DZIKIE ŻYCIE

Lektura obowiązkowa – dla naszych umysłów, serc i portfeli

Barbara Ewa Wojtaszek

Enric Sala, autor książki „Natura natury. Dlaczego potrzebujemy dziczy”, jest biologiem morskim, który porzucił karierę naukową, by ratować i uzdrawiać ekosystemy. Swoją książkę nazwał „przyspieszonym kursem ekologii dla zabieganych”, a wątki ekologiczne połączył z rozważaniami ekonomicznymi, moralnymi oraz praktycznymi podpowiedziami, jak dbać o ziemskie życie – cudowne, unikalne na skalę kosmiczną. Tuż przed jej wydaniem w 2020 r. dopisał ostatni rozdział o koronawirusie, jako mocnym sygnale ostrzegającym ludzi przed dalszym oderwaniem od natury.

Mocne słowa we „Wprowadzeniu” napisał znany biolog E.O. Wilson zwany „Darwinem XXI wieku”: „Nie potrafimy stworzyć ziemi ani morza, ale potrafimy je zniszczyć. Na szczęście umiemy docenić przyrodę, mimo że dzięki nauce dopiero zaczynamy ją rozumieć.” I ja, czytając „Naturę natury”, w pełni zrozumiałam potrzebę i wagę postulatu objęcia ochroną 50% powierzchni planety, lądów i oceanów oraz doceniłam zapisy Europejskiego Zielonego Ładu, dzięki którym 30% obszarów Unii Europejskiej ma być objęte ochroną, w tym 10% ochroną ścisłą do 2030 r. – czyli w ciągu najbliższych 9 lat! Te rozsądne i zdawałoby się jedyne możliwe propozycje Komisji Europejskiej dające jakąś nadzieję na przyszłość, niestety nie podobają się wielu osobom/instytucjom/korporacjom, które czerpią korzyści z „biznesu jak zwykle” i nie są w stanie sięgnąć wyobraźnią poza koniec własnego nosa… Należą do nich polskie Lasy Państwowe, koncerny paliwowe i energetyczne, producenci mięsa, jajek czy nabiału zwłaszcza w przemysłowej hodowli zwierząt… Zadaję sobie pytanie, czy dotarłyby do nich argumenty zawarte w książce?

Na zdrowy rozum

Sala bardzo przystępnie wyjaśnia, czym jest ekosystem i jak się kształtuje, na czym polega sukcesja ekologiczna, jaką rolę odgrywają gatunki podstawowe oraz zwornikowe (np. drapieżniki szczytowe). „Ekosystemy miały miliardy lat na eksperymentowanie i metodą prób i błędów stworzyły najskuteczniejszą maszynerię we wszechświecie (…) w miarę dojrzewania ekosystemu obfitość gatunków rośnie, a jednocześnie komplikuje się jego trójwymiarowa złożoność”. Mówiąc krótko: „Im więcej dziur, zakamarków, szpar, szczelin, wysokich drzew, krzewów i martwych pni, tym liczniejsze mikrosiedliska do skolonizowania przez różne gatunki”.

Nasz gatunek, który w kolonizowaniu planety szczyci się swoją inteligencją i kreatywnością, tak naprawdę w porównaniu z naturą wypada blado: „przedkładamy ilość nad jakość, wzrost nad rozwój, produkcję nad ochronę, zwykle działając w bardzo mało wydajny sposób. (…) Gwałtownie przerywamy i często odwracamy ekologiczną sukcesję w różnych miejscach biosfery, zmieniając złożone ekosystemy w proste, jednorodne kultury o znacznym tempie wymiany, innymi słowy: dzielimy biosferę na niepołączone ze sobą kawałki”. Tymczasem jeśli chcemy zróżnicowanego i bogatego świata przyrody, musimy zachować w nim drapieżniki, zwłaszcza te kluczowe i jednocześnie najbardziej zagrożone: wilki, rekiny czy wydry morskie. To znaczący głos także dla ochrony wilków w Polsce.

