DZIKIE ŻYCIE

Ochrona przyrody Antarktyki: teoria i praktyka

Iwan Parnikoza

Konieczne jest także wydanie podobnych rozporządzeń dla Antarktyki. Z opisów podróżników wyłania się takie wrażenie, że tamtejsze zwierzęta nie znają jeszcze strachu przed człowiekiem. Dlatego też niezbędne jest bezzwłoczne wydzielenie pewnego terenu jako tego, w który człowiek nie będzie ingerował, po to by zachować dla przyszłych pokoleń tę naturalnie spokojną część pierwotnej przyrody.
Hugo Conwentz, Praktyka ochrony pomników przyrody, 1911 r. 

Cóż warte jest i czterdzieści swobód, skoro nie ma już żadnej białej plamy na mapie?
Aldo Leopold, Zapiski z piaszczystej krainy, 1949 r.

Cała historia Antarktyki przeniknięta jest rywalizacją dwóch podejść: jednego skierowanego na uzyskanie dochodów z eksploatacji Antarktyki (przemysłowej, wojskowej, turystycznej i innej), druga zaś skierowana na ochronę antarktycznego środowiska przed niszczycielskim wpływem człowieka.

Bój o Antarktykę

Pierwsza ze wspomnianych tendencji dominowała w ciągu całego okresu od odkrycia kontynentu i zagospodarowania jego obszarów pod bazy antarktyczne. Badacze, od czasów Jamesa Cooka, rozmyślali nad tym, jakie korzyści przyniesie ludzkości eksploatacja lodowatego kontynentu. W ślad za badaczami zjawili się tutaj chciwi myśliwi i wielorybnicy, którzy szybko i bez żadnych ograniczeń wyniszczali populacje dzikich zwierząt w miejscu ich ostatniego spokojnego matecznika. 


Magiczne światło poranka i popołudnia, tak cenione przez fotografów, w rejonach polarnych potrafi trwać godzinami. Fot. Mikołaj Golachowski
Magiczne światło poranka i popołudnia, tak cenione przez fotografów, w rejonach polarnych potrafi trwać godzinami. Fot. Mikołaj Golachowski

Badacze Antarktyki, a później ci, którzy spędzali tu zimę, polowali na foki i pingwiny, aby wyżywić siebie i swoje psy. W tym czasie postępowi ludzie swojej epoki, jak na przykład twórca europejskiej ochrony przyrody, niemiecki uczony Hugo Conwentz, pisali, że ostatnie, niezagospodarowane jeszcze przez człowieka regiony planety, takie jak obszary polarne, dają możliwość zachowania tu dzikiej, nieprzekształconej przyrody. Poglądy te były wyjątkowo na czasie, gdyż przyszłość Antarktyki była zagrożona. Poszczególne państwa ogłaszały swoje pretensje terytorialne nie tylko do subantarktycznych wysp, ale i do konkretnych terenów kontynentalnej Antarktydy. Pierwszym państwem była Wielka Brytania, która w 1908 r. ogłosiła, że obejmuje kontrolę nad Falklandami (Malwinami), Georgią Południową, Południowymi Orkadami, Wyspami Sandwich oraz Półwyspem Antarktycznym. Później swoje prawa do Półwyspu Antarktycznego zgłosiły także Argentyna i Chile. Ogółem jeszcze kilka państw: Australia, Francja, Japonia, Nowa Zelandia ogłosiło, że różne sektory Antarktydy są ich własnością. Rywalizacja pomiędzy różnymi państwami zmierzająca do zawładnięcia Półwyspem Antarktycznym w czasie drugiej wojny światowej i po niej przyjęła bardzo groźne rozmiary. Dochodziło do starć i niszczenia baz antarktycznych. Przełomowym wydarzeniem w odniesieniu do Antarktydy był Międzynarodowy Rok Polarny zainicjowany przez kilku brytyjskich i amerykańskich badaczy. Wzięło w nim udział 12 państw, które posiadały bazy na Antarktydzie. Po roku 1957 zmieniło się podejście do kontynentu antarktycznego. Po raz pierwszy w tak znacznym zakresie ujawniła się rola nauki. Międzynarodowe kontakty, które utrzymywali ze sobą uczeni, doprowadziły nie tylko do planowania długoletnich programów badawczych, ale także wytyczyły nowy kierunek w podejściu do tego ekskluzywnego regionu. 


Zatoka Port Charkot na Wyspie Booth, jedna z najczęściej odwiedzanych przez turystów jest jednocześnie ważnym centrum różnorodności biologicznej. Fot. Iwan Parnikoza
Zatoka Port Charkot na Wyspie Booth, jedna z najczęściej odwiedzanych przez turystów jest jednocześnie ważnym centrum różnorodności biologicznej. Fot. Iwan Parnikoza

