DZIKIE ŻYCIE

Tatrzański Park Narodowy czy „Tatrzańskie ZOO”

Tomasz Borucki

Dzika przyroda Tatr w obliczu zagrożeń (cz. 1)

W powszechnej świadomości społecznej Tatry, formalnie chronione statusem parku narodowego, uchodzą za sanktuarium dzikiej przyrody – traktowane są wręcz jako symbol nieskażonej i nieujarzmionej natury. W rzeczywistości jednak tatrzańska przyroda od dziesiątków lat ulega sukcesywnej degradacji wskutek różnorakich działań człowieka, podejmowanych w samych Tatrach i w ich otoczeniu. Zaistniało już ponad 50 form korzystania z dóbr przyrodniczych Tatrzańskiego Parku Narodowego. Wciąż jednak żąda się jeszcze większego udostępnienia tego terenu – najbardziej w Polsce obciążonego masowym ruchem turystycznym.


Fot. Paweł Klimek
Fot. Paweł Klimek

Ta krytyczna sytuacja wynika z dominującego systemu wartości, w którym doraźne interesy grup użytkowników Tatr – europejskiego dziedzictwa przyrodniczego – przedkłada się ponad ich ochronę. Wyraża to aroganckie hasło głoszone onegdaj przez skompromitowanego ministra środowiska, Antoniego Tokarczuka: „Tatry są dla Polaków, a nie tylko dla świstaków”...

Jak się przedstawia obraz dzikiej przyrody Tatr w obliczu zagrożeń – przekrojowo ukazują dane dotyczące najbardziej znanych gatunków tatrzańskiej fauny: kozicy i świstaka oraz niedźwiedzia brunatnego i orła przedniego. Niniejszy tekst rozpoczyna cykl artykułów, w których przybliżony zostanie historyczny i współczesny obraz bytowania wymienionych przedstawicieli zwierzęcego świata Tatr.

***

Jak wiadomo, duże kręgowce w piramidach i łańcuchach pokarmowych sytuują się na wyższych poziomach troficznych. Z reguły wykazują też znaczne wymagania siedliskowe, zarówno co do bazy żerowej, jak i spokoju ostoi. Tak więc już samo ich występowanie – zwłaszcza dużych mięsożerców – może być miernikiem stanu zachowania całości ekosystemów.

W Tatrach, wśród 290 stwierdzonych dotąd gatunków zwierząt kręgowych, występują wszystkie największe drapieżniki europejskie: niedźwiedź, wilk, ryś i orzeł. Dwa pierwsze z wymienionych gatunków zostały wytępione w Alpach już sto lat temu. Nasze Tatry w porównaniu z tysiąckrotnie większymi powierzchniowo Alpami odznaczają się więc wyjątkowym bogactwem przyrodniczym. Tatry są też jedynym miejscem występowania w Polsce m.in. kozicy i świstaka.

Owe skrajnie rzadkie zwierzęta, będące symbolami przyrody Tatr, w połowie XIX w. znalazły się w tych górach na krawędzi wyniszczenia wskutek nasilonego kłusownictwa. Jednak o szkodliwości tego procederu zaczął uświadamiać górali ks. Jędrzej Pleszowski. Niebawem w sukurs przyszedł mu ks. Eugeniusz Janota, który własnym sumptem wydał w 1865 r. broszurę pt. „Upomnienie Zakopianów i wszystkich Podhalanów by nie tępili świstaków i kóz”. Jej tekst czytano z ambon kościołów całego Podhala i kolportowano w podtatrzańskich wioskach.

Ks. Janota i Maksymilian Nowicki (pierwszy polski prof. zoologii na Uniwersytecie Jagiellońskim) rozpropagowali sprawę ratowania kozic i świstaków również w opiniotwórczych kręgach społeczeństwa. Wysiłki te zostały zwieńczone uchwaleniem w 1868 r. przez Krajowy Sejm Galicyjski ustawy „względem zakazu łapania, wytępiania i sprzedawania zwierząt alpejskich właściwych Tatrom, świstaków i dzikich kóz”. Otaczając dziko żyjące zwierzęta ochroną ze względów ideowych, a nie gospodarczych – ów akt prawny okazał się prekursorskim osiągnięciem w skali całej Europy i jednym z pierwszych tego rodzaju na świecie.

