DZIKIE ŻYCIE

Pan tu nie stał

Dagmara Stanosz

Infracienkie

„Paaan tu nie stał”, czyli po polsku kolejka. Po mięso, do muzeum, na szczyt. Ponadczasowa i uniwersalna, od Bałtyku po Tatry. Bareizmy co roku malują wakacyjne pejzaże kurortów, więc może to kogoś jednak uzdrawia? Stłoczenie. W moim odczuciu jednak bardziej niszczenie, dlatego zastanawia mnie – kiedy i jak? Jak to się dzieje, że z dzieci wrażliwych na nadmiar bodźców wyrastamy na pancernych obywateli, którym tłok, hałas, widok „papierzaków” nie przeszkadza w odpoczywaniu. Kiedy zaczyna się ten kulturowy proces odczulania – przyjmowania hałasu, tłoku, zmęczenia za naturalny koszt zdobycia tego, po co idą wszyscy? Żeby tylko mieć to zaliczone, „uselfione”, odhaczone. Jakby system nerwowy zasnął, a ciało zamarło w mantrze „Paaan tu nie stał”. O mechanizmach zachowań psycho-społecznych wiele już napisano. Mnie bardziej zajmuje dziecięca niezgoda na siłowe przeprogramowywanie. Bo wszyscy tak robią, bo wszyscy tak mają, bo trzeba, bo lepiej siedź cicho, bo za czerwony pasek dostałeś w nagrodę voucher do handlowej galerii, a ten czy inny szczyt górski zaliczyć trzeba.

Potem wrócić z wakacyjnej kolejki do szkolnych szpalerów ławek, długich akademii w dusznych, zatłoczonych salach, hałasu korytarzy i wyrywających z butów dzwonków na przerwę. Dziecko musi się dostosować, socjalizować, radzić sobie w życiu i świecie, który nie jest japońskim „ikigai”.

Morze Adriatyckie. Fot. Dagmara Stanosz
Morze Adriatyckie. Fot. Dagmara Stanosz

Im bardziej się temu przyglądam, tym mniej mnie dziwi nasze „Paaan tu nie stał” na szlakach. Błędne koło zaczyna się w głęboko utrwalonych „tak trzeba” i lęku, że ktoś chce inaczej. Niewiele tam było i jest miejsca na refleksję nad tym, jak ciało czuje i reaguje. Na to jak hałas, stłoczenie, nadmiar działa na ludzką psychikę. Skoro tak mamy w szkołach, w biurach, na ulicach, osiedlach i w domach – to dlaczego nie na wakacjach i w głowie?

Kultura akustyczna czy proksemiczna w myśleniu o wspólnej przestrzeni to hasła równie egzotyczne jak „ikigai”. Tylko jak oczekiwać od obywateli zachowań sprzyjających harmonii, jeśli od dzieciństwa są „odczulani” i uczeni dostosowywania się do nieprzyjaznych ich ciałom wzorców. W szkołach nie uczy się koncentracji, medytacji, uważności, relacji z otoczeniem, czy równowagi. Wysoka wrażliwość na dźwięki, zapachy, czy ciasne przestrzenie i tłoczne miejsca definiowane są w kategoriach potrzeb specjalnych. Czy nie jest jednak tak, że inwalidztwo sensoryczne, które sami sobie przez pokolenia wypracowaliśmy, stało się niebezpieczną normą?

Sensoryka czy proksemika jako pojęcia ważne w przestrzeniach publicznych są omawiane i uwzględniane w projektach tych od dawna już przekonanych, którzy zmieniają przestrzenie na lepsze, uczą się, słuchają, wchodzą w dialog. System przepuszcza takie światło powoli. Może z obawy przed utratą kontroli, bo światła nie da się łatwo dyscyplinować?

Dagmara Stanosz