W maju 1958 r. USA zaprosiły na konferencję 12 państw, które miały bazy w Antarktyce. Nie zważając na polityczną rywalizację wywołaną zimną wojną, podjęto na konferencji decyzję stworzenia tego, co obecnie nazywamy Układem Antarktycznym. Umowa ta została podpisana w Waszyngtonie 1 grudnia 1959 r. Na mocy Układu „zamrożone” zostały wszystkie pretensje terytorialne na obszarze na południe od 60 równoleżnika. Układ jest bezterminowy. Jednak każda ze stron ma prawo do jego rewizji po 30 latach od podpisania. W 1991 r. nie zrobiono tego, zaś sam Układ przekształcony został w system konwencji, protokołów i dodatków. Do strefy objętej Układem nie trafiły Georgia Południowa, Południowe Orkady i Wyspy Sandwich. Co więcej, stały się strefą konfliktu interesów Wielkiej Brytanii i Argentyny. Zwycięstwo Wielkiej Brytanii w wojnie o Falklandy-Malwiny doprowadziło do utrwalenia jej protektoratu nad wspominanymi wyspami. Przy czym Georgia Południowa oraz Południowe Sandwich stały się kolejną areną działań wojskowych. W celu zarządzania tymi terenami w Wielkiej Brytanii powołano specjalną Brytyjską Służbę Antarktyczną. 

„Zielona idea” i Układ Antarktyczny 


Słonie morskie południowe to największe foki na świecie. Dorosłe samce tych antarktycznych kolosów mogą ważyć niemal pięć ton. Ich ponad stukilogramowe szczeniaki to jednak czysta słodycz. Fot. Mikołaj Golachowski
Słonie morskie południowe to największe foki na świecie. Dorosłe samce tych antarktycznych kolosów mogą ważyć niemal pięć ton. Ich ponad stukilogramowe szczeniaki to jednak czysta słodycz. Fot. Mikołaj Golachowski

W warunkach, w których dominujące państwa podjęły decyzję o wzmocnieniu status quo pojawiła się możliwość realizacji tego, o czym pisał Hugo Conwentz. W tym czasie reanimowano „zieloną” ideę Antarktyki jako zapowiednika. Na początku podpisano międzynarodową umowę o zakazie eksploatacji złóż kopalin w Antarktyce. W 1991 r. nowy Protokół Madrycki zobowiązał wszystkie kraje do zabezpieczenia wszelkimi możliwymi środkami ochrony całego środowiska przyrodniczego Antarktyki poprzez uznanie jej za rezerwat przyrodniczy. Zgodnie z Protokołem, ochrona środowiska antarktycznego (włączając w to dziką przyrodę, wartości naukowe i estetyczne) jest kluczowa przy planowaniu i prowadzeniu jakiejkolwiek działalności w regionie. Protokół ukierunkowuje badania specjalistów na monitoring stanu środowiska przyrodniczego, ocenę wpływu na nie działalności gospodarczej, naukowej oraz turystycznej, ochronę flory i fauny, usuwanie odpadów, unikanie zanieczyszczenia środowiska morskiego i lądowego, a także wyznaczenie obszarów chronionych. Protokół wprowadził 50-letnie moratorium na wszelką praktyczną działalność związaną z eksploatacją zasobów mineralnych Antarktyki z wyjątkiem geologicznych badań naukowych. Zakaz ten może być uchylony tylko w przypadku kiedy wszystkie strony Protokołu podejmą taką decyzję jednogłośnie i nabierze ona mocy prawnej. 


Humbak. Fot. Iwan Parnikoza
Humbak. Fot. Iwan Parnikoza

Na mocy Protokołu powołano Komitet Ochrony Środowiska – organ ekspercki, którego zadaniem jest przygotowywanie rekomendacji dla regularnych Konsultacyjnych Spotkań do Układu Antarktycznego. Proces ratyfikacji Protokołu w większości państw zakończył się w 1998 r.

Tak wygląda to oficjalnie. Niestety rozpowszechniana szeroko informacja, że Antarktyka jest przyrodniczym rezerwatem jest tak naprawdę otwartą dezinformacją ludzi nieznających faktycznego stanu rzeczy. Spróbujmy określić, dlaczego tak jest.

Po pierwsze, mało znany jest fakt, że Protokół Madrycki objął pełną ochroną nie wszystkie elementy ekosystemów położonych poniżej 60 równoleżnika. Z ochrony wyłączona została bardzo ważna składowa – ryby oraz wodne bezkręgowce, takie jak kryl. Ich pozyskiwanie jest regulowane tylko na podstawie Konwencji o Zachowaniu Żywych Zasobów Morskich Antarktyki, która jest składową konsultatywnej części Protokołu. Przestrzegania konwencji na pilnować specjalna Komisja ds. Zachowania Żywych Zasobów Morskich Antarktyki (ang. Convention for the Conservation of Antarctic Marine Living Resources – CCAMLR). Trzeba podkreślić, że Konwencja o Zachowaniu Żywych Zasobów Morskich Antarktyki obejmuje swym zasięgiem teren większy niż tylko ten objęty Układem Antarktycznym. Włączona jest do niego także Subantarktyka z jej oddzielnymi wyspami będącymi pod jurysdykcją Wielkiej Brytanii, Francji i Australii.