W ślad za tą inicjatywą ustawodawczą poszło utworzenie specjalnej straży górskiej, której głównym zadaniem było pilnowanie spokoju kozic i świstaków w Tatrach Polskich.

Ochrona tych zagrożonych zwierząt stała się również jednym ze statutowych celów powstałego w 1873 r. Towarzystwa Tatrzańskiego, które podjęło się finansowania straży górskiej. Z realizacji tego celu rozwinął się polski ruch ochrony przyrody, jak również w efekcie tego zaszczepiona została na ziemiach polskich idea parków narodowych. Oto bowiem na łamach „Pamiętnika TT” ks. Bogusław Królikowski wystąpił w 1888 r. z pierwszym pomysłem, by na wzór amerykańskiego Yellowstone utworzyć w Tatrach rezerwat, gdzie nie byłoby wolno „ani drzewa wycinać, ani kruszców kopać, ani polować, ani ryb łowić, ani żadnych przedsiębiorstw przemysłowych podejmować”.

Tak więc u podstaw ochrony tatrzańskiej fauny legły oddolne inicjatywy polskiego duchowieństwa. Niestety, współcześnie problematyka ochrony przyrody niemal w ogóle nie pojawia się w kościelnych kazaniach, i to nie tylko na Podhalu.

***

Od momentu powstania Tatrzańskiego Parku Narodowego nastąpiło zwiększenie liczebności populacji wielu zwierząt: wedle oficjalnych oszacowań w ciągu minionego półwiecza w Tatrach Polskich ponad 7-krotnie wzrósł stan kozic, 4-krotnie – jeleni i niedźwiedzi, 2-krotnie – saren, o 1/4 zwiększyła się ilość świstaków; powróciły orły przednie i wilki (ale zarazem odnotowano spore ubytki w populacjach głuszca i puchacza).

Nasilająca się współcześnie presja człowieka na środowisko przyrodnicze Tatr powoduje jednak m.in. deformację warunków życia dzikich zwierząt. Zakłóceniom ulega ich behawior, czyli zespół zachowań uwarunkowanych instynktem. Owe behawioralne zmiany zachodzą wielokierunkowo, przy czym zasadniczo zarysowują się dwie główne tendencje.


Fot. Szymon Ciapała
Fot. Szymon Ciapała

Jedne zwierzęta sukcesywnie ulegają synantropizacji, czyli przyzwyczajają się, a w skrajnych przypadkach wręcz uzależniają od bliskiego sąsiedztwa człowieka, w coraz większym stopniu je preferując. Z uwagi na stopień zaawansowania tego procesu można mówić o gatunkach synantropijnych i dopiero się synantropizujących.

W owym stosunkowo niewielkim paśmie wysokogórskim, odwiedzanym co roku przez ponad 3 miliony ludzi, synantropizacja przebiega z coraz większym natężeniem i przynosi już bardzo negatywne skutki. Jej pospolite przejawy budzą raczej wesołość u nieświadomych turystów, tłumnie docierających w najbardziej wrażliwe zakątki Tatr.

Tak np. przy schronisku nad Morskim Okiem można obserwować nagminnie żerujące na śmietnikowych odpadkach orzechówki – stosunkowo rzadkie ptaki z rodziny krukowatych, w naturalnych warunkach żywiące się m.in. „orzeszkami” sosny limby i w ten sposób uczestniczące w rozsiewaniu tego unikalnego w naszym kraju drzewa. Ptaki owe odznaczają się bowiem niepospolitą inteligencją: potrafią gromadzić na zimę limbowe nasiona, zagrzebując je w glebie lub utykając w szczelinach skalnych. Z wrodzoną bystrością przyswajają sobie jednak dużo łatwiejszy sposób zdobywania pożywienia. Bywa, że podkarmiane przez gapiów – aktywnie domagają się od nich żywnościowych datków. Ale wręcz profesjonalną żebraninę uprawiają niektóre lisy, np. w Dolinie Kościeliskiej i na Hali Gąsienicowej, celowo nęcone przez turystów podrzucających im kąski. Nietrudno przewidzieć, jakie mogą być skutki takich zachowań w przypadku pojawienia się wścieklizny...

