Rządy się zmieniają, ale wycinka trwa. Pod topór idą stuletnie giganty
Mimo zmiany rządów, drzewa, które przeżyły dwie wojny światowe i kilka zmian granic, nadal trafiają pod topór i są przerabiane na deski. W miejscach, gdzie od wieków rósł las nienasadzony ludzką ręką, jest to szczególnie niebezpieczne. Obrońcy przyrody obawiają się, że działania Lasów Państwowych mogą w efekcie zniszczyć przyrodnicze dziedzictwo i sprawić, że stworzenie Turnickiego Parku Narodowego stanie się bezcelowe.
Puszcza Karpacka była kiedyś wielka jak Karpaty długie i szerokie. Pojawienie się ludzi i presja z ich strony zmniejszała jej obszar. Puszcza została zepchnięta w bardziej niedostępne miejsca, aż doszliśmy do sytuacji, jaką mamy dziś – jej mniejsze i większe ostańce rozsiane są wyspowo na terenie Polski, Ukrainy i Słowacji. Nawet tam, gdzie zachował się las, często nie ma on z puszczą wiele wspólnego. Jest to las posadzony przez człowieka albo stosunkowo młody, który wyrósł sam w miejscach, w których przez wieki gospodarowali ludzie. Splot historycznych wydarzeń spowodował, że zaprzestano tam gospodarki leśnej tak jak w sporej części Bieszczadów czy Pogórza Przemyskiego.
O co chodzi z puszczą?
Lasy Państwowe powtarzają często, że puszczy w Karpatach nie ma, choć leśnicy sami do niedawna używali tego terminu. Ministerstwo Środowiska wprowadzając w styczniu br. moratorium na wycinkę drzew w cennych fragmentach polskich lasów, uwzględniły również obszar w Puszczy Karpackiej. Ostatnio pojawiła się nawet propozycja Lasów Państwowych stworzenia Nadleśnictwa Puszcza Karpacka.
Puszcza raz znika, raz się pojawia. Przynajmniej w wypowiedziach przedstawicieli Lasów Państwowych — mówi Ewelina Żukowska z Inicjatywy Dzikie Karpaty. — Bo w rzeczywistości puszcza jak najbardziej istnieje, choć jej obszar jest niewspółmiernie mniejszy niż jeszcze sto czy dwieście lat temu. Najcenniejsze i najstarsze fragmenty lasu zachowały się głównie tam, gdzie aktywność ludzka była ograniczona przez trudne warunki terenowe — dodaje Żukowska.
Tam, gdzie sto lat temu nie wjechał koń, dzisiaj wjedzie ciągnik zrywkowy
W maju zeszłego roku Lasy Państwowe z inicjatywy byłego już zastępcy dyrektora Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie (obecnie nadleśniczego w nadleśnictwie Lesko), Jana Mazura, próbowały udowodnić, że Puszcza Karpacka nie istnieje. Udostępniano zdjęcia lotnicze Luftwaffe z 1944 r., ukazując, jak niewielka część Bieszczadów była wówczas pokryta lasem. I właśnie przez tę niewielką część trwa konflikt. Zdaniem obrońców przyrody, jeśli coś było lasem 80 lat temu i jest nim nadal, to oznacza, że ten las jest stary, trwa w tym miejscu nieprzerwanie od dawien dawna i jest ostoją organizmów związanych z ekosystemem puszczańskim, które tej ciągłości istnienia lasu wymagają.
Skoro duża, jak na tereny górskie, populacja zamieszkująca w tym czasie Bieszczady czy Pogórze Przemyskie nie unicestwiła lasu, to znaczy, że mamy tam fragmenty niesadzone ręką ludzką, ponieważ wówczas nikt nie prowadził nasadzeń. To nie oznacza, że nikt tam nigdy drzewa nie wyciął i jest to las pierwotny. Takiego nie ma już nigdzie na świecie. Oznacza to raczej, że mamy tam las, który wyrósł bez pomocy człowieka i ma duży stopień naturalności – zauważa Zuzanna Romanowska z Inicjatywy Dzikie Karpaty.
