DZIKIE ŻYCIE

Permakultura a rolnictwo – czy to na pewno przeciwieństwa?

Adam Barcikowski

Permakultura nadziei

Pojęcie permakultury jako nazwy nurtu myśli i praktyki, które reprezentuje, powstało na bazie przeciwieństwa wobec rolnictwa.

Na pierwszy rzut oka to przeciwieństwo nie jest widoczne już na poziomie samego nazewnictwa, jednak staje się bardziej jasne, gdy przejdziemy na grunt języka angielskiego. Pojęcie permakultury pochodzi bowiem z angielskiego permaculture, co w rzeczywistości jest połączeniem dwóch słów: permanent (czyli stały, trwały) oraz culture (czyli wprost kultura, ale w tym wypadku nawiązujące do drugiego członu pojęcia agriculture). Rolnictwo po angielsku to agriculture i pochodzi wprost z połączenia łacińskich słów: agri od ager, czyli pole/ziemia uprawna, oraz cultura, czyli uprawa. Wobec tego angielskie określenie na rolnictwo oznacza wprost uprawę ziemi. W konsekwencji, permaculture, czyli permakultura, oznaczałoby mniej więcej tyle, co trwałe lub stałe uprawy.

Małe gospodarstwa rodzinne mogą dużo zyskać na produkcji lokalnej. Fot. Anna Korn-Barcikowska
Małe gospodarstwa rodzinne mogą dużo zyskać na produkcji lokalnej. Fot. Anna Korn-Barcikowska

Czyli, inaczej mówiąc, permakultura jako nazwa określonego nurtu oraz sam nurt powstały w odpowiedzi na wzrost znaczenia rolnictwa konwencjonalnego oraz jego tymczasowość. Jednak w tym miejscu nasuwa się pytanie, co oznacza tymczasowość rolnictwa konwencjonalnego, w opozycji do trwałości upraw permakulturowych? Naturalnie nie znajdziemy na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi, jednak może nam ono posłużyć do wyciągnięcia szerszych wniosków co do tego, jakie są cechy charakterystyczne i wyzwania współczesnego rolnictwa, oraz w jaki sposób odnosi się do nich permakultura.

Pierwszą, chyba najbardziej oczywistą cechą „tymczasowości” rolnictwa w modelu konwencjonalnym może być sposób uprawy ziemi, zakładający coroczne mechaniczne obracanie gleby oraz zasilanie jej składnikami odżywczymi. Bez wchodzenia w tym miejscu w szczegóły techniczne już sam fakt, że ziemia musi być w tym modelu corocznie odwracana i zasilana zewnętrznymi składnikami odżywczymi powoduje, że nie jest to model trwały. Jest on bowiem tymczasowy, w tym sensie, który tu omawiamy, ponieważ bez dostarczenia składników odżywczych z zewnątrz oraz bez paliwa do wykonania pracy odwracania gleby nie może on funkcjonować. Inaczej mówiąc, jeśli odetniemy zewnętrzne dostawy tych dwóch zasobów, to rolnictwo nie będzie mogło być kontynuowane. O ile przy odpowiednim zarządzaniu i planowaniu gospodarstwa, zasilanie pól w składniki odżywcze może się odbywać z wykorzystaniem zasobów wewnętrznych (produkowanych przez gospodarstwo), takich jak obornik czy inna materia organiczna, będąca produktem ubocznym innych rodzajów działalności, o tyle w obecnych warunkach zastąpienie paliwożernych maszyn wykorzystywanych do odwracania gleby czymś innym wydaje się niemożliwe. Podobnie niemożliwe jest wytwarzanie oleju napędowego w ramach gospodarstwa.

Permakultura, z charakterystycznymi dla niej zasadami prowadzenia działalności, proponuje rozwiązania tych problemów aby dążyć do jak najbardziej trwałego modelu produkcji. Pierwsze z tych rozwiązań wspomniałem już powyżej, czyli wspieranie produkcji roślinnej odpadami z innych gałęzi produkcji prowadzonych w ramach gospodarstwa. Może to być zarówno obornik, czy gnojowica od zwierząt, ale również kompost czy chociażby nawóz płynny na bazie serwatki, w przypadku gospodarstw serowarskich.

