DZIKIE ŻYCIE

Kalendarz przyrody. Listopad

Tomasz Lippoman

Ze świecą szukać człowieka, który ze wszystkich miesięcy najbardziej lubi listopad. Chłodny, wilgotny, a nierzadko mroźny miesiąc zamyka jesień, otwierając wrota zimowych dni i nocy. Pierwszego listopada słońce wstaje około godz. 6.30, a zachodzi ok. 16.00. Dzień trwa dziewięć i pół godziny. W końcu miesiąca, pomiędzy brzaskiem a zmierzchem upływa zaledwie osiem godzin. W listopadzie pojawiają się zazwyczaj pierwsze opady śniegu z deszczem, a nierzadko samego śniegu. W ciągu ostatnich kilku lat, w tym okresie roku temperatura spadała nawet do poziomu minus dwudziestu stopni Celsjusza, a srogi mróz trzymał niejednokrotnie do początków grudnia.


Fot. Tomasz Lippoman
Fot. Tomasz Lippoman

Nie nastraja to zbyt optymistycznie. Krótkie dni, nagie drzewa i siąpiący z granatowego nieba deszcz, niewielu zachęcą do przebywania w plenerze. Nawet jednak i teraz – późną jesienią – warto, choćby na krótko, zajrzeć na łąkę, do lasu czy miejskiego parku, aby przekonać się, co w trawie piszczy. Przyglądając się uważnie otaczającej nas przyrodzie, dostrzeżemy z łatwością, że listopad to nie tylko krople deszczu bębniące po parapetach oraz znikające za horyzontem ostatnie stada gęsi, żurawi i szpaków.

Mimo słoty, krajobraz ożywiają czerwone owoce: berberysów, irg, kalin, jarzębin czy kolczastych głogów, wabiąc pierwsze stada jemiołuszek, przybywające do nas z głębi Rosji, aby przetrwać ciężkie, zimowe dni. Dzikie bzy i niektóre gatunki irgi wciąż stoją czarnym owocem, który często utrzymuje się na pędach do mrozów. Białe owoce śnieguliczki, strzelające przy rozgniataniu, cieszą oko nawet podczas srogiej zimy, gdy świat na długie miesiące bierze rozbrat z barwą, eksperymentując z gamą wszelakich odcieni szarości. Szczególnie efektownie o tej porze roku przedstawiają się krwiste jagody cisa, kontrastujące z głęboką zielenią igieł tego pięknego i w Polsce niemalże wymarłego krzewu.

Rośliny kwiatowe zakończyły już wegetację. Są jednak wyjątki. Niskopienne astry o fioletowych kwiatach zdają się kpić z późnojesiennych wiatrów. Pospolite stokrotki przypominają nam o czasach letniej beztroski, nawet podczas prawdziwych zimowych dni.

W początkach miesiąca odlatuje od nas jeden z pierwszych wiosennych śpiewaków – skowronek. Na polach i podmokłych łąkach można jeszcze spotkać spóźnione stada dzikich gęsi i żurawi, które zamarudziły w wędrówce ku skalistym wybrzeżom Morza Śródziemnego.

W tym czasie żegnają się z nami bekasy kszyki, których przedziwna pieśń, przypominająca beczenie barana, powróci na nadrzeczne łąki w połowie kwietnia. Późną jesienią odlecą na południe również krajowe sokoły. Pustułka, najpospolitszy z rodzimych sokołów, pozostaje niekiedy w kraju, co wróży łagodną zimę z niewielką ilością opadów. Ptaka tego można łatwo zaobserwować nad polami i łąkami, gdy zawisa nieruchomo w powietrzu, wyglądając zdobyczy. Ten jasno upierzony sokolik – o długim, pręgowanym ogonie – poluje głównie na niewielkie gryzonie i drobne ptaki terenów otwartych.


Fot. Tomasz Lippoman
Fot. Tomasz Lippoman

Długa jest lista ptaków, które opuszczają Polskę późną jesienią. Prym w tej grupie wiodą owadożercy – wiosenni śpiewacy, dla których i pokarmu brak, i – co najistotniejsze – dzień staje się za krótki, aby nasycić ciało przed nastaniem długich, zimowych nocy. Dla niektórych zwierząt kraj nasz jest jednak atrakcyjnym zimowiskiem, gdzie łatwiej przetrwać trudny czas niż w dalekiej północy, spowitej wieczną zimową nocą.

