Gaz łupkowy na Ukrainie – wydobywać czy nie?
Gaz łupkowy daje energetyczne bezpieczeństwo, ale zagraża bezpieczeństwu ekologicznemu. Kompanie, które badają zasobność złóż (wiercenia próbne) należy kontrolować, aby stosowały najbardziej zaawansowane technologie. Czy będzie to robić obecna ukraińska władza? Czy w ogóle jest do tego zdatna?
24 stycznia br. w Davos (Szwajcaria), w obecności prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza oraz premiera Holandii Marka Rutte, podpisano porozumienie między władzami Ukrainy a międzynarodowym koncernem naftowym Royal Dutch Shell o podziale udziałów w wydobyciu gazu ze złoża józowskiego. Porozumienie podpisali minister energetyki i przemysłu wydobywczego Ukrainy Eduard Stawicki oraz główny dyrektor wykonawczy Royal Dutch Shell Peter Wozer.
Warto wspomnieć, że w marcu 2012 r. Royal Dutch Shell wygrał przetarg na eksploatację piaskowców szczelinowych i wydobycie z nich gazu na terenie złoża józowskiego, którego zasobność jest szacowana na 4 tryliony metrów sześciennych tego surowca. Obszar ten zajmuje około 7800 kilometrów kwadratowych i jest położony na terenie obwodów donieckiego i charkowskiego. W ramach projektu na etapie rozpoznania geologicznego planuje się zainwestować 1,6 miliarda hrywien, a dalszych 30 miliardów hrywien podczas wydobycia przemysłowego.
Porozumienie przewiduje rozpoznanie złoża i wydobywanie węglowodorów. Koncern Shell i TOW Nadra Józowska mają po 50% udziałów. Shell będzie operatorem projektu, odpowiedzialnym za prace wydobywcze na terenie złoża.
O czym nam mówią?
Prezydent Wiktor Janukowycz mówi o korzyściach płynących dla Ukrainy: Zyskujemy dlatego, że to inwestycja, zyskujemy również dlatego, że dzięki tej inwestycji będziemy zwiększać własne wydobycie gazu, zyskujemy, bo będziemy tworzyć nowe miejsca pracy, zyskujemy, bo będziemy wzmacniać naszą gospodarkę i dzięki temu zwiększymy dochody w budżecie kraju.
Minister energetyki i przemysłu wydobywczego Eduard Stawicki mówi o różowej przyszłości: Obecnie możemy tylko prognozować. Według optymistycznych scenariuszy kompanii Shell to blisko 20 miliardów metrów sześciennych wydobycia w ciągu roku. Według scenariusza pesymistycznego – nie mniej niż 7-8 miliardów… Jeśli zrealizujemy ten optymistyczny scenariusz, to w pełni rozwiążemy problem deficytu gazu, z którym borykamy się teraz w państwie, a nawet będziemy mieli nadwyżkę produkcji.
Ekonomista Standard Bank Tom Esch o nadziejach i oczekiwaniach: Porozumienie dotyczące wydobywania gazu łupkowego, które Ukraina podpisała z Shell jest nie tylko bodźcem dla realizacji nadziei Ukrainy o zmniejszeniu zależności energetycznej od Rosji. Może ona też dać impuls, który jest konieczny dla rozwoju klimatu dla inwestycji. Ukraińska władza ma nadzieję, że przykład Shell stanie się początkiem większych inwestycji w sektor energetyczny ze strony wiodących koncernów zagranicznych.
Co wiemy, a czego się tylko domyślamy?
23 stycznia br. rząd Mykoły Azarowa zatwierdził projekt porozumienia dotyczącego podziału surowca wydobywanego ze złoża józowskiego. Porozumienie zostało zawarte między trzema stronami: państwem ukraińskim, holenderską spółką-córką korporacji Shell -ShellExploration and Production Ukraine BV oraz TOW Nadra Józowska. Wcześniej jeszcze rady obwodowe z Charkowa i Doniecka uzgodniły bez zastrzeżeń projekt wydobycia gazu łupkowego.
Gazeta „Ekonomićna Prawda” niejednokrotnie już pisała o firmie Nadra Józowska, będącej jedną ze stron porozumienia. 90% jej udziałów należy do firmy państwowej Nadry Ukrainy, a 10% do firmy SPK-Geoserwis. W ten sposób ta zagadkowa kompania eks-współpracowników NDI Naftogaz bierze udział w podziale surowca wespół z państwem i transnarodową kompanią. Panuje przekonanie, że w ten sposób realizowane są interesy rodziny prezydenta, która udostępniła korporacjom ukraińskie złoża. Tym bardziej, że samego projektu porozumienia nikt nie widział. Pozostaje tajemnicą, w jakich proporcjach surowiec będzie dzielony między wspomnianymi stronami. Nie opublikowano tego projektu a jedynie decyzję Rady Ministrów.
