Wychowanie do polowania
W „Magazynie Sezon”, lifestylowym piśmie dla myśliwych, w którym na próżno szukać choćby śladu kropli krwi, Katarzyna Lewańska-Tukaj, autorka artykułu „Pedagogika i łowy – czyli małolat na polowaniu”, napisała: „Dla 2-, 3-latków świat roślin i zwierząt jest cudowną bajką, a obraz w lornetce czy w szkle powiększającym rozwija wyobraźnię. Podglądanie przyrody to wstęp do prawdziwego łowiectwa i obojętne, w jakim wieku człowiek zacznie się nim interesować, przejść przez to i tak trzeba, a im wcześniej – tym lepiej”. Na pozór to logiczne, aby dziecku dać możliwość wejść w konkretne zainteresowania, jak najszybciej zarazić pasją. I chyba na tym bazuje Lewańska-Tukaj pisząc o małolatach na łowach. Problem w tym, że obcowanie dzieci i nastolatków ze śmiercią zwierząt nie powinno mieć miejsca. Przecież nikt o zdrowych zmysłach nie zaraża dzieci pasją do zostania rzeźnikiem.
Zabijanie zwierząt czy uczestniczenie w ich zabijaniu to dla dzieci trudne, często traumatyczne doświadczenie – patrzenie na ciała zabitych zwierząt, które są zakrwawione, potrzaskane przez kule, to zdecydowanie nie jest widok godny oczu dzieci. Mówią o tym przedstawiciele organizacji społecznych zajmujących się sprawami dzieci, psycholodzy, wychowawcy.
Nareszcie – chciałoby się powiedzieć, bowiem temat wpływu polowań na dzieci nie zaistniał dotychczas w szerszej świadomości społecznej ani nie był tematem zainteresowania środowiska wychowawców-nauczycieli. Interesował zaledwie pojedyncze osoby, zwykle psychologów, głównie osoby zajmujące się również ochroną środowiska. Temat ten nie istnieje w czołowych pismach branżowych zajmujących się wychowaniem – próżno szukać o nim jakichkolwiek wzmianek np. w pismach „Problemy Opiekuńczo-Wychowawcze” czy „Życie Szkoły”.
Natomiast łowiectwo i myśliwi są obecni w głównym nurcie edukacyjnym – dzieje się to jednak głównie z ich własnej inicjatywy. Stąd dość często można natrafić, głównie w lokalnych pismach czy portalach, na relacje o wizytach myśliwych w przedszkolach i szkołach, od podstawówki do ponadgimnazjalnych. Przykładowo w Portalu Nauczycieli Przedszkola wychowanieprzedszkolne.pl, w artykule „Czy lasom potrzebni są myśliwi”, autorka Elżbieta Baracz wśród celów realizacji zajęć edukacyjnych stawia sobie przekonanie dzieci, że lasom potrzebne są koła łowieckie. Podobnych relacji jest sporo – większość w tonie pozytywnej przygody, konstruktywnej współpracy myśliwych i dzieci. Właśnie taki charakter ma relacja ze strony internetowej koła łowieckiego wkl44trop.pl „Myśliwi Dzieciom – Dzieci Zwierzynie – czyli edukacja ekologiczna”. Wychowanie i edukacja ekologiczna to słowa-klucze, którymi myśliwi często zaskarbiają sobie serca nauczycieli, wychowawców i dzieci. Warto się w tym momencie zapytać, czy na takiej edukacji ekologicznej powinno nam zależeć. Gdy znamy konsekwencje realnego kontaktu dzieci z polowaniem i zabijaniem zwierząt, odpowiedź powinna być przecząca.
Faktem jest natomiast, że kształcenie i wychowanie ekologiczne do tej pory całkowicie pomijały elementy związane z wpływem polowań na rozwój i psychikę młodego człowieka. Co więcej, sama edukacja ekologiczna sprzed 1990 r. istniała wyłącznie na obrzeżach kontrkultury i zajmowała się zupełnie innymi tematami (np. ochrona dzikich zwierząt, segregowanie odpadów). Zresztą i dzisiaj edukacja ekologiczna nie odgrywa znaczącej roli w systemie kształcenia i wychowania.