Jeśli chodzi o drugi element konwencjonalnej gospodarki, czyli konieczność odwracania gleby, to jedynym rozwiązaniem w celu zmniejszenia „tymczasowości” działalności jest zaprzestanie tej praktyki. W kwestii samego wytwarzania energii do wykonania pracy, jakkolwiek istnieją alternatywy w formie elektryczności czy gazu produkowanego w gospodarstwie, to jednak są to rozwiązania wymagające z kolei relatywnie dużych inwestycji, przez co dla większości gospodarstw pozostaną nieosiągalne. Wobec tego, przy założeniu braku istotnych zmian systemowych, olej napędowy pozostanie jeszcze przez długi czas głównym źródłem energii do wykonywania ciężkich prac gospodarskich. W związku z tym, jedynym racjonalnym rozwiązaniem w celu uniezależnienia gospodarstwa od zasobów zewnętrznych jest ograniczanie tych prac. Jednocześnie, techniki oparte na zrównoważonym gospodarowaniu, zgodnie z zasadami permakultury, mogą proponować alternatywne metody wobec odwracania ziemi. Jedną z nich będzie, szczęśliwie coraz bardziej popularna, gospodarka bezorkowa. W połączeniu z odpowiednim stosowaniem międzyplonów i ściółkowaniem, tego rodzaju praktyki mogą pozwolić na całkowitą rezygnację z corocznego odwracania gleby. Naturalnie nie oznacza to całkowitej rezygnacji z pracy maszynowej, jednak nie chcę w tym momencie zagłębiać się w techniczne aspekty tych zagadnień. Na potrzeby rozważań tego artykułu musi wystarczyć informacja, że takie rozwiązania istnieją i można je stosować pozostając w zgodzie z zasadami permakultury, w tym przede wszystkim z zasadą pracy zgodnie z Naturą, a nie przeciwko niej, a jednocześnie pozwalają na istotne oszczędności w zakresie zużycia paliwa.

Innym elementem „tymczasowości” konwencjonalnego rolnictwa w rozumieniu omawianym w tym artykule, jest próba znalezienia odpowiedzi na pytanie o miejsce rolnictwa we współczesnym modelu gospodarki kapitalistycznej. W klasycznym rachunku ekonomicznym przedsiębiorstwa, większość aspektów działalności jest sprowadzona do prostej różnicy arytmetycznej pomiędzy przychodami a kosztami. Jeśli przychody są wyższe niż koszty, to dobrze. Jeśli są niższe, znaczy to, że przedsiębiorstwo ma problemy. Gospodarstwo rolne jest natomiast, wbrew powszechnemu mniemaniu, regularnym przedsiębiorstwem. Owszem, obowiązują je specyficzne regulacje prawne, a czasem preferencyjne rozwiązania proponowane ze strony państwa lub innych instytucji – np. dotacje. Niemniej podstawowe zasady funkcjonowania pozostają te same: aby gospodarstwo funkcjonowało na rynku jego przychody muszą przekraczać ponoszone koszty.

W takim modelu funkcjonowania można albo zwiększać przychody, albo zmniejszać koszty. Gospodarstwo rolne w tym kontekście staje przed podobnymi wyzwaniami jak każde inne przedsiębiorstwo.

W klasycznym modelu gospodarski konwencjonalnej najczęściej dąży się do zwiększania przychodów i osiągania efektów skali z uwagi na to, że przy większej skali działalności wydajność maszyn i innych stosowanych rozwiązań technicznych powoduje, iż maleją koszty krańcowe produkcji. Wobec tego, gospodarstwo uzyskuje korzyści skali. Inaczej mówiąc: im więcej hektarów, tym mniejszy koszt obsługi każdego hektara. Jednocześnie, im więcej hektarów, tym większy przychód, przy malejących kosztach obsługi kolejnego hektara. Z perspektywy ekonomicznej, stosując to podejście jedyne racjonalne rozwiązanie to zwiększanie powierzchni i skali działalności. Małe gospodarstwa zawsze przegrają z dużymi, ponieważ będą się charakteryzowały wyższymi kosztami krańcowymi produkcji, a w konsekwencji zysk będzie niższy. To z kolei prowadzi do zagrożeń związanych z monopolizacją rynku, odcięciem podmiotu gospodarującego na danym terenie od lokalnej społeczności, czy problemów zewnętrznych takich jak konkurencja zagraniczna, gdzie w lokalnych warunkach można osiągać jeszcze niższe koszty krańcowe. Za przykład tych ostatnich można podać głośne ostatnio przypadki dotyczące Ukrainy lub Ameryki Południowej.

