DZIKIE ŻYCIE

Myśląc jak Las Lipowy

Robert Uroda

Pociąg jedzie Doliną Popradu. Jest to teren stosunkowo mało przekształcony przez człowieka. Natura opiera się cywilizacji trudno dostępnymi zboczami gór. Dojeżdżamy do Muszyny, małego sanatoryjnego miasteczka. Szybko przechodzimy przez miasto i jesteśmy już przy wejściu na ścieżkę przyrodniczą. To jedyny fragment naturalnego lasu lipowego w Beskidzie Sądeckim. Rezerwat leśny powstał w okresie międzywojennym. Mają tutaj swoje stanowiska żbik, borsuk, bocian czarny; żyją nie niepokojone przez człowieka. „Jest to jeden z najcenniejszych kompleksów (ok. 100 ha) lasu liściastego (grądu) na terenie Beskidów. Położony jest w pobliżu Szczawnika koło Muszyny na zboczu góry Mikowej. Gatunkiem tworzącym drzewostan jest lipa drobnolistna. Towarzyszą jej buk, grab, jodła i świerk. Spotkać też można piękne okazy modrzewia polskiego. Świetlisty las lipowy jest miejsce gniazdowania wielu gatunków ptaków śpiewających. Od wiosny do jesieni zakwitają tu niezliczone rośliny, a latem kwitnące lipy zwabiają miliony pszczół” (Jak uczyć się od Ziemi, M.Styczyński) Jesteśmy na terenie Popradzkiego Parku Krajobrazowego. Marek Styczyński mówi o historii ścieżki: powstała w okresie międzywojennym jako teren spacerowy dla niewidomych z pobliskiego sanatorium dla ociemniałych. Po wojnie zaniedbana i opuszczona, została następnie przywrócona do poprzedniego stanu oraz wzbogacona o elementy dydaktyczne.

W ciszy wchodzimy w stary las, którego broni status rezerwatu. Słychać ptaki, a nie warkot piły motorowej. Dochodzimy do początku ścieżki. Wieszamy pierwsze tablice informacyjne „Ścieżka przyrodnicza”. Są one wykonane w sposób eliminujący wbijanie gwoździ zapina się je łańcuszkiem na pniu drzewa. Stosunkowo wysoko, żeby były dobrze widoczne ale i dlatego, żeby było trudniej zaopatrzyć psy w Muszynie w nowe łańcuchy. Grupka kilku osób pozostaje z Piotrem Kołeckim będą nagrywać głosy ptaków. Po drodze Marek uczy rozpoznawania gatunków drzew występujących w rezerwacie, opowiada o ekologii lasu, wskazując łąkę pełną storczyków. Nie trzeba jechać do Brazylii żeby je zobaczyć. Wystarczy wyjść z domu i pójść do lasu na spacer.

Idziemy dalej wieszając kolejne tablice. Za nami zostają dziewczyny z grabkami – porządkują ścieżkę z opadłych liści by uczynić ją bardziej widoczną. Maskujemy skróty wydeptywane przez spacerowiczów, używając do tego obumarłych gałęzi i liści. Po trzech godzinach spędzonych na pracy w lesie i uczeniu się o tym najbardziej złożonym żywym organizmie na Ziemi dochodzimy do stanowiska Czynnej Ochrony Płazów – małej młaki. W ciągu kilkunastu minut „oczko wodne” zostaje oczyszczone z zalegających w nim roślin i liści. Ostatnio zostały tutaj wpuszczone traszki z krynickiej łąki, która ma zostać zamieniona wkrótce w śmietnik. Przerwa na posiłek. Kilka ławeczek w pobliżu stawku pozwala na odpoczynek. Dołącza Piotr z dziewczynami, które dalej pracują przy ścieżce. Po krótkim wypoczynku zasypujemy wykopany prowizoryczny śmietnik (mamy nadzieję, że tylko z „odpadkami” organicznymi – red.) maskując go dodatkowo obumarłymi kłodami. Zaczynamy dalszy ciąg pracy dla lasu. Po jakimś czasie dochodzimy do kępy kilkusetletniego modrzewia polskiego. Po stronie południowej pozostawiliśmy szczyt góry Mikowej. Przysiadamy na leżącej tu od dawna lipie, wsłuchując się w słowa „Pamięci ewolucji” J. Seeda, P. Fleming i J. Holusy (z książki Myśląc jak góra – dostępnej w Pracowni). Słowa, które tutaj stają się konkretnym działaniem, uzupełniają znakomicie pieśni Indian północno-amerykańskich śpiewane przez Annę Nacher. Po ostatniej pieśni zapada milczenie. Po chwili dziewczyny zaczynają marzyć na głos jak będą tutaj przychodziły ze swoimi dziećmi uczyć je szacunku dla Ziemi. Zaczynamy rozmawiać o tym niezwykłym miejscu. Marek Styczyński mówi o ludzkiej ignorancji: Bardzo często uzurpujemy sobie prawo do „pomagania” Naturze, do ingerowania w jej czuły organizm. Czy ktoś pomyślał, że Ziemia obroni się sama? Możemy od niej tylko się uczyć. Wszelkie działania powinny być nakierowane na zmianę świadomości ludzi. Tyle się mówi o katastrofie ekologicznej, że będzie nagła i miażdżąca jak potop. To nieporozumienie. Żyjemy podczas katastrofy ekologicznej, rozłożonej na lata. Dokonuje się ona codziennie, jest jak pustynia podchodząca nieubłaganie, krok po kroku pod drzwi. A Ziemia jeśli zechce obroni się sama. Być może odrodzi się już bez nas.

„Gwizd lokomotywy rozsiewa po polach melancholię”. Schodzimy w dół. Jeszcze tylko kilka minut marszu leśną drogą dzieli nas od tablicy wejściowej, skąd kilka godzin temu rozpoczęliśmy nasz warsztat. Wracamy w doliny pamiętając, że gdzieś tam są ludzie, którym ustawa o zwrocie majątków może pozwolić wyciąć las lipowy w Obrożyskach w pień. Po drodze spotykamy starsze małżeństwo wchodzące na ścieżkę. Z naszej grupy pada pytanie – Jak się Państwu podoba ścieżka przyrodnicza? W odpowiedzi starsza pani odkrzykuje – Panie! Co to za ścieżka! Same wąwozy i wykroty!

Robert Uroda

Grudzień 1994 (7/7 1994) Nakład wyczerpany