DZIKIE ŻYCIE

Przekraczając oddzielenie

Ryszard Kulik

Czy książka może zmienić życie? Wiele lat temu za namową znajomych sięgnąłem po cieniutką książeczkę „Myśląc jak góra”. Jej lektura była dla mnie jak łyk czystej wody po długim okresie pragnienia; jak głęboki wdech ożywiający całe ciało i umysł. Po jej przeczytaniu już nic nie było dla mnie takie samo. Właśnie mija 25 lat od ukazania się w Polsce tej książki.

Tytuł „Myśląc jak góra” nawiązuje do esejów Aldo Leopolda, w których autor przekonuje, że prawdziwa przemiana w stosunku człowieka do przyrody może mieć miejsce jedynie wtedy, gdy wyjdziemy z ciasnego gorsetu własnego małego ja i utożsamimy się z czymś większym, co nas przekracza. Niech to będzie góra. W końcu góra zawiera w sobie zarówno przyrodę ożywioną, jak i nieożywioną. Jest złożonym ekosystemem, domem dla wielu istot; całością, która żyje i ma swoje interesy. Jeśli więc zaczniemy myśleć jak góra, to przyjmiemy prawdziwie szeroką perspektywę stopniowo uwalniającą to, kim sami jesteśmy.

Głęboka ekologia

No właśnie, kim jesteśmy? Najczęściej utożsamiamy się z rolą społeczną: mężczyzna, ojciec, syn, psycholog… Albo z jakimś nieokreślonym miejscem w głowie, które stanowi centrum decyzyjne naszego życia. 

Te codzienne identyfikacje, jakkolwiek prawdziwe na pewnym poziomie, zwodzą nas na manowce. Bo przede wszystkim zapominamy o ciele, którym jesteśmy. A ono łączy nas z całym materialnym wszechświatem. Ilu z nas zdaje sobie sprawę z tego, że składające się na nas atomy istniały już niedługo po wielkim wybuchu? Wędrowały poprzez kosmiczną pustkę w mgławicach, sercach gwiazd, by ostatecznie spocząć na pewien czas na planecie zwanej przez nas Ziemią. Teraz zaś, po tej kosmicznej podróży budują nas samych.

John Seed, jeden z autorów tekstów w książce, odkrywa przed nami rewolucyjną perspektywę. „Podział na to, co ożywione i to, co nieożywione jest wymysłem człowieka. Każdy atom twojego ciała istniał już zanim cztery miliardy lat temu powstało życie organiczne. Czy przypominasz sobie dzieciństwo jako minerał, jako lawa, jako skała? Skały posiadają możliwość wplatania się w nasze ciało. Jesteśmy tańczącymi skałami. Dlaczego patrzymy na nie z taką wyższością? One są właśnie tą nieśmiertelną częścią nas samych”.

Materia i energia przepływają przez nasze ciała w procesie nieustannej wymiany. Bierzemy i dajemy. Rodzimy się i umieramy, by za chwilę odrodzić się w kolejnej formie. Nieważne czy jako wilk czy jako skała. Te podziały i granice są dużo bardziej względne niż mogliśmy przypuszczać. To, co brzmi jak szaleństwo dla naszego dyskursywnego umysłu, jest oczywistością na poziomie naszego ciała: jesteśmy w odwiecznym procesie przemian, uczestnicząc we wspólnocie przekraczającej nasze jednostkowe istnienie. I nie chodzi tutaj o jakąś wyrafinowaną koncepcję reinkarnacji, ale o podstawowy fakt biologiczny.

Co to dla nas oznacza? John Seed i Joanna Macy w tekście „Czym jestem?” piszą: „Pamiętaj zawsze o odwiecznych cyklach współuczestniczenia. Zawierz im w tych ciężkich czasach. Dzięki twojej prawdziwej naturze i doświadczeniu drogi, którą przeszedłeś, posiadasz głęboka wiedzę jedności (…). Posiadasz cała mądrość ziemi, całą mądrość egzystencji, niczego ci nie brak. Czerp z niej odwagę i siłę, byśmy dziś w czasach zagrożenia, umieli pomóc sobie nawzajem w przebudzeniu się”. 


Przed rytuałem Zgromadzenia Wszystkich Istot. Fot. Ryszard Kulik
Przed rytuałem Zgromadzenia Wszystkich Istot. Fot. Ryszard Kulik

Iluzja oddzielenia

Mamy zatem przebudzić się do większej jaźni, która obejmuje wszystkie istoty i to zarówno te istniejące obecnie, jak i te, które już odeszły. A nawet te, które przyjdą po nas. Bo tylko wypożyczyliśmy ziemię na chwilę jako ludzie. Jeśli o tym zapominamy, to nasza wąska ludzka perspektywa pcha nas w objęcia gatunkowego szowinizmu i antropocentryzmu. A stąd już tylko krok do deprecjonowania innych istot, bezwzględnego wykorzystywania zasobów planety i uzurpowania sobie pozycji władcy wszelkiego stworzenia. Te wszystkie działania ostatecznie obracają się przeciwko nam, gdyż nie czynimy tego komuś tam, ale sobie. Wszystko bowiem jest połączone.