Warto wiedzieć, że amerykański bank Goldman Sachs i holendersko-brytyjska kompania naftowa Shell zostały laureatami antynagrody Public Eye Shame Awards w–Davos. Według Stowarzyszenia Deklaracji Berneńskiej i szwajcarskiego Greenpeace, Goldman okazał się być bardzo chciwym na zyski za wszelką cenę, zaś Shell ukrywał przestępstwa przeciw przyrodzie. Shell otrzymał nagrodę społecznej antypatii, za czym głosowały niemal 42 tysiące ludzi. Aktywiści Greenpeace uważają, że Shell bierze udział w najbardziej ryzykownych i „brudnych” projektach naftowych, między innymi kompania otrzymała pozwolenie na eksploatację złóż w Arktyce. Antynagroda The Public Eye Shame Awards wręczana jest rokrocznie od 2000 roku w czasie trwania Światowego Forum Ekonomicznego w Davos. W tym roku jej laureatami zostali angielski bank Barclays i brazylijska kompania wydobywcza Vale.
Kluczowy jest fakt, że obowiązkowym warunkiem podpisania porozumienia było uzgodnienie projektu z miejscowymi władzami. I właśnie na tym etapie powinien „wypłynąć” aspekt ekologiczny. Istnieje bowiem pogląd, że technologia wydobywania gazu łupkowego poprzez stosowanie hydroszczelinowania może doprowadzić do zanieczyszczenia wód gruntowych. Pewne problemy z tą technologią powstały w Wielkiej Brytanii. W 2011 r. podczas prac wydobywczych w okolicach Blackpool miały miejsce dwa wstrząsy. Po tym wydarzeniu prace wstrzymano i utworzono specjalną komisję rządową. Co prawda w roku ubiegłym komisja orzekła, że wspomnianą technologię można stosować, ale tylko przy ścisłej kontroli.
Organizacje działające w ramach „antygazowej” kampanii w Europie zarzucały rosyjskiemu Gazpromowi, że w ogóle nie jest zainteresowany rozwojem alternatywnych rodzajów paliw. Stąd też aspekt ekologiczny pozostaje dyskusyjnym do dziś. Jednoznacznej odpowiedzi na temat bezpieczeństwa technologii hydroszczelinowania póki co nikt jeszcze nie udzielił.
W ubiegłym roku podczas rozmowy z dyrektorem przedstawicielstwa Shell na Ukrainie, Grahamem Tileyem, „Ekonomićna Prawda” zainteresowała się tym zagadnieniem. Jesteśmy przekonani o tym, że gaz ze skał szczelinowych można wydobywać w sposób bezpieczny tak dla ludzi, jak i dla środowiska. Właśnie dlatego nie szczędzimy czasu ani wysiłków na współpracę z organizacjami pozarządowymi, przedstawicielami lokalnych społeczności i wspólnot, dla tego aby wyjaśnić, jak zrealizować nasz projekt w najlepszy sposób – mówił wówczas Tiley. A ukraiński ideolog projektu „Gaz łupkowy” Eduard Stawicki w wywiadzie udzielonym gazecie „Dzerkało Tyżnia” stwierdził, że w propozycjach kompanii Shell Chevron jest cały rozdział dotyczący ekologii i my nad tym solidnie pracujemy, włączając także zarządzanie ryzykiem ekologicznym.
W ukraińskich realiach najbardziej problematyczna jest ekonomiczna strona całej sprawy. Kiedy zwycięzcą państwowego przetargu na przyszłe wydobycie gazu łupkowego został światowy gigant Shell Chevron można się było tylko cieszyć, bo tego typu korporacje mają w zwyczaju dbanie o swój wizerunek, stąd i współpraca z Ukrainą powinna być przezroczysta jak łza dziecka. Ale wszystko wyszło jak zwykle. Wymyślono chytry schemat z wprowadzeniem pośredników, dzięki czemu trudniej będzie kontrolować cały proces, bo tak naprawdę nie będzie do końca jasne, kto i za co odpowiada – Shell Chevron czy jego ukraińscy wspólnicy. Tym bardziej, że projekt porozumienia z konkretnymi liczbami podziału ukraińskiego gazu nadal pozostaje utajniony.