Połów tych czy innych gatunków ryb lub bezkręgowców może być dozwolony przez kraje Układu Antarktycznego o ile nie prowadzi to do wyczerpania zasobów danego gatunku i zwraca także uwagę na wpływ na inne komponenty ekosystemu. Jak ów system działa w praktyce? W antarktycznych wodach trwają połowy kryla – głównego składnika pokarmu znacznej liczby zwierząt w tym regionie. Według opinii niektórych naukowców, to właśnie z powodu barbarzyńskiego połowu kryla liczebność światowej populacji waleni nie wzrasta. Poza tym dla zaspokojenia podniebienia „smakoszy”, obojętnych na to co będzie w przyszłości, wyniszczane są populacje takich wielkich gatunków ryb jak antar patagoński (Dissostichus eleginoides) i antar polarny (Dissostichus mawsoni). Antary to unikalne długowieczne ryby, które mogą dożywać nawet do 50 lat, zaś dojrzałość płciową osiągają dopiero w wieku 15-17 lat. Długość ryby dochodzi do 175 cm, a waga do 80 kg. Bez względu na to, że powstały liczne komisje, które mają za zadanie kontrolę, aby antar był poławiany w bezpiecznych dla populacji ilościach, rzeczywiste kwoty połowowe uwarunkowane są czynnikami gospodarczymi. Od 1996 r. średnia wielkość dorosłego osobnika antara polarnego zmniejszyła się o około 20%. Antar poławiany jest w wyjątkowo barbarzyński sposób – przy pomocy wielkich, dennych sieci, które wleczone na znacznej głębokości ranią i kaleczą wszystko, co żyje. Te włoki chwytają tylko pojedyncze ryby o konkretnej wielkości – pozostałe kaleczą. Między innymi cztery statki pod ukraińską banderą łowią antary w rejonie Morza Weddella. 


Statek turystyczny w rejonie kolonii pingwinów na wyspie Bus. Fot. Iwan Parnikoza
Statek turystyczny w rejonie kolonii pingwinów na wyspie Bus. Fot. Iwan Parnikoza

A co na to CCAMLR? Organizuje regularne spotkania, podkreśla ważność połowu, jednak nie podejmuje konkretnych decyzji, które zahamowałyby opisaną wyżej negatywną tendencję. W 2008 r. CCAMLR uchwalił zarządzenie o tym, aby w 2012 r. na południowym oceanie sformować sieć morskich chronionych regionów. W praktyce tej sieci – z wyjątkiem jednego niewielkiego obszaru w rejonie Południowych Orkadów oraz wielkiego obszaru na Morzu Rossa – nie stworzono. Inicjatywa stworzenia takich regionów, jak właśnie wielki chroniony region na Morzu Rossa, była przez długi czas bojkotowana przez państwa, które najaktywniej prowadzą połowy. One z kolei argumentowały swoje stanowisko wątpliwościami co do szczerości motywów ochrony przyrody i podejrzeniem, że stworzenie takich regionów zabezpiecza interesy geopolityczne tylko tych państw, które takie regiony stwarzają. Jednak taki region lobbuje od razu kilka państw (np. USA, Nowa Zelandia), co pozwala mieć nadzieję na realną ochronę obszaru. Wspomniany wcześniej region na Morzu Rossa początkowo blokowała także Ukraina wspierając pozycję Rosji skierowaną przeciw USA. W końcu jednak ten region utworzono, choć tylko w wariancie, który zadowala Rosję. Nie zważano jednak na negatywne opinie przedstawicieli gospodarki rybackiej, którzy twierdzili, że antara jest jeszcze dużo i nie było potrzeby zamykania Morza Rossa dla połowów. Objęto ochroną nie tylko endemiczny antar polarny, ale i wszystkie ekosystemy głębinowe. 


Pływanie wśród gór lodowych określ się często jako wędrówkę po największej galerii sztuki na świecie. Czasem ta sztuka wręcz ociera się o kicz, ale przyroda ma na kicz licencję. Fot. Mikołaj Golachowski
Pływanie wśród gór lodowych określ się często jako wędrówkę po największej galerii sztuki na świecie. Czasem ta sztuka wręcz ociera się o kicz, ale przyroda ma na kicz licencję. Fot. Mikołaj Golachowski

Opisane wyżej tendencje nie wyczerpują tematu. Łamiąc Traktat Antarktyczny, Japonia (będąca jego stroną) prowadzi bezprawne połowy wielorybów. Aby sprawić wrażenie, że połowy te są legalne, Japończycy kamuflują statki wielorybnicze nazywając je „badawczymi”. W ten sposób jeszcze nie tak dawno Japończycy prowadzili połów wielorybów, jednak pod naciskiem organizacji społecznej Sea Shepherd, decyzją Międzynarodowej Komisji Wielorybnictwa, zabroniono Japonii prowadzenia podobnych „badań naukowych”. Niemniej Japończycy stwierdzili, że pretensje do nich kierowane są bezpodstawne i już w 2015 r. wznowili połów wielorybów. W 2016 r. zabili 400 sztuk płetwali karłowatych. Oto jaka jest reakcja „cywilizowanego” państwa, który wchodzi w skład Wielkiej Siódemki.