W tym kontekście konwencjonalny model produkcji rolnej również jest tymczasowy, ponieważ dążenie do monopolizacji i zagrożenia zewnętrzne prędzej czy później wyprą z rynku większość gospodarzy. Naturalnie państwo i regulacje prawne mogą temu przeciwdziałać bardziej lub mniej skutecznie, jednak wtedy powstają dodatkowe koszty publiczne, które ponosi całe społeczeństwo (dla przykładu: koszty kontroli wprowadzanych ograniczeń czy konieczność ponoszenia wyższych kosztów zakupu żywności, lub choćby koszt dotowania rolnictwa, który jest ponoszony przez wszystkich podatników). Nie chcę w tym miejscu podnosić kwestii skuteczności czy też słuszności różnych rozwiązań publicznych, natomiast z uwagi na to, że są one stosowane i konieczne, konwencjonalny model rolnictwa nie jest trwały. Niezbędna w jego utrzymaniu jest bowiem kontrola konkurencji oraz ścisła polityka celna, jak również wsparcie publiczne.

Permakultura może natomiast pokazać, w jaki sposób prowadzić gospodarkę rolną aby nie być zmuszonym do polegania na zewnętrznym wsparciu i regulacjach. Jednym z przykładów może być odejście od produkcji na rynek globalny na korzyść produkcji lokalnej, na lokalne rynki zbytu. Dzięki temu, można nie tylko budować lokalną społeczność, wspierać produkcję, która służy miejscu, w którym jest prowadzona, ale również polepszać byt rolników. Z uwagi na presję na zysk i obniżanie kosztów, w modelu konwencjonalnym rzadko praca rolnika czy nawet członków jego rodziny jest odzwierciedlona w rachunku ekonomicznym. Inaczej mówiąc: praca wykonywana przez rolnika nie jest kosztem na potrzeby wyliczania zysku gospodarstwa. Jest to oczywisty błąd, który powoduje, że w istocie praca rolnika jest wykorzystywana przez te elementy rachunku, które pochodzą z zewnątrz, czyli na przykład producentów paliwa, nawozów, maszyn i innych. Rolnik pracuje „za darmo”, podczas jeśli wynająłby do tej pracy pracownika, musiałby mu płacić. Najpewniej musiałby wtedy oszczędzić na innych elementach kosztów, takich jak choćby nawozy, maszyny, czy paliwo (wszystkie dostarczane przez globalne korporacje). W oczywisty sposób pogarsza to dobrostan rolników, a co za tym idzie również lokalnych społeczności, ponieważ „darmowa” praca rolnika, dotuje globalne korporacje. Wytwarzając na rynek lokalny, rolnik ma natomiast możliwość uzyskania wynagrodzenia za swoją pracę poprzez to, że jest elementem społeczności. Inaczej mówiąc: w cenie produktu może wykazać swoją pracę, ponieważ ludzie chętniej za nią zapłacą niż jeśli będzie ona wpleciona w cenę produktu na półce w supermarkecie. Jednocześnie, lokalna produkcja jest w mniejszym stopniu zależna od globalnych zawirowań rynkowych oraz zewnętrznej konkurencji, szczególnie jeśli zostanie ona uzupełniona o element przetwórstwa. W końcu produkcja lokalna ma większe szanse na stosowanie metod zrównoważonych i dbających o stan środowiska, ponieważ jest to środowisko, w którym mieszka i żyje zarówno producent, jak i jego klienci.

Wracając do pytania postawionego na wstępie i w tytule tego artykułu: czy rolnictwo i permakultura to przeciwieństwa, na co wskazywałyby nazwy i ich etymologia? Moim zdaniem niekoniecznie. Z pewnością permakultura jest przeciwieństwem rolnictwa konwencjonalnego, jednak jednocześnie przedstawia propozycje i wzorce postępowania, które mogą wpłynąć na to, że rolnictwo będzie bardziej przyjazne środowisku i społeczeństwu. W tym kontekście można się pokusić o stwierdzenie, że rolnictwo to szerszy zbiór pojęć i praktyk niż permakultura, jednak oba nie wykluczają się wzajemnie. Wręcz przeciwnie, zarówno rolnictwo może skorzystać na wdrażaniu zasad permakultury, jak i idea permakultury może być uzupełniana o praktyczne doświadczenie z rolnictwa. Na takim połączeniu mogą zyskać rolnicy, społeczności lokalne oraz środowisko. Jeśli ktokolwiek miałby na tym stracić, a i to tylko w sensie finansowym, będą to globalne korporacje agrotechniczne.

Moim przynajmniej zdaniem będzie to niewielki koszt naprzeciw korzyści, które możemy osiągnąć.

Adam Barcikowski

Adam Barcikowski – doktor nauk prawnych i ekonomista, projektant permakultury, prowadzi gospodarstwo w oparciu o zasady permakultury i rolnictwa regeneratywnego „Naturalna Farma”, autor powieści i opowiadań fantastycznych.