Jakby nie było, porozumienie dotyczące złoża józowskiego już zostało podpisane. Ale w przypadku drugiego potencjalnego złoża gazu łupkowego – Złoża Oleskiego – może stać się coś niespodziewanego. Obszar ten położony jest w granicach obwodów lwowskiego i iwanofrankowskiego. Złoże to ma zostać rozpoznane i eksploatowane przez koncern Chevron i ukraińską formę TOW Nadra Oleska. Tutaj schemat jest taki sam jak w przypadku złoża józowskiego, Nadra Oleska została utworzona przez NAK Nadra Ukrainy i TOW SPK-Geoserwis. Ale sytuacja w tym przypadku jest nieco bardziej oczywista. Kompanią Nadra Oleska kieruje Maksym Szyszłow. Ten nieznany szerzej człowiek ma ciekawych partnerów i nie mniej ciekawą biografię. A ściślej, Szyszłow związany jest z kompanią „Tantalit”, która zarządza terenem rezydencji Wiktora Janukowycza „Międzygórze”. Prócz tego w 2007 r. Szyszłow pełnił funkcję dyrektora departamentu inwestycji finansowych NAK Nadra Ukrainy. W tym czasie firmą kierował Eduard Stawicki i właśnie wtedy ta państwowa kompania rozpoczęła proces mający na celu pozostawienie „Międzygórza” prezydencką rezydencją [prezydent Wiktor Juszczenko kończąc swoją kadencję podpisał ponad 20 dekretów ustanawiających nowe parki narodowe na Ukrainie. Miały nimi być także niektóre prezydenckie rezydencje, takie jak „Międzygórze” czy „Zalesie”. Administracja nowego prezydenta, Wiktora Janukowycza, bojkotowała wykonanie dekretów jego poprzednika. Dopiero interwencja Kijowskiego Centrum Ekologiczno-Kulturalnego i kilku organizacji partnerskich i pozwanie administracji prezydenta do sądu za niewypełnienie dekretów, sprawiło, że parki zaczęto fizycznie tworzyć. Jednak nowy prezydent niechętnie oddawał własne rezydencje, walcząc o każdą z nich jako miejsce doskonałe do wypoczynku i… polowań – przyp. tłumacza]. Wszystkie te fakty dają coraz mocniejsze podstawy do wiary, że „Rodzina” ma swój interes w wydobyciu gazu łupkowego.
Jest tutaj jednak pewien bardzo istotny element. Uzgadniać projekt wydobycia gazu ze złoża oleskiego będą rady obwodowe z Lwowa i Iwano-Frankiwska. A one są kontrolowane przez opozycję. Prócz tego także przewodniczącymi obu rad są członkowie opozycyjnej partii „Swoboda”, odpowiednio – Wasyl Skrypnyczuk i Petro Kołodij. Można zatem przypuszczać, że tutaj uzgodnienie projektu nie będzie już taką „bułką z masłem”, jak w przypadku Doniecka i Charkowa. Była przewodnicząca komisji ekologicznej lwowskiej rady obwodowej, a obecnie przewodnicząca komitetu ekologicznego Rady Najwyższej, Irina Sech, już w ubiegłym roku wspominała, że próbuje się pominąć społeczność lokalną w procesie uzyskania zgody na wydobywanie gazu łupkowego na Ziemi Lwowskiej. Co więcej, 17 stycznia Sech zarejestrowała w Radzie Najwyższej decyzję o przeprowadzeniu parlamentarnych czytań nt. „Problemy ekologiczne wydobycia gazu łupkowego na Ukrainie”.
W wyjaśnieniach do tej decyzji napisano: Rada Najwyższa Ukrainy przyjęła zmiany do aktów prawnych, zgodnie z którymi do surowców kopalnych niekonwencjonalnych zaliczono także gaz ze skał łupkowych. Rada Ministrów Ukrainy wydobywanie gazu łupkowego i wykorzystanie go jako alternatywnego rodzaju paliwa uznała za średniookresowy priorytet wśród kierunków działalności innowacyjnej na szczeblu ministerialnym na lata 2012 2016. Zatwierdzone zostały warunki przetargów dotyczących podziału wydobycia ze złóż oleskiego i józowskiego, z których ów gaz można wydobywać. Jednocześnie możliwe problemy ekologiczne spowodowane wydobyciem gazu łupkowego na Ukrainie, zwłaszcza skutki zastosowania technologii hydroszczelinowania warstwy skalnej, wywołują protesty społeczeństwa, a także powodują liczne skargi organizacji społecznych do organów władzy na Ukrainie, organizacji międzynarodowych i Parlamentu Europejskiego.
