DZIKIE ŻYCIE

Miejsce i opowieść: bioregionalizm i ekopsychologia

Ralph Metzner

Refleksje bioregionalne

Ekopsychologia i bioregionalizm są dwoma obliczami powstającego właśnie ekologicznego poglądu na świat. Obydwa zajmują się weryfikacją naszego zrozumienia ludzkiej tożsamości w relacji z miejscem, ekosystemem i przyrodą. Ludzie żyjący w tradycyjny sposób cechują się o wiele bliższymi powiązaniami z miejscem. Musimy nauczyć się pojmowania nas samych w relacji do miejsca i jego historii.

Ekopsychologia może być zdefiniowana jako poszerzenie i rewizja psychologii w celu uwzględnienia ekologicznego kontekstu ludzkiego życia. Nie jest ona odmianą psychologii środowiskowej, która zajmuje się głównie wpływem instytucjonalnego środowiska, otoczenia na stany psychologiczne. Przedstawia ona krytykę wszystkich istniejących do tej pory szkół psychologii – w tym psychodynamicznej, relacji przedmiotowych, poznawczej, behawiorystycznej, humanistycznej i transpersonalnej – ponieważ skupiają się one wyłącznie na „wewnętrznych” psychicznych, międzyosobowych i społecznych wymiarach ludzkiego życia, ignorując przy tym jego ekologiczne podstawy. Najbardziej podstawowe prawdy naszej ziemskiej egzystencji – to, że żyjemy w konkretnych ekosystemach, w biotycznych wspólnotach z pewnymi gatunkami roślin i zwierząt, w określonym otoczeniu geograficznym i klimatycznym – wydają się być nieistotne dla psychologii. A przy tym zarówno nasze osobiste doświadczenia, jak i zdrowy rozsądek zaprzeczają temu samo-narzuconemu ograniczeniu.


Fot. Joanna Milewska
Fot. Joanna Milewska

Pod tym względem ekopsychologia przywołuje na myśl podobne zmiany zachodzące w innych dziedzinach nauki: filozofia staje w obliczu etyki środowiskowej i głębokiej ekologii; ekonomia jest kwestionowana przez zieloną, ekologiczną ekonomię; religia i teologia przez koncepcję duchowości stworzenia i inne tezy ekoteologiczne; podobnie nowe ekologiczne punkty widzenia otwierają się przed socjologią i historią. Wszystkie te próby rewizji założeń i podstaw można postrzegać jako część powstającego ekologicznego albo systemowego światopoglądu, który można też nazwać ekologicznym postmodernizmem.

Przesłanką do tej fundamentalnej rewizji naszej nauki jest poważna zmiana paradygmatu nauk przyrodniczych, przejście od fizyki do ekologii lub teorii ewolucji jako nauki podstawowej, będącej modelem dla innych. Ekologię nazywa się nauką wywrotową, ponieważ zajmuje się ona systemowymi współzależnościami i dlatego jest w swej istocie transdyscyplinarna, burzy akademicki wzorzec i porządek specjalizacji. Ekologiczne koncepcje są wręcz stworzone, by pomóc innym dziedzinom wiedzy w zerwaniu ich specjalistycznych klapek z oczu i rozważeniu szerszego kontekstu ekosystemów oraz Gai.

Bioregionalizm jest jednym z czterech ruchów społeczno-filozoficznych, które można określić jako ruchy „ekologii radykalnej” – pozostałe trzy to głęboka ekologia, ekofeminizm i ekologia społeczna (oraz ewentualnie ekologia socjalistyczna jako ruch piąty). Ich radykalność czy nawet rewolucyjność polega na nieograniczaniu się do działań ochroniarskich czy forsowania ustawodawstwa wymierzonego w niszczycieli środowiska. Kwestionują one najgłębsze podstawy modernistycznego światopoglądu industrialnego, jego najsilniej pielęgnowane systemy wartości, głęboko zakorzenione orientacje i przyzwyczajenia intelektualne. Krytycyzm ekologii głębokiej koncentruje się na tak zwanym „antropocentryzmie”, który jednak może być celniej opisany jako kompleks ludzkiej dominacji i górowania nad resztą stworzenia. Ekofeministyczna diagnoza naszej eko-kulturowej niemocy i apatii uznaje za jego źródło raczej patriarchalny „androcentryzm”, a nie antropocentryzm. Ruch ekologii społecznej krytykuje wszelkie społeczne struktury hierarchii i dominacji wymierzonej czy to w grupy etniczne, czy w biednych, kobiety lub przyrodę. Ekolodzy socjalistyczni kluczowej diagnozy dokonują poprzez analizę kapitalistycznego ucisku pewnych klas przez inne, które to stosunki zawierają w sobie panowanie nad przyrodą i jej eksploatację.

