DZIKIE ŻYCIE

Czas krwawego księżyca

Krzysztof Mączkowski, Marek Nowocień

Film „Czas krwawego księżyca” („Killers of the Flower Moon”) w reżyserii Martina Scorsese stał się głośny dzięki gwarantującym dobre kino nazwiskom reżysera i głównych aktorów – Roberta De Niro i Leonarda DiCaprio oraz wschodzącej gwieździe Lily Gladstone. Zapowiadany jako sensacja filmowa 2023 r., potwierdził swą klasę i jest znaczącym obrazem z wielu powodów. Film porusza tak ważne zagadnienia, jak kolonizacja ziem ludów tubylczych czy relacje białych i Indian, stawia pytania o eksploatację Ziemi, znacząco wypełnia lukę informacyjną o losie tubylców amerykańskich na początku XX w. – między znanymi z książek i filmów „czasami westernu i podboju Dzikiego Zachodu” a czasami nam współczesnymi.

Na początku istotne wyjaśnienie na temat stosowanego w tekście nazewnictwa dotyczącego Indian, wiedząc, że sytuacja jest niejednoznaczna i może ulegać zmianom, świadomie używamy określeń: „Indianie”, „indiański”, ponieważ wiemy, że niektórzy Indianie wciąż używają określeń „American Indian” w nazwach swoich inicjatyw i organizacji. Do najbardziej znanych należą: National Congress of American Indians (NCAI), Institute of American Indian Arts (IAIA), American Indian Movement (AIM), International Indian Treaty Council (IITC), Indian Country Today (ICT), czy National Museum of the American Indian (NMAI). Wiele organizacji tubylczych, zapraszając w mediach społecznościowych na swoje wydarzenia i spotkania, używa hasztagu #IndianCountry.

Film pokazuje cząstkę osedżyjskiej duchowości, jak w tym momencie, gdy Mollie Burkhart tłumaczy Ernestowi Burkhartowi sens przeżywania burzy. Źródło: www.killersoftheflowermoonmovie.com
Film pokazuje cząstkę osedżyjskiej duchowości, jak w tym momencie, gdy Mollie Burkhart tłumaczy Ernestowi Burkhartowi sens przeżywania burzy. Źródło: www.killersoftheflowermoonmovie.com

Niektórzy nie uznają innych określeń niż „Native Americans” (w USA) „First Nations” (w Kanadzie), czy „Indigenous” (w obu państwach). Wiele grup i osób stosuje zamiennie różne określenia, preferując nazwy we własnych językach, ale rozumiejąc też związane z tym ograniczenia. John Trudell, znany dakocki pieśniarz, poeta i aktywista, w jednym z wywiadów mówił, że tubylcy amerykańscy nie są żadnymi „Indianami”, ani żadnymi „Native Americans”, ale są Siuksami, Komanczami, Czarnymi Stopami, Szoszonami itp. Nie podważa to ogólnej, panindiańskiej świadomości celów w północnoamerykańskiej polityce i kulturze czy wspólnoty starań podejmowanych przez Indian w imieniu wielu rdzennych społeczności w USA i Kanadzie.

Oczywiście używanie takiej ogólnej, „indiańskiej”, kategorii pojęciowej jest niewłaściwe, gdy omawiamy konkretne sprawy, zjawiska, inicjatywy podejmowane przez konkretne, poszczególne etnicznie społeczności tubylcze. Nie piszemy, że „Indianie uważają”, lub o „indiańskich zwyczajach”, ale – jak w omawianym filmie – o osedżyjskich. Wskazujemy konkretne narody, plemiona, czy grupy, zawsze odwołując się do ich wrażliwości i zwyczajów.

Sam film „Czas krwawego księżyca” jest najważniejszym od wielu lat hollywoodzkim obrazem fabularnym „o Indianach”, w znacznej mierze oddającym im głos, pamięć i sprawiedliwość, ukazującym ówczesne społeczne przyzwolenie na dyskryminację i przemoc, współtworzonym i akceptowanym przez potomków ofiar z ludu Osedżów. Co ważne, jest obrazem, odwołującym się co prawda do historii sprzed bez mała 100 lat, ale jednocześnie namawiającym do refleksji nad zatrważającymi czasem realiami XXI wieku.

