DZIKIE ŻYCIE

Pierwsze nerwowe chwile…

Rafał Górski
Piąty dzień obozu na Górze św. Anny. Przyjeżdża Jacek Polewski z ekipą poznańską i bawi się w operatora kamery video. Po krótkiej naradzie postanawiamy wybrać się na plac budowy autostrady. Z Dominiką i Polesiem pakujemy się do żółtawego krążownika szos Łukasza i wyruszamy. Cała podróż jak dla mnie jest za szybka. Mówię głośno, że gdzie jak gdzie, ale w samochodzie to nie chciałbym, aby zabrała mnie moja śmierć. Myślę sobie, że nasz ewentualny wypadek bardzo by ucieszył naszych przeciwników w wojnie autostradowej. Po kilkudziesięciu minutach jazdy po asfalcie zjeżdżamy na nieutwardzoną, błotnistą drogę. Poleś na jej widok mówi: na budowę takich autostrad to bym się zgodził, jeszcze zrobiłbym im kampanię reklamową.

Docieramy wreszcie do budowy. „Mota” buduje wiadukt. Jacek zaczyna filmować ja natomiast pstrykam zdjęcia swoim kilogramowym Zenitem. Po kilku minutach wśród robotników następuje ożywienie Słychać głosy „Pewnie zieloni”. Wyskakuje szef i opieprza nas za to, że bez pozwolenia chodzimy po budowie. Słyszę: „Zabrać ci ten aparat. Wynocha stąd!”. Łukasz pokazuje legitymację prasową „Dzikiego Życia”. Kierownik trochę się uspokaja. Krzyczy, że wcześniej była już tu telewizja, że mają dosyć prasy i dziennikarzy. Rozkazuje opuścić teren budowy. Daje się wyczuć duże zdenerwowanie wśród robotników i napiętą atmosferę w powietrzu. Na koniec robotnicy żegnają nas amerykańskimi i polskimi gestami rąk i dłoni. Jeden z nich robi nam zdjęcie. Mam nadzieje że wypadłem dobrze, choć pan nie chciał poczekać, aż doprowadzę moją czuprynę do porządku. Szkoda…

Wieczorem Poleś pokazuje slajdy z Anglii. Zauważam, że jest „drobna” różnica miedzy ich budowami, a naszymi. Jak się przekonaliśmy u nas budowa jest nie ogrodzona, każdy może przyjść i obejrzeć wszystko z bliska. Slajdy z Wielkiej Brytanii przedstawiały wysokie ogrodzenia i zasieki z drutów kolczastych. No cóż, myślę, że już niedługo i nasi budowniczowie przekonają się, że są one niezbędne (dlaczego? zostawię to domysłowi czytelnika)…

Rafał Górski

Kwiecień 1998 (4/46 1998) Nakład wyczerpany