Bioregionalizm oferuje radykalną krytykę konwencjonalnego podejścia do miejsca, które kręci się wokół koncepcji prawa własności do ziemi i powiązanego z nim prawa do rozwoju i wyzysku. Polityczna kontrola nad lokalnymi ekologicznymi układami i gospodarką spoczywa w rękach rządu państwa narodowego, który jest ogólnie rzecz ujmując związany interesami z wielkimi korporacjami przemysłowymi i je wspiera. Podejście bioregionalne postuluje rezygnację z będących dziełem człowieka, historycznie arbitralnych, politycznych granic pomiędzy narodami, państwami i okręgami. W zamian sugeruje ono użycie naturalnych charakterystyk ekosystemów, takich jak działy wodne, łańcuchy górskie i całe wspólnoty biotyczne (ludzkie i nie tylko) jako definiujących dany region. Z perspektywy bioregionalnej podstawowymi wartościami nie są „prawa własności” i „rozwój”, lecz ochrona spójności regionalnego ekosystemu i maksymalizacja gospodarczej samowystarczalności wewnątrz regionu. Kontrola polityczna przechodzi w takim ujęciu do lokalnych społeczności, na tym polega idea „zamieszkiwania na nowo”.

Ruch bioregionalny, podobnie jak i pozostałe radykalizmy ekologiczne, niesie ze sobą wyzwanie zmiany naszej percepcji i zrozumienia roli człowieka w świecie przyrody. Zachęca nas on do zyskania świadomości, jakie rośliny i zwierzęta są właściwe dla regionu, w którym żyjemy, przez co możemy poczuć i doświadczyć naszego rzeczywistego miejsca w porządku przyrody. Zachęca nas, byśmy poznali i dawnych, i współczesnych, tubylczych mieszkańców danego regionu, a także to, jak podtrzymywali oni swoje istnienie przed przybyciem kultury europejskiej z jej przemysłem i technologią. W ten sposób stwarza wyraźne powiązanie i solidarność z żyjącymi tubylcami, ich kulturami i walką o autonomię. Te kultury są ewidentnie bioregionalne w ich silnym poczuciu zakorzenienia w danym miejscu, a od czasów Kolumba i podboju Ameryk prezentują swoją postawą radykalną krytykę eurocentrycznej arogancji.


Fot. Szymon Ciapała
Fot. Szymon Ciapała

Bioregionalizm pociąga za sobą coś w rodzaju praktyki podnoszącej świadomość albo raczej praktyki ekopsychologicznej. Może ona wpłynąć na nasze pojmowanie tożsamości, na wizerunek nas samych. Tworząc bioregionalne mapy zawierające działy wodne, rzeki, lasy i łańcuchy górskie zamiast dróg i miast, na nowo doceniamy ekologiczną złożoność miejsca, które zamieszkujemy. Istnieje taki bioregionalny kwestionariusz sprawdzający naszą wiedzę odnośnie do miejsca, gdzie żyjemy. Moim ulubionym pytaniem rozszerzającym świadomość jest: „Czy możesz wskazać drogę do twojego domu nie używając żadnych ludzkich wytworów jako znaków orientacyjnych?”. Kiedy spróbowałem uczynić to po raz pierwszy, zauważyłem o wiele więcej cech krajobrazu, obok których przejeżdżałem bezmyślnie każdego dnia.

Innym podstawowym pytaniem jest to, czy potrafisz określić cztery kierunki świata w miejscu gdzie żyjesz, albo gdzie się znajdujesz. Przywołuje to na myśl zasadę pierwotnych Amerykanów (w innych częściach świata też ją spotykamy), żeby każde spotkanie, czy to rady plemiennej, czy obrzęd religijny, rozpoczynać od modlitwy w czterech kierunkach. Czy jest jakiś lepszy sposób wejścia w komunię z naturalnymi energiami i cechami konkretnego miejsca, regionu, niż zespolenie się z czterema kierunkami? Przykładowo, tutaj w Kalifornii ciężko jest uciec przed przytłaczającą obecnością Pacyfiku, nawet jeżeli go nie widać.