Przypomnieć należy, że film Martina Scorsese jest oparty na faktach, przedstawionych w reporterskiej książce Davida Granna pod tym samym tytułem (2017, wydania polskie: Wydawnictwo W.A.B. 2018 i 2023). Przedstawia historię morderstw dokonywanych na członkach plemienia Osedżów (Osage Nation) na początku XX wieku w ich rezerwacie w Oklahomie – mniej więcej w czasach, gdy Polska wracała po rozbiorach i Wielkiej Wojnie na mapę Europy.

Historia morderstw jest związana z odkryciem ropy na terenie Osedżów, dzięki której bardzo szybko się wzbogacili. Bogactwo związane z ropą – osiągnięte prawie z dnia na dzień – spowodowało nie tylko skokowy wzrost jakości życia, przepych i dostęp do nowinek technicznych, ale też stało się przyczyną całego ciągu nieszczęść i dramatów.

Odkrycie ropy spowodowało bowiem napływ wielu białych osadników i biznesmenów chcących przejąć to bogactwo, co było możliwe np. przez wżenianie się w indiańskie rodziny i przejmowanie majątku po śmierci osedżyjskich właścicieli praw do „czarnego złota”.

Był to po części efekt przyjętej w 1887 r. „ustawy Dawesa”, na podstawie której rząd federalny dzielił wcześniej utworzone rezerwaty pomiędzy indywidualnych Indian, a tzw. „nadwyżki” sprzedawał białym, otwierając nowe możliwości ich osadnictwa na amerykańskim Zachodzie, a pozbawiając tubylców podstaw do samodzielnej egzystencji.

W przypadku Osedżów było trochę inaczej, bo gospodarowanie terenami i pieniędzmi od początku przejęły władze plemienne i „nadwyżki” zostawiono w gestii plemienia. Sytuacja polityczno-gospodarcza Osedżów była więc inna niż pozostałych grup. Oklahoma była częścią ich rozległej ojczyzny z czasów przedkolonizacyjnych, sięgającej tu aż od doliny Missisipi. W wyniku migracji powodowanej presją osadniczą, część plemienia trafiła tu z sąsiedniego Kansas w wyniku przymusowej relokacji, a częściowo na skutek świadomej decyzji władz plemiennych, które wykupiły rezerwat od innych plemion. W wyniku działań jednego z wodzów Jamesa Bighearta Osedżowie na początku XX wieku osiągnęli porozumienie z władzami USA, które umożliwiło im zachowanie praw własnościowych nie tylko do ziemi rezerwatu, ale i jego minerałów.

Książka i film pokazują część tej historii. Książka szeroko opisuje udokumentowane morderstwa, sytuację polityczną Oklahomy i samych Osedżów, w tym ich relacji z „białym biznesem”. Film jest oczywiście fabularyzowaną wersją reportażu Granna i szczegółowo, skupiając się na wybranych wątkach i osobach, oddaje tę rzeczywistość. Fabuła jest oparta na rodzinnym związku autentycznych postaci: Ernesta Burkharta (granego przez Leonardo DiCaprio), bratanka Williama Kinga Hale’a (granego przez Roberta De Niro), oraz Indianki Mollie Burkhart (granej przez Lily Gladstone). William Hale był szefem administracji hrabstwa Osage i jednocześnie szefem mafii, który dorobił się fortuny na hodowli bydła oraz różnych morderstwach i oszustwach przeciwko członkom Narodu Osedżów.

Z historii wiemy, a w książce i filmie wyraźnie to widać, że morderstwa Indian nie były przypadkami jednostkowymi, bo ofiar mogły być setki, ale miały charakter systemowy, dokonywane przez zorganizowaną mafię złożoną z lokalnych polityków, policjantów, lekarzy, prawników i przedsiębiorców.

Konsultantami filmu byli członkowie Narodu Osedżów, dlatego wiele prezentowanych tu strojów czy obyczajów to autentyczne elementy osedżyjskiej kultury. Źródło: www.killersoftheflowermoonmovie.com
Konsultantami filmu byli członkowie Narodu Osedżów, dlatego wiele prezentowanych tu strojów czy obyczajów to autentyczne elementy osedżyjskiej kultury. Źródło: www.killersoftheflowermoonmovie.com

Sprawa zaczęła wychodzić na jaw, gdy zdesperowani Indianie zaczęli domagać się sprawiedliwości w Waszyngtonie. Efektem tych wizyt był początek śledztwa prowadzonego przez Biuro Śledcze ze stolicy, które z czasem stało się strukturą federalną: tak się zaczyna historia FBI, które swe początki odnotowuje właśnie przy okazji „sprawy Osedżów”.

