DZIKIE ŻYCIE

Czy turystyka zagraża przyrodzie?

Ryszard Kowalski

Społeczny ruch ochrony przyrody w Polsce narodził się na południu kraju. Zapoczątkowały go towarzystwa turystyczne związane profilem i terenem działania z Tatrami. Dowodem na to jest chociażby objęcie ochroną gatunkową w 1868 r. świstaka i kozicy – odwiecznych i prawowitych mieszkańców górskich hal i turni – na podstawie naukowej motywacji. Pięć lat później powstało w Krakowie Towarzystwo Tatrzańskie, prekursor Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego, zarejestrowanego w 1919 r., którego zadaniem było promowanie turystyki górskiej, rozwijanie badań naukowych i ochrona gór. Znaczący jest też rok 1906, bowiem wtedy utworzono Polskie Towarzystwo Krajoznawcze, którego statutowym celem było popularyzowanie turystyki krajoznawczej i ochrony przyrody. O tym, że ochronę skarbów natury uczyniono jednym z priorytetowych kierunków działania tego towarzystwa, świadczy fakt powołania w jego organizacyjnych ramach Komisji Ochrony Osobliwości Przyrody.

Społeczny ruch ochrony przyrody narodził się więc w Tatrach, a do jego poczęcia przyczynili się mądrzy, obdarzeni umiejętnością przewidywania przyszłości i wrażliwi ludzie z turystyczną pasją. Nic w tym dziwnego, bo to przecież turyści i podróżnicy, ludzie aktywnie przemieszczający się dla zaspokojenia swojej wrodzonej ciekawości świata, jako pierwsi mieli szansę zauważyć pojawiające się zagrożenia środowiska naturalnego i dlatego uruchomili ostrzegającą społeczeństwo syrenę alarmową, lub jak kto woli włączyli SOS wzywający na ratunek przyrodzie.

Kim są turyści? Czy dzisiejsza turystyka ma coś wspólnego z tą sprzed ponad 100 lat? W słowniku wyrazów obcych turystą określa się osobę wędrującą lub podróżującą w celach krajobrazowych, a turystykę definiuje się jako formę czynnego wypoczynku, realizowaną przez odbywanie wycieczek pieszych, kajakowych, narciarskich, samochodowych i innych, łączącą cele poznawcze z elementami sportu. Definicja zamieszczona w słowniku języka polskiego kładzie akcent na wędrówki organizowane po obcym terenie w celach krajoznawczych lub będące formą czynnego wypoczynku. Na podstawie tych definicji można powiedzieć, że prawdziwy turysta przemieszcza się aktywnie, podziwia spotykane na swojej drodze krajobrazy, zachwyca się ich urokiem, cieszy się z każdego spotkania z nowym gatunkiem rośliny czy zwierzęcia, jest zakochany w przyrodzie i swoją obecnością stara się nie wyrządzić żadnej szkody na trasie wędrówki i w miejscach odpoczynku. Każde miejsce biwakowania czy postoju ma w zwyczaju zostawiać w takim samym lub nawet lepszym stanie niż je zastał. Turysta to osoba o bardzo wysokich wymaganiach w stosunku do siebie, dlatego mająca też moralne prawo stawiania wymagań innym. Ważny jest dla niego aktywny odpoczynek na łonie natury, przeżycie przygody nawet za cenę niewygody i skromnych warunków w bazie noclegowej, a nie pobyt w luksusowo wyposażonym hotelu, z pokojami najeżonymi elektroniką i widokiem na urządzone „pod sznurek” otoczenie.