Pierwotna praktyka jednoczenia się z czterema kierunkami współgra z bioregionalną praktyką zdobywania głębszego poczucia miejsca. Przypomina nam antyczne koncepcje „ducha miejsca”, genius loci , wywodzące się jeszcze z przedchrześcijańskiej Europy. Bez wątpienia, duch miejsca jest wytwarzany przez cały układ współzależnych relacji w bioregionie. Wspólnota biotyczna jest zatem zarazem wspólnotą duchową – jeżeli podejdziemy do niej z intuicyjnego, poznawczego i subiektywnego punktu widzenia i nie ograniczymy naszych obserwacji do tych dających się zmierzyć.

Postępując w ten sposób powracamy do królestwa politeistycznego animizmu, światopoglądu, w którym cała natura darzona jest szacunkiem jako wypełniona świadomą rozumnością. Taka była religia naszych antycznych przodków, zanim powstał transcendentalny monoteizm. William Blake w swoim wizjonerskim dziele „Zaślubiny Nieba i Piekła” opisał koniec politeistycznego animizmu w następujący sposób:

Antyczni poeci nadawali każdemu obiektowi znaczenie Boskie lub Duchowe, nazywając bogów i duchy, łącząc ich z właściwościami drzew, rzek, gór, jezior, miast, narodów, z czymkolwiek, co ich rozszerzone i wielorakie zmysły mogły dostrzec. A szczególnie badali ducha każdego miasta i kraju, umieszczając je w kontekście boskości, dopóki system nie był w pełni uformowany, co niektórzy wykorzystali i zniewolili prostych ludzi, dokonując wyabstrahowania boskości z jej obiektów - tak powstała klasa duchownych. Wybrali oni postacie kultu z istniejących poetyckich opowieści. I ostatecznie ogłosili, że to bogowie nakazali taki przebieg zdarzeń.

I tu zauważamy zbieżność starodawnego i pierwotnego poczucia ducha miejsca ze świadomością ekologiczną i nastawieniem bioregionalnym. Ponadto widzimy, jak zrozumienie historii naszych wierzeń religijnych może pomóc w uzyskaniu świeżej perspektywy.

Możemy teraz użyć połączonych metod bioregionalizmu i ekopsychologii, by zyskać głębsze zrozumienie istoty i znaczenia miejsca. Czym jest miejsce, jak odnosi się do pojęcia przestrzeni i czym się od niego różni? Oraz, ponieważ czas i przestrzeń są podstawowymi kategoriami porządkującymi naszą wiedzę o świecie zewnętrznym, jak ma się czas do miejsca i przestrzeni?

Koan albo pytanie, które chciałbym postawić, brzmi: Jak ma się do czasu sposób, w jaki odnoszą się do siebie miejsce i przestrzeń?

Przestrzeń a miejsce

Miejsce jest sprecyzowanym, konkretnym regionem, natomiast przestrzeń jest abstrakcyjna i nieskończona. Miejsce może być zdefiniowane i określone, naniesione na mapę i opisane. W niepojętym ogromie przestrzeni kosmicznej, w galaktyce, układzie słonecznym, na planecie, zlokalizowane są identyfikowalne miejsca. Na ziemskich kontynentach wyróżnić możemy i umiejscowić na mapach tereny o przeróżnych rozmiarach: pustynie, jeziora, góry, płaskowyże, lasy, miasta, domy, drzewa, skały, jaskinie (które otwierają się na wewnętrzne przestrzenie). Ujmując sprawę geograficznie lub topograficznie, miejsca zawsze mają swoje granice. Mogą one być bardzo ścisłe albo niejasne i nieostre; pewne graniczne obszary są same w sobie łatwo identyfikowalnymi miejscami, często posiadają specjalne znaczenie. Kluczową kwestią bioregionalnego programu jest zmiana sposobu, w jaki definiujemy granice miejsc.

