DZIKIE ŻYCIE

Czy wegetarianizm służy przyrodzie?

Ryszard Kulik

Psychologa mniemania
na głębokie pytania

Gdy mowa o wegetarianizmie, najczęściej przywołuje się aspekty etyczne, związane z dobrostanem zwierząt hodowlanych oraz z samym faktem uśmiercania ich. W tym kontekście wegetarianie kojarzą się z osobami o wrażliwych sercach – nie chcą przyczyniać się do zabijania zwierząt oraz do niehumanitarnego ich traktowania w ramach przemysłowej hodowli. Wegetarianizm, jak wynika z wielu badań medycznych, coraz częściej jest też traktowany jako wybór, który sprzyja zachowaniu zdrowia. Ten fakt został podkreślony przez Federalny Komitet Doradczy ds. Kierunków Dietetycznych, który zarekomendował Ministerstwu Rolnictwa i Zdrowia USA dietę wegetariańską jako właściwy i zalecany sposób odżywiania się Amerykanów.


turbotoddi, flickr.com
turbotoddi, flickr.com

Stosunkowo najrzadziej przywołuje się wpływ tej diety na przyrodę. Jakież było moje zdziwienie, gdy jakiś czas temu w grupie osób z wykształceniem biologicznym rozgorzała dyskusja na temat środowiskowych aspektów diety wegetariańskiej, a osoby w niej uczestniczące nie były świadome powiązań, jaki ma ten rodzaj odżywiania ze stanem środowiska.

Przypomnijmy więc, że przewaga wegetarianizmu nad dietą mięsną w aspekcie środowiskowym wynika przede wszystkim z charakteru obiegu materii-energii w przyrodzie. Całość energii, jaką przyswajamy z pożywienia, pochodzi ze słońca. Ta energia słoneczna przechodzi przez określony łańcuch, nazywany siecią troficzną. W skrócie: rośliny magazynują energię słoneczną w tkankach, na kolejnym poziomie roślinożercy zjadając rośliny, wykorzystują część tej energii, dalej drapieżcy zjadając roślinożerców wykorzystują zmagazynowaną w ich ciele energię i w końcu są takie drapieżniki, znajdujące się na końcu łańcucha, które zjadają inne drapieżniki i w ten sposób konsumują swój kawałek słońca. Istotne jest to, że na kolejnych poziomach dochodzi do strat energii. Szacuje się, że od 1 do 10% energii danego poziomu troficznego może być wykorzystywane przez najbliższy wyższy poziom troficzny. W konsekwencji, z każdego tysiąca kalorii dostępnych producentom pierwotnym (roślinom) zwykle tylko kilkadziesiąt (10-80 kalorii) wykorzystują konsumenci drugiego rzędu, stanowiący kolejny poziom troficzny. Wskutek tak szybkiej redukcji ilości dostępnej energii, zwierzęta wchodzące w skład wyższych poziomów troficznych są zazwyczaj o wiele rzadsze od zwierząt składających się na niższy poziom troficzny.

Ludzie jedzący mięso są drapieżnikami na trzecim lub czwartym poziomie troficznym, co wiąże się z największymi stratami energii w jej obiegu w przyrodzie. Jak się to manifestuje w konkretnych przykładach?

Zgodnie z danymi zawartymi w raporcie Departamentu Rolnictwa USA, 87% wszystkich gruntów rolnych w tym kraju jest wykorzystywana bezpośrednio do wypasu lub produkcji paszy dla zwierząt hodowanych na ubój. Ten areał stanowi jednocześnie 45% ogółu gruntów w USA.

Ponad połowę wody zużywanej w Stanach Zjednoczonych wykorzystuje się w hodowli zwierząt na ubój. Żeby wyprodukować 1 kg mięsa, trzeba zużyć niemal 21 tys. litrów wody. Wyprodukowanie 1 kg pszenicy wymaga tylko 210 litrów wody. Dieta całkowicie wegetariańska wymaga 1100 litrów wody na dobę, podczas gdy jedzenie mięsa wiąże się z użyciem ponad dziesięciokrotnie większej ilości wody.

Hodowla zwierząt na ubój powoduje w Stanach Zjednoczonych więcej zanieczyszczeń wody niż jakakolwiek inna gałąź gospodarki. Zwierzęta te produkują 130 razy więcej odchodów niż cała populacja ludzka – ok. 44 tony na sekundę.

W USA zwierzęta hodowane na mięso zjadają ponad 80% uprawianej kukurydzy i przeszło 95% owsa. Światowe pogłowie tylko bydła rogatego zużywa tyle żywności, ile wystarczyłoby do zaspokojenia potrzeb kalorycznych 8,7 mld ludzi, czyli znacznie więcej, niż wynosi obecna populacja ludzka.

Ponad 105 mln hektarów lasów w Stanach Zjednoczonych wycięto po to, by przeznaczyć je na grunty rolne, gdzie produkuje się pasze dla zwierząt hodowanych na mięso. Obecnie, poza Ameryką Północną i Europą, co trzy sekundy znika hektar lasu z przeznaczeniem na pastwisko. Najbardziej pod tym względem narażone są najbardziej cenne lasy – puszcze tropikalne, które stopniowo zamienia się w ogromne pastwiska. Naukowcy szacują, że aby wyprodukować jednego hamburgera, trzeba wyciąć aż pięć metrów kwadratowych lasu deszczowego. Nawet jeśli dzieje się to poza naszym bogatym światem, to trzeba podkreślić, że związane jest z to z ciągle rosnącymi apetytami na mięso wśród rozwiniętych społeczeństw.