Paradoks historii jest taki, że FBI, pomocne przy rozwiązywaniu zagadki tajemniczych śmierci Indian z Narodu Osedżów, w późniejszej historii zapisało się mniej chwalebnie w relacjach z Indianami. Warto wspomnieć niesławną rolę w podgrzewaniu konfliktu z bojownikami z Ruchu Indian Amerykańskich (AIM, American Indian Movement) z lat 70. XX. podczas „indiańskiej rebelii” (znanej m.in. z zajęcia wyspy Alcatraz, okupacji Wounded Knee, Karawany Złamanych Traktatów czy Najdłuższego Marszu). To właśnie wtedy, w wyniku kontrowersyjnego procesu, do więzienia trafił rzekomy zabójca dwóch agentów FBI Leonard Peltier. Oskarżony za „incydent z Oglala” lider AIM odsiaduje do dziś – mimo wielu apeli płynących z całego świata, również z Polski – karę dożywocia.

Osedżowie nie są „popularnym plemieniem” jak np. Siuksowie, Komancze czy Czarne Stopy – więc, zważywszy na to, że film był konsultowany z Osedżami (Naród Osedżów jest jednym z przeszło pięciuset tubylczych narodów uznawanych przez rząd federalny USA), mamy okazję poznać cząstkę ich autentycznego życia i obyczajowości. Film obfituje w wiele symbolicznych momentów: pokazano w nim m.in. posiedzenie rady plemiennej, tradycyjny pogrzeb, ślub, modlitwę o świcie, zachowanie Mollie w czasie burzy, tradycyjny sposób ubierania się, plemienne stroje i ozdoby). Wielokrotnie też słyszymy w dialogach język osedżyjski. Film był kręcony w realnych krajobrazach ziemi Osedżów w Oklahomie, którą zamieszkuje połowa z około 24 tysięcy współczesnych Osedżów.

Jak już wspomnieliśmy na początku, renomę filmu, obok nazwiska reżysera, budują nazwiska wielkich aktorów Leonardo DiCaprio i Roberta De Niro, ale występują tu indiańscy aktorzy, o których warto nieco więcej powiedzieć. Zacznijmy od Lily Gladstone – to Indianka z narodu Czarnych Stóp mieszkających w Montanie. Udział z „Czasie krwawego księżyca” będzie z pewnością jednym z największych osiągnięć aktorskich Gladstone, ale pamiętajmy, że to niejedyna jej rola. Inne to chociażby jej udział w takich produkcjach, jak: serial „Billions” (2019-2023), czy popularny w USA i Europie serial „Reservation Dogs” (2021-2023). W 2023 r. wystąpiła także w „Fancy Dance”, filmie, który był pokazany m.in. na American Film Festival 2023 we Wrocławiu.

Uważny obserwator rozpozna w postaci Lizzie Q, matki Mollie Burkhart, znakomitą Tantoo Cardinal, tubylczą aktorkę z plemienia Kri z Kanady, znaną – również w Polsce – z ważnych ról kobiet, matek i wojowniczek w takich filmach jak: „Tańczący z wilkami” (1990), „Czarna suknia” (1992), „Sygnały dymne” (1998), czy „Wind River” (2018) oraz popularnym obecnie „Three Pines” (2022).

Pewnym symbolem jest rola Tatanka Meansa, indiańskiego agenta FBI aresztującego bandytów. Means jest jednym z synów legendarnego lidera AIM, Russella Meansa, znanego z wielu barwnych akcji przeciwko rządowi federalnemu w latach „indiańskiej rebelii”, w obronie praw politycznych, kulturowych, społecznych i religijnych Indian (o Russellu Meansie w ciekawy sposób napisał Maciej Jarkowiec w książce „Powrócę jako piorun. Krótka historia Dzikiego Zachodu”, Wydawnictwo Agora, 2018). Sam Tatanka Means to aktor i komik, w którego żyłach płynie krew Oglala Lakota / Omaha / Yankton Dakota / Diné (Navaho). Ten niespełna 40-letni artysta jest znany z ról w filmach i programach rozrywkowych oraz aktywności artystycznej. Wystąpił m.in. w filmach: „More Than Frybread” (2011), „Neither Wolf Nor Dog” (2016), „Syn” (2017) i „Reservation Dogs” (2022). Jest aktywnym komikiem udzielającym się na scenach z grupą 49 Laughs Comedy, wplatającą do programu akcenty indiańskie. Stworzył też własną linię ubiorów.