System ochrony przyrody Antarktyki w praktyce

Najbardziej razi przede wszystkim rozdźwięk między deklarowaną ochroną Antarktyki a praktyką. Bo skoro sygnatariusze Traktatu Antarktycznego głoszą, że cały kontynent jest rezerwatem przyrodniczym, to po cóż zatem tworzą osobne, wydzielone obszary chronione? Przypomnijmy, że zgodnie z ideą ochrony absolutnej, koncepcja ochrony biernej przewiduje jako priorytet ochronę przyrody oraz minimalizację oddziaływania człowieka na całym obszarze, który uznaje się za chroniony.

Przybliżmy zatem stworzony na mocy Układu Antarktycznego system antarktycznych obszarów chronionych.

1. Morskie regiony chronione: do nich należą wspomniane wcześniej regiony Południowych Orkadów i Morze Rossa. Prócz tego warto wspomnieć również o powierzchniach prowadzenia badań monitoringowych CCAMLR. Są to obszary, które służą do badania tego, czy połów konkretnego gatunku ryby lub wodnego bezkręgowca nie zagraża innym gatunkom. Tego typu tereny położone najbliżej ukraińskiej stacji antarktycznej znajdują się rejonie Szetlandów Południowych.

2. Antarktyczne Obszary Specjalnej Ochrony (Specially Protected Areas in Antarctica – ASPA). System obszarów o ścisłym reżimie ochronnym bez ingerencji człowieka (Ia IUCN) tworzony jest od 1964 r. Początkowo tworzono różne obszary: SSSI, SRA, ASTI, MPA. Scharakteryzujmy krótko każdy z rodzajów. Obszary Specjalnej Ochrony (Specially Reserved Areas – SRA) były obszarami, które podlegały ochronie ze względu na wartości geologiczne, glacjologiczne i geomorfologiczne. Rejony Specjalnych Zainteresowań Naukowych (Sites of Special Scientific Interest in Antarctica – SSSI) tworzone były w celu ochrony powierzchni, na których prowadzone były albo planowano prowadzić badania naukowe. Najbliżej od Ukraińskiej Stacji Polarnej położone jest takie miejsce na wyspie Anvers i wyspie Areas of Special Tourist Interest (ASTI), to rejony Specjalnego Zainteresowania Turystycznego. Multiple-use Planning Area (MPA) – to powierzchnie, na których badano wpływ różnorodnej działalności ludzkiej na środowisko. Przykładem są powierzchnie na wyspie Anvers. 

Od 1991 r. wszystkie te obszary połączono w jednolity system ASPA. Celem tworzenia ASPA jest ochrona unikalnych antarktycznych ekosystemów mających szczególne znaczenie dla nauki. Przebywanie na ich terenie bez specjalnego pozwolenia jest zabronione. Można tam przebywać tylko dla realizacji badań naukowych, które nie mogą być prowadzone w innych miejscach. Na liście ASPA jest także niewielka wyspa Green położona obok wielkiej wyspy Berthelot znajdującej się ok. 10 km od Ukraińskiej Stacji Polarnej Akademik Wiernadski. Wyspa ta została włączona do ASPA w 1966 r. z uwagi na stwierdzone na niej dobrze rozwinięte kurtyny płonnika o miąższości ponad 1 metra i kolonii kormoranów antarktycznych1.

Inny ASPA, na którym dzięki otrzymaniu oficjalnego pozwolenia miałem okazję przebywać, położony jest w zatoce Artura u brzegów wyspy Litchfield. Rośnie tam bogata roślinność oraz lęgną się petrelce olbrzymie (Macronectes giganteus).


Szczególnie popularną wśród antarktycznych turystów „pamiątką” są porosty krzaczkowate i listkowate. Fot. Iwan Parnikoza
Szczególnie popularną wśród antarktycznych turystów „pamiątką” są porosty krzaczkowate i listkowate. Fot. Iwan Parnikoza

3. Antarktyczne Obszary Specjalnie Zarządzane (Antarctic Specially Managed Areas (ASMA). To obszary, które tworzone są przede wszystkim wokół baz różnych państw w celu ustanowienia państwowej kontroli nad przyległymi terenami. Najbliżej od Ukraińskiej Stacji Polarnej taki obszar położony jest w rejonie wyspy Anwers – teren amerykańskiej bazy Palmer. Inny ASMA znajduje się na Wyspie Króla Jerzego, gdzie położonych jest 9 baz naukowych różnych państw, w tym Polski.

4. Historyczne Miejsca i Pomniki Antarktyki (Historic Sites and Monuments – HSM). Jednym z takich miejsc jest dawna angielska baza naukowa „F (Wordie House)”, położona 600 metrów od Ukraińskiej Stacji Polarnej, na południowo-wschodnim skraju wyspy Winter. Do tego rodzaju obszarów chronionych należą miejsca pamięci np. krzyże na miejscach antarktycznych katastrof. Wprawdzie kategoria ta nie zalicza się do obszarów ochrony przyrody, stanowi jednak jeden z rodzajów ochrony spuścizny historyczno-kulturalnej2.

5. W Antarktyce w ramach międzynarodowej Konwencji o Ochronie Fok Antarktycznych utworzone są także obszary chronione, na których rozmnażają się foki i prowadzi się nad nimi badania (CCAS Seal Reserves). Najbliżej od Ukraińskiej Stacji Polarnej położony jest obszar na Orkadach Południowych.