Dużo bardziej niebezpieczne są jednak efekty synantropizacji największego europejskiego drapieżcy – niedźwiedzia brunatnego. Zwierzę to jest bowiem obdarzone nie tylko inteligencją, ale również potężną siłą – znęcone smakowitą wonią coca-coli lub sardynek (nie mówiąc już o miodzie) potrafi demolować śmietniki, włamywać się do schroniskowych kuchni, turystycznych bufetów czy zaparkowanych samochodów... Ów groźny tatrzański mocarz wśród turystów budzi jednak nie tyle respekt, co wesołość – jest stereotypowo postrzegany jako sympatyczny „miś”. Do czasu... Zdarzało się, że podkarmiano go, chcąc zwabić dla uzyskania efektowniejszych ujęć fotograficznych. Tym sposobem wyświadczono temu z natury unikającemu ludzi zwierzęciu iście „niedźwiedzią przysługę”... Łakomy kolejnych kąsków, niedźwiedź nie poprzestaje bowiem na potulnym wyciąganiu łapy, lecz zaczyna nią sięgać wprost do plecaków – rzecz jasna bez pytania o zgodę właścicieli. Farsa może łatwo przerodzić się w tragedię. Ośmielony do coraz bliższych kontaktów z ludźmi, ów dziki zwierz w tłumnie nawiedzanym parku narodowym staje się realnym zagrożeniem dla człowieka. Jedna z takich konfliktowych sytuacji zakończyła się postrzeleniem młodego niedźwiedzia przez strażnika TPN, a finałem drugiej było wywiezienie rodziny niedźwiedzi z Tatr do wrocławskiego ZOO, gdzie jedno ze zwierząt wkrótce straciło życie.

Ale czyż Tatrzański Park Narodowy nie jest już rodzajem otwartego ogrodu zoologicznego?!

Przecież obserwowane w tym parku narodowym behawioralne reakcje dziko żyjących zwierząt, w niejednym przypadku mają coraz mniej wspólnego ze stanem dzikości, a bardziej mogą się kojarzyć z warunkami półotwartego zwierzyńca. Wszak brak płochliwości u kozic górskich, przechadzających się jak domowe kozy wśród tłumów po Kasprowym Wierchu opasanym siecią kolei linowych, nie należy do sytuacji normalnych, nawet jak na standardy zurbanizowanych terenów Środkowej Europy. W rzadziej uczęszczanych rejonach Tatr to zwierzę-symbol Tatrzańskiego Parku Narodowego jest zaś pod ostrzałem kłusowników.

Już nawet świstaki powoli zaczynają się opuszczać w roli „strażników Tatr”. Ogłaszane w ostatnich latach naukowe spostrzeżenia o nienaturalnie obniżonej płochliwości tych z natury bojaźliwych gryzoni w sąsiedztwie szlaków i kolei, zamiast być traktowane jako alarmujący sygnał degeneracji – budzą raczej beztroskie zadowolenie, że tatrzańska fauna tak dobrze znosi stale zwiększającą się antropopresję. Zaiste, zdolności przystosowawcze świstaków są zadziwiające, ale czy zadaniem parku narodowego ma być ich testowanie? Nieodparcie nasuwa się tu skojarzenie z laboratoryjnymi królikami czy szczurami: Ile jeszcze wytrzymają decybeli? Na jak minimalny dystans pozwolą się do siebie zbliżyć? Na jaki jeszcze sztuczny bodziec (akustyczny czy optyczny) zobojętnieją?

Przecież zadaniem parku narodowego jest nie tylko ochrona pogłowia zwierząt, lecz - co równie istotne, albo nawet ważniejsze – ochrona kształtujących ich życie procesów przyrodniczych. Tymczasem warunki egzystencji fauny w Tatrach są wydatnie degradowane.

W przeciwieństwie do synantropijnych – gatunki mizantropijne, których natura nie obdarzyła wystarczającymi zdolnościami adaptacyjnymi, by sprostać drastycznie zmieniającym się warunkom życia, usiłują unikać styczności z człowiekiem, modyfikując rytm aktywności dobowej czy porzucając dogodne siedliska, by skryć się w najbardziej niedostępnych, wysokogórskich zakątkach. Taką taktyką przetrwania odznacza się np. orzeł przedni, którego ostatnie gniazdowisko w Tatrach Polskich istnieje w masywie Kominiarskiego Wierchu. Pytanie: jak długo jeszcze?