Miejsca zawsze cechują się pewnym rozmiarem albo też jego rozszerzeniem. Miejsce posiadające swe unikalne rozszerzenie zawsze stanowi podstawę do kartezjańskiego res extensa – poszerzonej substancji. Podróżnicy i kartografowie mierzą i nanoszą na mapy rozmiar danego terenu, wraz ze wszystkimi szczegółami i jego cechami. Rozmiar ten może być duży, średni, mały. Przyjmując wielkość za kryterium, możemy uznać bioregion za etap pośredni pomiędzy tym, co globalne i lokalne. Jeżeli mówi się, że powinniśmy myśleć globalnie i działać lokalnie, to być może powinniśmy nauczyć się odczuwać bioregionalnie.

Istnieje też inny rodzaj przestrzeni, mniej abstrakcyjny, bardziej psychologiczny lub psychiczny. Przykładowo, ktoś może powiedzieć swojemu partnerowi: „Potrzebuję więcej przestrzeni w tym związku”. Albo też, w zatłoczonej windzie możemy odczuwać ingerencję w naszą przestrzeń prywatną. W psychologii mamy także do czynienia z pojęciem „odmiennej przestrzeni świadomości” [w języku polskim mówimy o odmiennym stanie świadomości – przyp. tłum.], kiedy to człowiek doświadczać może wrażenia podróżowania, tak zwanego tripu, wyprawy, w czasie której przemierza on pewien rodzaj wewnętrznej przestrzeni. Kultury tradycyjne nazywają takie przeżycia podróżami szamańskimi, odwiedzaniem innych światów, co jasno wskazuje, że świadomość jest traktowana przez analogię do obszaru lub terytorium. W tym wewnętrznym świecie, w przestrzeni naszych subiektywnych doświadczeń, także istnieją cztery podstawowe kierunki, którymi może podążać nasza uwaga: przód i tył, prawo i lewo. Można zestawić je z czterema kierunkami świata obiektywnego: wschodem, południem, zachodem i północą. Relacja pomiędzy tymi dwoma związanymi ze sobą wymiarami świata, wewnętrznym i zewnętrznym, zmienia się wraz z naszym nastawieniem.


Fot. Szymon Ciapała
Fot. Szymon Ciapała

Dane miejsce zawsze ma wewnętrzne części składowe i cechy strukturalne, które stanowią o tym, w czym przypomina ono różne miejsca, a czym się od nich różni. Te charakterystyki także mogą być naniesione na mapy, opisane i nazwane. Wyjątkiem w kwestii wewnętrznych podziałów i zróżnicowania są oceany (i do pewnego stopnia niektóre pustynie). Rozległe, jednolite połacie oceanów często działają dezorientująco na mieszkańców stałego lądu, takich jak ludzie. Powodem jest to, że nie możemy wyróżnić żadnych punktów orientacyjnych, cech struktury odmiennych od otoczenia. Naukowcy potrafią umieścić na mapach dno oceanu, jego grzbiety i rowy, a marynarze mogą nauczyć się nawigacji na podstawie gwiazd, co pozwala im pokonywać oceany. Ale „znalezienie się na morzu” jest odpowiednikiem zagubienia, a nawet marynarz musi zawsze „zawinąć do macierzystego portu”.

Większość miejsc, przynajmniej tych na lądzie, posiada także centra, środki: stanowią one ośrodki, osie, wokół których organizuje się działalność, koncentrują się wydarzenia. Ayers Rock jest dokładnie w samym „martwym środku” Australii, a Black Hills (Czarne Wzgórza) w Południowej Dakocie leżą precyzyjnie w centrum Ameryki Północnej. Oba te miejsca posiadają niezaprzeczalnie magiczną moc, pierwotni mieszkańcy tych terenów traktowali je jak miejsca święte, gdzie odprawiano rytuały. Miasta także posiadają centra, często wyznaczane przez rynek lub inny obiekt publiczny, gdzie mieszkańcy gromadzą się w celu handlu, rozrywki. W starszych miastach, oś życia wspólnotowego była wyznaczona przez kościół, katedrę, świątynię, miejsca kultu. W domu centrum życia rodzinnego jest zazwyczaj pokój gościnny, czasem z kominkiem, w niektórych mieszkaniach może taką rolę odgrywać kuchnia, pomieszczenie, gdzie spożywa się posiłki.

