. Juszczenko podpisał dekret, na mocy którego powstała nowa filia stepowego Ługańskiego Zapowiednika, o powierzchni ponad 3200 ha. Koncepcja tego obszaru również została opracowana przez ekologów, a jego ochrona ma kluczowe znaczenie dla zachowania ukraińskich stepów, które są wizytówką przyrody tego kraju. W tymże samym miesiącu prezydent podpisał kolejny dekret, na mocy którego Dnieprowsko-Cietrzewie Gospodarstwo Łowieckie miało zostać przeorganizowane na park narodowy, pierwszy w stołecznym, kijowskim obwodzie. Administracja co prawda wykazywała wielkie opory, bo był to teren polowań dla prominentów (zwłaszcza z kręgu obecnego prezydenta – Wiktora Janukowycza), jednak ekolodzy nie ustępowali i podczas kolejnej pikiety pod budynkiem Państwowego Komitetu Gospodarki Leśnej i Łowieckiej dopięli swego.

Jednak prawdziwa eskalacja pozytywnych decyzji związanych z ochroną przyrody nastąpiła u prezydenta Juszczenki tuż przed ostatnimi wyborami. Jego działania przyjęły charakter masowy. Najbardziej spektakularne było niewątpliwe zjawisko nazywane przez ukraińskich aktywistów „globalnym zapowidaniem”. Kilkunastoma dekretami od początku grudnia 2009 r., dokładnie w ciągu jednego miesiąca, Wiktor Juszczenko utworzył 14 nowych parków narodowych, jeden zapowiednik, jeden narodowy zakaznik, jeden ogród botaniczny i powiększył obszary dwóch zapowiedników. Szczególne znaczenie ma tutaj powiększenie Kaniowskiego Zapowiednika, o co od 5 lat walczyli ekolodzy. Takiego szybkiego i masowego tworzenia obiektów chronionych o najwyższej kategorii nie było w Ukrainie w całej jej historii, a kto wie, czy coś podobnego miało miejsce w jakimkolwiek innym kraju na świecie. W efekcie, system obszarów chronionych Ukrainy obejmuje ok. 10% jej powierzchni, co zbliża ją do wskaźnika krajów Europy Zachodniej.

Styczeń bieżącego roku to czas masowego nagradzania przez Juszczenkę różnych osób z bardzo różnych środowisk. W gronie nagrodzonych znalazło się także 20 osób zajmujących się szeroko rozumianą ochroną środowiska. Wśród nich na szczególną uwagę zasługują: mieszkający we Lwowie prof. Stefan Stojko, 90-letni przyrodnik, nestor i działacz ochrony przyrody na Ukrainie, nagrodzony Orderem za Zasługi III stopnia, oraz Władimir Borejko, niestrudzony obrońca ukraińskiej przyrody, dyrektor Kijowskiego Centrum Ekologiczno-Kulturalnego, radykalnej organizacji znanej szeroko poza granicami kraju. Juszczenko przyznał mu tytuł „Zasłużony dla ochrony przyrody Ukrainy”.


W Jaworowskim Parku Narodowym. Fot. Krzysztof Wojciechowski
W Jaworowskim Parku Narodowym. Fot. Krzysztof Wojciechowski

