Kto mniej wie, ten lepiej śpi
Być może właśnie ta myśl była inspiracją dla parlamentu i prezydenta, który 24 września podpisał ustawę zmieniającą dotychczasowe przepisy o dostępie do informacji publicznej.
Nowelizacja wprowadziła m.in. następujący zapis: Prawo do informacji publicznej podlega ograniczeniu ze względu na ochronę ważnego interesu gospodarczego państwa.
Ograniczenie to dotyczy sytuacji, w których w wyniku udostępnienia informacji publicznej Rzeczpospolita Polska lub Skarb Państwa mogłyby:
- osłabić swą zdolność negocjacyjną,
- pogorszyć stan ochrony interesów majątkowych.
Przepis ten został wprowadzony przez jednego z senatorów „tylnymi drzwiami” do projektu ustawy – poza konsultacjami społecznymi i poza głosowaniem senatu, poza pierwszym głosowaniem sejmu – jednak sejm ostatecznie przyjął poprawkę senatora. Prezydent ustawę podpisał, a następnie skierował ją do Trybunału Konstytucyjnego. Wniosek do Trybunału nie był jednak podyktowany tym, czy ograniczenie dostępu do informacji jest zgodne z Konstytucją. Podstawa prawna wniosku prezydenta dotyczy jedynie trybu przyjęcia powyższego przepisu. A zatem, jedynie od sędziów TK zależy, jak głęboko będą analizować wniosek prezydenta.
Przeciwko przyjęciu powyższego przepisu zaprotestowało kilkadziesiąt organizacji społecznych z całej Polski, a także wielu ludzi świata kultury i nauki oraz społeczników. Apele te trafiły do wszystkich partii politycznych oraz do prezydenta. Być może wir przedwyborczy sprawił, że żadna z partii nie odniosła się do apelu społeczeństwa, nie zrobił tego również prezydent. Zignorowano głos społeczeństwa, zasłaniając się tym, że nowelizacja ustawy jest niezbędna w celu zapewnienia zgodności z unijnymi dyrektywami. Nie jest jednak prawdą, że przepisy Unii Europejskiej wymagają takiego ograniczenia dostępu do informacji publicznej, jakie wprowadziły polskie władze.
Jak należy rozumieć „ważny interes gospodarczy państwa”, który miałby uzasadniać odmowę udostępnienia informacji? W zasadzie nie do końca wiadomo, jest to bowiem pojęcie bardzo ogólne, tak samo jak „rażące naruszenie prawa”, „istotna szkoda”, „szkoda w znacznych rozmiarach”, „znaczące negatywne oddziaływanie” itp. Jak to często bywa w takich przypadkach, brak precyzji może prowadzić do nadużyć. Przykładowym ograniczeniem może być odmowa udostępnienia projektu budowlanego szkodliwej dla środowiska jakiejś strategicznie ważnej dla kraju inwestycji czy też zatajenie aspektów związanych np. ze składem chemikaliów używanych w procesie pozyskiwania gazu łupkowego. Trudniej może być też uzyskać informację o finansowaniu działań administracji publicznej przez firmy komercyjne, czy też o przekazywaniu majątku publicznego podmiotom prywatnym.
W codziennej działalności organizacji ekologicznych już teraz bardzo często można się spotkać z sytuacjami, gdy niektóre organy administracji publicznej robią wszystko, by odmówić udostępnienia informacji. Problemów z tym związanych jest mnóstwo – w dziedzinie ochrony środowiska „najjaśniejszym przykładem” świeci Ministerstwo Środowiska oraz Generalna i Regionalne Dyrekcje Ochrony Środowiska, które nie publikują na swoich stronach informacji o dokumentach dotyczących ochrony środowiska, co nakazują im przepisy już od wielu lat.
Nowelizacja została opublikowana w Dzienniku Ustaw w dniu 28 września 2011 r. (wchodzi w życie 3 miesiące później – 29 grudnia) – czyli, o ironio, w Międzynarodowym Dniu Prawa do Informacji. W tym samym dniu ukazał się również międzynarodowy ranking przepisów o dostępie do informacji publicznych (rti-rating.org). Polska wypadła w nim bardzo słabo – wśród 85 państw zajęliśmy 74 miejsce, ledwo wyprzedzając Uzbekistan i Republikę Dominikany. Jest to najsłabsza pozycja wśród wszystkich krajów Europy Środkowo-Wschodniej.
Kiepski wynik był związany m.in. z tym, że w Polsce nie ma realnych sankcji za nieudostępnianie informacji publicznej. Należy tu jednak zwrócić uwagę, że oceniane były polskie przepisy sprzed nowelizacji ustawy o dostępie do informacji publicznej. Po zmianie ustawy pozycja ta mogłaby wyglądać jeszcze gorzej, bowiem utracona zostałaby punktacja za kryterium „brak nieuzasadnionych ograniczeń w przepisach”.
Krzysztof Okrasiński