Miejsce ma także swoich mieszkańców, gospodarzy, którzy są „tutejsi”. Zarówno ludzie, jak i reszta stworzenia składają się na społeczność danego miejsca, bez względu na to, czy ludzie są tego świadomi, czy też nie. Mieszkańcy mogą pochodzić z tego miejsca (ludzie, zwierzęta, rośliny), mogą też być imigrantami lub najeźdźcami. Częścią programu bioregionalnego jest szerzenie świadomości tego, jakie rośliny i zwierzęta są rodzime, które przez lata zaadaptowały się do lokalnego środowiska, czyniąc je zrównoważonym. Za tym idzie wniosek, że napływowe zwierzęta i rośliny mogą nieraz być inwazyjne i wpływać niszcząco na ekosystem. Ktoś mógłby pomyśleć, że od takiego nastawienia już tylko krok do polityki anty-imigracyjnej w odniesieniu do ludzi. Nic bardziej mylnego. Na terenie obu Ameryk, to biali Europejczycy i ich przodkowie są imigrantami i najeźdźcami, którzy wywarli destrukcyjny wpływ na ziemię i rodzimych mieszkańców. Filozofia bioregionalna głosi, że powinniśmy nauczyć się od odwiecznych mieszkańców danego miejsca, którzy przetrwali do dziś, jak żyć w równowadze z miejscem. Na tym polega projekt zamieszkiwania na nowo: nauczmy się nawyków pozwalających przetrwać w naszym siedlisku w sposób zrównoważony.

Miejsca noszą nazwy. To pozwala nam rozmawiać nie tylko o nich, ale też o duchu danego miejsca i o naszych relacjach, związkach z nim. W starożytności nazwa terenu powiązana była z jego duchem, z genius loci. Jak zauważył Blake, nasi przodkowie łączyli duchy, bogów i boginie z konkretnymi miejscami, takimi jak „lasy, rzeki, góry, miasta, kraje”. Co więcej, cała planeta była domem bogini zwanej Gaia lub Gaea, od której pochodzą słowa „geografia”, „geologia”. Słońce, księżyc i planety nosiły imiona bogów i bogiń.

W społecznościach pierwotnych, na przykład w Ameryce lub wśród Aborygenów, przywiązywano ogromną wagę do związku człowieka z konkretnie nazwanym terenem. Taki człowiek mógłby przedstawić się mówiąc: „Jestem z takiego a takiego miejsca, rodzina mojego ojca pochodzi z gór, a mojej matki z doliny tej rzeki”. Tylko po szczegółowym opisaniu swojej relacji do danego terytorium, do ziemi, mógłby on zająć się sprawami, które właściwie ma do załatwienia. W społeczeństwie euro-amerykańskim przedstawiamy siebie i przyjaciół zazwyczaj podając, co robimy, jaki jest nasz zawód, osiągnięcia i tym podobne. Natomiast bardzo często nie mówimy, skąd pochodzimy. Zresztą, nawet jeśli posiadamy gdzieś dom, możemy tak naprawdę go nie zamieszkiwać, nie mamy świadomości tego faktu. Nie czujemy się tam „u siebie”, nie jesteśmy tam zakorzenieni. Plemiona indo-europejskie zawsze były nomadami, wędrowcami, emigrantami i najeźdźcami. Dokonały one inwazji na Europę, podbiły i zdominowały pierwotnie istniejące tam cywilizacje – znane jako Stara Europa – na tysiące lat wcześniej, zanim zaświtał im pomysł podboju Nowego Świata. Ktoś trafnie zauważył, że teraz, gdy euro-amerykańscy potomkowie europejskich najeźdźców zaczęli dostrzegać, co tak naprawdę wydarzyło się wieki temu, być może nadszedł czas na prawdziwe odkrycie Ameryki.

Więc czas na historię

Czas, podobnie jak i przestrzeń, jest abstrakcją filozofów i naukowców. Jeśli chcemy znaleźć i określić konkretny moment w czasie, robimy to opowiadając historię. „Pewnego razu...” – tak rozpoczynają się bajki. „Co miało miejsce wcześniej, co się tutaj wydarzyło?” – pytamy, gdy chcemy poznać jakieś miejsce. „Jaka jest twoja historia?” – zapytujemy, gdy chcemy kogoś poznać. Albo możemy też powiedzieć metaforycznie: „Skąd przybywasz, z jakim nastawieniem i jaki jest twój punkt widzenia?”. Tak jak czas i przestrzeń tworzą w rzeczywistości ciągłe kontinuum, zamiast być dwiema odrębnymi kategoriami, tak miejsce i historia są subtelnie i wzajemnie powiązane. Wallace Stegner, wspaniały interpretator historii amerykańskiego Zachodu, napisał: „Żadne miejsce nie jest nim naprawdę, dopóki wydarzenia, które tam zachodziły, nie zostaną uchwycone w opowieściach, balladach, legendach i pomnikach”.