6. Inne obszary chronione.

Trzeba podkreślić, że Międzynarodowa Komisja Wielorybnictwa w 1994 r. ogłosiła strefę Oceanu Południowego na południe od 40 równoleżnika rezerwatem wielorybim (Rezerwat Oceanu Południowego) z wyłączeniem regionów położonych w południowo-wschodniej części Oceanu Spokojnego i południowo-zachodniej części Oceanu Atlantyckiego na południe od 60 równoleżnika. 

Należy wspomnieć także o formalnie istniejących w Antarktyce ostojach ptaków o znaczeniu międzynarodowym (IBA), których sieć obejmuje cały świat. Jedną z takich ostoi jest np. wyspa Urugwaj w archipelagu Wysp Argentyńskich z jej wielką kolonią kormoranów antarktycznych czy wyspa Litchfield z miejscami gniazdowania petrelca olbrzymiego (w Zatoce Artura). Jednak nie istnieje żaden konkretny mechanizm ochrony takich obszarów. 

Zatem, które ww. tereny odpowiadają szczególnemu pojęciu Ścisłego Rezerwatu Antarktycznego? Obszary, które chroni się w celu prowadzenia na nich działalności naukowej trudno nazwać obszarami ochrony przyrody w pełnym znaczeniu. Biorąc pod uwagę ograniczenia dotyczące przebywania na nich osób postronnych, reżim ochrony przyrody może być na nich zachowany. Obszary ASMA oraz rezerwaty dla wielorybów w żadnym wypadku nie odpowiadają reżimowi ochronnemu rezerwatu – zakazy i ograniczenia dotyczące ochrony przyrody, które w nich można wprowadzić, w praktyce ochrony przyrody w Ukrainie odpowiadają zakaznikom, a np. „rezerwaty dla wielorybów” odpowiadają zakaznikom faunistycznym. To znaczy, że są to obszary, na których chroniona jest jakaś składowa (np. wieloryby), nie zaś cały ekosystem. We współczesnej Antarktyce koncepcji ochrony biernej w praktyce odpowiadają tylko obszary ASPA. Funkcjonują one obecnie zgodnie z zasadą domniemania ochrony absolutnej (zupełnego nie ingerowania w procesy naturalne), zaś dopuszcza się tu jedynie działalność naukowców i to po uzyskaniu specjalnego zezwolenia. Jednak mizerna powierzchnia, którą zajmują ASPA, w stosunku do ogólnej powierzchni Antarktyki, nie pozwala na stwierdzenie, że Antarktyka jest rezerwatem lub że zabezpieczono tutaj funkcjonowanie dzikiej przyrody bez ingerencji człowieka.

Cóż robić? Jeśli działać w ramach przyjętych zasad postępowania, to aby mówić o Antarktyce jako o rezerwacie niezbędne jest znaczne zwiększenie liczby i powierzchni ASPA. Takie obszary powinny objąć najbogatsze z biologicznego punktu widzenia fragmenty Szetlandów Południowych (np. oazy w rejonie Polskiej Stacji Antarktycznej im. Henryka Arctowskiego), a także strefy o zwiększonej różnorodności biologicznej na zachodnim wybrzeżu Półwyspu Antarktycznego. Konieczne jest również stworzenie znacznej powierzchniowo ASPA w rejonie Ukraińskiej Stacji Antarktycznej Akademik Wiernadski. Biorąc pod uwagę logikę rozwoju międzynarodowego reżimu prawnego Antarktyki stanowisko Ukrainy w zakresie rozbudowy systemu obszarów chronionych zaprezentowano na Konsultacyjnych Spotkaniach do Układu Antarktycznego już w 2005 r. Jako podstawę do ich wydzielenia powinny stanowić dane z wieloletnich badań różnorodności biologicznej przeprowadzone przez ukraińskich uczonych. Przy czym w skład takiego obszaru powinno wejść kilka cennych kontynentalnych oaz – przylądki: Rassmusen, Tuxen, Perez, wyspy: Yalour, Berthelot, Darboux oraz niektóre wyspy z Archipelagu Wysp Argentyńskich: Skua, Irizar, Eight, Fanfary, Black, Leopard i inne. Ochronę ekosystemów lądowych można realizować także w ramach lobbowanego przez Ukrainę planu utworzenia chronionych morskich regionów w rejonie Wysp Argentyńskich. 


