DZIKIE ŻYCIE Wywiad

Ochrona przyrody to mój obowiązek. Rozmowa z Janem Luśnią

Grzegorz Bożek, Anna Patejuk

Idea prywatnych rezerwatów zdobywa coraz większą popularność, czego dowodem jest działalność Jana Luśni, który prowadzi niewielki rezerwat na obrzeżach Krosna. Twórca minirezerwatu jest pasjonatem, który cały swój czas poświęca przyrodzie. Za tę działalność otrzymał w 2000 r. Indywidualną Ekologiczną Nagrodę Bayera w II edycji konkursu za projekt „Minirezerwat przyrody – czynna ochrona płazów”. Dbając o płazy, ptaki, łąki i stawy, podkreśla, że każdy powinien chronić przyrodę.

Jak doszło do powstania rezerwatu?

Jan Luśnia: Jego powstanie jest związane z tym, co robiłem od dziecka. Już od małego starałem się pomagać przyrodzie, marzyłem również o tym, żeby mieć własną budkę dla ptaków, paśnik czy oczko wodne. Jako dorosły człowiek przez ponad 15 lat szukałem odpowiedniego terenu, który byłby dobry do zrealizowania mojego marzenia. Dopiero w 1994 r., wracając z wycieczki rowerowej, właśnie w tym miejscu, gdzie dziś jesteśmy, zatrzymałem się i zobaczyłem piękną dębinę, rzeczkę oraz dużą łąkę. To miejsce urzekło mnie od razu. Jak się później okazało, był to teren do sprzedania. Miejscowi ludzie dawniej nazywali go Mokradłem.


Jan Luśnia z nagrodą od Bayera. Fot. Edward Marszałek
Jan Luśnia z nagrodą od Bayera. Fot. Edward Marszałek

Realizację swojego planu rozpocząłem od zakładania budek dla ptaków, następnie zrobiłem paśnik, zaś później naprzeciw domu wykopałem kwadratową dziurę o głębokości jednego metra, by zobaczyć czy będzie tutaj utrzymywać się woda. Jak się okazało, woda utrzymywała się bardzo dobrze, pojawiły się również żaby. Wszystko to robiłem na wyczucie, nie mając żadnych materiałów szkoleniowych ani fachowego wsparcia. Wtedy pojawiło się marzenie o założeniu oczek wodnych. To wyzwanie ogromnie mnie zafascynowało. Choć zdawałem sobie sprawę, że nie wymyślam niczego nowego, bo przecież wielu ludzi podobne rzeczy gdzieś już robiło, dla mnie były to działania autentycznie pionierskie. Po drodze pojawiły się jednak chwile zwątpienia, czy aby mogę takie rzeczy robić. Poszedłem do Wydziału Geodezji i Wydziału Ochrony Środowiska w Urzędzie Miejskim, by dowiedzieć się czy wykopanie takich oczek jest zgodne z prawem. Na szczęście okazało się, że jest to możliwe. W związku z tym, za własne pieniądze wykopałem dwa oczka wodne. W całości teren pod rezerwat był gotowy w 1999 roku.

Jak te okolice wyglądały przed laty?

Znam dobrze te tereny, kiedyś było tutaj przepięknie. Gdy byłem dzieckiem, to pod wieczór pasało się krowy. Czasy te wspominam jako niezwykłe, związane z zajmowaniem się gospodarstwem, żniwami. Dzisiaj na roli nikt specjalnie nie chce pracować. Tak myślę, że dlatego pokochałem przyrodę, gdyż przebywałem blisko zwierząt, i to, co robię teraz, prowadząc rezerwat, też ma z tym związek. Uważam, że nie byłoby też źle, gdyby tamten, miniony świat, w pewien sposób zatrzymał się. Żeby były konie, krowy, zdrowe kwaśne mleko w piwnicy, miedze, skowronki, a nie tak jak często jest dzisiaj, gdy spotykamy jedno wielkie pole, które podsypywane jest dużą ilością nawozów sztucznych. Pamiętam jesienne wykopki, rozrzucanie widłami gnoju po polach. I to, jak sądzę, było zdrowe życie, w ten sposób uzyskiwano zdrową żywność. Myślę nawet, że należy do tego wracać, bo właśnie wtedy, w takim środowisku, obok nas, będą żyć żaby, skowronki i inne zwierzęta.