Dlatego badamy historię i mitologię naszych przodków, naszych ludów i miejsc, które oni zamieszkiwali, to, co się tam wydarzyło. A wszystko to w celu zrozumienia, jak doszło do tego, że jesteśmy tacy, jacy jesteśmy. Biolodzy studiują ewolucję gatunków, historię życia na tej planecie, w jaki sposób gatunki dostosowywały się do zmieniających się warunków środowiskowych i siedlisk. Kosmologowie mówią o „historii wszechświata”, opowieści o kosmicznej ewolucji rozpoczynającej się od Wielkiego Wybuchu lub też od „Prapoczątku”. Tak jak każde terytorium określone jest przez swoje granice, tak każda opowieść ograniczona jest początkiem i końcem. Każde ludzkie życie zawiera się pomiędzy narodzinami a śmiercią. Mity kreacyjne rozpoczynają się od słów „na początku...”, a kończą eschatologicznymi wizjami końca czasu.

Tak jak każde miejsce ma pewien rozmiar i swoje rozszerzenie, które mogą być zmierzone i umieszczone na mapach, tak i podobnie rzecz się ma z każdą historią, procesem w czasie, każdym procesem rozwojowym, posiadającymi pewien rozszerzony okres trwania, który może być zmierzony i zarejestrowany z użyciem zegarów, chronografów. Czas na Ziemi mierzony jest w odniesieniu do ruchu planety wokół Słońca i do jej ruchu obrotowego, innymi słowy – w odniesieniu do ruchu ciał niebieskich w przestrzeni. Pewni ludzie i kultury postrzegają czas jako cykliczny, powtarzalny proces, co prawdopodobnie wywodzi się z ich postrzegania ruchów planet oraz cykliczności pór roku. Inni, będący pod wrażeniem zdarzeń niepowtarzalnych, takich jak narodziny i śmierć, traktują czas w sposób liniowy, jak strumień podążający nieuchronnie w jednym kierunku. Gdy Heraklit wypowiedział słynne słowa: „Nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki”, mówił o rzece – miejscu wyznaczonym przez jego granice, przy czym opisywał nieodwracalny strumień zdarzeń dziejących się w czasie.

Czasu możemy także doświadczać w sposób psychiczny, podobnie jak możemy mówić o psychicznej przestrzeni. Gdy nasza świadomość znajduje się w stanach odmiennych, na przykład podczas snów lub wizji, może on ulec wydłużeniu albo skróceniu, może też jakby przemknąć obok nas. Każdy z nas wie, że gdy jesteśmy podnieceni, pobudzeni, czas mija prędko, gdy jesteśmy znudzeni albo zmęczeni, wtedy wlecze się on w żółwim tempie. W sytuacjach ekstremalnych, na przykład zagrożenia życia, ludzie mogą mieć wrażenie zawieszenia poza czasem, posiadania wystarczającej jego ilości do podjęcia złożonych decyzji, nawet jeśli w rzeczywistości upłynęło jedynie kilka sekund. Biegnie on inaczej w wewnętrznym świecie snów i szamańskich podróży – możemy nie tylko przemierzać planetę wszerz i wzdłuż, ale też poruszać się w czasie w przód i w tył, na skrzydłach myśli i pragnienia.