Film prezentuje dramat Osedżów z perspektywy jednej z rodzin. Fakty ujawnione w książce Granna wskazują, że tych spraw było znacznie więcej. Źródło: www.killersoftheflowermoonmovie.com
Film prezentuje dramat Osedżów z perspektywy jednej z rodzin. Fakty ujawnione w książce Granna wskazują, że tych spraw było znacznie więcej. Źródło: www.killersoftheflowermoonmovie.com

Autentyczność opowieści podkreśla udział samych Osedżów i innych tubylczych Amerykanów po obu stronach kamery. Koniecznie trzeba zwrócić uwagę, że muzykę do filmu skomponował Robbie Robertson, zmarły niedawno wybitny muzyk i kompozytor z plemienia Mohawków, lider legendarnej już grupy rockowej The Band.

Coś, co nie jest oczywiste, acz wybrzmiewa w kilku różnych dialogach w filmie, Scorsese w roli winowajcy stawia ropę, wskazując jak bardzo zdewastowała historię, tradycje i morale samych Osedżów, jak bardzo stała się przyczyną ich nieszczęść ze strony agresji białych oraz – tu już w domyśle – jak bardzo znacząco przyczynia się do dewastacji Ziemi. Obrazy pluskających się w tryskającej ropie młodych Indian mogą wyglądać zabawnie, ale do czasu, gdy uświadomimy sobie, że ta młodzieńcza radość to tylko krótkotrwałe zachłyśnięcie się, skutkujące dramatycznymi reperkusjami. Naloty kamery z góry, pokazujące skalę dewastacji ziemi na terenach odwiertów, też są znaczące.

Od czasów „Tańczącego z wilkami” nie było filmu, który miłośnikom kina lepiej pokazuje Indian zderzających się z systemowym rasizmem białej Ameryki. Dla samych Osedżów film ważny jest również i z tej perspektywy – nie tylko jako przekaz ich tragicznej historii, ale i przedstawienie powodu, dla którego historia ta się zdarzyła. Film niejako oddaje głos Osedżom, pozwala spojrzeć na świat także z ich punktu widzenia. Jest to zarazem film o supremacji białych, dominacji mężczyzn, brutalności kapitalizmu, o uzurpacji, grabieży, gwałtach i prześladowaniach. O tym, co czyni z nas chciwość i co z jej powodu jesteśmy gotowi uczynić Ziemi i innym ludziom, sąsiadom, a nawet najbliższym.

Co ciekawe, i warto to dodać na końcu, w 2000 r. Osedżowie pozwali rząd federalny USA „w sprawie zarządzania aktywami powierniczymi”, zarzucając rządowi, że w XX w. nie płacił członkom plemienia odpowiednich tantiem oraz że w przeszłości nie chronił odpowiednio tego majątku. Pozew rozstrzygnięto w 2011 r. – a plemię otrzymało 380 milionów dolarów odszkodowania, które zainwestowało w swoją przyszłość.

Tytułowy „Czas krwawego księżyca” miał miejsce ledwie przed wiekiem w środku pozornie „cywilizowanej” Ameryki – i jest kinowym apelem, by czas ten nie powtórzył się nigdy i nigdzie. Opowiedziany po mistrzowsku i z wyczuciem przez Scorsese, z dodającym filmowi autentyczności silnym wsparciem i zaangażowaniem tubylczych potomków jego bohaterów, dramat Osedżów przypomina i ostrzega. I uświadamia, że wiele problemów z początku XX w. wcale się nie skończyło.

Krzysztof M. Mączkowski, Marek Nowocień

Krzysztof Mączkowski – dyrektor Biegu Na Rzecz Ziemi i redaktor naczelny „Magazynu Wyspa Żółwia”. Publicysta i popularyzator kultur tubylczych Ameryki Północnej, edukator kulturowy i środowiskowy, badacz relacji kultury i natury. Zawodowo zainteresowany sprawami ochrony zasobów wodnych, ochrony bioróżnorodności i zarządzania środowiskiem.

Marek Nowocień – wieloletni uczestnik Polskiego Ruchu Przyjaciół Indian, współzałożyciel kwartalnika przyjaciół Indian „Tawacin” (1985-2010), współtwórca indianistycznych portali internetowych, współautor i redaktor „Magazynu Wyspa Żółwia”, tłumacz anglojęzycznych biografii („Czarny Łoś mówi”, „Piękna-tarcza”), indiańskiej poezji i licznych tekstów o współczesnych tubylcach Ameryki Płn., wędrowiec i popularyzator wiedzy o ludach tubylczych.