DZIKIE ŻYCIE

Bez nadziei nie będzie niczego

Piotr Trzaskowski

Bezlitosne dane o spadku bioróżnorodności, wzrastających nierównościach społecznych i zaglądającej przez nasze okna katastrofie klimatycznej wpędzają wiele osób w rozpacz. W swojej książce Rebecca Solnit „Nadzieja w mroku. Nieznane opowieści, niebywałe możliwości” przestrzega nas przed pychą przekonania, że możemy być pewni, co będzie dalej. Ruchy społeczne już nie raz zmieniały bieg historii, choć często do ostatniej chwili nikt się tego nie spodziewał.

Książka Solnit powstała z rozczarowania nieskutecznością masowego ruchu antywojennego w przeddzień amerykańskiej inwazji na Irak w 2003 r. (na marginesie: politycznie i militarnie wspieranej przez polski rząd pod wodzą Leszka Millera). Solnit była częścią tej bezprecedensowej mobilizacji, która w ciągu 3 pierwszych miesięcy 2003 r. wyprowadziła na ulice miast całego świata 36 milionów osób. Demonstrowano na wszystkich kontynentach łącznie ze stacją polarną MacMurdo na Antarktydzie.

Do dzisiaj protesty te uznaje się za największą globalną mobilizację w historii. Największą, ale nieskuteczną. W marcu 2003 r. wojska USA i ich sojuszników weszły do Iraku, zapoczątkowując destabilizację tego kraju, a potem regionu, która do dzisiaj pochłonęła miliony ofiar w Syrii i Iraku. Książka jest odpowiedzią na poczucie porażki i beznadziei, które pojawiło się wtedy i zatruło umysły wielu osób zaangażowanych w działania na rzecz pokoju. „Nasi przeciwnicy pragną, byśmy uwierzyły i uwierzyli, że sytuacja jest beznadziejna, że nie mamy żadnej władzy, żadnych podstaw do działania, że nie możemy wygrać”1 – pisze Solnit wyjaśniając kulisy powstania tej wyjątkowej opowieści o nadziei.

Pochwała niepewności

Nadzieja – centralne pojęcie tej książki – to według autorki przeciwstawianie się fatalistycznemu przekonaniu, że karty zostały rozdane, a my nie mamy już żadnego wpływu na rozwój sytuacji. „Nadzieja, która mnie interesuje, powiązana jest z szeroką perspektywą i ściśle określonymi możliwościami, które zachęcają nas do działania albo wręcz się go od nas domagają. Nie jest ona radosną paplaniną o tym, że wszystko zmierza ku lepszemu, (…). Można by ją nazwać opowieścią o zagmatwaniu i niepewności, z których wyrasta możliwość nowego otwarcia”.

Solnit snuje więc opowieści. To jej sposób na pokazanie, że wszystko jest jeszcze możliwe. Są to opowieści o ruchach społecznych i ich zwycięstwach. Ale również o porażkach, z których wynikały później pomniejsze zwycięstwa i inspiracje, które wydały wspaniały owoc po kilkudziesięciu latach. Historie te są największą siłą książki. To one rozświetlają tytułowy „mrok”, który oznacza tu nieznaną i często przerażającą przyszłość. Przyszłość, którą, namalowaną w jasnych barwach, tak trudno sobie wyobrazić. W końcu w marazmie połowy latach 80. XX wieku mało kto w Polsce potrafił przewidzieć, że blok komunistyczny rozsypie się już za chwilę. Zawiły ciąg zdarzeń, który prowadzi do wielkiej zmiany społecznej staje się jasny dopiero post-factum.

We wstępie do nowego wydania książki Solnit przypomina o drobnym handlarzu z Tunezji Mohamedzie Bouazizim. Jego samospalenie 17 grudnia 2010 r. uruchomiło „Arabską wiosnę”, która obaliła kilku dyktatorów i rozpoczęła trwające do dziś konflikty zbrojne. W innym miejscu autorka opowiada o pismach Henry’ego D. Thoreau. Jego rozważania nad obywatelskim nieposłuszeństwem w kolejnym stuleciu zainspirowały Mahatmę Gandhiego i Martina Lutera Kinga, prowadząc ich, oraz tysiące ludzi u ich boku, do zrzucenia brytyjskiej władzy kolonialnej w Indiach oraz do wywalczenia podstawowych praw obywatelskich dla czarnej ludności USA.

