Fliačik
Większość z nas już dawno straciła zdolność dziwienia się czemukolwiek. Jeśli czegoś nie wiemy, to wyszukamy w Googlach, a jeśli nie, to z pewnością znajdzie się na świecie specjalista, który zna problem i w sposób naukowy wyjaśni go nam.
No tak, świat jest pełen ludzi mądrych, którzy mają mądre odpowiedzi, ale bardzo mało jest takich, którzy zadają mądre pytania. Najbardziej mądre pytania w moim życiu zadawał mi Skukam. Skukam jest psem. Właściwie to był, bo w marcu ubiegłego roku zdechł. Skukam miał córkę. Była podobna do wilka, tak samo jak jej partner, czechosłowacki wilczak z Pilzna, którego rodowód udało się ustalić – wywodził się z karpackich wilków z Lewockich Wierchów. Chętnych na ich potomstwo było wielu. Pod koniec października zeszłego roku pośrodku puszczy jodłowobukowej między Słowacją a Polską urodziło się sześć małych czarnuchów.
Od razu pojawiło się wielu specjalistów, którzy wyjaśniali, jak rodzicom, którzy są podobni do wilka, może urodzić się sześć zupełnie czarnych szczeniąt. W totalnej głuszy, gdzie do najbliższego domu jest ponad dziesięć kilometrów i wszędzie dookoła są tylko wilki, niedźwiedzie, rysie, bobry i wydry.
Ja mądrej odpowiedzi nie miałem. Miałem tylko własne głupie pytania.
Czy takie coś może przeżyć w zimie, gdy jest minus 20 stopni? Czy nie będę musiał tego czarnego malucha nosić w śniegu po kolana we własnym tobołku wraz z jego pożywieniem? Odpowiedź przyniosły mi najbliższe dni.
W styczniu pięciu czarnych chłopców i jedna psia panna rozeszło się do nowych domów. Mój czarny malec miał najciężej. Dziesięć kilometrów ze swojego domu do mnie musiał pokonać w śniegu, który przewyższał go przynajmniej o głowę. Doszedł żywy, zdrowy i wtargnął jak wicher do nowego domu.
Jedyne, co otrzymał, to właściwie tylko imię. Na piersi miał białą łatę, jako jedyny z całego rodzeństwa. Miałem jakieś przeczucie i oczekiwałem niespodzianek, które prezentował jeden nieporadny pies z powieści Jacka Londona „The Spot”. I tak małe czarne cudo dostało imię Fliačik.
Fliačik od urodzenia odznaczał się niezwykłą inteligencją, której nie zawsze używał tak, jak bym oczekiwał.
Dostrzegł, że w mojej byłej stajni są worki na różnego rodzaju opakowania. Większość tych opakowań jest po różnych przedmiotach. Taki to obecnie świat, że nawet nie musimy kupować żadnych przedmiotów, a opakowania same nas znajdą.
Fliačikowi zajęło kilka dni zanim zrozumiał ten system, i zaczął buszować w posegregowanych tetrapakach. Pewnego poranka wyszedłem na zewnątrz i znalazłem Fliačika zadowolonego, przewracającego posegregowane sterty odpadów. Z dumą patrzył na mnie i czekał na nadzwyczajne uznanie. Nie doczekał się go jednak i z tego powodu długo był smutny.
Kontynuował obserwacje naszego sposobu życia i tego, co robimy. W naszym domu zaczęły powstawać szkody. Fliačik zrozumiał, że ja – jego wielki wzór, używam kapci i butów, które czasami zostawiam przed domem. Pogryzione buty Asolo, które rano wśród nich znalazłem, aż tak mi nie przeszkadzały. Ale moje nowe kapcie oślinione przez Fliačika to już była przesada. Sytuację rozwiązałem bardzo demokratycznie. Fliačik dostał wibramy Asolo i trzy pary kapci i mógł robić sobie z nimi, co chciał. Brzmi to może niewiarygodnie, ale bardzo szybko zrozumiał, które kapcie są jego, a które moje.
Moje obawy o jego wytrzymałość w śnieżnych marszach rozwiał podczas kilku wypraw, po których ja musiałem odpoczywać kilka dni, zaś on był gotowy zaraz po przyjściu do domu bawić się ze mną.
Fliačik robi wszystko bardziej uważnie i dokładniej niż ja. Kiedy ustalił, że nieśmiało moczę nogi w lodowatym potoku, to on bez żadnych oporów wykąpał się cały. A kiedy stwierdził, że odciąłem z pachnącej słoniny plasterek, potajemnie zjadł pozostały kilogram w nieprawdopodobnie krótkim czasie.
Zacząłem sobie uświadamiać, że nie mogę przy nim wszystkiego robić otwarcie i beztrosko. I tak oto nie ja samego siebie, lecz Fliačik zaczął zmieniać mnie.
Celem mojego życia stało się być tak dobrym, jak Fliačik myśli, że jestem.
Juraj Lukáč
Tłumaczenie: Anna Patejuk
Tekst pochodzi z internetowego bloga, który autor prowadzi pod adresem jurajlukac.blog.sme.sk na zaproszenie słowackiego dziennika „SME” (sme.sk). Przedruk za zgodą redakcji „SME”.