Skąd u Pana wzięło się zainteresowanie przyrodą?

Wychowywałem się w takim domu, gdzie był piękny ogród, płot, gdzie były zwierzęta, gdzie moi rodzice i dziadkowie bardzo dobrze traktowali zwierzęta, niemal jak domowników, niemal jak rodzinę. Poza tym cały czas spędzałem na powietrzu, wśród przyrody, nad rzeką, i mogłem tam przebywać długie godziny. Już jako młody chłopak zacząłem też wyprawiać się na długie samotne spacery przyrodnicze po polach i łąkach. Po prostu lubię przyrodę.

Jaka była idea utworzenia rezerwatu?

Kierowałem się tym, że warto chronić przyrodę dla niej samej. Ukierunkowany też zostałem przez dyrekcję Karpackich Parków Krajobrazowych, dzięki której zostało podsunięte nazewnictwo – minirezerwat. Poza tym wszystkie pomysły, które tu realizuję, sam wymyśliłem i wprowadzam w życie.

Czy istnienie prywatnych rezerwatów może być cenne z punktu widzenia ochrony przyrody?

Jak najbardziej, ponieważ chodzi o to, żeby ludzie mieli kontakt z przyrodą. W moim przypadku jest tak, że mieszkając tutaj, zarazem chronię jakiś mały wycinek tej ziemi, która mi podlega. Chodzi mi również o to, by w terenach zurbanizowanych oraz przekształconych przez człowieka dać szansę żyć dzikim zwierzętom.


Rzekotka drzewna. Fot. Piotr Morawski
Rzekotka drzewna. Fot. Piotr Morawski

Jakie zwierzęta mieszkają na terenie rezerwatu lub do niego zachodzą?

Mam tutaj sarny, poprzedniego roku przez całą zimę przychodziło do mego rezerwatu sześć sarenek, często korzystały z paśnika, choć siano nie należy do ich przysmaków. Z płazów ogoniastych znaleźć można tutaj traszkę zwyczajną, traszkę grzebieniastą, z płazów bezogonowych obecna jest żaba trawna, ropucha szara, rzekotka drzewna (której jest bardzo dużo, z czego bardzo się cieszę, ponieważ jest bardzo rzadkim gatunkiem), żaba wodna, żaba jeziorkowa, kumak nizinny i kumak górski.

Wśród ptaków pojawiają się ławice szczygiełków, które żerują na ostrożeniu warzywnym, poza tym są sikorki, wrony, sroki, dzięcioły. Są ważki – ważka płaskobrzucha, ważka czteroplama, szlabak krwisty, świeteżanka modra, która żyje tylko dwa tygodnie. Są jeże, przylatują sowy, nietoperze. Są wreszcie rośliny chronione, jak np. przytulia wonna.

Jak w środowisku lokalnym postrzegane jest istnienie rezerwatu?

Ze względu na koncerty żabie, jakie często słychać wieczorami, bardzo dobrze. Niektórzy ludzie mówili mi, że czasami nawet siadają pod domami na ławkach i słuchają rechotu żab, że nawet lepiej im zasypiać, jak słyszą żabie koncerty. Staram się też mówić sąsiadom, że płazy są sprzymierzeńcami rolników i nie należy się ich obawiać.

Był Pan kiedyś czynnym sportowcem, uprawiał żużel. Jak Pan postrzega zjawisko popularnych dziś samochodowych, motorowych sportów ekstremalnych, jeżdżenia po bezdrożach lub terenach chronionych?

Jest to bardzo niedobra rzecz. W przeciwieństwie do żużla, widać tutaj negatywny wpływ tych dyscyplin sportowych na przyrodę. Przez żużel świat nie ucierpi mocno, jest on bowiem organizowany przeważnie na stadionie, przyroda nie jest przez niego zagrożona. Nie jest to co prawda sport ekologiczny, jednak zagrożenie dla przyrody w jego przypadku jest niewielkie. Zaś jeżdżenie po bezdrożach to, moim zdaniem, całkowita bezmyślność i głupota.