Rzecz jasna błędem byłoby przypisywanie wszelkich zasług Wiktorowi Juszczence. Prawdą jest bowiem, że wiele projektów obszarów chronionych czy ustaw powstało znacznie wcześniej. Jednak to on, a nie któryś z jego poprzedników, podpisał stosowną decyzję. Niewątpliwie wymagało to od niego pewnej odwagi, zwłaszcza że chyba żadne społeczeństwo tej części Europy (w tym także polskie) przesadnie nie kocha przyrody. Poza tym na Ukrainie musiał się jeszcze – jakkolwiek paradoksalnie by to nie brzmiało – przeciwstawić wielu urzędnikom, którzy niekiedy otwarcie bojkotowali jego decyzje. No i na Ukrainie istnieje chyba jeszcze silniejsza „tradycja” myśliwska i szersza skala kłusownictwa niż choćby w Polsce, co jest dodatkowym czynnikiem niesprzyjającym. Juszczenko potrafił jednak w pewnym sensie stworzyć klimat także do tego, by w Radzie Najwyższej tacy aktywni deputowani, jak Aleksander Gołub, forsowali tak niepopularne ustawy czy zmiany do ustaw jak te, które dotyczą ochrony wilków, nowej ustawy o systemie obszarów chronionych Ukrainy i projektu ustawy o walce z kłusownictwem. Z pewnością o wiele trudniejsze zadanie mieliby także ekolodzy walcząc o wydanie kolejnej Czerwonej Księgi Ukrainy i wpisanie tam ryb jesiotrowatych czy łosia (choć ten ostatni w końcu się tam nie znalazł). Bez wątpienia klimat przychylności najwyższej władzy wpłynął także na wydanie „ochroniarskich” decyzji przez organy niższych instancji, np. Rada Miejska Kijowa uznała za pomniki przyrody 85 starych drzew w tym mieście, Ministerstwo Przyrody wydało rozporządzenia o ochronie wiekowych drzew itp. Czas prezydentury Juszczenki pokrywa się także z licznymi wygranymi w sądzie, które to zwycięstwa odnieśli ekolodzy w kwestii ochrony wilka, żubra, tworzenia nowych obszarów chronionych i egzekwowania ochrony już istniejących.

O „zielonym” obliczu Wiktora Juszczenki można by pisać o wiele więcej. Bez przesady można powiedzieć, że jego polski odpowiednik mógłby się od niego w tej materii wiele nauczyć. Póki co bowiem naszemu prezydentowi nie udało się nawet poszerzyć jednego i to najważniejszego parku narodowego. Wiem, że nie leży to w jego kompetencjach, ale to wszak do niego o poparcie zwracała się koalicja BISON. Juszczenko jednorazowo powołał do istnienia więcej parków narodowych niż u nas powstało w ciągu kilku dziesięcioleci.


Konie w Dniestrze. Fot. Krzysztof Wojciechowski
Konie w Dniestrze. Fot. Krzysztof Wojciechowski

Piękny byłby koniec tej historii, gdyby nie to, że nad tymi ważnymi, dobrymi i potrzebnymi, proekologicznymi działaniami od samego początku złowrogo powiewała czerwono-czarna flaga OUN. Bo jeszcze bardziej niż przyrodę Wiktor Juszczenko kocha nacjonalizm ukraiński i wszystko, co się z nim wiąże, a więc organizacje – OUN i UPA, ideologie – np. Dmytra Doncowa, głównych przywódców: Stepana Banderę, Romana Szuchewycza, Dmytra Klaćkiwskiego, Mykołę Łebedia, Jewhena Konowalca i innych. A zatem zapewne także i metody ich walki o „samostijną Ukrainę”. Miłości owej dawał dowody od samego początku. Jeszcze nim został prezydentem, Blok Nasza Ukraina, którego był faworytem, pikietował polskie konsulaty i ambasady, wołając, że Wołyń to „etniczna ukraińska ziemia” (z czym nawet można się zgodzić) i nawołując prezydenta, by nie przepraszał Polaków za „rzeź wołyńską” (z czym zgodzić się w żadnym wypadku nie można).

W zasadzie całą swą politykę „integracji wewnętrznej państwa” oparł właśnie na ideałach nacjonalistycznych: gloryfikacja upowców, przyznanie im uprawnień kombatanckich, choć Światowa Federacja Kombatantów konsekwentnie od lat im tego odmawia, nadanie tytułu bohatera Ukrainy Romanowi Szuchewyczowi – dowódcy UPA, a wcześniej oficerowi kolaborujących z Niemcami, ukraińskich batalionów SS, gloryfikowanie 14. Dywizji Grenadierów SS (powszechniej znana jako Dywizja SS-Galizien), kolaboracyjnej jednostki złożonej z Ukraińców itd. Ostatnim aktem tej litanii było nadanie tytułu Bohatera Ukrainy Stepanowi Banderze, liderowi OUN – B, co nastąpiło już po przegranej w wyborach prezydenckich. Zatem – wierny do końca.