Złudzenie oddzielenia od przyrody jest najbardziej podstawowym rysem szaleństwa współczesnej ery przemysłowej. Joanna Macy przekonuje, że nosimy w sobie ogromne pokłady rozpaczy i żalu związanego z zadawaniem cierpienia innym istotom i całej planecie. Ciężar do uniesienia jest tak duży, że wielu z nas odsuwa te uczucia od siebie, stając się obojętnymi egzekutorami kolejnych wyroków na przyrodzie. W ten oto sposób zostaje uruchomione błędne koło agresji i obojętności napędzające destrukcję świata naturalnego. Jak można je przerwać? Wydaje się, że jedyny sposób to otwarcie się na ból, który nosimy w sobie. Przeżycie rozpaczy, żalu i smutku sprawia, że stajemy się wrażliwi na problemy środowiskowe i angażujemy się w ich rozwiązanie. Mamy zatem „usłyszeć w swoim sercu głos płaczącej Ziemi” i pozwolić sobie, by to doświadczenie poprowadziło nas ku działaniu.

To jeden z koniecznych kroków do zrobienia na drodze do pełni człowieczeństwa. Jest ich znacznie więcej, a wszystkie cechują się tym, że wprost kierują się ku najważniejszej przyczynie naszych problemów – iluzji oddzielenia.

Autorzy antologii „Myśląc jak góra” swoimi tekstami zachęcają nas do wewnętrznej przemiany. To prawdziwie radykalny ruch. Nie tyle skrajny, jak błędnie odczytywane jest znaczenie tego słowa, ile sięgający do samego sedna problemu. W tym przypadku dotyczy to naszej istoty, naszego ja. Ta przemiana oznacza przekroczenie oddzielenia od życia, od wspólnoty wszystkich istot, od samego siebie. Samorealizacja, jak przekonuje prof. Arne Naess, jest możliwa wyłącznie wtedy, gdy w pełni urzeczywistnimy przyrodzone możliwości. Pisze, że „aby osiągnąć wystarczającą, wielowymiarową dojrzałość, nie możemy obejść się bez identyfikacji ze wszystkimi żyjącymi istotami, pięknymi i brzydkimi, dużymi i małymi, czującymi i nieczującymi”.

Ten aspekt działań dla przyrody jest najbardziej niezwykły. Troska o środowisko naturalne wymaga głębokiej wewnętrznej przemiany. W tym samorozwoju mamy jedyną w swoim rodzaju szansę, by odkryć to, kim naprawdę jesteśmy. Dbanie o przyrodę to przede wszystkim praca nad sobą, nad urzeczywistnieniem siebie. W tym znaczeniu nurt głęboko ekologiczny zdecydowanie wyróżnia się na tle innych podejść prośrodowiskowych, które nie są zainteresowane wnikaniem do istoty rzeczy oraz ignorują psychologiczne i duchowe aspekty ochrony środowiska. Idąc za autorami antologii „Myśląc jak góra” moglibyśmy stwierdzić, że potrzebujemy nie tyle nowych, zielonych technologii, nowych rozwiązań prawnych czy lepszych strategii zarządzania środowiskiem, ile odkrycia, że jesteśmy ziemią, wodą, powietrzem i ogniem, że należymy do kręgu wszystkich istot. Cała reszta przyjdzie sama. 

Zgromadzenie Wszystkich Istot

Jak dokonać tej przemiany? Joanna Macy i John Seed proponują rytuał, który nazwali Zgromadzeniem Wszystkich Istot. Polega on na użyczeniu własnego głosu innej istocie, która może przemówić poprzez nas. Na jakiś czas zapominamy, że jesteśmy ludźmi i wcielamy się w roślinę, zwierzę, żywioł czy zjawisko przyrodnicze i z tej perspektywy dzielimy się swoim życiem, potrzebami, lękami i radościami. Rytuał Zgromadzenia z jednej strony nawiązuje do prastarych praktyk pochodzących z różnych tradycji i kultur, z drugiej – odwołuje się do współczesnej psychoterapii, gdzie rozwija się takie techniki, jak przykładowo voice dialogue. Założenie jest takie, że każdy z nas w swej podstawowej istocie ma połączenie z całym światem, wszyscy dzielimy tę samą tożsamość. Docierając do niej, otwieramy się na nowy, głębszy wymiar własnej osoby. Stając się górą, zaczynamy myśleć jak ona. Tak naprawdę jednak nie ma znaczenia, czy jesteśmy górą, lisem, czy źdźbłem trawy. Wypowiadając się bowiem z pozycji tych istot pozwalamy, by przemawiało przez nas samo życie, podstawowa energia przenikająca cały wszechświat, uniwersalna zasada wprawiająca gwiazdy w ruch i odpowiedzialna za nasze pojawienie się na tym świecie w formie ludzkiej. W tym znaczeniu dotykamy wymiarów nie tylko ekologicznych, ale też duchowych. Zgromadzenie nie ma jednak charakteru praktyki religijnej. Jest wolne od tego typu konotacji. Duchowość wiąże się bowiem z głębią doświadczenia, a nie z określoną wiarą w Boga. 