Idźmy z naszymi analogiami dalej. Opowieści także mają swoje wewnętrzne podziały, części i strukturalne cechy. Każdy rozwój w postaci ciągu zdarzeń, jak choćby wzrost i dojrzewanie zwierząt i roślin, ma swoje skończone i odmienne etapy. Wielka historia wszechświata zawiera w sobie niezliczone inne historie: historię galaktyki, układu słonecznego, planety Ziemia, życia na Ziemi, życia zwierząt i ludzi, ludzkiej kultury. Idąc dalej tym tropem w poszukiwaniu naszego pochodzenia, dochodzimy do historii naszej grupy etnicznej, naszych przodków i rodziny, w końcu do naszej osobistej historii. Ta osobista opowieść także ma własne podrozdziały: dzieciństwo, młodość, praca, związki, dzieci i tak dalej. Każda taka narracja zawiera niezliczone permutacje mniejszych fabuł. Każdy proces cykliczny też ma swoje momenty przełomowe: cykl pór roku, sen i jawa, cykl hormonalny, zmiany nastrojów od przygnębienia do podniecenia oraz wiele innych.


Fot. Szymon Ciapała
Fot. Szymon Ciapała

Opowieści mają także swe środki (centra), centralne motywy i kwestie, wokół których są one zorganizowane. Jednym z tematów centralnych historii życia jednostki jest często kryzys wieku średniego, okres przełomowego przejścia. Teoria ewolucji Darwina opiera się na zasadzie doboru naturalnego. Gdy bioregionaliści i głębocy ekolodzy nawołują do porzucenia homocentrycznej perspektywy, gdzie wszystko jest widziane z pełnego zamętu i aroganckiego ludzkiego punktu widzenia, proponują w zamian perspektywę ekocentryczną (w jej środku znajduje się ekosystem), albo biocentryczną (w centrum jest życie). Oczywiście, w pewnym sensie, zawsze w nieunikniony sposób będziemy spoglądać na świat i życie w sposób stawiający człowieka w środku – tak jak psy postrzegają kanocentrycznie a krowy bovicentrycznie. Ale być może ta perspektywa nie musi pozostać tak niezmienna, jak nam się wydaje. Za pomocą empatii i identyfikacji możemy nauczyć się przekraczać nasze homocentryczne uprzedzenia, co w efekcie pozwoli zrozumieć od wewnątrz historię życia innych zwierząt. Z pewnością to przekazują nam niezliczone mity i legendy plemienne – w zamierzchłych czasach ludzie i zwierzęta mogli zrozumieć się nawzajem i czasem nawet wejść w bliski związek.

Miejsce posiada swoich mieszkańców, natomiast opowieść ma swoje postaci, aktorów, bohaterów i antagonistów, odtwórców głównych ról i statystów. Są oni podmiotami dramatycznej akcji, przedstawiają opowieść albo sztukę, której scenariusze są zdeterminowane przez prawa natury, kod genetyczny, tradycję kulturową, wychowanie w ramach rodziny, karmiczne predyspozycje, cechy charakteru i temperamentu, nasze myśli i zamiary. Zgodnie z teorią morfogenezy Ruperta Sheldrakea, prawa natury są raczej swoistymi nawykami, jakie wykształciły się wraz z upływem czasu, a nie abstrakcyjnymi zasadami istniejącymi niezależnie od czasu. Postaci kosmosu i przyrody rozwijają się tak, że zawierają w sobie echo wcześniejszych form. Dlatego organizmy i poszczególne gatunki zamieszkują siedliska, do których zaadaptowali się ich przodkowie. Kryzys ekologiczny uświadamia nam, że ludzki gatunek wytworzył nawyki skrajnie niszczące naturalne środowisko i świadczące o niedostosowaniu do niego. Bioregionalna wizja mówi, że ludzie powinni pokornie nauczyć się zamieszkiwania na nowo  - trwania w miejscu w sposób zrównoważony, pełny szacunku dla opowieści innych mieszkańców.

Miejsca noszą nazwy, tak samo jak i historie. W istocie, nazwa miejsca jest nierozłącznie związana z opowieścią na temat tego, co się tam wydarzyło. Kiedy myślimy o jakimś terytorium, np. o Egipcie lub Rzymie, miriady obrazów przelatują nam przed oczyma – obrazy te przedstawiają historie i ludzi związanych z tymi miejscami. Opowieść życia zwierzęcia albo rośliny nie może być opowiedziana ani nawet pomyślana w oderwaniu od miejsca jego bytowania. W przypadku ludzi jest podobnie, biografia i geografia subtelnie przenikają się nawzajem. Opowieść mieszkańca miasta nosi w sobie zupełnie innego ducha niż opowieść człowieka ze wsi. W średniowieczu różnicę tę uznawano za tak głęboką, że mieszkańcy miast, powiązani w większości z kościołem, uznali wieśniaków za pogan nieposiadających religii. Dla ludów pierwotnych, nazwa miejsca jest często sama w sobie opowieścią, tak jak w wierszu Kima Stafforda pod tytułem „Nie ma żadnych nazw, lecz są historie”:

Kiedy antropolog zapytał ludzi
Kwakiutl
O mapę ich wybrzeża,
opowiedzieli mu Historie:
Tutaj? Gromadzą się łososie. Tu?
Morskie wydry żyją.
Tutaj sypiają foki.
Tutaj mówimy ciało pokryte ustami.

