Bożonarodzeniowy optymizm
Przez lata zawsze przed Bożym Narodzeniem pytano mnie: „Jaka choinka jest lepsza z ekologicznego punktu widzenia: sztuczna czy prawdziwa?”. Dziennikarze chcieli, abym był Salomonem, który rozsądzi sympatyków „żywych” bożonarodzeniowych choinek, używających argumentów przede wszystkim przemawiających za tradycją, zapachem igliwia, oraz ludźmi dających pierwszeństwo sztucznym drzewkom, dla których głównym argumentem były niższe koszty czy nawet wpływ na środowisko naturalne. Odkąd zacząłem odpowiadać, że najlepsza choinka to żadna choinka, dziennikarze już do mnie nie dzwonią.
Zastanawia mnie to, że ludzie dręczą się pytaniem, czy lepsza jest żywa, czy sztuczna choinka, ale nie zauważyłem, aby zastanawiali się nad tym, czym właściwie jest Boże Narodzenie. I z jakich korzeni wywodzą się jego symbole.
Dla chrześcijan Boże Narodzenie jest świętem narodzenia Jezusa. Jego narodziny symbolizują nowe życie dla człowieka, ponieważ dzięki jego przyjściu na świat, śmierci i zmartwychwstaniu, każdy może być zbawiony i osiągnąć życie wieczne.
Dla naszych przodków, starych Słowian, był to okres zimowego przesilenia słonecznego. Głównym zamysłem i przesłaniem tego święta było zapewnienie plonów, pomnażanie trzody, zabezpieczenie egzystencjalnych potrzeb społeczności.
Korzenie wyobrażeń były dostosowane do symboliki Bożego Narodzenia. U starych Słowian była to przede wszystkim magia agrarna. W ich domach pojawiły się zielone gałązki i chleb Kračún. Kračún to stara nazwa świąt przesilenia słonecznego, a zielona choina pełniła pierwotnie funkcje nie ozdobne, lecz ochronne. Słowianie wsadzali ją za drzwi chlewa jako ochronę trzody i za belki domu w celu ochrony całej rodziny.
Z nadejściem chrześcijaństwa przybyły do nas jasełka jako symbol narodzenia Jezusa. Później, w dziewiętnastym wieku, przyszła choinka. Przydreptała niepostrzeżenie z niemieckich miejskich salonów. Jako dziecko pierwszych wyrębów w Niemczech, narodziła się w wieku XVII. Świerkowe monokultury niemiecką dokładnością czyściły lasy z pierwotnych bukowych i jodłowobukowych różnorodnych drzewostanów. Od razu w Niemczech pojawiła się duża ilość drobnych, małych świerków. Przede wszystkim w zimie. I tak narodziła się ozdoba niemieckich mieszczańskich domów.
W XVIII wieku zwyczaj ten rozpowszechnił się wśród niemieckich wyższych sfer. W XIX wieku idea wyciętego świerku zaczęła rozszerzać się na całe Austro-Węgry. Słowacy i Czesi długo bronili się przed symbolem choinki, argumentując to nie-słowiańskim pochodzeniem zwyczaju. Po 1900 roku choinki jednak całkowicie wyparły chrześcijańskie jasełka czy starosłowiańskie koła ze zboża i gałązek. Choinka przyszła do nas właśnie z kulturą wyrębów i zastąpieniem jodłowobukowych lasów świerkowymi monokulturami.
Korzenie mojego Bożego Narodzenia tkwią gdzie indziej.
Mnie ciągle zastanawia, że jedno z największych świąt chrześcijańskich i wielkie starosłowiańskie święto jest celebrowane na początku zimy. Każdy współczesny meteorolog wie, że największe mrozy jeszcze przyjdą. I nasi przodkowie wiedzieli, że czas biedy i cierpienia dopiero się zaczyna. A przecież święto zimowego przesilenia czy chrześcijańskie święta Bożego Narodzenia, były zawsze optymistycznymi świętami.
Od tysięcy lat ludzie udowadniają, że potrafią w czasie oczekiwania na nadejście największych mrozów cieszyć się z pierwszych promieni wschodzącego słonka czy później – z narodzenia Jezusa. Możliwe, że to jest ta właśnie cecha, która sprawia, że człowiek staje się człowiekiem. Uważam, że właśnie dlatego, iż ludzie potrafią zobaczyć na przemarzniętych i zaśnieżonych gałązkach kwiaty nowej wiosny, ludzkość przeżyła tyle złego i ciągle istnieje. Sztuką jest dostrzec zza problemów światło wiosennych dni, sztuką jest powitać powracające znów słonko ze swoimi pierwszymi promieniami. Mnie to nieustannie fascynuje i jest dla mnie symbolem Bożego Narodzenia.
Dlatego uważam, że ten optymizm dawał ludziom siłę. Wytrzymać srogie zimy w drewnianych domach z bali, wytrzymać lata bez plonów, wytrzymać dalekie podróże w poszukiwaniu nowego domu. Ktoś mógłby powiedzieć, że była to zawziętość, gorliwość lub przezorność. Dla mnie jest to świadomość, że zawsze należy patrzeć daleko do przodu. Rozpoznać w przyszłości to, co nas czeka, tak jak to rozpoznawali zwykli ludzie dawno przed nami. I nie bać się we właściwym czasie uczcić powrotu słońca, nawet gdy dookoła jest jeszcze głęboka i pochmurna zimowa noc.
Do tej optymistycznej wiedzy nie potrzebuję w domu żadnego drzewka. Ani żywego, ani sztucznego.
Juraj Lukáč
Tłumaczenie Anna Patejuk
Tekst pochodzi z internetowego bloga, który autor prowadzi pod adresem jurajlukac.blog.sme.sk na zaproszenie słowackiego dziennika „SME” (sme.sk). Przedruk za zgodą redakcji „SME”.