Dlatego właśnie w celu wyjaśnienia wszelkich wątpliwości przedstawicielka „Swobody” proponuje przeprowadzenie w dniu 20 marca specjalnej sesji na ten temat. Wcześniej eks-minister ekologii, a obecnie minister energetyki Stawicki informował, że wydobycie ze złoża oleskiego jest bezpieczne i nikt nie stara się odsunąć od całej procedury organów władzy lokalnej.
Należy się jednak spodziewać, że właśnie najbardziej kontrowersyjne zagadnienie ekologiczne stanie się „motorem” protestów przeciw realizacji projektu gazowego na zachodniej Ukrainie.
Co jest przed nami ukrywane?
Gaz łupkowy jest naturalnym gazem, który zalega zwykle w miękkich, porowatych skałach z siecią rozgałęzionych szczelin. Technologia wydobycia tego gazu jest dość skomplikowana, zaś opłacalność stosunkowo niska. Na Ukrainie wydobycie tego gazu planuje się w dwóch wielkich jego zbiornikach, tzw. Platformie Józowskiej, która obejmuje znaczną część wschodu Charkowszczyzny i północy obwodu donieckiego, oraz w „Platformie Oleskiej”, która obejmuje większą część Ziemi Lwowskiej i przechodzi na obszar Polski.
Sposób wydobycia polega na tym, aby „wytrząsnąć” bąbelki gazu ze szczelinowej skały na głębokości kilku kilometrów. W tym celu stosuje się technologię poziomego kruszenia i hydroszczelinowania skał: do złoża, w którym zalega gaz, a które położone jest na głębokości od 700 do 3000 m, wykonuje się odwiert, który w złożu rozgałęzia się na kilka otworów. W ten otwór wtłacza się mieszankę wody, piasku i związków chemicznych, która oddziałuje na skałę chemicznie oraz poprzez ciśnienie i kruszy ją. Gaz uwalnia się z niej i można go wydobywać. Jednakże odciągnąć z powrotem mieszaninę wody i związków chemicznych już nie jest tak łatwo, w wyniku czego co najmniej połowa wtłoczonej objętości zostaje w głębi ziemi. I w tym właśnie widzą największe zagrożenia związane z wydobyciem gazu łupkowego ci, którzy nazywają go ekologicznym złem.
Nim świder dotrze do warstwy gazonośnej położonej na znacznej głębokości, może przebić nawet kilka warstw wodonośnych. Nie ma żadnej gwarancji, że toksyczna mieszanina nie trafi do wód gruntowych. Tym bardziej, że różnica w zasoleniu wód gruntowych na różnych głębokościach z czasem i tak może doprowadzić do tragicznego w skutkach zjawiska. Resztki toksycznych roztworów, które zostaną w szczelinach na znacznych głębokościach, z czasem będą przenikać w wyższe warstwy skorupy ziemskiej, w końcu i tak trafią na warstwę wód artezyjskich. A to oznacza, że wody gruntowe w całym zasięgu warstwy wodonośnej staną się toksyczne i już nigdy nie będzie można ich wykorzystać do celów bytowych. Zatem o ile kiedyś uważano, że to właśnie wody artezyjskie wydobywane ze znacznych głębokości są najczystsze i zdatne do picia, o tyle teraz mogą się one stać śmiertelnie trujące.
Ukraiński Gasland?
W 2010 roku amerykański dziennikarz Josh Fox nakręcił film dokumentalny „Gasland”, w którym pokazał, czym może się zakończyć wydobywanie gazu łupkowego dla ludzi mieszkających na terenach eksploatacji tego surowca. Bohaterami filmu są zwykli Amerykanie, którzy „mieli szczęście” osiedlić się kiedyś w okolicach złoża gazu łupkowego, który zaczęto teraz wydobywać. Skutki: choroby onkologiczne, wymieranie zwierząt domowych i dzikich, zamieranie wszelkiego życia w rzekach… Ogólnie mówiąc flora i fauna zanika w całej strefie złoża gazowego. Znaczy to, że nie trzeba nawet mieszkać w sąsiedztwie odwiertu, aby odczuć straszne skutki takiego sąsiedztwa.
Oczywiście film ostro krytykowały kompanie wydobywcze, starając się nagłośnić wszelkie nieścisłości, które wychwycili ich eksperci przy gruntownym przeglądnięciu materiału. Jak jednak nie krytykować by śledztwa amerykańskich dziennikarzy, nie ukryje się ludzi, których życie stało się nie do zniesienia od momentu, gdy za ich oknami pojawiły się pierwsze wieże wiertnicze. Podobnie jak nie da się ukryć, że wydobywanie gazu łupkowego zajmuje rozległe powierzchnie, ponieważ wymaga budowy licznych odwiertów i innych urządzeń, nieodzownych przy pracy.
