DZIKIE ŻYCIE

Czy myśliwym zależy na reformie łowiectwa w Polsce?

Robert Jurszo

Polska bez polowań

„Rozmawiam i z ekologami, i z myśliwymi. Po obu stronach widzę emocje oraz brak zrozumienia” – napisał Andrzej Kruszewicz w książce „Hipokryzja. Nasze relacje ze zwierzętami”. Ornitolog i dyrektor warszawskiego ZOO poczynił tę uwagę na marginesie sporu, jaki kilka lat temu wywołała kampania Niech Żyją!. Jej celem jest całkowite zniesienie polowań na ptaki. Myśliwi byli i są przeciw, natomiast ekolodzy są za.

Argumenty tych ostatnich są oparte na nauce. Jeśli współczesne łowiectwo jest w założeniu narzędziem ograniczania konfliktów między dzikimi zwierzętami a ludźmi, to ze strony dzikiego ptactwa ludzie w zasadzie żadnych strat nie cierpią. Co prawda, są doniesienia o gęsiach wyskubujących rolnikom oziminę, ale brak naukowych badań oceniających skalę tego procederu. A nawet jeżeli, to i tak większość dzikich ptaków Polakom życia nijak nie uprzykrza, co powinno stać się przyczyną ich skreślenia z listy gatunków łownych. 

Nie piszę jednak tego po to, by roztrząsać kwestię racjonalności polowań na ptaki w świetle założeń gospodarki łowieckiej. Interesuje mnie zagadnienie bardziej ogólne, choć dziś niezwykle palące. A mianowicie to, czy myśliwi mogą być sprzymierzeńcem w takiej reformie polskiego łowiectwa, która uczyni je bardziej znośnym dla przyrody i społeczeństwa? Obserwacje wyniesione z toczącej się właśnie kolejnej odsłony sporu o nowelizację prawa łowieckiego przekonują mnie do jednoznacznie negatywnej odpowiedzi.

Trzy dobre zmiany do kosza

Lobby myśliwskie doprowadziło w ostatnich tygodniach do odrzucenia kilku ważnych poprawek do Prawa łowieckiego autorstwa organizacji zrzeszonych w Koalicji Niech Żyją!. Pomimo tego, że ich przyjęcie uczyniłoby polskie myślistwo mniej szkodliwym dla przyrody, bardziej humanitarnym dla zwierząt oraz bezpieczniejszym i mniej uciążliwym dla niepolujących. Wskażę tylko na trzy z nich.

Pierwsza propozycja dotyczyła postulatu zakazu stosowania amunicji ołowianej. Byłoby to bardzo korzystne, nawet gdyby ograniczyć to obostrzenie jedynie do polowań na ptaki nad zbiornikami wodnymi. Według autorów artykułu „Śmiertelność ptaków w warunkach stawów rybnych”, rocznie, w każdym kompleksie przebadanych przez nich stawów hodowlanych, do środowiska trafia blisko 100 kg ołowiu. Na zatrucia narażone są oczywiście ryby i jedzący je ludzie. Ale również kaczki grążyce, które połykają leżące na dnie stawów śruciny, myląc je z potrzebnymi im do trawienia kamyczkami. Między innymi dlatego autorzy wspomnianego artykułu rekomendowali nawet nie zakaz używania amunicji ołowianej, ale w ogóle wyłączenie stawów rybnych z polowań na ptaki.

Inna ważna propozycja, na którą nie zgodziło się lobby myśliwskie, to zakaz używania żywych zwierząt do treningu psów myśliwskich1. Dziki szczuje się psami w zagrodach, a lisy i jenoty w sztucznych norach. Wszystko po to, by wyrobić w „norowcach” i „dzikarzach” odpowiednie umiejętności łowieckie, przydatne podczas prawdziwych polowań. Ich żywe cele przeżywają ogromny stres, bo nie wiedzą, że to „tylko” trening. Psychologowie zwierzęcy mówią, że w ekstremalnych przypadkach – na przykład podczas konkursów, gdy jedno zwierzę szczute jest kilka razy z rzędu – lisy i jenoty umierają ze stresu. Ta barbarzyńska praktyka w Polsce wciąż ma się dobrze. Pomimo tego, że w innych krajach jest ona zakazana, a do szkolenia psów stosuje się wypchane zwierzęta pokryte preparatami zapachowymi.

Ostatnia z odrzuconych propozycji dotyczyła konieczności informowania społeczeństwa o miejscach i godzinach polowań indywidualnych i zbiorowych w dostępnych w internecie elektronicznych książkach polowań. I tym razem myśliwi mieli problem, obawiając się o własne bezpieczeństwo (sic!) i spokój polowań. To, że ich „hobby” może zagrażać życiu osób postronnych, które mogą zostać „pomylone z dzikiem” (bo nie wiedziały o polowaniu i weszły na jego teren) nie miało dla nich niestety żadnego znaczenia. 

Największy koszmar myśliwych

Pojawia się pytanie: skąd ten opór myśliwych przed opisanymi dobrymi korektami polskiego łowiectwa? Powody są przynajmniej dwa.

Pierwszy zapewne jest taki, że propozycje tych zmian nie wyszły z ich środowiska, ale ze strony społecznej. A myśliwi bardzo dbają, żeby o wszystkim, co w Polsce z łowiectwem się dzieje – również z kształtem Prawa łowieckiego – decydowali tylko i wyłącznie oni sami. Również rękami swoich politycznych reprezentantów, których w Parlamencie nie brakuje.

Drugi powód to strach myśliwych przed tym, że ustąpienie w jednej sprawie uruchomi lawinę zmian w łowiectwie, której nie będą mogli już zatrzymać. A która przeora je doszczętnie i zasadniczo zmieni jego charakter. I w przyszłości – być może – w ogóle je wyeliminuje. Bo przestanie być ono potrzebne, gdy pojawią się inne, skuteczniejsze i bardziej etyczne sposoby rozwiązywania konfliktów na linii ludzie – dzikie zwierzęta. A to jest największy koszmar wszystkich myśliwych.

Ostatecznie, reforma łowiectwa w Polsce może dokonać się tylko wbrew myśliwym. Oni są ostatnią grupą, która jest nią zainteresowana. 

Robert Jurszo

1. Po tym, jak już powstał powyższy felieton, 28 lutego posłowie pracujący nad prawem łowieckim w połączonych komisjach rolnictwa i środowiska przyjęli poprawkę zakazująca używania żywych zwierząt do szkoleń psów myśliwskich. Spotkało się to jednak z ostrym sprzeciwem PZŁ, który obawia się, że ta zmiana oznacza koniec polskiej kynologii łowieckiej. Nie wiadomo jednak, czy ten przepis ostatecznie wejdzie do znowelizowanej ustawy Prawo łowieckie.