Quadem naprzód
Współczesną nam rzeczywistość przenikają różne trendy. Niektóre zmierzają do ślepych zaułków, inne utrwalą się i będą współtworzyły przyszłe realia. Jedne z nich to zwykłe mody napędzane próżnością, drugie są wyrazem trwałych tendencji rozwoju cywilizacji. Czy moda na quady to rzecz sezonowa?
Wiele na to wskazuje, wpisuje się ona jednak w szerszą odyseję zdobywania świata przez cywilizację no limits, sięgającą kosmosu, prorokującą człowiekowi nieśmiertelność. Nomen omen pojazdy, które wywodzą się z początku lat 80., korzeniami sięgają trójkołowca Jamesa Bonda z filmu „Diamonds are Forever”. Wielkie bezdroża Nowego Świata stymulowały popyt na tę zabawkę wśród traperów i freaków, a wielka amerykańska miłość do motoryzacji znalazła wyraz w organizowanych pokazach i „sportach” z udziałem ATV (All-Terrain Vehicle). Niewielki nacisk na podłoże (na gumach z obniżonym ciśnieniem) spopularyzował także ATV wśród rolników, znajdując zastosowanie w uprawach niewielkich areałów.
Można by prześmiewczo dodać: u nas też trafiły pod strzechy. Nie chcę się tu jednak zajmować zjawiskiem powszechności czy wręcz „komunijności” quadów. Na marginesie wspomnę, że moim zdaniem popularność quadów w Polsce stymuluje kilka przyczyn, a niska cena i dotychczasowy brak wymaganych uprawnień do kierowania pojazdem to tylko niektóre z nich. Powszechne zjawisko naśladowania przez rodaków mód zza oceanu, graniczące z uwielbieniem podążanie za amerykańskim mitem, stale wzmacniane przez zafałszowany kontakt ze zmitologizowaną emigracją w Ameryce, skutkuje przywożeniem do kraju różnych trends & fashions, najczęściej wyrwanych ze swego zamorskiego kontekstu.
Ponieważ zawodowo zajmuję się turystyką i rekreacją, spróbuję przedstawić tu wybór zastosowań quadów w wymienionej dziedzinie i zaproponować coś w zamian.
Wszędzie można wjechać quadem
Nie będzie pewnie dla nikogo zaskoczeniem, że wypożyczanie, organizowanie przejażdżek, wypraw, zawodów etc., oferują wszystkie typy przedsiębiorstw zajmujących się przyjmowaniem klientów na nocleg wraz z wyżywieniem: hotele, motele, pensjonaty, domy noclegowe, schroniska, pola namiotowe, gospodarstwa agroturystyczne i jakie tam jeszcze istnieją. Hotele różnych rodzajów i kategorii oferują wynajęcie pojazdu na godzinę (ceny od 50 do 300 zł), bądź na dzień (od 120 zł do nawet 1 tys.). Zróżnicowanie cenowe zależy od standardu obiektu, ale i od jakości sprzętu. Ceny ofert dla grup pozostawia się do negocjacji, często też ceny nie podaje się.
Po sprawdzeniu okazuje się, że większość obiektów zajmujących się typową usługą noclegową nie dysponuje własnym parkiem maszyn, lecz współpracuje z profesjonalnymi firmami x-sports (sporty ekstremalne) czy eventowymi, tj. zajmującymi się organizowaniem tzw. wydarzeń: imprez integracyjnych i firmowych, zawodów, wesel i innych nastawionych na klienta grupowego. Prawdopodobnie ze względu na odpowiedzialność prawną i skomplikowane zagadnienia techniczne takich wydarzeń, są one wypychane poza standardową działalność niektórych hoteli. Oferta quadowa wspomnianych firm mieści się zazwyczaj gdzieś między: imprezy integracyjne, imprezy i pikiniki firmowe, imprezy team-buildingowe, imprezy outdoorowe, szkolenia, marsze na orientację, gry ratownicze, scenariuszowe, balony, czarter jachtów, spływy kajakowe, samochody terenowe, paintball, przeloty zabytkowymi samolotami, poduszkowce, skutery śnieżne, imprezy na wodzie, konkurencje strzeleckie, ścianka wspinaczkowa, kasyno, wioska indiańska, kuligi, zaprzęgi psie…
Takie hasła wpisuje się do tzw. tagów stron WWW i takie też bywają zdumiewające możliwości firm eventowych. Są wśród nich takie, jak firma Berga z Rudaw Janowickich, która współpracuje w Kotlinie Jeleniogórskiej z wieloma obiektami noclegowymi o najwyższym standardzie, w tym np. z odwiedzanym przez sentymentalne grupy z zagranicy nobliwym hotelem-pałacem, który, zdawałoby się, nie musi oferować ekstremalnej rozrywki.