Nieszczęśni bohaterowie filmu „Gasland” żyją w słabo zaludnionych regionach USA, w których na jednego człowieka przypada dwa do czterech kilometrów kwadratowych terenu. Na Ukrainie takich obszarów nie ma i wszędzie, gdzie planuje się wydobycie gazu łupkowego ofiarami tego procederu padnie znacznie większa ilość ludzi niż w USA.
W ciągu kilku dni usunięto z Internetu większość ukraińskich czy rosyjskich wersji językowych tego filmu. Trudno nie powiązać czasowo tych działań z przygotowaniami Ukrainy do podpisania porozumienia z kompaniami wydobywającymi gaz. Zwłaszcza że ukraińscy ekolodzy zwrócili się do wielu laureatów Nagrody Nobla z prośbą o nominację do tej nagrody w kategorii pokojowej autora filmu „Gasland” Josha Foxa, jako człowieka, który mobilizuje szerokie masy społeczne do walki z ekologicznymi zagrożeniami planety. Bo istotnie ruch przeciw wydobywaniu gazu łupkowego metodą hydroszczelinowania jest dziś jednym z najsilniejszych w świecie.
Czy chcemy żyć w takim niebezpieczeństwie? Nikt nas o to nie pyta. Do chwili obecnej nie przeprowadzono żadnego referendum ani debaty publicznej, ani się ich nie planuje. W lipcu ubiegłego roku odbyło się tylko jedno spotkanie organizacji ekologicznych z przedstawicielami kompanii Shell Chevron, która ma zamiar wkrótce rozpocząć wydobywanie gazu łupkowego na Ukrainie. Profesor John Bonine, prezes MBO „Ekologia-Prawo-Człowiek”, na spotkaniu tym zadał szereg pytań, które pozostają pytaniami otwartymi, a zrodziły się w USA i innych krajach mających już niestety smutne doświadczenia związane z zastosowaniem metody hydroszczelinowania:
- Jakie związki chemiczne stosuje się w tym procesie? Jakie są gwarancje, że nie zanieczyszczą one gruntów rolnych i nie zaszkodzą zdrowiu mieszkańców? Jaki będzie pobór wody z rzek i źródeł podziemnych?
- Co robią międzynarodowe korporacje ze zużytymi, zanieczyszczonymi wodami? Czy oczyszczają je na powierzchni? W jaki sposób zamierzają zapobiegać negatywnemu wpływowi soli z wód podziemnych w formacjach szczelinowych na tereny rolnicze?
- Jeśli zużyte wody będą wtłaczane powtórnie pod ziemię, to czy nie przyczyni się to do wstrząsów sejsmicznych, jak to miało miejsce w Wielkiej Brytanii i USA? Czy wstrząsy te mogą doprowadzić do zanieczyszczenia wody pitnej w warstwach wodonośnych?
- Jak silny będzie negatywny wpływ na powietrze w regionie karpackim lotnych związków organicznych i innych zanieczyszczeń? Na ile pogorszy się sytuacja ekologiczna w już znacznie zanieczyszczonych wschodnich regionach Ukrainy?
- Ile ciężarówek przewożących materiały konieczne dla prowadzenia procesu technologicznego będzie przejeżdżać przez miasta i wsie w ciągu godziny? Kto będzie płacił za uszkodzenia dróg? Jakie zanieczyszczenia spowodują te ciężarówki?
- Jeśli nie będzie działać ekologiczne prawodawstwo, to czy będzie istniało ryzyko dla parków narodowych, stref chronionych i dzikiej przyrody?
- Jakiej kwoty władza żąda od koncernów międzynarodowych jako „kaucję”, która zagwarantuje kompensację za wyrządzone szkody i będzie opłatą za zamknięcie odwiertu po tym, jak cały gaz zostanie wyeksploatowany?
Na żadne z tych pytań przedstawiciele kompanii Shell Chevron nie dali wyczerpujących i przekonujących odpowiedzi. W ogóle uczestnicy spotkania mieli wrażenie jakby biznesmeni czekali na to, że organizacje społeczne będą ich chwalić, tak jak robi to kierownictwo Ministerstwa Środowiska. Tymczasem nie wiemy nawet, jaką korzyść przyniesie Ukrainie ten projekt.
Oleksij Wasyluk
Tłumaczenie: Krzysztof Wojciechowski