Srocze gniazdo
Dzikie życie za oknem
„Cały świat jest serią cudów, ale tak się do nich przyzwyczailiśmy, że nazywamy je zwyczajnymi rzeczami” Hans Christian Andersen
Minionej wiosny para sroczek założyła gniazdo na wierzbie rosnącej pod moim balkonem. Praca przy budowie trwała od świtu do nocy. Ptaki skakały wśród giętkich witek w poszukiwaniu tych najlepiej się nadających: skubały to jedną, to drugą, sprawdzając, czy uda się je odłamać. Czasami miały szczęście, jednak nierzadko musiały zbierać materiały budowlane w okolicy.

Sroki były niezwykle ze sobą zgrane: jedna znosiła gałązki, druga je odbierała „bez słowa” i wplatała, poprawiała, ulepszała oraz wzmacniała tak długo, aż nie było już jej widać za gęstą konstrukcją. Przypominające kulę gniazdo rosło jak na drożdżach i już po kilku dniach było w sumie gotowe. Jeszcze małe poprawki tu i tam, znoszenie różnych miękkich rzeczy, aby wysiadywanie jajek było wygodne i można je było uznać za gotowe. Niezmiennie fascynuje mnie fakt, że ptaki używają do budowy niezwykle misternie uplecionych i trwałych gniazd jedynie swoich dziobów.
Dopóki zieleń nie eksplodowała z pąków i nie zasłoniła widoku, mogłam podglądać sroczkę krzątającą się wewnątrz gniazda. Latem stało się ono wręcz niewidzialne, sprytnie ukryte, ukazujące się jedynie tym, którzy wiedzieli, gdzie patrzeć.
W tym roku sroczki postanowiły założyć rodzinę gdzie indziej, już nie na mojej wierzbie. Kilka par przyleciało na oględziny, lecz ostatecznie nie zdecydowało się na remont i ponowne zamieszkanie. Przypuszczam, że miejscówka nie okazała się idealna: z powodu częstych wichur z gniazda nie zostało zbyt wiele. Póki co, jego resztki okazyjnie odwiedzają wrony, a mi pozostaje podglądanie sroczek przy niezwykle akrobatycznym zbieraniu gałązek na opuszczonej w tym roku wierzbie i okolicznych akacjach. Może jednak wrócą.
Amanda Musch