Połączenie wypoczynku na łonie natury z używaniem quadów to specjalność wielu obiektów położonych w szczególnie urokliwych zakątkach Polski. Natura Park w Bieszczadach umożliwi nam jazdę na koniu… lub na quadach na swoim ogrodzonym terenie. Oferta agroturystyczna ze wsi Swornegacie na Kaszubach gwarantuje nam, że „pod lasem gdzie budzić będą się państwo przy śpiewie ptaków, a czyste powietrze będzie niczym lekarstwo […] Do jeziorka Witoczno ok. 800 metrów miłą leśną drogą […] Możliwość wypożyczenia quadów…”. Niektórzy idą jeszcze dalej: Hotel Polonez w Zachodniopomorskim właściwie specjalizuje się w quadach, a obiekt o przytulnej nazwie „Pod Kominkiem” w Komańczy prezentuje dokonania off-roadowe z nie budzącymi wątpliwości komentarzami: „Wszędzie dosłownie można wjechać quadem!!!”, zaś zdjęcie terenówki wśród górskich łąk jest podpisane: „Latem zdecydowanie łatwiej jest pokonywać trasy a widoków pozazdroszczą nam wszyscy”. Ze strony WWW dochodzą nas pienia ptaków i owieczek, a może powinien – gang silników?
O ile można zrozumieć (nie zaakceptować!), że wielkie, średnie hotele włączają do swojej oferty wszelkie modne i kosztowne gadżety, schlebiając masowym gustom, o tyle trudno pojąć, dlaczego małe gospodarstwa agroturystyczne, pensjonaty na skraju lasu, a nawet – o zgrozo – stadniny koni, mogą i chcą ujeżdżać quady!
Wszystkie te „nieśmiałe” propozycje użycia quadów nabierają mocy, gdy jako klient zapytamy o coś ekstra. Ekstra może być całodniowy rajd quadowy. Tutaj ograniczeniem jest jedynie sprzęt i umiejętności uczestników. Jako potencjalny kontrahent zadałem pytanie ofertowe firmie z regionu dolnośląskiego. Kluczem do szczerości było: „grupa biznesowa i zabawa na całego”. Za kwotę 500 zł dziennie/os. zaoferowano całodzienne „wyrypy” dla 10-osobowej grupy bez ograniczeń. Na terenach Natury 2000, z wjeżdżaniem do potoków włącznie…
Wola Mocy
Jak już wspomniałem, oferta quadowa występuje prawie zawsze obok innych kosztownych imprez z zestawu x-sports. Te zabawy mają charakter prestiżowych zajęć, dających uczucie wolności, mających charakter jazdy bez trzymanki, stawiających klienta przed szczególnym mirażem własnej wyjątkowości, a ten, który dostępuje takiej rozrywki, staje się niemal kimś w rodzaju Bonda czy mistrza szkoły przetrwania z jednego z programów TV Sat.
Nie przypadkiem off-roadowe rajdy są w ofertach prawie wszystkich hoteli organizujących spotkania biznesowe i konferencje – gdzie realizuje się mit Korporacji, która zdobywa Świat i którą stać na wszystko. I nie ma tu większego znaczenia realność quada. Jest on raczej alegorią Wszechmocy, która powinna ogarniać członka Korporacji. Jako figura jest bardzo użyteczny, może symbolizować możliwość dotarcia Wszędzie, przejechania przez Wszystko. Sądzę jednak nieśmiało, że realność quada skończy się w miarę szybko, w miarę narastania ograniczeń w poruszaniu się w dzikim terenie. Zostanie poczciwiec zastąpiony szybko przez coś jeszcze Bardziej… Coś, co Dalej i Szybciej.
Wydaje mi się, że odłączenie komercyjnej turystyki od przeżycia kontaktu z naturą, staje się faktem. Turystyka masowa, powstając w końcu XIX w., była swego rodzaju próbą przywrócenia wyobcowanych przez przemysł robotników ich utraconemu wiejskiemu środowisku. W Europie powstawały towarzystwa turystyczne, za cel stawiające rozwój fizyczny i duchowy swoich członków. Komercjalizacja wszystkich dziedzin działalności ludzkiej po II wojnie światowej dosięgła i turystykę, zamieniając ją w przemysł jak każdy inny. Gwoździem do trumny względnej niekomercyjności turystyki stało się wycofanie państw z ich ról społecznych w ostatnich dwóch dziesięcioleciach.
Dzisiejszy człowiek jednowymiarowy wyraża się również w sposobie odpoczywania – miarą tego odpoczynku są wskaźniki produkcji i wzrostu. Człowiek ten potrzebuje stymulacji, aby uwierzyć w swoje miejsce w Świecie – zabawki w rodzaju quada rekompensują i zagłuszają poczucie alienacji i osamotnienia.
Turysta zsiada z quada?