Fot. Andrzej Śliwiński
Fot. Andrzej Śliwiński

„Bliskość z naturą zmienia odbiór świata” – to proste, ale jakże wymowne zdanie zapisane przez Ks. Prof. Józefa Tischnera, może być mottem przyrodniczych przygód prawdziwych turystów. Chcą obcować z przyrodą, bo wiedzą, że jest ona najlepszym lekarzem ciała i duszy, pozwala szybko naładować biologiczne akumulatory, zregenerować utracone siły, uruchamia pokłady optymizmu i czyni ludzi przyjaznymi w kontaktach ze społecznym otoczeniem. Aby wyleczyć się ze stresu, wybierz się do lasu, nabierz w płuca świeżego powietrza i przytul się do jałowca. Taka naturalna akupunktura znakomicie odstresuje, wyleczy cię ze snobizmu, uwrażliwi, pomoże odkryć prawdziwe wartości, otworzy oczy na potrzeby innych, przemieni w osobę o ekstrawertycznym usposobieniu. Gdyby ludzie uważający się za turystów chcieli rozumować takimi kategoriami, na świecie byłoby znacznie lepiej.

W turystyce, jak i w innych obszarach życia społecznego, dzieje się dziś wiele niedobrego. Przede wszystkim duża grupa współczesnych „turystów”, choć lepiej nazwać ich pseudoturystami, masowo przemieszczających się do modnych miejsc, wypromowanych przez skomercjalizowane biura podróży – to ludzie leniwi, przywiązani do wygód i luksusu, bez zasad moralnych i odpowiedniego wychowania, zachowujący się tak, jakby ich celem nie było poznanie, ale zdewastowanie wszystkiego, co napotkają na swojej drodze. „Turystyczna stonka”, nie przestrzegająca żadnych zasad, osiągająca w niektórych miejscach liczbową gradację, depcze, zaśmieca, zatruwa, wyrywa, hałasuje, zabija, degraduje – słowem niszczy środowisko przyrodnicze i w ten sposób plami honor pięknego w swoich teoretycznych założeniach ruchu turystycznego. Przykłady takich zachowań bardzo często opisują czasopisma przyrodnicze, wskazując na wiele zła wyrządzanego przyrodzie polskich gór, lasów i jezior.

Pseudoturysta w swoim zachowaniu wykazuje ogromną determinację. Będzie z uporem przemierzał zatłoczoną drogę do Morskiego Oka, czasami na wyścigi, albo wygodnie i drogo w konnym tramwaju, głównie po to, by nad jego brzegiem opróżnić plecak z kanapek i napojów, a resztki utopić w krystalicznej, górskiej wodzie. Na korze drzew przy miejscach postojowych zostawi swoje inicjały, wyryje serce symbolizujące niespełnioną miłość, zdemoluje ławkę, powiększy górę odpadów dorzucając swoje co nieco do tego, co zostawili podobni mu poprzednicy. Ile w tym powszechnym dziś, nagannym zachowaniu jest głupoty, chamstwa i niechlujstwa? Skąd tacy ludzie czerpią wzorce postępowania? Co należy uznać za główny błąd w systemie wychowawczym społeczeństwa? Jak dotrzeć do rozumu środowiskowych wandali, jeśli w ogóle jakiś rozum posiadają? Znalezienie odpowiedzi na te pytania jest jednym z pilniejszych społecznych zadań.