Nawet najdziksze mateczniki tatrzańskie stają się bowiem terenem penetracji sportowej. Co dla nas, ludzi, jest tylko zabawą, przygodą – to dla orła oznacza „być albo nie być” w Tatrach. Te góry są przecież jego domem, do którego my wdzieramy się w swej pysze i arogancji. Gdy my się zabawiamy – on walczy o przeżycie. Z perspektywy orła, sytuacja w Tatrach wygląda więc dużo bardziej dramatycznie, niż mogłoby nam się wydawać... Tak oto zwierzęta, które nie mogą dostosować się do pogorszonych warunków są z Tatr rugowane.

***

Funkcją parku narodowego jest jednak nie tylko ochrona dóbr przyrodniczych, lecz także ich udostępnienie – ale na specjalnych zasadach, o czym zdają się zapominać zwolennicy zdegradowania rygorów ochronnych w Tatrach.

Poziom udostępnienia terenu parku narodowego na cele sportowo-turystyczne (w tym narciarskie) wyznaczają dwa realnie mierzalne parametry, limitujące natężenie i czasoprzestrzenny rozkład aktywności człowieka oraz zakres jej form: O ile dla pojemności turystycznej terenu kryteriami są bezpieczeństwo i komfort użytkowników, o tyle dla chłonności przyrodniczej kluczowym wskaźnikiem jest zachowanie wartości przyrodniczych, czyli brak trwałych zniszczeń w środowisku.

Obserwowane zmiany behawioru zwierząt w parku narodowym w Tatrach są zjawiskiem alarmującym. Ze wszech miar uzasadnione jest więc zaniepokojenie w kwestii skuteczności działań ochronnych, podejmowanych przez tę instytucję państwową. Stan tatrzańskiej fauny wskazuje, iż rzeczywista chłonność przyrodnicza wielu terenów TPN jest zerowa. Dla zachowania i restytucji unikalnych wartości przyrodniczych w Tatrach konieczne jest więc całkowite zaniechanie penetracji jednych rejonów, a wydatne ograniczenie ruchu turystyczno-sportowego – w innych.

Tymczasem frekwencja turystyczna w Tatrach od dziesiątków lat wykazuje nasilającą się tendencję wzrostową (od 1948 r. zwiększyła się 20-krotnie: ze 150 tys. do ponad 3 milionów rocznie). W ciągu 50 lat istnienia Tatrzańskiego Parku Narodowego wszystkie poczynania na jego terenie miały być podporządkowane ochronie przyrody, jednak w rzeczywistości ochrona niejednokrotnie ustępowała pola działaniom niszczącym przyrodę.

Wartości progowe chłonności przyrodniczej już dawno zostały dalece przekroczone w wielu ostojach tatrzańskich i nic nie wskazuje, by decydenci resortu środowiska zamierzali efektywnie przeciwdziałać temu stanowi rzeczy (sezonowe podnoszenie cen biletów wstępu do TPN nie rozładowuje bowiem kumulacji ruchu turystycznego w miesiącach letnich). Wprost przeciwnie – obecnie podejmowane są działania, które w nieodległej przyszłości mogą skutkować wzmożeniem antropopresji.

Oto bowiem, jakby dla przewrotnego uczczenia jubileuszu 50-lecia TPN, w rejonie ostatniego po polskiej stronie Tatr orlego gniazdowiska, na obszarze lasów należących do Wspólnoty Ośmiu Wsi w Witowie, zamiast dotąd obowiązującej ochrony częściowej – wprowadzono ochronę krajobrazową, o znacznie złagodzonych rygorach. Nietrudno przewidzieć, że wkrótce zwiększy się tam poziom antropopresji. Obniżenie reżimu ochronnego potencjalnie dotyczy również już od dawna nadmiernie zurbanizowanego rejonu Kasprowego Wierchu, gdzie lobby samorządowo-inwestycyjne forsuje rozbudowę kompleksu urządzeń turystyczno-narciarskich – przy współpracy dyrektora TPN Pawła Skawińskiego. Wysuwane są też postulaty udostępnienia dla wspinaczki dotąd objętych ścisłą ochroną urwisk w Tatrach Zachodnich.

Czyżby więc do reszty miało nastąpić przekształcenie Tatrzańskiego Parku Narodowego w „Tatrzańskie ZOO” – w lunapark z otępiałymi, na wpół oswojonymi „dzikimi” zwierzętami?

Tomasz Borucki

Maj 2005 (5/131 2005) Nakład wyczerpany