DZIKIE ŻYCIE

Dzień Ziemi

Radosław Szymczuk

Z ideą obchodzonego na całym świecie Dnia Ziemi jako pierwszy wystąpił w 1969 r. John McConnell, na konferencji UNESCO dotyczącej środowiska naturalnego. Pierwszy raz Dzień Ziemi ogłosił 21 marca burmistrz San Francisco, Joseph Alioto w 1970 r.

W styczniu 1970 r. działacze ruchów proekologicznych postanowili nazwać organizowane 22 kwietnia akcje Dniem Ziemi. Sukces tego pomysłu stał się zaczynem corocznych obchodów, które wypromował Gaylord Nelson, amerykański senator wspierający ochronę środowiska. Nelson postanowił wykorzystać działalność studentów z okresu lat 70., aby nadać akcji nową jakość. W latach 70. aktywność polityczna studentów budziła żywe zainteresowanie mediów. W odpowiedzi na te działania powstał swoisty ruch oddolnego poparcia. W efekcie ponad 20 milionów młodych ludzi wzięło udział w szeregu akcji na terenie całych Stanów Zjednoczonych. W roku 1970 w obchodach Dnia Ziemi brali udział studenci z dwóch tysięcy uczelni oraz dziesięciu tysięcy szkół. Nawet Kongres Stanów Zjednoczonych zawiesił w tym dniu obrady, gdyż większość pracowników wybrała się na obchody.


Fot. Piotr Morawski
Fot. Piotr Morawski

Ideę Dnia Ziemi poparł sekretarz generalny ONZ, U Thant. 26 lutego 1971 r. podpisał proklamację, gdzie wyznaczył równonoc wiosenną jako moment, w którym Narody Zjednoczone obchodzą Dzień Ziemi. W momencie, kiedy Słońce przechodzi w znak zodiaku Baran, w siedzibie ONZ w Nowym Jorku rozbrzmiewa Dzwon Pokoju. Ma to zwykle miejsce 20 lub 21 marca.

Dzień Ziemi na świecie obchodzony jest w okresie równonocy wiosennej na Półkuli Północnej oraz w czasie równonocy jesiennej na Półkuli Południowej, ponieważ równonoc wiosenna w starożytnych kulturach rolniczych wiązała się ze świętem rodzącego się życia. Współcześnie podkreśla się, że jest to dzień swoistej równowagi mogącej pomóc w odrzuceniu wzajemnych różnic między ludźmi odmiennych ras i religii. Niezależnie od wyznawanej wiary czy przynależności etnicznej, wszyscy przedstawiciele homo sapiens dzielą między siebie tę samą planetę, która według organizatorów Dnia Ziemi jest naszym wspólnym dobrem.

Idea Dnia Ziemi dotarła do Polski dopiero po 1989 roku. Pierwsze obchody odbyły się w Warszawie w roku 1990. Dzięki upadkowi komunizmu, Polacy mogli włączyć się w międzynarodowe celebrowanie Dnia Ziemi. Obchodom towarzyszyły liczne spotkania, wykłady, dyskusje z udziałem polityków i działaczy ekologicznych, zajęcia plastyczne dla dzieci, koncerty oraz zabawy. W Polsce bardziej popularna stała się data 22 kwietnia – ze względu na kapryśną aurę, która często zniechęcała w marcu do udziału w imprezach plenerowych.

Dzień Ziemi świętowany był już wtedy na całym świecie. W 140 krajach w marszach, happeningach i paradach wzięło udział ponad 200 milionów osób. W okolicznościowych ulotkach apelowano o oszczędzanie wody, ratowanie lasów tropikalnych i ograniczenie emisji gazów wywołujących kwaśne deszcze.

Z czasem jednak Dzień Ziemi się zdezawuował i został strywializowany do „festynu z piwem i kiełbasą”, a większości mieszkańców USA kojarzy się z 30-sekundową migawką w telewizji, pokazującą dzieci zbierające śmieci lub sadzące drzewka.

Największy kryzys w ruchu ekologicznym w USA dał się zauważyć po hucznie obchodzonym Dniu Ziemi w 1990 roku. Impreza ta wzbudziła dobre samopoczucie społeczeństwa, jednak jej „treść” składała się z bardzo ogólnikowych haseł i działań. W dodatku wielu sponsorów i uczestników kompromitowało ruch ekologiczny w oczach bardziej wymagających odbiorców.

Innym przykładem rozmienienia idei na drobne były obchody 30-rocznicy pierwszego Dnia Ziemi, zorganizowane w roku 2000 w USA. Wybrano na rzecznika akcji aktora Leonardo DiCaprio, który swoją męskość lubi podkreślać ogromnym samochodem terenowym. W 1999 r. podczas kręcenia filmu „Plaża” na terenie parku narodowego w Tajlandii, stał się wraz z ekipą filmową celem protestów miejscowych działaczy ekologicznych.

W Polsce Dzień Ziemi to głównie ogromny festyn na Polach Mokotowskich w Warszawie, targowisko różności i próżności, gdzie można kupić „ekologiczne” piwo i „ekologiczną” kiełbasę, zobaczyć pokazy Tai Chi oraz „ekologiczne” pralki i lodówki. To okazja także dla kolejnego ministra środowiska, żeby „zbratać się z ludem”.

Dzień Ziemi służy głównie propagowaniu pseudoekologicznych wartości i spraw – są to w większości tematy zastępcze, nie dotykające ważnych problemów ochrony przyrody. Ale takie właśnie są atrakcyjne dla mediów i sponsorów, nie zagrażają niczyim interesom, łatwo zyskują sponsorów i poparcie ze strony decydentów.

Niektórzy uważają, że festyn ten to możliwość propagowania działań na rzecz ochrony środowiska i przyrody. Ale czy rzeczywiście? Z dziesiątków tysięcy osób przewijających się tego dnia przez warszawskie Pola Mokotowskie, może kilka interesuje się ochroną środowiska, z reguły już uświadomionych. Dla znakomitej większości to tylko festyn, na którym można zjeść, napić się piwa, posłuchać muzyki z ekologią w tle. W Bielsku-Białej natomiast doszło do swoistego kuriozum, bowiem na tutejszym Dniu Ziemi mocno reklamowali się organizatorzy przejażdżek quadami. Z pojazdami tymi jest duży problem w górach, ponieważ stanowią zagrożenie dla życia i zdrowia ludzi oraz przyrody, szczególnie w sezonie lęgowym.

W wydanej przez Pracownię w 1995 r. książce „W obronie ziemi” Janusz Korbel i Marta Lelek pisali „festiwale i »dni Ziemi« – jeśli nie są dedykowane konkretnym sprawom i miejscom – służą najczęściej płytkiej ekologii i przynoszą więcej strat niż pożytku przyrodzie”. Zdanie to nie straciło nic z aktualności, co widać szczególnie na Polach Mokotowskich na następny dzień po Dniu Ziemi – śmieci, klepisko zamiast trawy, a wszystko to w sezonie lęgowym ptaków, które zamieszkują licznie ten park w Warszawie.

Radosław Szymczuk

Czerwiec 2007 (6/156 2007) Nakład wyczerpany