DZIKIE ŻYCIE

Dzikość (nie)oswojona

Monika Stasiak

Każdego dnia dziesiątki tysięcy ludzi na całym świecie czują się w obowiązku opowiadać ci o twojej kobiecości. O tym, jak „pięknie być kobietą” – mówią sprzedawcy kosmetyków i kremów na zmarszczki. Producenci pieluch i proszków do prania każą ci widzieć siebie jako Westalkę, strażniczkę domowego ogniska, zaś wytwórcy tamponów – jako szaloną sportsmenkę, która skacze ze spadochronem i rozbija się rowerem po wertepach.

Do tego grona „ekspertów od kobiecości” dochodzą jeszcze politycy, toczący publiczne dyskusje o to, jaki użytek powinnaś zrobić ze swojej macicy, a także przywódcy religijni, grożący wiecznym potępieniem, jeśli swym zapisanym w tysiącletnich księgach obowiązkom nie uczynisz zadość.


…brakuje Ziemi. Fot. Monika Stasiak
…brakuje Ziemi. Fot. Monika Stasiak

Twoja płeć jest przedmiotem handlu, nakazów, walki politycznej. Rozebrano ją na tyle części, że gdzieś w tym wszystkim zabrakło miejsca dla ciebie. Chcąc sprostać wszystkim wymaganiom stawianym przed tobą, zapominasz samą siebie zapytać: kim właściwie jestem? A jeśli zapyta cię o to ktoś inny, odpowiadasz automatycznie, zgodnie z logiką świata fragmentarycznego: matką, siostrą, dziewczyną, studentką, księgową…

Czy w ogóle pamiętasz jeszcze czasy, gdy byłaś Całością, a nie tylko sumą części? Gdy twoje ciało nie było ciałem obcym, które trzeba ulepszać, odchudzać i wygładzać, lecz samą Ziemią – niepodzieloną i wszechogarniającą. Byłaś świętą i kapłanką, a w swoim łonie nosiłaś zarodki wszystkich ziemskich form życia. Twój cykl miesięczny stanowił odzwierciedlenie odwiecznych rytmów lunarnych i przypływów morza; w twoim brzuchu każdego miesiąca rodził się Kosmos, zaś od twojej płodności zależało, czy sady obrodzą owocami i czy zwierzęta wydadzą na świat potomstwo.

Potem przyszedł czas wielkich bohaterów i równie wielkich historii. Epoka herosów-zdobywców, którzy maszerowali dumnie naprzód w pochodzie dziejów, depcząc twoje święte ciało i podporządkowując je ustalonym przez siebie regułom. Czas Heraklesa, który pokonuje giganta Anteusza, wydzierając go z matczynych objęć Ziemi oraz Tezeusza, który zgładziwszy Minotaura ujeżdża w glorii zwycięzcy, porzucając swą światłą Przewodniczkę – Ariadnę. 

Twoja pradawna moc była twórcom nowego ładu nienawistna. Utożsamiali cię z tym, co dzikie, nieokiełznane, obce. Byłaś dla nich wilczycą czyhającą na podróżnych w ciemnym lesie, gniewem rozszalałego oceanu, burzą piaskową na pustyni. Nienawidzili twojego nie dość podporządkowanego ciała i chcieli, abyś ty również go nienawidziła, abyś zaczęła się wstydzić swej natury tak, jakby była czymś brudnym i nagannym. Gwałty, których jako żołnierze zwycięskich armii dokonywali na tobie i na innych kobietach podbitych krain, były w istocie gwałtem zadawanym samej Ziemi – próbą okazania jej po raz kolejny swej brutalnej siły i bezwzględnej wyższości.


Zaprzeczyłaś swojej własnej wartości, aby ocalić wartość tego, co w Tobie dzikie. Fot. Monika Stasiak
Zaprzeczyłaś swojej własnej wartości, aby ocalić wartość tego, co w Tobie dzikie. Fot. Monika Stasiak

Twoja wypływająca z gór i lasów mądrość była dla nich jak obelga rzucona w twarz tworzonego przez nich cywilizacyjnego ładu. Dlatego musiałaś się z nią ukrywać właśnie wśród drzew i skał – w opuszczonych grotach i na polanach skąpanych w miękkim świetle Księżyca. Udawałaś słabszą i bardziej niesamodzielną niż jesteś, bo twoja siła budziła w zdobywcach żądzę podboju. Za dnia byłaś bezradna i uległa, zaś nocami zbierałaś się w kręgu swych sióstr, by dawać świadectwo mocy starszej niż najstarsze imperia i bardziej potężnej niż największe z potęg militarnych – nieśmiertelnemu Światłu Ziemi.

