DZIKIE ŻYCIE

Janusz

Wojciech Eichelberger

Zaprzyjaźniliśmy się na świętokrzyskiej górze czarownic Kamieńczyk w lecie 1978 roku. Budowaliśmy tam pierwsze pozamiejskie zendo, które okazało się duchowym fundamentem polskiego zen. Znakomity projektant i cieśla zostawił tam dwa palce swojej prawej ręki. Niewielu już pamięta uścisk jego prawej dłoni. Potem w tym i w innych zendo przez wiele lat, przez niezliczone dni i noce zgłębialiśmy wraz z innymi tajemnicę Prawdziwej Natury Umysłu. Także za oceanem, w odległym Rochester pod kierunkiem Roshiego Philipa Kapleau, który między innymi napisał „Ochraniaj wszelkie życie”. Choć zbudowaliśmy razem kilka buddyjskich ołtarzy i przed wieloma innymi padaliśmy na kolana, Janusz szybko odkrył, że najwłaściwszym dla niego ołtarzem i świątynią Prawdziwej Natury jest przyroda – a powołaniem jej ochrona.


Janusz Korbel razem z Bolesławem Rokiem redagował polskie wydanie książki Philipa Kapleau „Ochraniać wszelkie życie. Buddyjski przyczynek do wegetarianizmu” wydanej przez Wydawnictwo „Pusty Obłok” w 1985 roku.
Janusz Korbel razem z Bolesławem Rokiem redagował polskie wydanie książki Philipa Kapleau „Ochraniać wszelkie życie. Buddyjski przyczynek do wegetarianizmu” wydanej przez Wydawnictwo „Pusty Obłok” w 1985 roku.

Bez reszty wziął sobie do serca pierwsze buddyjskie ślubowanie: Niezliczone istoty ślubuję wyzwolić. Musiał więc stworzyć Pracownię na rzecz Wszystkich Istot i stać się pierwszym w Polsce misjonarzem głębokiej ekologii. Ja pozostałem w zendo, lecz wspierałem Jego poczynania jak tylko mogłem i umiałem. Znał odpowiedź na pytanie: Dlaczego nawet na pięć minut przed końcem świata warto posadzić drzewo? Nie był romantykiem ani eko-oszołomem. Nie miał złudzeń, że da się zmienić kurs rozpędzonej cywilizacji chciwości, gniewu i niewiedzy. Rozmawialiśmy o tym na samym początku jego eko-konwersji gdzieś w latach 80. Tym bardziej ceniłem Jego zdeterminowane, cierpliwe wysiłki na rzecz ochrony Puszczy, którą słusznie uznał za jedną z ostatnich na świecie ostoi naturalności, pokory, szacunku i harmonii, a zarazem za żywy wzorzec i memento dla pogubionego świata – i dla siebie samego. Dzielił więc z Puszczą wszystkie jej właściwości i z upływem lat jakby jednoczył się z nią. Pewnie dlatego wydawało mi się, że tak jak Puszcza, tak i on trwać będzie wiecznie. A on odszedł nagle i bez pożegnania, jak padający dąb. Wiele razy mi mówiłeś, Januszu, że Puszcza trwa dzięki temu, że drzewa umierają. Wiedziałeś, że życie powstaje z życia i do życia powraca.

Ale choć teraz tańczysz jawiąc się we wszystkim, to jednak płaczę za Tobą.

Żegnaj, Przyjacielu Wszystkich Istot, mądry, skromny zwykły człowieku.

Cześć Twojej pamięci!

Wojtek Eichelberger


Kamieńczyk, lato 1978, trzeci od lewej Janusz Korbel, trzeci od prawej Wojciech Eichelberger. W środku Philip Kapleau – amerykański nauczyciel buddyzmu zen. Fot. Archiwum Wojciecha Eichelbergera
Kamieńczyk, lato 1978, trzeci od lewej Janusz Korbel, trzeci od prawej Wojciech Eichelberger. W środku Philip Kapleau – amerykański nauczyciel buddyzmu zen. Fot. Archiwum Wojciecha Eichelbergera

Pytania do Janusza

Drzewa umierają stojąc
a Ty padłeś jak podcięty
zwykły, mądry dobry człowiek
ani grzeszny ani święty

No i po co Ci to było
życia starych drzew pilnować –
czy już wszystko się skończyło
czy poszedłeś się w nich schować?

Puszcza nic o Tobie nie wie
lekceważy Twoje losy
czyś jest w piekle czyś jest w niebie
– przyszedł czas na sianokosy

Nadal swoje życie wiodą
żubry, wilki i niedźwiedzie
a ty gdzie się teraz włóczysz
gdzie Cię twoja karma wiedzie?

Wszystko jedno, wszystko nie-dwa
czy Ty w ogóle tutaj byłeś –
czy się drzewom i zwierzętom
pięknie, kolorowo śniłeś?

Tak czy owak, tak czy siak
daj nam Bracie jakiś znak
czy drzew bronić nadal mamy,
czy się stąd gdzieś zabieramy
– w jakiś lepszy, inny świat?

we