DZIKIE ŻYCIE

Manifest ochrony przyrody

Ludwik Tomiałojć

Poniżej prezentujemy najważniejsze fragmenty „Manifestu ochrony przyrody” autorstwa prof. dr. hab. Ludwika Tomiałojcia. Jego Autor jest przyrod­nikiem-ekologiem, byłym przewodniczącym Komitetu Ochrony Przyrody Polskiej Akademii Nauk. Zachęcamy naszych Czytelników do lektury tego bardzo ważnego dokumentu, który w całości można znaleźć na stronie internetowej PTOP „Salamandra”.

Manifest ochrony przyrody Apel do rodaków o sprzeciw wobec kontrrewolucji ekologicznej

/.../ Im poważniej świat traktował kwestię ochro­ny dziedzictwa przyrodniczego i jego różnorodno­ści, tym u nas ostentacyjniej to lekceważono. Mimo stuletniej tradycji i pięknych kart z historii polskiej ochrony przyrody, obecnie to naszych decydentów, a nie odwrotnie, należałoby posyłać do Kostaryki, Namibii lub Tanzanii po naukę tego, jak można ro­zumnie chronić przyrodę. Nasi politycy i administra­torzy nie są świadomi nawet tego, że według Światowej Strategii Ochrony Przyrody (1980) ochro­na tejże winna być integralną częścią polityki ochro­ny środowiska. Jako taka, ochrona przyrody nie może być zawężana do niewielkich obszarów wydzielonych i wybranych gatunków, lecz w postaci mniej rygorystycznych ograniczeń przenikać też winna wszelkie gospodarowanie zasobami naturalnymi.

Ostatnio mamy do czynienia wręcz z kontrrewolucją ekologiczną. Nie kształceni przyrodniczo decydenci nie rozumieją problemów ekologii, ale mimo tego arbitralnie rozstrzygają o nich bez pytania o zdanie, lub nawet wbrew opiniom, fachowców-przyrodników. Gremia de­cyzyjne spostrzegłszy, że realizowanie zapisu o rozwoju zrównoważonym ogranicza maksyma­lizację zysków, przeszły do ataku.

/.../ Znowelizowana Ustawa jest antyochro­niarska oraz ponad dobro mieszkańców kraju i kontynentu stawia dobro grup interesu mogą­cych występować pod szyldem lokalnych spo­łeczności. Pod naciskiem Senatu przyznano im ni mniej ni więcej tylko... prawo weta w decy­zjach dotyczących tworzenia lub zmieniania par­ków narodowych i rezerwatów przyrody. Słuszny skądinąd zamysł uspołecznienia polityki ekologicz­nej został zrealizowany w sposób karykaturalny, bę­dący zaprzeczeniem rozumnej demokracji. Oto poważnie ograniczono głos nauki i fachowców ­przyrodników, a zamiast tego na początku wieku 21. w ochronie przyrody przywrócono prawo liberum veto. Czym się podobne prawo niegdyś skończyło dla Polski wszyscy wiedzą. Czym ana­logiczne prawo skończy się dla przyrodniczego dziedzictwa zobaczymy wkrótce. Czy władze nie były świadome niebezpieczeństwa? Nic podob­nego. Były ostrzegane przed nim, ale w prakty­ce, a nie w deklaracjach, są one łagodnie mówiąc „niechętne” ochronie przyrody, co ujawniło choć­by głosowanie sejmowe w kwestii Zimowej  Olimpiady, przeprowadzone bez uprzedniego wysłu­chania głosu nauki. Gdyby ktoś zapragnął zamienić Wawel lub Klasztor Jasnogórski w dochodowy ho­tel lub kasyno gry, reprezentanci narodu uznaliby to za świętokradztwo. Kiedy jednak Ustawa stwarza furtki dla uczynienia tego samego ze „świątyniami ojczystej przyrody”, wprowadzając nawet zapis o możliwości ich zmniejszania i likwidowania, parlamentarzyści przyklaskują temu ochoczo. Oto miara tkwiącej w wielu oświeceniowej jesz­cze pogardy dla dziedzictwa przyrodniczego, choć jego odtworzenie w razie zniszczenia jest znacznie trudniejsze od odrestaurowywania wytworów rąk ludzkich.