I to jednak dla patriarchalnej władzy, nieznoszącej sprzeciwu, było zbyt wiele, niczym uparty promień światła w ciemnym pokoju albo niestrudzone cykanie świerszcza w państwie Ciszy. Dlatego musiałaś zginąć – płonęłaś tysiące razy w ogniu stosów, a wraz z tobą płonęły lasy, ustępujące pod naporem dróg i miast pozbawionych ducha. Z dymem szła też wiedza, którą twoje babki i matki gromadziły przez pokolenia, rozświetlając współczesnym drogę jej świętym blaskiem.

Zhańbiona i poniżona, nauczyłaś się milczeć w chwilach, gdy chciałaś krzyczeć i poddawać się tam, gdzie należało stawiać opór. Zaprzeczyłaś swojej własnej wartości, aby ocalić wartość tego, co w tobie dzikie. Zepchnęłaś wiedźmę, kapłankę, boginię w głąb swojej nieświadomości, zapominając o jej istnieniu i bojąc się o nim pamiętać. W świecie świadomym zaś nauczono cię określać samą siebie zawsze jako własność – mężów, ojców i braci. Nie miałaś własnej egzystencji i nie mogłaś jej mieć. W końcu nigdy nie przestałaś być tym, co obce i nieujarzmione.

Dziś ciągle jesteś obca. Cieszysz się wprawdzie pewną autonomią, ale jest to rodzaj ekwiwalentu wolności, jaki zwykło się przyznawać emigrantom w obcym kraju w imię politycznej poprawności. Masz prawa wyborcze i możliwość poruszania się po tych obszarach życia, które niegdyś były dla ciebie zamknięte. Oczywiście pod warunkiem, że dostosujesz się do reguł świata, w jakim się znalazłaś. Możesz być naukowcem – jeśli potrafisz podporządkować swą pracę wymogom chłodnego, obiektywnego rozumu. Albo szefem wielkiego przedsiębiorstwa lub politykiem – jeżeli tylko twoje decyzje będą równie bezkompromisowe i pozbawione czucia, jak postanowienia mężczyzn.

Możesz być wszystkim, pod warunkiem, że nie będziesz sobą. Jak Natura, której rozwijać się wolno tylko tam, gdzie daje się ją kontrolować – w klatkach parków i na ograniczonych obszarach rezerwatów, i którą toleruje się dopóki można ją oswoić i ucywilizować.

A przecież tak się nie da. Dzikość nie znosi zamknięcia. Okuta w kajdany, związana zbyt ciasnymi pętami cywilizacji, usycha niczym drzewo odcięte od korzeni. Nie można być dziką i zniewoloną jednocześnie. Dlatego, gdy już sprostawszy wymogom kariery wdrapiesz się na czterdzieste piętro szklanego biurowca, odkrywasz, jak bardzo twoim stopom brakuje Ziemi. Kiedy wetrzesz w skórę te wszystkie podkłady i balsamy, wyglądasz tak młodo i powabnie, że zapominasz o tym, iż mieszka w tobie mądrość tysiąca pokoleń. Oczy zmęczone ciągłym szukaniem aprobaty tracą swój wilczy blask, zaś zwierzęca intuicja, która przez wieki prowadziła cię pewnymi ścieżkami, tępieje nieużywana w świecie racjonalnym do bólu.

Jeśli więc, mimo że osiągnęłaś już wszystko, co było w tym świecie do osiągnięcia i spełniłaś wszystkie stawiane przed tobą wymogi, poczujesz jak rozdzierający ból wstrząsa całą twoją istotą – nie odrzucaj go. Wiedz, że to krzyczy w tobie cała dzika Natura, która każdą komórką twojego ciała buntuje się przeciwko więzom, jakie jej nałożono. Pozwól jej dojść do głosu. Chociaż stłamszona i sponiewierana – ona ciągle tam jest i czeka aż przywrócisz jej utraconą godność. Trzeba jej tylko zaufać i pozwolić poprowadzić się znów do kolebki wszelkiego życia – do matczynego łona Ziemi. Czy odważysz się wyruszyć w tę podróż?

Monika Stasiak