Pseudoturystyce sprzyjają bardzo często działania lokalnych samorządów, nastawionych na szybki i łatwy zysk, gotowych przehandlować i spieniężyć walory krajobrazowe swojego terenu dla osiągnięcia doraźnych i partykularnych zysków, nie pojmujące jeszcze tego, że piękno przyrody należy dziś rozpatrywać w kategoriach ekologicznych i ekonomicznych łącznie, w sposób zrównoważony. Nikt inny, tylko samorządowcy, motywowani przez pseudoturystyczne i sportowe lobby, a także niektóre komercyjne biura podróży, depczą obowiązujące w Polsce prawo i realizują wbrew opinii przyrodników, prawdziwych turystów i ludzi nauki rozbudowę kolei linowej na Kasprowy Wierch. Zezwala na to Ministerstwo Środowiska, bo z jego nazwy nie wynika przecież, że ma stać na straży przyrody. Już od dawna słowo „ochrona” wymazano z tablic informacyjnych i pieczątek tego resortu, a słynna wypowiedź jednego z poprzednich ministrów, że „Tatry są dla Polaków, a nie kozic i świstaków”, nie pozostawia żadnych złudzeń co do intencji pracujących tam ludzi i przyszłości tego terenu, mającego dziś tylko pozornie rangę parku narodowego, obszaru Natura 2000 i rezerwatu biosfery. Górą jest gminny, powiatowy i wojewódzki urzędnik, prawdziwy gospodarz, pan i władca. Środowiskowe prawo potrafi on skrzętnie obejść. Chociaż z każdą nowelizacją ustawy i rozporządzenia są coraz obszerniejsze i bardziej szczegółowe, to jednak także coraz bardziej dziurawe, nafaszerowane różnymi furtkami pozwalającymi na dowolną interpretację zapisów. Taka jest nasza dzisiejsza ochroniarska rzeczywistość.

Te gorzkie słowa, wskazujące na słabość polskiego prawa ochrony przyrody, wielki społeczny kryzys wartości i choroby trapiące współczesną turystykę, piszę w kontekście wartościowej publikacji, która ukazała się w tym roku nakładem Wydawnictwa Kubajak, pt. „Turystyka wobec problemów ochrony przyrody i środowiska”. Jej autorem jest prof. Wiesław Stawiński, dydaktyk biologii i ochrony środowiska, znawca i miłośnik przyrody, niekwestionowany autorytet w zakresie problemów edukacji przyrodniczej. W książce zawarł on swoje poglądy na turystykę w relacji do przyrodniczych zasobów środowiska. Przedstawia te zagadnienia przez pryzmat bogatego życiowego doświadczenia: profesora, dydaktyka, a także podróżnika i turysty, który zwiedził prawie wszystko to, co na Ziemi jest najpiękniejsze.

W publikacji można znaleźć informacje o tendencjach w rozwoju turystyki, zmianach w środowisku wynikających z podróżowania ludzi, apel o oszczędne wykorzystywanie zasobów przyrody. Współczesna turystyka przedstawiona została jako jedna z ważnych gałęzi gospodarki, możliwa do rozwijania zgodnie z ideą zrównoważonego rozwoju. W tym właśnie kontekście autor wskazuje na rozwijającą się w ostatnich latach eko- i agroturystykę, nawiązujące w swoich założeniach do pięknych i zdrowych zasad turystyki, tworzonych przed wiekiem z myślą o poznaniu, wypoczynku, przeżywaniu. Byłoby dobrze, aby tę publikację przestudiowali nauczyciele organizujący turystyczne wyjazdy młodzieży, pracownicy administracji rządowej i samorządowej uczestniczący w podejmowaniu decyzji o lokalizacji turystycznej infrastruktury, właściciele biur i organizacji turystycznych, a także sami turyści. Autor zachęca do rozwoju turystyki, podkreśla znaczenie kontaktu ludzi z przyrodą jako jedną z życiowych potrzeb, ale jednocześnie wyraźnie daje do zrozumienia, że turystyka nie może przyczyniać się do niszczenia pięknych przyrodniczych miejsc i obiektów. W interesie turystów i następców noszących ich geny jest to, aby piękno krajobrazów i urok często odwiedzanych miejsc nigdy nie przeminęły.

Zachęcam do zainteresowania się tą 50-stronicową książką, ilustrowaną zdjęciami autora z licznych podróży po egzotycznych stronach świata, motywującą do szukania dróg wiodących do odbudowania właściwych relacji człowiek – przyroda. Turystyka z zasadami może w tym względzie odegrać znaczącą rolę, bo przecież idea ochrony przyrody jest jej dzieckiem, poczętym w pięknych polskich górach.

Ryszard Kowalski

Akademia Podlaska w Siedlcach