My – ludzie tak już mamy, że wyżej cenimy wytwory swoich rąk i fabryk niż to, co dostajemy za darmo od przyrody. Dlatego trafiają do mnie porównania autora, który zestawia dojrzałe ekosystemy przyrodnicze z dobrami kultury np. wycinaną Puszczę Białowieską z nadpaloną katedrą Notre Dame. Dlaczego bardziej troszczymy się o tę drugą? „Przecież puszcze są nam bardziej potrzebne niż katedry. Bez świata przyrody nie mamy dobrego jedzenia, brakuje nam wody zdatnej do picia i tlenu do oddychania, w wielu miejscach nie pada nawet deszcz. Wszystko, o co się troszczymy, wszystko, od czego zależymy, stoi na fundamencie zdrowej natury”.

Natury, której nie potrafimy stworzyć czy odtworzyć, jak to wykazał eksperyment Biosfera 2: „dobitnie nam uświadomił, jak trudno jest zaprojektować i utrzymać względnie prosty ekosystem z umożliwiającą przeżycie atmosferą. Nie udało się odtworzyć warunków do życia, jakie panują na ziemi, a eksperyment okazał się pokazem ludzkiej ignorancji w kwestii tego, jak działa nasza planeta”. Mamy bowiem zaledwie ok. 1% wiedzy o ziemskich organizmach żywych – z biliona gatunków jedno- i wielokomórkowych naukowcy opisali około 2 mln.

I jednocześnie 1 milion gatunków jest zagrożony wymarciem w wyniku działalności człowieka, 80% terenów uprawnych służy przemysłowej hodowli zwierząt, 70% wszystkich ptaków na Ziemi to głównie kurczaki, zaledwie 30% to ptaki dzikie, a ze ssakami lądowymi jest jeszcze gorzej: „96% masy ssaków lądowych stanowią ludzie i zwierzęta hodowlane, cała reszta – od słoni przez bizony po pandy – to zaledwie 4% (…) Wszystko, co jest nam niezbędne do przeżycia – każdy kęs jedzenia, każdy haust powietrza, każdą kroplę czystej wody – zawdzięczamy innym gatunkom. Dostajemy od nich tak wiele, a czym się odpłacamy? Ignorancją, zniszczeniem i całkowitą eliminacją” – konkluduje autor.

Z sercem na dłoni

Ignorancja zapewne wynika z niewiedzy, nieświadomości, ale też zawężenia naszego punktu widzenia i odczuwania tylko do siebie. Z jednej strony technologie odcięły nas od doświadczania przyrody charakterystycznego dla naszych dalekich przodków: „Większość rdzennych ludów od tysięcy lat wykorzystuje swoje środowisko w sposób zrównoważony, uznając siebie za część natury, a nie jej władców. Niektóre plemiona proszą o przebaczenie, gdy zabijają inne żywe stworzenie dla pożywienia. Wiele z nich postrzega części przyrody, takie jak góry, źródła czy rzeki, jako święte”.

Z drugiej strony Sala opisuje mistyczny wpływ, jaki na astronautów ma „efekt widoku z góry” (overview effect) dostępny wyłącznie dzięki zaawansowanej ludzkiej technice. Osoby przebywające na orbicie i stamtąd patrzące na ziemię mówią o poczuciu jedności i połączenia z wszystkimi ludźmi i światem natury: „Nasz świat to ekologiczna matrioszka – ekosystemy w ekosystemach wewnątrz ekosystemu całej biosfery, globalnego, samoorganizującego się układu milionów gatunków połączonych ze sobą i współzależnych na wszystkich poziomach. Z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej łatwo jest widzieć Ziemię jako jeden system. Być może współzależność całego życia na planecie łatwiej dostrzec z punktu widzenia astronautów niż stąd, z dołu. Dla naszej przyszłości kluczowe jest jednak, aby ludzie doświadczali tego transcendentalnego oglądu i zaczęli traktować biosferę jako żywą istotę, a nie jako coś, co się ignoruje lub wyzyskuje”.

Dlatego autor nawołuje do uznania i szerzenia etyki planetarnej, która: „pozwoli przekształcić ludzkość z samozwańczego pępka świata w skromnego członka biosfery (…) Czas byśmy wykorzystali naszą inteligencję i współczucie do ochrony wszelkiego życia. Naszymi nagrodami będą zachwyt i zdumienie oraz radość istnienia w tak zróżnicowanym i pięknym świecie. (…) Czas zabrać się do naprawiania krzywd, jakie wyrządziliśmy naszym braciom i siostrom w naturze, dać im większą przestrzeń, aby mogli się odrodzić i uleczyć nas wszystkich”.