Z Seattle do Brukseli

Większość z ruchów politycznych opisanych w książce dawno odeszła w przeszłość. Ich cele zostały zrealizowane tylko częściowo. Przecież niedawno, 50 lat po śmierci Martina Lutera Kinga, po raz kolejny przekonaliśmy się jak daleko jest do równości rasowej w USA. Solnit nie rozpacza jednak nad końcem ruchów społecznych, bo pokazuje, jak mocno ich dziedzictwo wpływa na bieg rzeczy. Tak właśnie stało się z ruchem alterglobalistycznym. Sprzeciwiał się on globalizacji promującej interesy wielkich korporacji i globalnego handlu na przekór interesom lokalnych społeczności, a w efekcie powodującej coraz głębsze zniszczenia środowiska. Punktem kulminacyjnym dla tego ruchu były protesty w amerykańskim Seattle w 1999 r. Gwałtowne demonstracje związków zawodowych, anarchistów i ekologów doprowadziły do przerwania szczytu Światowej Organizacji Handlu (WTO), pracującej na rzecz dalszego znoszenia barier dla międzynarodowego przepływu dóbr i kapitału.

Choć z biegiem lat uliczna siła ruchu osłabła i blokowanie kolejnych szczytów WTO przychodziło demonstrantom z coraz większym trudem, ich wystąpienia miały wielkie znaczenie dla postępu na innych polach. Ruch sprzeciwu wobec GMO i innych przejawów industrializacji rolnictwa przybrał na sile w Europie i Indiach. W 2003 r. w czasie negocjacji WTO w meksykańskim Cancun koalicja krajów Globalnego Południa oraz NGO`sów przeciwstawiła się najbogatszym państwom świata i zerwała prace nad dalszą liberalizacją handlu produktami rolnymi. Tym samym uniknięto otwarcia rynków państw Afryki, Azji i Ameryki Południowej na dotowaną żywność z USA i Europy mogącą zniszczyć podstawy życia setek milionów drobnych rolników. Ostatniego dnia szczytu kenijski delegat oświadczył: „Spotkanie zostało zerwane. To kolejne Seattle”.

Kilka lat temu przez Europę przetoczyły się protesty przeciw umowom handlowym między Unią Europejską a USA i Kanadą. Petycję w tej sprawie podpisało 3,2 miliona osób. Aktywiści i aktywistki skupili się w sieci nazwanej „Seattle to Brussels”, czyli z Seattle do Brukseli, oddając tym samym symboliczny hołd ruchowi alterglobalistycznemu z lat 90. Dziś już sama Komisja Europejska proponuje „Carbon Border Adjustment”, czyli wprowadzenie barier celnych, którymi obkładane mają być produkty z państw nieprowadzących ambitnej polityki ochrony klimatu. Wolny handel przestaje być stawiany ponad dbałością o ochronę środowiska.

„Wspólnie jesteśmy nad wyraz potężne i potężni i mamy za sobą rzadko wspominaną, rzadko pamiętaną historię zwycięstw i przeobrażeń, która może dodać nam otuchy i wiary w siebie, w to, że owszem, możemy zmienić świat, gdyż nieraz nam się to wcześniej udało” – pisze Rebecca Solnit. Ta potrzeba przypominania jest szczególnie aktualna w przypadku zwycięstw w obronie środowiska naturalnego. Często ich najbardziej widocznym efektem jest to, że jakichś drzew nie wycięto, kopalni nie wybudowano, a gatunku nie wytrzebiono. To mało klarowne pomniki sukcesu. W ostatnich latach, również w Polsce, na scenę walki o środowisko wchodzą kolejne pokolenia aktywistów i aktywistek walczących o zakaz polowań, o ochronę klimatu czy o zdrową żywność. Bez dodatkowego wysiłku i bez opowieści ze strony tych, którzy pamiętają Żarnowiec, Czorsztyn, Rospudę czy Obóz dla Puszczy nie poznają lokalnej historii wzlotów i upadków ruchu ekologicznego. Trudniej będzie im dostrzec nadzieję w naszym polskim mroku.

Aktywizm domem?

Poza wymiarem politycznym każda ze wspomnianych wyżej batalii o jakiś skrawek przyrody, to również istotny epizod w życiu uczestników i uczestniczek. Solnit, od lat zaangażowana w aktywizm, wychwala długofalowy wpływ tych osobistych doświadczeń. „(…) jeśli żyjesz zgodnie z tym, do czego dążysz, w zasadzie już odnosisz zwycięstwo. Jeśli twój aktywizm jest demokratyczny, pokojowy, twórczy oznacza to, że w jakimś małym zakątku świata demokracja, pokój i twórczość właśnie triumfują. Aktywizm nie jest w tym modelu jedynie przybornikiem pozwalającym przerabiać różne rzeczy, ale domem, w którym można zamieszkać i żyć zgodnie ze swoimi przekonaniami, nawet jeśli jest on siedzibą wyłącznie chwilową i to o lokalnym znaczeniu, rajem uczestnictwa, doliną, gdzie tworzone są dusze”.