I dodaje, że takie lasy powinniśmy chronić, bo nasza presja na przyrodę narasta. Tam, gdzie nie dał rady wjechać po drewno koniem bojkowski gospodarz w latach 40. ubiegłego wieku, tam obecnie bez problemu wjeżdżają ciągniki zrywkowe, realizując plany wycinek Lasów Państwowych.
Istnieje obawa, że pozbawione kontroli społecznej Lasy Państwowe chcą, aby puszczańskie ostańce zniknęły jak najszybciej. Nie oznacza, że las zostanie bezpowrotnie wycięty – on pozostanie, ale zmieni się radykalnie jego charakter. To, że las lasowi nierówny – wie każdy, kto miał okazję porównać monokulturową plantację i górski las naturalny. W lesie o charakterze naturalnym, gdzie wkracza obecnie gospodarka leśna, znikają najstarsze drzewa, struktura wiekowa zmienia się drastycznie. W miejsce starodrzewu pojawia się młody las z runem zrytym siecią dróg zrywkowych przyspieszających spływ wody, czym zwiększają ryzyko katastrofy powodziowej. Las pozbawiany jest starego pokolenia drzew. Leśnicy nazywają to „uładzaniem”. Promowane są drzewa proste i regularne, nadające się do produkcji surowca, a unicestwiane wszelkie malowniczo wyglądające drzewa pełne dziupli i zakamarków. Las pozbawiany jest drzew dziuplastych, w których gnieżdżą się ptaki. W takim lesie wyrzynane są potężne jodły, stanowiące miejsca dla niedźwiedzich gawr.
Pomnikowe drzewa idą pod topór
Leśnicy bardzo się spieszą, bo świadomość społeczna wzrasta i ludzie domagają się ochrony dzikiej przyrody, której tak niewiele nam zostało, a bez której nie będziemy w stanie funkcjonować. Muszą zdążyć ze zmianą fragmentów prastarej, górskiej puszczy w zwykły las gospodarczy, upodobnić jak najbardziej do plantacji, aby przy tworzeniu Turnickiego Parku Narodowego, powiększaniu Bieszczadzkiego Parku Narodowego, czy tworzeniu nowych rezerwatów nie było już co chronić. Obrońcy przyrody obawiają się, że wówczas będzie można powiedzieć, że to zwykły las jak każdy inny i jego ochrona jest zbędna.
Podczas rządów Zjednoczonej Prawicy plagą w nadleśnictwach karpackich była wycinka drzew o wymiarach pomnikowych. Oficjalnie pod topór szło kilkaset drzew rocznie. W rzeczywistości było ich znacznie więcej, bo społeczny monitoring przeprowadzany przez aktywistów wielokrotnie wykazywał, że wycinane są bardzo często drzewa spełniające kryteria do uznania ich za pomniki przyrody, nieujęte w żadnym dokumencie.
Niechlubnym rekordzistą w wycince drzew gigantów było nadleśnictwo Krasiczyn, zarządzane przez Przemysława Włodka. To w tym nadleśnictwie została zdegradowana chroniona strefa zasiedlona przez parę orłów przednich – skrajnie rzadkich ptaków, których w całym kraju jest jedynie około trzydziestu par. Dodatkowo nadleśniczy oskarżał niesłusznie aktywistów, obciążając podatników prowadzeniem bezsensownych spraw przed sądem, który w końcu obwinionych uniewinniał. Włodek odcinał także możliwość dojazdu do domu mieszkańcom, którzy nie podzielali jego entuzjazmu w traktowaniu Puszczy Karpackiej jak fabryki desek.