Dzika przyroda jest nie tylko warunkiem naszego przetrwania, ale i głębokiego wglądu w to, kim jesteśmy. Fot. Ryszard Kulik
Dzika przyroda jest nie tylko warunkiem naszego przetrwania, ale i głębokiego wglądu w to, kim jesteśmy. Fot. Ryszard Kulik

W książce znajdziemy dokładny opis przebiegu Zgromadzenia, a także liczne uwagi na temat jego prowadzenia. Razem z kilkoma innymi rozdziałami, które można wykorzystać jako procesy przygotowujące do samego Zgromadzenia, książeczka stanowi ważne kompendium dla każdego, kto chce samodzielnie prowadzić grupy w tej konwencji.

Prowadzenie warsztatów w formule proponowanej przez Seeda i Macy (oraz innych współautorów – prof. Arne Naessa i Pat Fleming) nie jest jednak zadaniem łatwym, ponieważ praca z grupą dotyka najgłębszych aspektów ludzkiego życia: tożsamości, relacji ze sobą, doświadczania kontaktu ze światem, sensu życia, duchowości. Nie można nauczyć się prowadzenia Zgromadzenia wyłącznie z książki. Jedyna droga to samemu przejść ten proces i odkryć siebie na nowo. Osobista przemiana i głębokie doświadczenie połączenia z cudem życia jest niezbędnym warunkiem, by tego rodzaju rytuał proponować innym osobom. 

Praktyka

25 lat temu, gdy ukazała się książka „Myśląc jak góra” trafiłem do Pracowni na rzecz Wszystkich Istot, a konkretnie do Doliny Wapienicy w Bielsku-Białej na warsztat Zgromadzenia. Tam przeszedłem swoją inicjację jako aktywista działający dla dzikiej przyrody. Sam zacząłem prowadzić tego typu warsztaty, a ta niewielka książeczka stała się dla mnie bramą do innego świata.

Kilka lat wcześniej przyjechał do Polski John Seed i poprowadził Zgromadzenie Wszystkich Istot dla aktywistów z naszego kraju. W niedługi czas później przyjechał do nas również Arne Naess, twórca głębokiej ekologii i autor jednego z rozdziałów w „Myśląc jak góra”. Tak rodził się ruch ekologiczny oparty na filozofii głębokiej ekologii; rodziła się Pracownia na rzecz Wszystkich Istot. 


Na Zgromadzeniu Wszystkich Istot. Fot. Ryszard Kulik
Na Zgromadzeniu Wszystkich Istot. Fot. Ryszard Kulik

Wszystkie bodaj kampanie w obronie dzikiej przyrody prowadzone wtedy, we wczesnych latach dziewięćdziesiątych, poprzedzone były rytuałami Zgromadzenia. Broniliśmy przyrody nie jako czegoś, co istnieje gdzieś tam, ale jak samych siebie. Byliśmy tym kawałkiem przyrody, który właśnie uzyskał samoświadomość i występował w swojej obronie. Ten szczególny rodzaj motywacji jest ciągle charakterystyczny dla ludzi, którzy w swoim doświadczeniu przekroczyli próg oddzielenia. Po tym momencie już nigdy nie jest tak, jak było.

Dzisiaj po 25 latach „Myśląc jak góra” jest ciągle bardzo aktualna, wciąż czytana i niezmiennie wykorzystywana jako inspiracja do działań dla przyrody. Nadal odbywają się Zgromadzenia Wszystkich Istot. Chociaż ruch ekologiczny jest już inny, bardziej sprofesjonalizowany i sformalizowany, a romantyczne początki mamy za sobą, to w dalszym ciągu potrzebujemy ludzi, którzy głęboko identyfikują się z przyrodą. Potrzebujemy autentycznej, pełnej motywacji do działań na jej rzecz i pogłębionego wglądu w istotę naszych problemów we współczesnym świecie. Potrzebujemy wewnętrznej przemiany, która sprawi, że urzeczywistnimy własną prawdziwa naturę, a świat wokół nas zaczniemy spostrzegać jak nasz prawdziwy dom a nie miejsce bezwzględnej eksploatacji.

Czytajmy „Myśląc jak góra”, bo pozwala ona dotknąć tych wszystkich ważnych wymiarów. A najlepiej twórzmy wspólnoty, które w praktyce realizują idee zawarte w tej niezwykłej, niewielkiej książeczce. 

Ryszard Kulik