W najbliższych latach czeka nas likwidowa­nie osiągnięć ochrony przyrody realizowane w majestacie coraz bardziej dwuznacznego prawa środowiskowego (nowej Ustawy o ochro­nie przyrody, Ustawy o dostępie do informacji o środowisku, znowelizowanej Ustawy o ochro­nie zwierząt) przez różne lokalne grupy interesu, z wykorzystaniem dla swych celów sfrustrowa­nia biedą i bezrobociem społeczności lokalnych, z których tylko nieliczne mają dalekowzrocznych przywódców. Nowych parków narodowych nie będzie można utworzyć inaczej jak tylko na ży­czenie lokalnych władz, czyli to lokalne władze będą decydowały o tej części polityki Państwa. No­wych parków narodowych nie będzie można stwo­rzyć natomiast nawet w najcenniejszych miejscach dlatego, że w Ustawie zapisano tak rozbudowane zobowiązania mieszkaniowe Państwa wobec pracowników tych jednostek, że budżetu długo nie będzie na to stać. Ślepota to, czy perfidia?

Takie nowelizacje prawa ujawniają, że dobro wspólne narodu wystawiono już na sprzedaż, a pryncypia nakazujące jego obronę wyrzucono. I to z nieukrywanym lekceważeniem obywateli owych pryncypiów broniących (vide casus zigno­rowanych ponad 250 poprawek do Ustawy o ochronie przyrody proponowanych przez Pań­stwową Radę Ochrony Przyrody i inne gremia naukowe, lub przypadek dyr. W. Byrcyna, jed­nego z nielicznych ludzi z zasadami, wzorowo pełniącego służbę publiczną).

/.../ Mamy wstępować do UE jednocześnie okrawając i parcelując parki narodowe? Chwali­my się Puszczą Białowieską na wystawie EXPO 2000, a jednocześnie zamieniamy przeważającą jej część w las jakich wiele. Niepojęte, dlaczego w Polsce może istnieć Służba Konserwacji Za­bytków, ale nie może istnieć rozwinięta Służba Ochrony Przyrody? Co więcej, urzędnikom mi­nisterialnym i paru parlamentarzystom przeszka­dza nawet społeczna Straż Ochrony Przyrody, grono za darmo pracujących obywateli. Czy na­sze Ministerstwo Środowiska ma być na zawsze resortem obsadzanym według klucza partyjnego, zamiast fachowcami (Zwoździak 1993) i pozo­stającym poza kontrolą ze strony obywateli? Czy nigdy nie będzie w nim miejsca dla wykształco­nych ekologicznie kadr kierowniczych? Wszak resort ten ma współkształtować środowisko przy­rodnicze kontynentu, a wraz z nim warunki ży­cia pokoleń Europejczyków.

/.../ Polska ochrona środowiska jest ciężko chora na „antyprzyrodniczość”. Jak zła maco­cha, jest niechętna żywej przyrodzie, nastawiona niemal wyłącznie na fizyko-chemiczne oczyszczanie środowiska, co skądinąd też jest potrzebne, ale daleko nie wystarczające. Poda­wane przez GUS informacje o stanie żywej przy­rody są ponadto nagminnie zafałszowywane (Tomiałojć 2000).

Wszystko to wymaga byśmy poruszeni roz­miarem szkodnictwa apelowali do światłych Rodaków o podjęcie przeciwdziałań. Ojczysta przyroda jest wspólnym dobrem. Tego dobra na­rodowego nie wolno jeszcze oddawać w ręce lo­kalne, gdyż świeżo powstała administracja tego szczebla nie ma dostatecznej świadomości ekolo­gicznej, ani często nie potrafi dojrzeć nawet swe­go dalekowzrocznego interesu wynikającego z zasady zrównoważonego rozwoju. Demonstro­wana dziś naiwność warszawskich decydentów nie znających realiów, jakie panują w odległych za­kątkach kraju, będzie kosztowała polską przyro­dę bardzo dużo. Przedwczesne, wręcz bezmyślne, przenoszenie na nasz grunt nieadekwatnych rozwiązań zachodnioeuropejskich odbywa się z prze­oczeniem tego, że polskie lokalne społeczności są zupełnie pozbawione ludzi z wykształceniem przyrodniczym oraz mają zaledwie ok. 1 % ludzi z wykształceniem wyższym. To od świadomych obywateli powinno zależeć, w jakim stanie przeka­żemy dzisiejszą przyrodę i środowisko przyszłym pokoleniom, a nie od najbardziej niedouczonych. Dlatego trzeba wystąpić zdecydowanie w obronie po­nadpokoleniowych wartości przed groźbą ich erozji opartej na niewiedzy lub na przyziemnej doraźności.