Pingwin maskowy, zwany potocznie policjantem, na służbie w kolonii na należącym do kontynentu Antarktydy Półwyspie Arctowskiego. Fot. Mikołaj Golachowski
Pingwin maskowy, zwany potocznie policjantem, na służbie w kolonii na należącym do kontynentu Antarktydy Półwyspie Arctowskiego. Fot. Mikołaj Golachowski

Jednak wydaje się, że dla prawdziwie efektywnej ochrony Antarktyki i przekształcenia jej w rezerwat konieczna jest pewna zmiana „zasad gry”. Ponieważ już samo podejście ukierunkowane na wydzielenie w Antarktyce obszarów chronionych i realizacja tego podejścia poprzez tworzenie oddzielnych obszarów, w zestawieniu z szumnymi deklaracjami o „antarktycznym rezerwacie” jest zupełnie nietrafione. Wychodząc z pozycji zadeklarowanej w Protokole Madryckim – zasady domniemania ochrony przyrody w Antarktyce oraz z idei Hugo Conwentza, powinniśmy działać na odwrót. Czyli powinno się wydzielać ograniczone obszary, na których można realizować jakąś ludzką działalność, zaś cała reszta białego kontynentu powinna pozostać pod ochroną. Cały teren Antarktyki powinien zostać uznany za obszar chroniony ASPA, zaś dla prowadzenia wszystkich innych działań człowieka (oprócz badań naukowych prowadzonych na mocy specjalnych pozwoleń) powinny być ustanowione pewne wyjątkowe, ograniczone powierzchniowo tereny, na których mogą być one realizowane.

Tutaj warto zadać pytanie – jakie inne formy aktywności prócz badań naukowych prowadzonych w ramach Układu Antarktycznego i Madryckiego Protokołu funkcjonują jeszcze w Antarktyce i jaki jest ich wpływ na środowisko? Przede wszystkim jest to działalność baz antarktycznych, rozwój turystyki oraz eksploatacja zasobów morskich Antarktyki.

Istnienie baz antarktycznych jest warunkiem koniecznym prowadzenia badań naukowych w regionie. Jednak należy sobie zdawać sprawę z tego, że każda baza antarktyczna, każdy statek z zaopatrzeniem jest potencjalnie niebezpiecznym obiektem oddziałującym na antarktyczne środowisko. Dlatego rozmieszczenie i funkcjonowanie takich baz powinno być ograniczone do pewnych obszarów. Ograniczeniu powinna podlegać także ich liczba. Przy tym trzeba efektywnie wykorzystywać istniejący system baz oraz ich zabezpieczenia, a zmiany wprowadzać tylko wtedy, kiedy są one niezbędnie związane z trwałością badań naukowych, a nie są warunkowane „narodowym prestiżem” czy próbami umocnienia się na zajętym terytorium.

Skutki aktywności stacji naukowych są szczególnie zauważalne na Wyspie Króla Jerzego – nieoficjalnej stolicy Antarktyki. Wpływ funkcjonowania tutejszych baz na środowisko został zbadany przez zespół dr. Hansa Ulricha Petera z Uniwersytetu w Jenie. Wyniki tych badań pokazują, że znaczny wpływ na środowisko mają wycieki paliwa, tworzenie składowisk odpadów, jazda na mechanicznych środkach transportu w celach rekreacyjnych i rozrywkowych, naruszenie zasad związanych z wywożeniem odpadów z baz, wydobycie żwiru i wiele innych. Nie jest tajemnicą, że stacja argentyńska już od dawna funkcjonuje tutaj jako normalny teren zamieszkany, nie zaś wyłącznie jako baza. Obecne mechanizmy kontroli i próby ograniczenia negatywnej działalności baz naukowych są nieefektywne. 

Zagrożenia ze strony turystyki

Jednym z najgroźniejszych oddziaływań na przyrodę Antarktyki jest dziś turystyka. Ma ona w Antarktyce swoją historię. U jej początków leżą dwie główne motywacje: reklamowanie Antarktyki jako potencjalnej części własnego państwa oraz zarabianie pieniędzy na dostępie do ekskluzywnego turystycznie miejsca. To właśnie ten pierwszy rodzaj motywacji sprawił, że już w końcu lat 50. XX wieku antarktyczne rejsy przeprowadzały takie państwa jak Chile czy Argentyna. W 60. latach rynek komercyjnej turystyki otworzyła firma Szweda Larsa-Erica Lindblada. Wkrótce dołączyli do niego inni, bardzo szybko powstało Międzynarodowe Zrzeszenie Operatorów Turystycznych Antarktyki (IAATO), które liczy obecnie ponad 100 firm. 


Wyspa Plenau w Archipelagu Wilhelma. Fot. Iwan Parnikoza
Wyspa Plenau w Archipelagu Wilhelma. Fot. Iwan Parnikoza

Operatorzy turystyczni lubią wskazywać na to, że turystyka kształtuje u ludzi potrzebę docenienia i ochrony Antarktyki. Jednak jak pokazuje przykład kontaktów z przeciętnymi turystami, większość z nich odwiedza Antarktykę tylko ze względu na to, że jest to ekskluzywne miejsce dla turysty na całej kuli ziemskiej. I biorąc to pod uwagę gotowi byli wyłożyć znaczną sumę pieniędzy, aby mieć możliwość opowiadania o tym gdzie byli i pochwalenia się fotografiami zrobionymi w ekstremalnych warunkach. Często trafiają tutaj przypadkowi ludzie, którzy będąc w podróży wypoczynkowej po Ameryce Południowej, dopiero w porcie Ushuaia czy Punta Arenas dowiadują się, że za określoną sumę mogą jeszcze odwiedzić i Antarktykę. Moda na Antarktykę, ilustrowana pięknymi zdjęciami i obietnicami doznania nadzwyczajnych, ekstremalnych wrażeń, niebezpiecznie rośnie. Według danych Komitetu Naukowego Badań Antarktycznych (SCAR) obecnie Antarktykę odwiedza 34 tysiące ludzi rocznie, nie licząc personelu obsługi. A tymczasem ruch dla ochrony Antarktyki w ogóle nie rośnie. I ludzie, którzy Antarktykę widzieli i zachwycili się jej pięknem nie kwapią się do zamanifestowania własnego wsparcia dla jej ochrony.