Ktoś może oczywiście powiedzieć, że nie da się przeżyć na wyłącznie roślinnej diecie, ponieważ człowiek ze swej natury jest mięsożercą. Nie wchodząc w szczegóły i nie nakręcając niepotrzebnej polemiki, wystarczy stwierdzić, że gdyby tak było w istocie, to ogromna rzesza wegetarian nie byłaby w stanie przeżyć. Jeśli zaś spotykamy wegetarian na wszystkich kontynentach, w każdym wieku i w stale rosnącej liczbie (w samej Polsce jest ich grubo ponad milion), to wniosek jest oczywisty – to bezpieczna dla organizmu, zdrowa i pełnowartościowa dieta. Potwierdzają to również badania medyczne.

Mimo ogromnych kosztów środowiskowych, jedzenie mięsa staje się również coraz bardziej powszechne. Stanowi bowiem synonim dobrobytu i luksusu. Im bardziej bogate społeczeństwo, tym większe spożycie mięsa. Ale, nawet jeżeli tak jest, to zauważmy, że konsekwencje zdrowotne i środowiskowe pewnych naszych działań coraz częściej poddawane są wartościowaniu moralnemu. Palenie papierosów, wyrzucanie toksycznych odpadów, niehumanitarne traktowanie zwierząt, ostentacyjne marnotrawienie energii, wody i innych zasobów poddawane jest osądowi, a wobec ludzi zachowujących się w ten sposób wyrażana jest dezaprobata.

Tak się jednak nie dzieje w przypadku ludzi jedzących mięso. Tutaj ciągle zakłada się, że dieta jest suwerennym wyborem człowieka i nic nikomu do tego. Swoje nawyki żywieniowe poza tym traktuje się jak twierdzę nie do zdobycia – niemal rzecz świętą. Zmiana tych nawyków wydaje się niezwykle trudna, a ludzie bronią swoich preferencji do upadłego. Widać to też w przypadku oporu wobec konieczności zmiany diety ze względu na wskazania zdrowotne.

Stosunek do wegetarianizmu jest pochodną tych mechanizmów. Jeśli bowiem wegetarianie są w mniejszości, to traktuje się ich jak żywieniowych dziwaków, którzy coś tam sobie ubzdurali. W końcu przecież każdy ma prawo jeść to, co chce, więc niech im będzie.

Ta relatywistyczna postawa jednak z czasem będzie się stawała coraz bardziej anachroniczna. Okazuje się bowiem, że jedzenie, tak jak i wiele innych naszych zachowań, ma wyraźny kontekst etyczny. I nie chodzi tu wyłącznie o kwestię dobrostanu zwierząt hodowanych na mięso. Prawdopodobnie kluczową stanie się kwestia kosztów środowiskowych, bowiem jedzenie mięsa przez ludzi przyczynia się do ogromnego marnotrawstwa energii oraz nadmiernej presji na ekosystemy, które coraz bardziej bezwzględnie podporządkowywane są naszym kulinarnym apetytom.

Oczywiście zawsze możemy je uzasadniać naszym dążeniem do przyjemności – mięso jest takie smaczne; tej przyjemności nie da się zastąpić niczym innym. Ale z podobnymi dylematami spotykamy się w innych obszarach naszego życia: długi prysznic jest przyjemniejszy niż krótki, luksus jest przyjemniejszy od skromnego życia, a jazda quadem po górskich bezdrożach jest (być może) przyjemniejsza niż mozolne wspinanie się z plecakiem. Mimo tego, próbujemy powściągnąć nasze zachcianki, bo przecież nawet, jeśli wszystko nam wolno, to nie wszystko jest korzystne. Okazuje się więc, że jednym z najważniejszych zadań, przed jakimi stoimy, jest stopniowe rezygnowanie z własnej przyjemności i odkrywanie głębszych korzyści, które przekraczają nasz jednostkowy interes.

Nasz sposób odżywiania się będzie stopniowo zyskiwał aspekt etyczny, choć tak naprawdę nigdy nie był go pozbawiony.

Jaki z tego płynie wniosek dla mięsożerców? Czy masowo mamy przechodzić na wegetarianizm? W moim przekonaniu nie jest to konieczne, szczególnie dla osób, które lubią mięso. Konieczne jest natomiast ograniczenie ilości zjadanego mięsa oraz wyraźna świadomość konsekwencji naszych codziennych wyborów dla życia na naszej planecie. Wychodząc poza zero-jedynkowy schemat myślenia, można jeść niewiele mięsa i tym samym przyczyniać się do poprawy sytuacji zwierząt oraz kondycji środowiska. Ważniejszy bowiem jest krok (nawet niewielki) we właściwą stronę niż absolutne dążenie do nieosiągalnego dla siebie ideału.

Ryszard Kulik