DZIKIE ŻYCIE

Szkodzimy przyrodzie? Spokojnie – wiemy jak wyeliminować siebie

Ryszard Kulik

Okruchy ekozoficzne

Jednym z najbardziej wrażliwych obszarów naszego zdrowia fizycznego jest płodność. Obecnie obserwujemy dramatycznie obniżające się wskaźniki dzietności, szczególnie w krajach zamożnych. To właśnie tam możemy dostrzec najpoważniejsze konsekwencje zmian cywilizacyjnych. Normy dla nasienia męskiego stosowane dzisiaj jeszcze 15 lat temu zostałyby uznane za patologiczne. Niepłodność dotyka obecnie 15 procent par w wieku reprodukcyjnym na świecie i aż 18 procent par w Europie.

W swojej książce „Odliczanie, jak nasz nowoczesny świat zagraża liczbie plemników, zmienia męski i żeński rozwój reprodukcyjny oraz zagraża przyszłości rasy ludzkiej” epidemiolożka Shanny Swan zebrała mnóstwo dowodów na to, że liczba plemników mężczyzn żyjących w kulturze zachodnioeuropejskiej spadła o ponad 50 procent w ciągu mniej niż 40 lat. To swoiste odliczanie, jak podkreśla autorka powoduje spadek liczby plemników o 1–2 proc. rocznie. W takim tempie jeszcze przed połową obecnego wieku większość par będzie musiała odwołać się do sztucznych metod wspomagania rozrodu. Jako jedną z przyczyn tego faktu naukowcy wskazują na prenatalny okres rozwoju człowieka, zanim w grę wejdą jakiekolwiek inne czynniki związane ze stylem życia.

Zapłodnienie. Fot.pixabay.com
Zapłodnienie. Fot.pixabay.com

Podczas kluczowego etapu dla maskulinizacji płodu wykazano, że zakłócenia w sygnalizacji hormonalnej mają trwały wpływ na zdolności rozrodcze mężczyzn w wieku dorosłym. Zakłócenia hormonalne są zaś spowodowane przez substancje chemiczne (EDC) obecne w naszych produktach codziennego użytku. Wiele z nich może działać na nasze hormony lub zakłócać ich prawidłowe funkcjonowanie na kluczowych etapach rozwoju. EDC są przekazywane płodowi przez matkę, która podczas ciąży narażona jest na kontakt z chemikaliami. To w największym stopniu determinuje zakres, w jakim płód doświadcza zakłóceń hormonalnych. Oznacza to, że dzisiejsze dane dotyczące liczby plemników nie odnoszą się do dzisiejszego środowiska chemicznego, ale do środowiska takiego, jakie było, gdy dzisiejsi mężczyźni byli jeszcze w łonie matki. Nie chodzi przy tym o jedną, konkretną substancję chemiczną powodującą zakłócenia. Różne rodzaje codziennych chemikaliów – znajdujące się we wszystkim, od płynów do mycia naczyń po pestycydy, dodatki do żywności i tworzywa sztuczne – mogą zakłócać normalne funkcjonowanie naszych hormonów.

Niektóre substancje, takie jak tabletki antykoncepcyjne lub te stosowane jako stymulatory wzrostu w hodowli zwierząt, zostały specjalnie zaprojektowane, aby wpływać na hormony. Obecnie można je znaleźć w całym środowisku, a ostatecznie w naszych organizmach.

Nie tylko płodność ludzi jest zagrożona – ten sam problem dotyczy innych zwierząt w tym również dziko żyjących. Podobny efekt zaobserwowano u aligatorów na Florydzie, u krewetek w Wielkiej Brytanii oraz u ryb żyjących poniżej oczyszczalni ścieków na całym świecie. Nawet gatunki, o których sądzi się, że wędrują daleko od tych źródeł zanieczyszczenia, cierpią z powodu skażenia chemicznego. Stwierdzono, że samica orki, którą morze wyrzuciło na brzeg Szkocji w 2017 r., jest jednym z najbardziej skażonych biologicznych okazów, jakie kiedykolwiek zgłoszono. Naukowcy twierdzą, że nigdy się nie cieliła.

Spadająca liczba i jakość plemników budzą zaniepokojenie badaczy od kilkudziesięciu już lat. Ostatnio jednak pojawiły się badania dotyczące płodności kobiet. Badaczki z Karolinska Institute odkryły, że narażenie na powszechne zanieczyszczenia chemiczne było związane ze zmniejszoną liczbą jaj w jajnikach kobiet w wieku rozrodczym. Kobiety, które bardziej były narażone na kontakt z substancjami chemicznymi dłużej starały się o dziecko. Mimo iż część chemikaliów została obecnie zakazana, to fakt, że były kiedyś używane w gospodarstwie domowym powoduje iż nadal są obecne w środowisku oraz w wielu produktach spożywczych (np. tłustych rybach). Chodzi m.in. o środki zmniejszające palność, repelenty na komary, PFAS (substancja chemiczna stosowana w teflonie i piance przeciwpożarowej), ftalany (stosowane w opakowaniach z tworzyw sztucznych, sprzęcie medycznym oraz mydłach i szamponach), a także pestycydy i inne chemikalia przemysłowe, takie jak PCB.

Swan w swojej książce konkluduje, że Homo sapiens już spełnia standardy US Fish and Wildlife Service, aby zostać uznanym za gatunek zagrożony. Największym zagrożeniem dla nas jesteśmy my sami. Zabiegając o komfort i wygodę, do pewnego momentu zwiększamy swoje szanse na lepszą adaptację do warunków środowiskowych. Jednak ten ewolucyjny program stosowany bez ograniczeń staje się całkowicie nieadaptacyjny. To właśnie się dzieje na naszych oczach. Staliśmy się największym zagrożeniem dla życia na tej planecie. Ale możemy chyba być spokojni: zanim zarżniemy tę planetę wcześniej wyeliminujemy samych siebie. Oczywiście w imię jeszcze bardziej przyjemnego i wygodnego życia.

Ryszard Kulik