Obecnie wpłynięcie jakiegokolwiek statku turystycznego w rejon Antarktyki prowadzi do tego, że turyści są wysadzani nie tylko w istniejących tzw. „gorących punktach”, czyli na terenach stacji badawczych czy obiektów historycznych. Liczne grupy (po 100-200 osób) wysadzane są także na obszarze wrażliwych ekosystemów lądowych lub w koloniach ptaków morskich lub ssaków. Załoga każdego ze statków sama wybiera taki punkt, unikając tylko ASPA. Przy czym ograniczenia wprowadza się tylko ze względu na to, żeby jeden statek nie przeszkadzał innemu i aby operatorzy działali na zasadzie nie psucia sobie nawzajem turystycznego interesu. 90 procent turystyki skoncentrowane jest w rejonie Półwyspu Antarktycznego. Oczywiście organy Układu Antarktycznego usiłują mieć kontrolę nad funkcjonowaniem tutejszej turystyki, a IAATO może pozbawić tego, który narusza antarktyczne zasady możliwości pracowania w tym regionie. Jednak wątpliwości związane z organizacją turystyki jest wiele. Liderzy grup turystycznych kontrolują aktywność turystów na punktach ich wysadzania. Jednak nawet jeśli wziąć pod uwagę, że wszyscy turyści zachowują się właściwie, to i tak minimalne oddziaływanie kilkudziesięciu tysięcy stóp w ciągu roku na jeden i ten sam teren może doprowadzić do jego degradacji.

Istotnym i nie do końca zbadanym czynnikiem jest niepokojenie zwierząt. To właśnie niepokojenie bierze się pod uwagę jako jeden z prawdopodobnych mechanizmów odpowiedzialnych za zmniejszenie liczebności niektórych kolonii pingwinów w regionie. Kiedy człowiek zbliża się do gniazda, niektóre ptaki porzucają je, a z tej sytuacji korzysta wydrzyk i kradnie jajka. Na skutek niepokojenia sfruwają z gniazd także wydrzyki narażając jajka czy pisklęta na wyziębienie.

Stąpając po miękkim antarktycznym kilimie czy niepokojąc antarktyczne ptaki, piszący te słowa, jako naukowiec i uczestnik ekspedycji polarnej, stale odczuwał to, że szkodliwie wpływa na otoczenie. Usprawiedliwienie, że przecież robię to dla nauki, wydawało mi się słabą wymówką. Trudno znaleźć natomiast nawet tak słabą wymówkę dla tysięcy turystów odwiedzających corocznie Antarktykę. Najlepsze co mogliby zrobić to… w ogóle tu nie przyjeżdżać. Szczególnie groźne jest to, kiedy turystyka odbywa się bez jakichkolwiek ograniczeń miejsc i liczby turystów. Zaniepokojenie wywołuje także niski poziom informacji przekazywany ludziom odwiedzającym Antarktykę oraz praktycznie brak edukacji ekologicznej podczas takich wycieczek. W takich warunkach argumenty mówiące o tym, że człowiek, który dzięki antarktycznej turystyce doświadczy swego rodzaju „pozytywnego prania mózgu” stanie się kimś, kto będzie cenił i ochraniał Antarktykę, tracą sens.


Wyspa Green – Antarktyczne Obszary Specjalnej Ochrony (ASPA) niedaleko od Ukraińskiej Stacji Polarnej. Fot. Iwan Parnikoza
Wyspa Green – Antarktyczne Obszary Specjalnej Ochrony (ASPA) niedaleko od Ukraińskiej Stacji Polarnej. Fot. Iwan Parnikoza

Zważywszy na gwałtowny wzrost antarktycznych turystów konieczne jest natychmiastowe ustalenie rocznej liczby turystów, którzy mogą odwiedzać precyzyjnie określoną liczbę miejsc oraz pilnować, aby ta kwota nie została przekroczona. Konieczne jest także poważne rozważenie możliwości ustanowienia lat wolnych od turystów, tak by wrażliwe antarktyczne środowisko mogło od nich „odpocząć”. Ludzie, którzy mają silną motywację, by odwiedzić Antarktykę poczekają, inni dla których jest to chwilowy kaprys, pojadą szukać mocnych wrażeń gdzie indziej. Konieczne jest także znaczne podniesienie wymogów dotyczących edukacji ekologicznej podczas antarktycznych turnusów.

W ostatnich czasach do Antarktyki trafiali także ludzie, którzy potrzebowali jej wyłącznie do rozkręcania swoich komercyjnych projektów. Zaczyna się już tutaj organizować koncerty, jak np. koncert zespołu Metallica na Wyspie Króla Jerzego, czy też sesje fotograficzne znanych modelek.

