DZIKIE ŻYCIE

Kopenhaska kompromitacja

Radosław Szymczuk

Polscy ekolodzy raczej nie słyną z pomysłowości i wymyślania rewolucyjnych koncepcji. Często kompromitują się brakiem podstawowej wiedzy przyrodniczej czy głębszych przemyśleń. Szczególnie uderza brak refleksji nad własnymi działaniami.

W ostatnich miesiącach swojej bezmyślności dowiódł Klub Gaja. Na początku grudnia 2009 r., podczas Konferencji Klimatycznej w Kopenhadze, rozdawał żołędzie z Puszczy Białowieskiej z przesłaniem „Zasadź dobry klimat”. Na pierwszy rzut oka nic w tym nadzwyczajnego, ale jak zwykle sedno tkwi w szczegółach. Nasiona zostały zebrane i przekazane Gai przez Nadleśnictwo Hajnówka, które jest jednym z największych przeciwników powiększenia Białowieskiego Parku Narodowego.


Fot. edmittance, flickr.com
Fot. edmittance, flickr.com

Inicjatywa ta w założeniu miała służyć promocji polskiej przyrody w Kopenhadze w ramach programu Klubu „Święto Drzewa”. W rzeczywistości była autopromocją Klubu Gaja oraz reklamą i akcją greenwashingu („zielone pranie mózgu” – tak zachodni „zieloni” nazywają propagandę pseudoekologiczną) dla Lasów Państwowych. W sytuacji, gdy ważyły się losy rozszerzenia Białowieskiego Parku Narodowego, a Lasy Państwowe naciskają na ponowne cięcia w rezerwatach Puszczy Białowieskiej, akcję Gai można określić tylko jako „cios w plecy” dla idei skutecznej ochrony Puszczy. Ekolodzy z Klubu Gaja powinni się mocno zastanowić nad swoimi akcjami – nie działają przecież w próżni i ich nieprzemyślane akcje mogą być bardzo szkodliwe.

Inicjatywa Gai nie jest odosobnionym przykładem takich działań. Ponad rok temu pisaliśmy o Fundacji Arka i jej programie „Ratujmy Beskidzkie Lasy”. Akcja ta była przykładem próby poprawy wizerunku Lasów Państwowych, podczas której pierwszy raz ekolodzy i leśnicy byli zgodni co do konieczności wycinania lasów zaatakowanych przez kornika drukarza.

Lasy Państwowe potrafią doceniać swoich współpracowników. Prezesi obu organizacji – Klubu Gaja i Fundacji Arka – otrzymali w grudniu 2008 r. Honorowy Kordelas Leśnika Polskiego. Przyznawany jest on osobom, które szczególnie zasłużyły się dla rozwoju Lasów Państwowych i gospodarki leśnej. Jest to najwyższe, honorowe wyróżnienie leśników.

Nie są to jedyne przykłady podobnie nieprzemyślanych działań. Wiele akcji sadzenia drzew jest kontrowersyjnych w podobnym stopniu. W Małopolsce działa Fundacja Aeris Futuro, która współpracuje z gminą Zawoja, gdzie tuż pod Babią Górą sadzi „Las Zakochanych”. Z tą samą gminą, która… forsowała pomysł budowy stacji narciarskiej na Małej Babiej Górze w Babiogórskim Parku Narodowym, dąży do powstania ośrodka narciarskiego w masywie Policy i prowadziła kampanię dezinformacyjną przeciw Naturze 2000 w paśmie Policy.

Sadzeniem drzewek zajmowało się też Stowarzyszenie Społeczny Ruch Ekologiczno-Rekreacyjno-Sportowy. Służyło to nadaniu zielonego image’u inwestorom na terenie obszaru Natura 2000 „Podziemia Tarnogórsko-Bytomskie”.

Można zapytać, dlaczego tak modne stało się obecnie w Polsce sadzenie drzewek? Już na początku lat 90., gdy tworzył się niezależny ruch ekologiczny, sadzenie drzew uważano za jeden z przykładów płytkiej ekologii, za temat zastępczy, służący uspokojeniu sumienia. Takie akcje niczego nie rozwiązują, nie pomagają chronić cennych przyrodniczo lasów. Ale są ładne i niekontrowersyjne, więc łatwo przyciągają sponsorów, patronów, celebrytów. A także media, dla których są idealnym „michałkiem”, czyli krótką wiadomością o pozytywnej treści. Służą tylko i wyłącznie pozyskaniu pieniędzy i reklamie organizatorów, a uczestnikom zaspokajają potrzebę „ochrony przyrody”.

Same w sobie akcje sadzenia drzewek nie są specjalnie szkodliwe. Natomiast na przykładzie powyższych działań widać, że ważne jest, z kim i gdzie się współpracuje. Ich organizatorzy powinni bardziej je przemyśleć i lepiej dobierać partnerów.

Radosław Szymczuk