Ważne jest również to, że środowisko wychowawczo-pedagogiczne przez ostatnie ćwierć wieku nadrabiało sporo różnych zaległości oraz stawało wobec wyznań nowych czasów. Nie należy więc specjalnie się dziwić, że z tego środowiska nie wyszła wcześniej propozycja zajęcia się tym tematem. Swoją drogą podjęta stosunkowo niedawno tematyka wpływu polowań na środowisko też jest zagadnieniem, nad którym wśród organizacji ekologicznych w Polsce pracują tylko nieliczne.
Obecnie trwające prace nad prawem łowieckim pokazały, że lobby myśliwskie niezbyt chętnie oddaje pole w jakimkolwiek zakresie. Głos społeczny w ostatnich tygodniach został w dużej mierze zignorowany, na szczęście temat zaistniał w wielu mediach. Wyraźnie czuć, że spora część obywateli nie ma ochoty godzić się na dominację myśliwych – polowania na prywatnym terenie, sprawa dzieci na polowaniach, zanieczyszczenie środowiska ołowiem itd.
Łatwo nie będzie, co widać choćby po reakcjach myśliwych na akcję „Polowania nie dla dzieci”. Według nich niedopuszczalne jest zakazywanie zabierania dzieci na polowanie, co argumentują głównie prawem do wychowywania dziecka po swojego (według modelu, jakiego chce rodzic) oraz tradycją. Poseł Tomasz Kulesza (PO) na marcowym spotkaniu komisji sejmowej, zajmującej się nowelizacją ustawy Prawo łowieckie, wskazał, że „w tej 120 tys. armii polskich myśliwych zdecydowana większość kół, do których ci ludzie należą, prowadzi zajęcia dydaktyczne, wychowawcze, patriotyczne”. Wśród tych myśliwych, którzy bardzo mocno uaktywnili się na Facebooku, dominuje niewzruszone przekonanie, że o modelu wychowania dziecka ma decydować wyłącznie rodzic, a skoro jest myśliwym, to problemem dla dziecka nie może być kontakt z zabijaniem zwierząt.
Jednak wcześniej wspomniana Lewańska-Tukaj, było nie było zwolenniczka wychowania ku tradycji polowań, pisze wprost: „Uśmiercanie zwierząt w obecności małych dzieci nie jest wskazane”. Dalej przywołuje interpretację prof. Wojciecha Radeckiego na temat zapisów ustawy o ochronie zwierząt, mówiących o tym, że zabrania się „uboju lub uśmiercania zwierząt kręgowych przy udziale dzieci lub w ich obecności”, że dotyczy to jedynie zwierząt hodowlanych. I ta właśnie kwestia, brak jednoznacznego zapisu, który mówiłby o uśmiercaniu zwierząt również na polowaniach, daje myśliwym poczucie działania zgodnie z prawem.
Jednak ochrona dzieci przed polowaniami staje się obecnie zadaniem możliwym do zrealizowania. Do tej pory bowiem nigdy tak jednoznacznie nie wypowiadano się w tym temacie – dziś robią to ludzie, którzy zawodowo zajmują się dziećmi i młodzieżą. Oczywiście równie ważne są kwestie prawa łowieckiego i udziału społecznego w pracach nad jego nowym kształtem.
Rzesza rodziców chroniących dzieci przed przemocą różnego rodzaju dostała teraz wstępnie zdiagnozowane zagrożenie – dziecko na polowaniu to krzywda dla dziecka. Szkoda, że tak późno, ale bardzo dobrze, że wreszcie stało się to możliwe. Oczywiście nie można zapominać o tych rodzicach, którzy sami są myśliwymi lub wywodzą się z rodzin myśliwskich – nawet jeśli nie zgadzają się z postulatami ochrony dzieci przed polowaniami, warto, aby byli świadomi tego, jaki wpływ na rozwój psychiczny ich dzieci mają polowania i uczestniczenie w uśmiercaniu zwierząt.
Wpływ polowań na psychikę dzieci zdecydowanie zasługuje na uważniejsze i szersze zaangażowanie ze strony wszystkich ludzi ze środowiska zajmującego się wychowywaniem młodych ludzi. Ważna jest też rola rodziców, którym powinno dać się możliwość lepszego poznania tematu. To wyzwanie nowe, ale dzięki wstępnemu rozpoznaniu już łatwiej będzie o nim pisać i mówić. Dla dobra dzieci i dla dobra środowiska.
Grzegorz Bożek
Grzegorz Bożek – redaktor naczelny Miesięcznika Dzikie Życie. Wychowawca-nauczyciel, pedagog z 9-letnim stażem pracy w szkolnictwie i placówkach wychowawczych.