I cóż z tego, zapyta ktoś? Ano to, że wszyscy ci ludzie i te organizacje mają ręce ubabrane w polskiej (i nie tylko polskiej) krwi i to często tej najczystszej, bo dziecięcej. Bataliony „Roland” i „Nachtigall” brały udział w aresztowaniu, a najprawdopodobniej także w mordowaniu polskich profesorów we Lwowie, a z pewnością ich dziełem jest rzeź lwowskich Żydów w czerwcu 1941 r. Dywizja SS-Galizien odpowiedzialna jest m.in. za zamordowanie ponad 1500 Polaków w Hucie Pieniackiej i Chodaczkowie Wielkim. Stepan Bandera to przedwojenny terrorysta, który brał udział w licznych zamachach na polskich, ale i ukraińskich polityków, Dmytro Klaćkiwskij to kat Wołynia, Jewhen Konowalec był niemieckim agentem, członkiem Ukraińskiej Organizacji Wojskowej, która dokonywała aktów sabotażu w międzywojennej Polsce. Mykoła Łebed’ był szefem Służby Bezpeky, upowskiej SB-cji, która siała postrach także wśród Ukraińców. Dmytro Doncow dał podwaliny ruchowi nacjonalistycznemu, pisząc swoisty „podręcznik” pt. Nacjonalizm, który był bliźniaczo podobny do innej znanej książki, Mein Kampf. Dopuszczał wszelkie metody walki o dobro nacji, w walce o nią nie było zbrodni, która byłaby zakazana, dopuszczał „twórczą przemoc” także względem nieuświadomionych członków własnej nacji, a nad wszystkim stać miał wódz i kasta uświadomionych. Skądś już to znamy. W efekcie opętańczej ideologii życie straciło z pewnością grubo ponad 100 tys. Polaków (ludności cywilnej), w okrutny, bestialski sposób zamordowanych na Wołyniu i w Galicji, poza tym Żydzi, Czesi, Ormianie, Rosjanie, a także przynajmniej kilkadziesiąt tysięcy Ukraińców (OUN i UPA mordowała tych nieuświadomionych albo nie chcących się uświadomić).


Nad urokliwym Jeziorem Pisoćnem. Fot. Krzysztof Wojciechowski
Nad urokliwym Jeziorem Pisoćnem. Fot. Krzysztof Wojciechowski

Nie sądzę, by prezydent Juszczenko o tym wszystkim nie wiedział, a mimo to popierał i popiera ten ruch. Co więcej, przez lata miał w Polsce (a może i dalej ma) popleczników w najwyższych kręgach władzy świeckiej i duchownej (o czym świadczą liczne wizyty czy doktoraty honoris causa). Wszystko to zaciera w moich oczach choćby największe zasługi Juszczenki dla dzikiej przyrody. Bo rodzi bolesne skojarzenia z faszystowskimi Niemcami lat 30. ubiegłego wieku, kiedy to także uchwalano wspaniałe proekologiczne ustawy, w których zapisane było np. to, że żadne zwierzę w III Rzeszy nie będzie cierpiało niepotrzebnie. Niestety na liście tych „zwierząt” nie znaleźli się Żydzi, Słowianie czy Cyganie…

Zakończę kolejnym dylematem. Cieszę się, że mądrzy Ukraińcy nie dali się nabrać na faszystowską propagandę – Wiktor Juszczenko dostał mniej niż 5% poparcia. Natomiast martwię się bardzo o przyszłość ukraińskiej przyrody. Obecny prezydent, który zapewne nie będzie wspierał ruchów nacjonalistycznych, dał się już poznać jako ten, który na przyrodę patrzy przez „oko” sztucera. Aktywiści z Kijowskiego Ekologiczno-Kulturalnego Centrum umieścili go na liście zabójców dla trofeów, ludzie z jego otoczenia są hamulcowymi wielu inicjatyw z zakresu ochrony przyrody, bo zwykle kolidują one z ich myśliwskimi pasjami. „Pudrowanie” Janukowycza przez zachodnich dziennikarzy i polityków, może przyniesie efekty w polityce (bo może się mu to opłacić), ale nie sądzę, by zmienił się w kwestii podejścia do przyrody. I o ile będę się cieszył, jeśli unieważni, jak to zapowiadał, dekret przyznający tytuł Bohatera Ukrainy Banderze, o tyle martwię się, że zniesie także wiele „zielonych” decyzji Juszczenki. A to byłby poważny krok wstecz.

Krzysztof Wojciechowski