Dzika droga
Zanim jeszcze trafiła do mnie ta książka, spodziewałem się czegoś nawiązującego do „Dumek Jacoba” Wojciecha Jankowskiego (Agencja Wydawnicza Tu, 1999). O tamtej publikacji Tanna Jakubowicz-Mount stwierdzała: Jacob pisze tak, jak żyje – mocno, naturalnie, wrażliwie. Czerpie z naturalnych źródeł – wprost z serca i z duszy. Gdyby dodać, że pisze „dziko”, opis byłby jeszcze pełniejszy. To samo można powiedzieć i o książce Łukasza Łuczaja. Nie zdziwiło mnie więc, gdy czytając „W dziką stronę” natrafiłem na wzmiankę autora, że do napisania książki zainspirował go właśnie Jacob.
Ponad 80 rozdzialików prowadzi nas przez świat autora – jego pasji, doświadczeń, przemyśleń, wiedzy przyrodniczej, ekologicznej, kulinarnej czy podróżniczej. Dużo w niej luzu, humoresek, opisu spotykanych ludzi, również tych ze wsi, w której mieszka nieopodal rodzinnego Krosna.
Patrząc z okna mojego 4-piętrowego bloku, co dzień widzę te same wzniesienia Pogórza Karpackiego, które doskonale zna Łukasz. Nasze ścieżki, mimo że wywodzimy się z tego samego miasta, jesteśmy w tym samym wieku, a być może nawet w dzieciństwie bawiliśmy się na tych samych łąkach i parowach krośnieńskiej dzielnicy Białobrzegi, zetknęły się dopiero kilka lat temu. Na dobre spotkaliśmy się ratując nasze lokalne rzeki – Lubatówkę i Wisłok – przed ich bezsensownym regulowaniem.
Te miejsca spod naszego Krosna, które pojawiają się na łamach „W dziką stronę”, nie są mi obce – znam je i doceniam ich wartość. Nawet niektóre historyjki, które autor opisuje, są jakby żywcem wyjęte także i z mojego życia.
W książce znajdziemy mnóstwo wątków, m.in. refleksje po lekturze książki Krakauera, o łowcach-zbieraczach, o Puszczy Białowieskiej, o przystosowaniu człowieka do zimna, o podróżach w różne części świata, o festiwalu Rainbow Gathering, o jedzeniu i przechowywaniu żywności, o plemionach i ich zwyczajach, o znaczeniu węchu, zapachach, ogrodach, seksie, myciu się, rabbit starvation itd., itp.
Co prawda dla wegetarian lektura nie będzie łatwa, może nawet bulwersować. Sporo w niej bowiem o polowaniach, łowcach czy jedzeniu różnego rodzaju mięs – również przez samego autora, znanego też z zamiłowania do eksperymentowania ze spożywaniem owadów.
Osią rozważań jest jednak poszukiwanie drogi do dzikości – Łuczaj sam przez wiele lat mierzył się z marzeniami „stania się dzikim”. To, czego doświadczył, spróbował przelać na papier – Próbując zrozumieć ten mój pęd w głowie ku myśleniu o byciu Tam, w lesie, a nie Tu, przy piecu, uświadomiłem sobie, że nie chodziło jedynie o dzikość, był to jakiś ogólny żal nad kondycją ludzką. O to, że nie jesteśmy jak pies czy jeleń.
Na samym początku książki napisał, że wiele lat spędził na próbie zrozumienia zagadnienia powrotu do natury, naturalności i dzikości jako wartości utraconej, gdy w tym samym czasie ostatnie szczepy zbieraczy-łowców na Ziemi poddawane były eksterminacji. Świat okazywał się nie być prosty, ale „dziki” na różne sposoby i tracący czasem tę dzikość na zawsze.
Jedno jest pewne. Lektura „W dziką stronę” nie jest wypełniona miłymi, egzaltowanymi historyjkami, pięknymi landszaftami lub opisami przyjemnych stron poszukiwania dzikości i dzikiego. Wychodzi z niej tyle różnych, powiedziałbym, off-owych rzeczywistości, które śmiało mogą zaskoczyć wszelakiej maści ekologów, przyrodników, poszukiwaczy wolności, trampów… Czuć ponadto na stronicach książki smak pisarskich przypraw rodem z Jacka Kerouaca, może przez nawiązywanie do nagości, seksu, tęsknoty za wolnością. Przypominają się słowa Amerykanina z dzieła „W drodze” (1957): Czekała nas jeszcze dalsza droga. Ale co tam, droga to życie. Dzikie życie – dodam – z całą jego różnorodnością. Ale też i z humorem – autor w sympatyczny sposób dworuje sobie z indianistów, myśliwych, hipisów, przyrodników czy z samego siebie, otwarcie pisząc, że tego, co początkowo sobie wyobrażał poszukując dzikości, nie udało mu się osiągnąć.
Ale… fascynacja dzikością opiera się po części na fascynacji prostotą i tęsknocie za odarciem z niepotrzebnych zależności, szczegółów, naddatków, uwikłań. Znając Łukasza kilka lat, wiem, że wybrał prawdziwie dziką ścieżkę życia dla siebie, którą realizuje z przekonaniem, bez zbędnego ciśnienia i konieczności, że coś musi być.
Nie zapomniał on w swojej książce o Thoreau i Snyderze. Przywołując tego pierwszego, napisał: Niech każdy, kto ucieka w dzicz, pomyśli o nim przez chwilę. To dobre przesłanie z Gór Dzika.
Grzegorz Bożek
Łukasz Łuczaj, „W dziką stronę”, Krośnieńska Oficyna Wydawnicza, Krosno 2010. Kontakt z wydawcą: ul. Powstańców Warszawskich 5, 38-400 Krosno, tel. 13 432 54 15