Moim życiem sport zawładnął na kilka lat, odsunął przyrodę na bok. Pragnę jednak zaznaczyć, że uprawiając żużel nie jeździłem po lasach, łąkach, jedynie na stadionie, czyli tam, gdzie można było jeździć. Po tym młodzieńczym okresie, wróciłem znowu do fascynacji przyrodą.

Proszę opowiedzieć niezwykłą historię związaną z rezerwatem, może zdarzyło się Panu coś niezwykłego?

Zdarza mi się tutaj widzieć bardzo wiele ciekawych sytuacji. Na terenie mojego rezerwatu kaczka założyła gniazdo i miała młode. Przylatuje ona tu co roku, zna mnie na tyle, że gdy podchodziłem do oczka wodnego, to nie reagowała. Któregoś ranka widzę, jak pływa ona po stawie z młodymi kaczuszkami, których było dziesięć. I nagle zrobił się ogromny wrzask, kaczka zaczęła strasznie skrzeczeć. Wybiegłem z domu, podszedłem pod oczko wodne i zobaczyłem ją, stała trzy metry ode mnie. Domyśliłem się, że kuna zaatakowała młode. Pomyślałem o tym, dlaczego nie ucieka, ale ona prawdopodobnie czuła, że wybiegłem jej na ratunek i wiem, co się zdarzyło. Staliśmy tak nieruchomo chyba przez dziesięć minut. Na drugi dzień pływało już tylko sześć kaczątek. To zdarzenie upewniło mnie w przeświadczeniu, że kaczka miała do mnie duże zaufanie.


Żaby trawne. Fot. Ryszard Kulik
Żaby trawne. Fot. Ryszard Kulik

Prowadzi Pan tutaj edukację ekologiczną, przychodzą uczniowie z nauczycielami. Jakie ma Pan refleksje prowadząc taką edukację ekologiczną?

Jest to nieocenione doświadczenie. Kontakt z tak dużą ilością, przeważnie bardzo miłych ludzi, dodaje mi sił i inspiruje do działania. To właściwie oni podtrzymują mnie na duchu, że warto robić to, co robię.

Uczniowie są bardzo zadowoleni z wizyt w rezerwacie, czego dowodem są liczne wpisy w księdze pamiątkowej. Pojawiają się również rodzice z dziećmi, których ogromnie cieszy możliwość ujrzenia tak wielu zwierząt.

Jak Pan sądzi, dlaczego warto chronić przyrodę?

Uważam, że jesteśmy zobowiązani przyrodę chronić. Nawet wymyśliłem na użytek rezerwatu takie hasło: „Obowiązkiem każdego człowieka powinno być pomaganie przyrodzie”. Nie można bowiem tylko brać i brać z tej przyrody, trzeba jeszcze coś dać od siebie. Nawet małe działania są ważne, bowiem jeśli takich działań będzie więcej, to wtedy ziemię można uratować. Ale musimy działać wszyscy, i przede wszystkim działać z pobudek serca. Przyroda jest bowiem tak piękna, że może zachwycać praktycznie w każdej chwili.

Minirezerwat przyrody „Jaś”, ul. Łąkowa 22, 38-400 Krosno.
Zwiedzanie: od kwietnia do października.

Jan Luśnia (ur. 1949) – pracował jako spawacz gazowo-elektryczny, kierowca i konserwator sprzętu gaśniczego. Założył prywatny minirezerwat przyrody „Jaś” (pow. 2,5 ha) w Krośnie. W 2000 r. otrzymał Indywidualną Ekologiczną Nagrodę Bayera w II edycji konkursu za projekt „Minirezerwat przyrody – czynna ochrona płazów”. Interesuje się turystyką rowerową, w latach 70. był czynnym żużlowcem klubów sportowych „Karpaty” Krosno i „Stal” Rzeszów. Mieszka w Krośnie.