Jakże miejsce może mieć nazwę?
Mężczyzna,
Kobieta mogą nosić imię, ale oni
umierają. Dopóki nie umrzemy, sami jesteśmy
historią.
Wtedy nasze nazwy są bardzo
niebezpieczne.
Miejsce jest historią powtarzającą się
wiele razy.

Tak jak z konkretnymi miejscami łączy się duch, boski pierwiastek, tak samo dzieje się także z okresami czasu. Kalendarz babiloński, który odziedziczyła cywilizacja zachodnia, wprowadził tygodniowy cykl złożony z siedmiu dni, z których każdy powiązany był z jedną z babilońskich planet (sobota z Saturnem, poniedziałek z Księżycem). Antyczna nauka astrologii oparta była na poglądzie, że duch miejsca i czasu narodzin osoby może być zdeterminowany przez aktualny układ planet. To, jaka planeta akurat miała swą kulminację, a która się wznosiła, to wskazywało na cechy charakteru i ducha rodzącej się jednostki. Przykładowo, osoba urodzona pod znakiem Marsa mogła mieć „marsjański” charakter, ci, którzy przyszli na świat, gdy dominował Saturn, powinni mieć skłonności do melancholii. Podczas danego okresu, cała społeczność mogła być opanowana przez pewien nastrój, uczucie, albo też przez „ducha czasu” – Zeitgeist.

Historia każdego z nas rozpoczyna się w pewnym momencie czasu i w pewnym miejscu na Ziemi, podobnie rzecz ma się z jej zakończeniem. Wiele kultur wytworzyło światopogląd i mitologię, w których historia życia jednostki postrzegana jest jako podróż, zmierzająca do jakiegoś miejsca i przemierzająca inne po drodze. Może być to bohaterska wyprawa, w której zachodzi transformacja osobowości, mistyczna ścieżka prowadząca do oświecenia, zgłębianie ukrytych światów, albo też poszukiwanie wizji, oddanie się dzikości. Samo słowo „przeznaczenie” (angielskie destiny) zdradza swoje przenośne pokrewieństwo z ostatecznym celem naszej podróży przez życie [ang. destination – przyp. tłum.]. Antyczne tradycje mówią nam, że w miarę jak zbliżamy się do końca naszych dni, gromadzimy wiedzę powstającą z wiekiem, zrozumienie wypływające z pełnego zamieszkiwania w naszym miejscu. T. S. Elliot napisał:

Nie powinniśmy zaprzestawać
poszukiwań
A końcem wszelkich naszych starań
Będzie dotarcie tam, skąd
wyruszyliśmy I poznanie tego miejsca po raz
pierwszy.

Ralph Metzner

Tłumaczenie: Piotr Lewandowski

Dr Ralph Metzner od ponad 30 lat zajmuje się badaniem stanów świadomości i praktykami prowadzącymi do ich przekraczania. Jest psychoterapeutą i profesorem w California Institute of Integral Studies, gdzie prowadzi wykłady na temat eko-psychologii oraz odmiennych stanów świadomości. Jest autorem wielu książek, m.in. „The Psychedelic Experience” (z Leary'm i Alpertem, 1964), „Maps of Consciousness” (1971), „Know Your Type” (1978), „The Well of Remembrance” (1994), „The Unfolding Self” (1998), „Green Psychology – Transforming our Relationship to the Earth” (1999), „Ayahuasca – Human Consciousness and the Spirits of Nature” (1999). Jest współzałożycielem i prezesem Green Earth Foundation, organizacji o charakterze edukacyjnym, stawiającej sobie za cel uzdrowienie i zharmonizowanie związków pomiędzy ludzkością a Ziemią.