Obok ofert quadowo-ekstremalnych na mapie Polski pojawiają się miejsca, gdzie realizuje się prawdziwa idea wypoczynku w zgodzie z Naturą: małe gospodarstwa, w których można popatrzeć jak trawa rośnie, niewielkie eko-gospodarstwa rolne, wspólnoty nastawione na Przeżywanie.
Niestety nie jest ich wiele i wydają się być pozbawione instytucjonalnego wsparcia. Istnieje co prawda w Polsce ECEAT (Europejskie Centrum Ekologicznego Rolnictwa i Turystyki) z 43 certyfikowanymi przez siebie gospodarstwami, ale cóż to za liczba wobec ok. 12,5 tys. agroturystyk (w 2006 r. za: www.e-hotelarz.pl/artykul/11357/Drugi_oddech_agroturystyki.html). Może należałoby rozważyć postulat wprowadzenia rodzajów eko-tur-certyfikatów, które brałyby pod uwagę stosunek do recyklingu, eko-upraw, produkcji i serwowania żywności pozbawionej GMO, niestosowanie szkodliwych technologii (plastiki) w budynkach dla turystów. Może organizacje ekologiczne wprowadziłyby oznakowanie przyznawane obiektom turystycznym mniej uciążliwym dla Natury? Te istniejące nisko dochodowe eko-przedsięwzięcia (czy raczej sposoby na życie) nie mają szans w konkurencji z wielkimi sieciami hotelowymi czy nawet ze zwykłymi gospodarstwami agroturystycznymi, które korzystają z ochrony politycznej partii ludowej i nie liczą się z żadnymi ograniczeniami, ani w liczbie klientów, ani w rodzaju prowadzonych działalności. Może eko-pensjonaty należałoby wesprzeć kapitałem społecznym: wiedzą, wsparciem technologicznym, promocją, przyjazną opieką?
Nie wszystkich wyślemy na eko-wczasy. Myślę zresztą, że przyrodnicy nie byliby zachwyceni wizją milionów wypoczywających w ostojach zwierząt, wśród lęgów ptasich. Nie wygnamy wyalienowanych mas z przeludnionych plaż Bałtyku od razu, nie zmusimy jutro milionów rodaków do zutylizowania swoich zgrabnych carvingów i snowboardów. Ale może należałoby zająć stanowisko wobec kolarstwa rekreacyjnego, może warto poprzeć turystykę ski-crossową, czyli chodzenie na nartach, wczasy pod gruszą, tematyczne ekowczasy z poznawaniem zespołów roślinnych i zwierzęcych? Może wybór jest taki: poprzemy pewne formy wypoczynku lub z rezygnacją skonstatujemy, że ludzie chcą jeździć na quadach?
Dziś ekologów dręczy postrzeganie społeczne – wyobcowanych ze społeczeństwa, niezrozumiałych i nieskłonnych do kompromisu. Według tej wizji, należy dać im odpór, gdyż blokują rozwój niebogatego i od niedawna „na swoim” społeczeństwa. Pesymistyczne podsumowanie tej sytuacji przedstawił ostatnio Michał Olszewski w „Tygodniku Powszechnym” (nr 10/2010): Ekolodzy polscy […] postrzegani są jako […] masa niebezpiecznych radykałów i […] spychani na polityczny margines. Niestety, autor pomija działania ekologów na rzecz lokalnych wspólnot. Te rzadko wymieniane w mediach – zdarzają się wcale często.
Przytoczę przykład z dolnośląskiego podwórka. W Dolinie Baryczy, wśród milickich stawów, słynących z awifauny, działa Fundacja Doliny Baryczy. Jest ona szerzej wspierana przez Dolnośląską Fundację Ekorozwoju. Sama zaś dofinansowuje lokalne wspólnoty w przedsięwzięciach prospołecznych i proekologicznych, rozwija przewodnictwo przy rezerwatach ptasich, ostatnio sadzi dęby wzdłuż dróg lokalnych. Dęby nad Baryczą są warunkiem przeżycia kozioroga dębosza czy pachnicy dębowej, ale Fundacja umiała przedstawić mieszkańcom okolic walory krajobrazowe tego przedsięwzięcia. Promuje też turystykę konną, jakże inną od tej zmotoryzowanej.
Jako o wzorze wypoczynku wspomnieć muszę o gospodarstwie ekoturystycznym na Karczaku nad Biebrzą, gdzie na pewno nie jeździ się na quadach. Za komentarz niech posłuży fragment regulaminu tego domu:
niepalenie tytoniu w domu […] segregowanie śmieci […] niezrywanie żadnych roślin bez potrzeby […], oszczędzanie wody i prądu […], nieużywanie jednorazowych produktów […].
Wszyscy tam nie pojedziemy. Czy możemy pomóc innym stworzyć takie miejsca?
Grzegorz Idziak