To także w nadleśnictwie Krasiczyn na początku 2021 r. aktywiści Inicjatywy Dzikie Karpaty znaleźli wydzielenie z trzydziestoma drzewami o wymiarach pomnikowych zaznaczonych do wycięcia. Nadleśniczy początkowo niechętny, aby drzewa ocalić, ugiął się pod presją kampanii społecznej i publicznie zadeklarował, że drzewa nie zostaną wycięte. Internauci cieszyli się i nadawali im imiona. Kilka miesięcy później okazało się, że słowa nie dotrzymał, a wszystkie olbrzymy zostały powalone piłami.
Rosło sto lat, nagle jest zagrożeniem
Zaprzestanie procederu wycinki drzew-gigantów postulowano od dawna. W lutym br. dyrektor RDLP w Krośnie w końcu wydał dawno wyczekiwane zarządzenie zakazujące wycinania drzew o wymiarach pomników przyrody na całym terenie zarządzanym przez krośnieńskie RDLP. Jakkolwiek samo zatrzymanie wycinki jedynie najpotężniejszych drzew nie rozwiązuje całości problemu, ale był to krok w dobrym kierunku doceniany przez stronę społeczną i przyrodników.
Jak się okazało, proceder jest kontynuowany. Na początku września 2024 r. aktywiści znaleźli świeżo wyciętą jodłę o wymiarach pomnikowych na terenie zarządzanym przez nadleśnictwo Krasiczyn. Lutowe zarządzenie dyrektora RDLP w Krośnie dopuszcza bowiem wyjątek – drzewo olbrzym może zostać wycięte, jeśli stwarza zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego. W tym przypadku ta przesłanka nie miała racji bytu. Ponadto wycięty gigant powinien zostać wówczas pozostawiony w lesie do samorozkładu, aby dać pokarm i miejsce do życia tysiącom rzadkich, puszczańskich organizmów. Niestety spora część drzewa z lasu wyjechała.
Podobna sytuacja wydarzyła się we wrześniu w sąsiednim nadleśnictwie Bircza. Na terenie objętym ministerialnym moratorium zakazującym wycinek, w miejscu, gdzie od czterdziestu lat projektowany jest Turnicki Park Narodowy, wycięto kilka potężnych drzew w tym jodły o wymiarach pomnikowych. Miało to miejsce w pobliżu drogi publicznej. Początkowo wycięte drzewa próbowano wywieźć, ale gdy pojawili się świadkowie, wyładowano je z powrotem do lasu.
Obecny na miejscu leśniczy tłumaczył, że drzewa były chore i powodowały zagrożenie. Wstępna ekspertyza dendrologiczna zaprzeczyła temu twierdzeniu.
Nowy park jedynym rozwiązaniem
Pojawia się nieodparte wrażenie, że proceder wycinki drzew gigantów, mimo prowadzonego zakazu, trwa w najlepsze. Żeby uratować resztki Puszczy Karpackiej przed ludzką chciwością, aktywiści uważają, że trzeba jak najszybciej ochronić jej najcenniejsze fragmenty. A tu najskuteczniejszym rozwiązaniem jest powołanie nowych, lub poszerzenie istniejących parków narodowych i rezerwatów. Uważają także, że po drugiej stronie są ludzie, którzy co prawda świetnie znają się na produkcji surowca, ale cel ten stawiają ponad ochronę przyrody.
Koalicja rządząca obiecywała wyłączenie 20 proc. powierzchni polskich lasów z pozyskania drewna. Styczniowe moratorium Ministerstwa Środowiska wyłączające częściowo 1,3 proc. to dobry krok w tym kierunku, ale, jak wskazują przytoczone przykłady, leśnicy wciąż lekceważą decyzje resortu, podobnie jak same zarządzenia wewnętrzne Lasów Państwowych, wydawane chyba tylko po to, aby uspokoić opinię publiczną.
Czas gra na niekorzyść Puszczy Karpackiej i dopóki nie zostanie trwale objęta ochroną, będzie nadal systematycznie i programowo degradowana, aż stanie się zwykłym lasem, jakich w Polsce nie brakuje – ostrzega Romanowska z Inicjatywy Dzikie Karpaty.
Autor: Łukasz Synowiecki, Inicjatywa Dzikie Karpaty