Oczywistym jest, że takie formy aktywności w żaden sposób nie odpowiadają zadeklarowanej w Protokole Madryckim zasadzie domniemania ochrony przyrody w regionie. Ale w sytuacji, gdy Antarktyka formalnie jest niczyja, rodzi się pytanie – kto może podjąć decyzję, aby zakazywać takiej działalności? Pojedyncze głosy rozsądku toną w powodzi głosów ekspertów ukierunkowanych wyłącznie na biznes.

Zastraszającego tempa nabiera także proceder zbierania pamiątek z wrażliwego antarktycznego środowiska. Wiadomo, że nawet czysto naukowa działalność prowadzona w oparciu o zbierane próbki negatywnie wpływa na antarktyczne ekosystemy (zwłaszcza lądowe), które regenerują się bardzo powoli. Przy czym, o ile szkody spowodowane działalnością naukową są w jakimś zakresie kompensowane przez zdobytą wiedzę naukową, o tyle grabieży środowiska antarktycznego na pamiątki nie można niczym usprawiedliwić. I niewielkim pocieszeniem jest to, że część zagrabionych okazów jest przechwytywana przez celników, gdyż przywrócenie ich przyrodzie jest już niemożliwe. 

Przyszłość Układu Antarktycznego

Układ Antarktyczny przeżywa obecnie nienajlepszy okres, a interesy ekonomiczne nie uwzględniają żadnych ideologiczno-romantycznych zasad. Nie mogą nie zauważać tego także i fachowcy. Stąd też na, zwykle demagogicznych, posiedzeniach przedstawicieli stron Układu Antarktycznego oraz Komitetu Ochrony Środowiska Antarktyki, w ostatnim czasie, znacznie zwiększyła się ilość nawoływań do zrobienia czegoś konkretnego dla realizacji zadeklarowanej chęci ochrony dzikiej przyrody. Na poważnie rozważa się np. konieczność stworzenia międzynarodowej inspekcji ekologicznej w regionie. Dlaczego zatem, jakby zupełnie na przekór wszystkiemu co napisano wyżej, w filmach popularnonaukowych czy na wykładach poświęconych Antarktyce, wciąż słyszymy, że jest ona ścisłym rezerwatem przyrodniczym. Dzieje się tak dlatego, gdyż niewłaściwie rozumiane jest samo pojęcie „rezerwat”, częściowo zaś z powodu ukrycia prawdy.

Utrzymujący się obecnie stan rzeczy mimo wszystko pozostawia szanse powrotu do zasad ochrony przyrody w regionie. Największe zagrożenie dla środowiska przyrodniczego Antarktyki kryje się w bazowej zasadzie Układu Antarktycznego, który przewiduje możliwość jego rewizji przez wszystkie państwa będące jego stronami. Stąd też powszechna zgoda na eksploatację zasobów mineralnych. Napięcia militarne ostatnich lat mogą doprowadzić do kresu nawet tego, co mamy dziś, czyli formalne uznanie Antarktyki za rezerwat i skutkować jej natychmiastowym podziałem. Do tego dopuścić nie wolno. 

Dr Iwan Parnikoza

uczestnik Ukraińskich Ekspedycji Polarnych: XVIII, XX i XXII.

Serdecznie dziękuję Narodowemu Antarktycznemu Centrum Naukowemu Ministerstwa Oświaty i Nauki Ukrainy, Narodowej Fundacji Naukowej USA, I. Kozereckiej, W. Papitaszwili oraz członkom XVII, XX i XXII Ukraińskiej Ekspedycji Polarnej.

Tłumaczenie: Krzysztof Wojciechowski

Przypisy:
1. Również polscy badacze antarktyczni zgłosili w 1979 r. rekomendację do objęcia ochroną terenu położonego na zachodnim brzegu Zatoki Admiralicji, na Wyspie Króla Jerzego w grupie Południowych Szetlandów. Został on uznany jako Rejon Specjalnych Zainteresowań Naukowych (Site of Specially Scientific Interests – SSSI No. 8), a obecnie został przemianowany na ASPA 128 (Antarctic Specially Protected Area) czyli Antarktyczny Obszar Specjalnej Ochrony. Podstawą do objęcia ochroną była obecność dużych kolonii ssaków i ptaków morskich. Więcej o „polskim” ASPA tutaj: http://www.arctowski.pl/index.php?p=158. Poza tym na wschód od Zatoki Admiralicji, w Zatoce Króla Jerzego, na Przylądku Lions Rump znajduje się drugi obszar podlegający specjalnej ochronie, który także powstał z polskiej inicjatywy. Jest to ASPA 151 – Antarctic Specially Protected Area (dawny SSSI-34) [dopisek tłumacza].
2. Do obiektów tego rodzaju zalicza się także grób Włodzimierza Puchalskiego, słynnego polskiego fotografa i filmowca przyrody, który zmarł tutaj 19 stycznia 1979 r. podczas kręcenia filmów o przyrodzie Antarktyki. Grób położony jest na wzgórzu położonym o 400 metrów od polskiej stacji, na granicy obszaru ASPA 128. Na oficjalnej liście Historycznych Miejsc i Pomników Antarktyki figuruje pod numerem HSH No. 51. [dopisek tłumacza].