DZIKIE ŻYCIE

Przyjąć i przekroczyć kulturę

Ryszard Kulik

Okruchy ekozoficzne

Już niemal 100 lat temu Zygmunt Freud pisał, że kultura jest źródłem cierpień. Dławi bowiem ludzkiego ducha pełnego instynktów seksualnych i agresji, w imię społecznego porządku, do którego trzeba się dostosować. Cierpienie jest indywidualnym kosztem, jaki płacimy za względnie stabilne i uporządkowane życie społeczne.

Dzisiaj koncept, jakoby kultura niszczyła indywidualnego ducha ludzkiego, a do tego przyczyniała się do destrukcji środowiska, jest żywy jak nigdy dotąd. Przeciwstawiamy kulturę temu, co zwykliśmy nazywać naturą. Dostrzegamy, jak bardzo kultura zamyka nas w klatkach ról społecznych, płci, narodowości, koloru skóry, religii i czego tam jeszcze. Uwiera nas jak ciasne buty, które chętnie byśmy wyrzucili i poczuli się w końcu wolni. Stąd już tylko krok, by uznać kulturę za diabła wcielonego i próbować zepchnąć ją w niebyt.


Kręgi zawierają się w kręgach. Fot. Felix Mittermeier pixabay
Kręgi zawierają się w kręgach. Fot. Felix Mittermeier pixabay

Po prawdzie dzieje się to już od dłuższego czasu i przybiera formę czyszczenia „ja” z wszelkich naleciałości kulturowych. Mamy stać się kulturowo czyści i nieskażeni żadnym wpływem stanąć twarzą w twarz ku sobie, wolni od stereotypów, uprzedzeń i skłonności do dyskryminacji. Mamy zanegować własną narodowość czy utożsamienie się z płcią biologiczną i kulturową. A ostatecznie wyrzec się ludzkiej identyfikacji. W idealnym wariancie na pytanie, „kim jestem?” trzeba by odpowiedzieć: „jestem samym życiem”. „Gdzie są moje korzenie?” – „zawsze w zmiennym teraz!”. Prawdziwa wolność, niezależność i nieuwarunkowanie – jako się rzekło.

Wiemy już również, że w ten sposób wylewamy dziecko z kąpielą. Nasze „ja”, by dojrzeć, musi wypełnić się całym światem, w tym kulturą, całym ludzkim dziedzictwem. Jeśli je wyczyścimy lub od najmłodszych lat będziemy dzieci wychowywać w „kulturowej sterylności”, bez kategorii definiujących „ja”, to stworzymy kulturę „pustego ja” narażonego na uzależnienia, depresję i narcystyczne zwichrowanie, o czym pisałem we wrześniowym numerze „Dzikiego Życia”.

Jak mamy zatem sobie radzić z kulturowym gorsetem, w którym jest nam za ciasno i który ma swoją ciemną stronę? Odrzucenie i opór wzmagają tylko siłę tego, z czym walczymy. Widać to na przykładzie stereotypów i uprzedzeń, które – zgodnie z badaniami psychologów społecznych – zeszły do podziemia w związku z nakazami poprawności politycznej. Tam harcują sobie do woli, czekając na odpowiedni moment, kiedy będą mogły ujawnić się w pełni. Nie tędy droga.

Paradoksalnie można powiedzieć, że warunkiem uwolnienia jest przyjęcie i przekroczenie tego, co nas warunkuje. To zaś oznacza, że w pierwszym kroku mamy uznać własne dziedzictwo, jakiekolwiek by ono nie było. Tak, jestem Ślązakiem, mężczyzną, wychowałem się w Polsce, która jest częścią dziedzictwa europejskiego. Dorastałem w tradycyjnej rodzinie katolickiej. Te wszystkie wpływy noszę w sobie, czy mi się to podoba, czy nie. Jest we mnie śląska tradycja kulinarna z roladą i oplerkami (kiełbasą) oraz górniczy etos związany z pracą mojego ojca i dziadka. Uznaję i honoruję to dziedzictwo, bo bez niego nie byłbym tym, kim jestem. I jednocześnie, zawierając je w sobie, przekraczam te uwarunkowania i idę dalej. Dziś jako weganin nie zjem rolady, a jako aktywista klimatyczny jestem za zamykaniem kopalń i odchodzeniem od węgla. I nie ma tu sprzeczności, bowiem przyjmując swoje dziedzictwo, nie skazuję siebie na to, by je powielać w taki sposób, w jaki go doświadczałem w przeszłości.

Przyjęcie i przekroczenie jest naturalnym procesem rozwojowym, który pozwala na obejmowanie coraz szerszego obszaru i stawanie się pełnym człowiekiem. Tak właśnie ewoluuje ludzka świadomość w zdrowym procesie dorastania, w którym nic nie jest odrzucone, a krąg tożsamości poszerza się coraz bardziej, obejmując ostatecznie wszystko, co istnieje. Jestem mężczyzną, Ślązakiem, Polakiem, Europejczykiem i obywatelem świata. Jestem istotą ludzką. Jestem samym życiem. Koncentryczne kręgi, które zawierają się wzajemnie w sobie poszerzają coraz bardziej obszar jaki obejmują. Jestem jak drzewo, którego korona pnie się do słonecznej subtelności, ale korzenie tkwią głęboko w tym, co ciemne, zimne, brudne i gnijące. Jest to i to.

Tam natomiast, gdzie pojawia się opór przed przyjęciem jakiegoś aspektu własnego dziedzictwa, rodzi się obce ciało, które zaburza cały proces rozwojowy, powoduje cierpienie lub tworzy iluzję pustki, którą trzeba kompensować wrzucaniem w siebie przypadkowych elementów.

Kultura bywa źródłem cierpienia, ale odrzucenie jej w imię czystości i wolności również powoduje cierpienie i zamieszanie. Zawieranie i przekraczanie kulturowych uwarunkowań pozwala iść naprzód bez kurczowego trzymania się przeszłości w postaci walki z nią lub przesadnego lgnięcia do tego, co było.

Ryszard Kulik