Na przełomie października i listopada przybywają do nas stada jemiołuszek, myszołowów włochatych oraz syberyjskich wron i gawronów. Srogie zimy zwiastuje przybycie śnieguł – ptaszków efektownych a niezbyt znanych. Śnieguła jest wielkości wróbla, w jej upierzeniu dominują jednak kolory biały, brązowy i czarny. Stada tych wdzięcznych ptaszków można spotkać na polach, gdy odwiedzają miedze w poszukiwaniu nasion chwastów. Sowa śnieżna, biało-czarny ptak średniej wielkości, to przybysz z dalekiej północy. Ten egzotyczny drapieżnik odwiedza wschodnią Polskę regularnie co kilka lat. Takie wizyty oznaczają raczej srogą zimę oraz to, że w północnych stronach lemingi nie obrodziły. Wobec niedoboru tych północnych gryzoni, sowy śnieżne przylatują w nasze strony, aby siać spustoszenie wśród rodzimych norników.

Listopad to ostatni dzwonek dla czworonogów, które zimę spędzają w stanie odrętwienia, zwanym hibernacją. Funkcje życiowe tych zwierząt ulegają spowolnieniu, zaprzestają one odżywiania się, w oczekiwaniu ożywczych promieni wiosennego słońca. Jeż, popielica, żołędnica czy suseł przetrwają w ten sposób nawet sześć długich jesienno-zimowych miesięcy.

Bóbr większość chłodnych dni spędzi w żeremiu, odżywiając się korą zgromadzonych wcześniej gałęzi. Ten dorastający nawet do trzydziestu kilogramów gryzoń opuszcza jednak swoje zimowe schronienie w okresach długotrwałej odwilży. Wędrując w ciepłe zimowe dni – szczególnie o świcie lub zmierzchu – wzdłuż brzegu rzeki, mamy szansę usłyszeć charakterystyczne chrupanie. Warto wówczas przystanąć i poszukać wyprostowanej sylwetki bobra ogryzającego z kory wierzbową lub olchową gałązkę.

W listopadzie dziki gromadzą się w stada. Odyńce staczają teraz zacięte walki o przywództwo nad watahami składającymi się z loch i młodych.

Nietoperze, jak powszechnie wiadomo, również zapadają w głęboki sen zimową porą. Potrafią one jednak opuszczać piwnice, dziuple, strychy w okresie odwilży, jeśli tylko wróży to sukces w polowaniu na owady, zwabione ciepłem słonecznych promieni.

W koloniach zimujących nietoperzy spotykamy nierzadko motyle, których żywot nie jest aż tak ulotny, jak powszechnie się uważa. Ze złożonymi skrzydłami, wisząc głową do dołu, zimują, znane nam z letnich łąk kolorowe rusałki pawiki, biało-czarne żałobniki i niektóre inne większe motyle.

W głębi wód listopad także obfituje w ważne wydarzenia. W rzeczkach i strumieniach Puszczy Knyszyńskiej do tarła przystępują pstrągi, a w głębokich mazurskich jeziorach sieja i sielawa. Obie te niewielkie ryby, dorastające do nieco ponad trzydziestu centymetrów, wymagają do życia bardzo czystych i dobrze natlenionych wód. Wielkie, głębokie jeziora mazurskie, duszone ściekami i maltretowane ryczącymi motorówkami, coraz rzadziej zapewniają jednak tym cennym rybom właściwe warunki życiowe.

Gdy nadejdą prawdziwe jesienne słoty i chłodny deszcz zabębni w nasz parapet, spróbujmy choć na krótką chwilę wybrać się za miasto na spotkanie z przybyszami z dalekiej północy oraz z tymi zwierzakami, które mimo niesprzyjających warunków postanowiły przetrwać zimę w Polsce.

Tomasz Lippoman

bialowieza.com.pl