Z apelem – OBUDŹCIE SIĘ – zwrócić się trzeba do Rodaków, zwłaszcza zaś do:

* zawodowych przyrodników, ich instytutów, stowarzyszeń, rad wydziałów przyrodniczych wyższych uczelni, stowarzyszeń leśników, spo­łecznych organizacji proekologicznych, itp. Jeśli nie stworzymy atmosfery sprzeciwu wobec wskazanych form szkodnictwa władzy, to antyprzyrodniczo nastawione gremia zniszczą nawet tę część przyrody, którą szczyciliśmy się podczas EXPO 2000. Nie uznają one bowiem oszczęd­ności (ekonomicznej ascezy) za podstawę dalekowzrocznego rozwoju kraju. Nie łudźmy się, nasza łupieżcza odmiana kapitalizmu nie ma li­tości dla słabszych, w tym dla przyrody, a mode­lu kapitalizmu demokratycznego opartego na akcjonariacie pracowników u nas się nie lansuje.

* do elity intelektualnej narodu, z prośbą o udzielenie poparcia dla zanikających postaw pro-społecznych, dla obrony pryncypiów (dobra publicznego), sprzeciwu wobec arogancji władzy, zagrażających jednakowo możliwości przechowa­nia dziedzictwa przyrodniczego, co i kulturowe­go. Niech najwybitniejsi z Rodaków uświadamiają obywateli czym grozi rebelia grupy Zakopian, któ­rzy zażądali likwidacji parków narodowych jako „stalinowskich tworów”. Zgodnie z równie szalo­ną demagogią można by domagać się rozdania zna­jomkom uczelni wyższych, teatrów i szpitali, jako również utworzonych w tamtych czasach.

* do środowisk akademickich i do wszystkich nauczycieli o przygotowanie studentów i młodzie­ży do zajęcia postawy obywatelskiego sprzeciwu wobec podobnie egocentrycznej ideologii i złowro­giej propagandy, jako pozbawiających następne pokolenia Polaków możliwości korzystania z niezdegradowanej przyrody, nierozdeptanych najpięk­niejszych miejsc. Niech młodzi ludzie od Was się dowiedzą, po pierwsze – komu zawdzięczamy ro­snącą rzeszę bezrobotnych wśród absolwentów kierunków „Ochrony środowiska”, nigdzie nie zatrudnianych w naszym Kraju bez Ekologów, oraz po drugie – na jakich przedstawicieli głoso­wać w wyborach, komu powierzyć los ojczystej zie­mi, a komu na pewno nie.

* do środowisk naukowych, z Polską Akade­mią Nauk i Polską Akademią Umiejętności na czele, aby przeciwstawiły się niszczeniu dorobku poprzednich pokoleń. Niech historycy przestrze­gają wskazując na opłakane skutki traktowania Ojczyzny jak postawu sukna oraz tłumienia po­staw patriotycznych. Niech ekonomiści środowi­ska zajmą publicznie stanowisko w sprawie dóbr wspólnych i zasad ich prawidłowego, zrównowa­żonego i reglamentowanego, użytkowania. Niech znawcy prawa ochrony środowiska zabiorą głos w sprawie manipulacji prawem wiodącej do zdo­minowania resortu środowiska przez myślenie eksploatacyjne oraz zabójczego dla przyrody uzależnienia losu obszarów chronionych od ad­ministracji lokalnej i regionalnej, której jeszcze nie moderują żadne dobre tradycje.

* do władz administracyjnych i samorządo­wych, jako wybranych przez ubogie polskie spo­łeczeństwo, aby potępili zachowanie się części swoich kolegów. Jak najeźdźcy ludzie owi wy­znaczyli sobie niemoralnie wysokie haracze ogo­łacając wspólne kasy. Jak Hunowie, bez szacunku dla podbitego kraju, niektórzy z samorządowców stawiają ultimata wobec polskich „świątyń przy­rody”, które czym prędzej chcieliby zamienić na pieniądze. /.../

Wrocław, 05.05.2001

Prof. Ludwik Tomiałojć