Każdy, kto sam zasmakował radości wspólnego działania i tworzenia na rzecz społecznej zmiany, wie z jakich emocji bierze się ten pogląd. Niesie on jednak ze sobą poważne ryzyko. Jest to ryzyko wsobności, odcięcia od reszty społeczeństwa czy skupienia na perfekcyjnej czystości ideowej własnej grupy. Niejeden kolektyw poległ na niekończących się próbach osiągnięcia konsensusu, ustalenia naprawdę niehierarchicznej struktury i wypracowania języka pozbawionego jakichkolwiek oznak przemocy. Skoncentrowanie na procesie, a nie politycznym efekcie, na zgodności długofalowych celów z wewnętrzną praktyką prowadzi czasem do marginalizacji pytań o strategię, o sposoby wpłynięcia na resztę społeczeństwa, na zamianę polityki czy też systemu społecznego. Wtedy tworzymy tymczasowe strefy autonomii, lepszego świata, które wkrótce znikają. Solnit przekonuje, że nie znikają bez śladu. Znikają ponieważ ludzie idą dalej. Niosą inspiracje i idee, a także samą radość działania w kolejnych inicjatywach. „… rozłożył się w glebie, na której rozkwitły nowe kwiaty” – napisała o końcu zapoczątkowanego w Wielkiej Brytanii ruchu „Reclaim The Streets”.

Autorka przekonuje, że efekty działań nierzadko dostrzeżemy dopiero po dziesiątkach lat. I nigdy nie wiemy, którędy popłyną nieprzewidywalne prądy inspiracji. Zdaje się przez to mówić, że skoro potencjalnie każde działanie zgodne z wartościami ruchu może być w długiej perspektywie skuteczne i już teraz buduje nowy lepszy świat i „aktywistyczny dom”, to należy je podjąć. Nie ma większego znaczenia czy będziemy edukować, protestować na ulicach, prowadzić działania obywatelskiego nieposłuszeństwa, przekonywać polityków czy budować ekowioski. Jeśli sam proces działania jest najważniejszy, to jakakolwiek dyskusja o strategii przestaje mieć sens.

Zgoda, w ruchach społecznych moralna spójność wewnętrznych praktyk z deklarowanymi celami jest bardzo ważna. Zaryzykuję jednak stwierdzenie, że jest dużo łatwiej osiągalna niż podjęcie trudnej dyskusji na temat strategii. O tę równowagę niełatwo jest zadbać. Dobrze to widać na przykładzie polskiego, młodego i fascynującego, aktywizmu klimatycznego. Wielości strategii i form działania często zapożyczonych z innych krajów przez Extinction Rebellion Polska, Earth Strike, Młodzieżowy Strajk Klimatyczny czy Obóz dla Klimatu towarzyszy niewiele dyskusji na temat ich skuteczności w polskich uwarunkowaniach. A skuteczność ma znaczenie. W końcu odwołując się do sławnego raportu Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu z 2018 r. pozostało nam już tylko 12 lat, wróć… zaledwie 10 lat.

Solnit nie wskazuje nam kierunku działania. Opowiadając fascynujące historie ruchów społecznych, ich zwycięstw i chwalebnych porażek, daje za to dużo nadziei. Jakiś kierunek by się przydał, ale w końcu nadzieja jest ważniejsza. Bez niej pozostałaby nam już tylko płacz.

Piotr Trzaskowski

Piotr Trzaskowski – działacz społeczny. Zainicjował powstanie Akcji Demokracji. Współtworzył Obóz dla Klimatu. Jest członkiem Pracowni na rzecz Wszystkich Istot i Kooperatywy Spożywczej Dobrze.

Rebecca Solnit, „Nadzieja w mroku. Nieznane opowieści, niebywałe możliwości”, Kraków 2019, Wydawnictwo Karakter, tłumaczenie: Anna Dzierzgowska, Sławomir Królak, karakter.pl/ksiazki/nadzieja-w-mroku

Tytuł oryginału „Hope in the Dark: Untold Histories, Wild Possibilities”.

Przypisy:
1. Wszystkie cytaty z książki za polskim jej wydaniem Rebecca Solnit, Nadzieja w mroku. Nieznane opowieści, niebywałe możliwości, Wydawnictwo Karakter, Kraków 2019.