DZIKIE ŻYCIE

W hołdzie przyjacielowi i nauczycielowi. Garść wspomnień

Andrzej Żwawa

Janusza poznałem jakieś ćwierć wieku temu. Właśnie uświadomiłem sobie, że był wtedy młodszy niż ja teraz. Najpierw w felietonie Eryka Mistewicza przeczytałem o architekcie, który przeniósł się do Bielska-Białej i opowiadał, że jego córki nie mogą zrozumieć, że w mieście nie wolno chodzić po trawie. Potem ktoś mi powiedział o Zeszytach Pracowni Architektury Żywej. Napisałem do Janusza do Bielska i dostałem kilka numerów (przesyłanych w kopertach z reusingu, które posłużyły wcześniej do przesłania innych listów – kto dziś pamięta o tym zwyczaju?).

Z tej lektury dowiedziałem się o głębokiej ekologii. Później przyjechałem na Zgromadzenie Wszystkich Istot z Johnem Seedem z Rainforest Information Center z Australii. Poznałem tam też Jacka Bożka, Janusza Tyrlika, Jurka Oszeldę, Marka Styczyńskiego… Zabawne: po zakończeniu warsztatu staraliśmy się pokazać Johnowi nasz folklor. W jednej ze śpiewanych piosenek stało o tym, jak ktoś „wołki pasał”. Zmęczony tłumacz bardziej chyba kojarzył rosyjski niż „polski ludowy” i gość z antypodów nie mógł się nadziwić naszym dzielnym pasterzom wilków.

Trudno zapomnieć akcję przeciw polowaniu na ptaki na terenie kompleksu stawów na Śląsku. Długa nocna rozmowa z Januszem przed czekającą nas rano konfrontacją z gangiem uzbrojonych facetów, których rozrywką jest zabijanie bezbronnych istot. Rano dowiadujemy się, że planowana przez nas akcja bez przemocy odniosła skutek zanim się zaczęła – polowanie odwołano.

Brałem udział w wielu spotkaniach i warsztatach Pracowni, na zaproszenie Janusza byłem w jej Radzie Naukowej, jednak nigdy nie włączyłem się w nią formalnie, skupiając się na „własnej” działalności wydawniczej. Nie zliczę, ile tekstów Janusza opublikowałem, ile listów wymieniliśmy.

Janusz był (jest!) człowiekiem niezwykle inspirującym, ale był też bezpośredni, otwarty, pełny humoru. Kiedyś wraz z Januszem Tyrlikiem zaprosił mnie do dworku nad Biebrzą. Pływaliśmy łódką po zakolach. Oj, nie szło mi to wiosłowanie!

Pamiętam jak którejś niedzieli odwiedziłem go w jego ówczesnym mieszkaniu w Bielsku-Białej, zupełnie bez zapowiedzi. Zresztą któż się wtedy szczególnie umawiał.

Był nam przyjacielem, ale i nauczycielem. Nie sposób zliczyć, ile osób zainspirował. Otaczał go niezwykły autorytet. Już pod koniec mej działalności wydawniczej kolega, który dostał do składu teksty, wyłapał w nich błędy wynikające z mej niedbałej korekty i powiedział: „Co by było, gdyby to tak poszło do druku, co byśmy powiedzieli Januszowi”. Taki był Janusz. Głęboki, przyjacielski, ale też zasadniczy. Nie ukrywam, że czasem różniliśmy się. Janusz zawsze powtarzał, że głęboka ekologia to stawianie głębokich pytań. Zgadzałem się, ale uważałem, że takie głębokie pytania stawiać można i należy wobec wszelkich problemów, nie tylko tych dotyczących relacji człowiek-przyroda, ale także w kwestiach „ekologii miejskiej”, odpowiedzialnej konsumpcji, w kwestiach społecznych.

***

Na początku sierpnia koleżanka zapytała mnie na Facebooku, czy to prawda, że Janusz jest poważnie chory. Ponieważ nie działam już w ruchu eko, ostatnio kontaktowałem się z Januszem na początku roku. Sprawdziłem więc Jego profil na FB i zobaczyłem świeży wpis dotyczący obrony alei w Białowieży. Pomyślałem więc, że wszystko w porządku, że z tą chorobą to jakaś pomyłka. Niestety nie…

Ta wiadomość była jak cios. Janusz wydawał się wieczny i niezniszczalny, jak przyroda, której poświęcił życie. Wiem, że po prostu wrócił do Matki-Ziemi, że atomy, które były Jego ciałem wbudują się w inne istoty, a Jego myśl pozostanie z tymi niezliczonymi, których zainspirował tym, co (i jak) robił i co głosił. Mimo że ostatnio nie kontaktowaliśmy się już zbyt często, wciąż nie mogę się otrząsnąć z szoku, jakim jest odejście drogiego nauczyciela i przyjaciela. Napisałem do Johna Seeda, który mi odpisał: „I’m so sorry to hear this Andrzej, what a wonderful human being and friend of the Earth Janusz was, he will be sorely missed – John”.

Ktoś na FB skomentował informację o śmierci Janusza, że żył On jak bodhisatva, pełen współczucia dla wszystkich istot. Tak właśnie było.

Mnie brakło słów, by wyrazić ból. Przypomniałem więc na FB wiersz z wydanego przeze mnie w 1994 r. tomiku Jurka Oszeldy pt. „Modlitwa do drzewa”:

34. Pieśń śmierci, która ukochała życie

Januszowi Korbelowi

za podobną drzewu cierpliwość
dąb ma wielką ilość
liściastych twarzy
które zmieniają się
o każdej porze roku
i co chwilę
na każde poruszenie
wiatru
dotknięcie pyłu
kropel rosy
i deszczu
dąb najpiękniej myśli
o słońcu i księżycu
ale także o świcie
i o zmierzchu
możesz się nim zachwycać
nawet wtedy
gdy ogień trawi
jego ciało
nielicznym
udało się usłyszeć
jak nuci przejmująco
swoją dębową
pieśń śmierci

Cieszyn, 27 stycznia 1993

Każde życie jest bezcenne. Śmierć bliskich jest dla każdego niezwykle bolesna. Ktoś na FB napisał „jak sobie teraz przyroda poradzi bez Niego?”. Musimy pamiętać słowa Janusza, że przyroda poradzi sobie bez człowieka. Nam bez Janusza będzie trudniej.

Andrzej Żwawa

Andrzej Żwawa – w ruchu ekologicznym od 1987 r. W latach 1989–2007 redaktor nieistniejącego już miesięcznika „Zielone Brygady. Pismo Ekologów”. Obecnie Prezes Zarządu Fundacji „Koalicja Sprawiedliwego Handlu”.