Enric Sala i jego współpracownicy nie poprzestają na pięknej teorii, ponieważ – jak opisuje – udaje im się przekonywać polityków (np. prezydenta Gabonu) do ochrony zasobów miłością, nie zaś samymi liczbami czy faktami: „Właśnie ten podziw i zachwyt sprawiają, że ludzie zaczynają kochać świat przyrody i troszczyć się o niego bardziej, niż im się kiedykolwiek zdawało możliwe”.

Przeliczmy nasze portfele

To miłość i etyka, a nie ekonomia powinny kierować naszą chęcią ochrony przyrody. Ale nawet jeśli patrzymy na naturę wyłącznie przez pryzmat zysków i strat, zachowanie i odtwarzanie zasobów jest bardziej opłacalne niż nadmierna eksploatacja: „Obliczono, że środowisko – nasz naturalny kapitał – wnosi każdego roku 125 bln dolarów darmowego wsparcia dla światowej gospodarki i rozwoju ludzkiej cywilizacji. To niemal dwa razy tyle, na ile oceniono globalny PKB w 2011 r., kiedy dokonano tych wyliczeń. Ale to wciąż niedoszacowane liczby, nie obejmują bowiem części usług świadczonych przez ekosystemy”. Np. wartość czystego tlenu w naszej atmosferze jest 2 tysiące razy większa niż globalny PKB w 2019 r.

Pojawiają się ekonomiści, którzy dostrzegają, że nie da się bez końca przerabiać biosfery na technosferę: „Ochrona naszych ekosystemów może przynieść większe zyski niż przekształcanie ich w rolnicze monokultury i wykorzystywanie ponad miarę. Wsparcie dla systemu właściwie zarządzanych stref chronionych pokrywających jedną trzecią planety na lądzie i morzach to roczny wydatek w wysokości 103-171 mln dolarów. Ekonomiczne korzyści znacznie przewyższyłyby poniesione koszty, a światowy PKB by wzrósł. To naprawdę tania inwestycja w wart 125 bln system podtrzymywania życia na planecie. Niektórzy jednak – w tym ministrowie finansów – twierdzą, że to niemożliwe, zbyt drogie i że nikogo na to nie stać”.

Tylko dlaczego ludzkość stać na wsparcie dla przemysłowego rybołówstwa i nadmiernych połowów w wysokości 35 mld dolarów rocznie? 700 mld dolarów rocznie dla przemysłowego rolnictwa? Dotacje 300 mld dolarów na przemysł paliw kopalnych, podczas kiedy koszty spalania paliw kopalnych sięgają 5 bln dolarów rocznie? Enric Sala odpowiada: „To nie tak, że brakuje nam pieniędzy; po prostu wykorzystujemy je do wspierania tych właśnie zjawisk, które niszczą system podtrzymywania życia naszego gatunku i do utrwalania systemu ekonomicznego chronionego przez »bardzo poważnych ludzi«. (…) Przeciwnicy zwiększenia zakresu ochrony przyrody twierdzą, że musimy równoważyć potrzeby ludzkości i natury. Nie ma tu jednak żadnej równowagi – to ludzie są faworyzowani, zwłaszcza ci, którzy nadmiernie eksploatują naturę dla zysków”.

Także epidemia koronawirusa pokazuje nam ślepą uliczkę, w którą zabrnęliśmy i jednocześnie wskazuje drogę wyjścia: „Z ostatniego raportu ekonomicznego sporządzonego przez Anthony’ego Waldrona z Uniwersytetu Cambridge wynika, że sieć obszarów chronionych pokrywająca 30% naszej planety kosztowałaby 103-171 mld dolarów rocznie, w zależności od lokalizacji. To zaledwie ułamek sięgających bilionów dolarów strat spowodowanych na świecie przez pandemię COVID-19. (…) Zapobieganie – inwestowanie w przyrodę – jest o wiele bezpieczniejsze, tańsze i rozsądniejsze niż walka z kolejną pandemią. (…) Zamiast stawiać na ciągły, niczym nieograniczony wzrost, musimy skupić się na budowaniu stabilności i odporności. To ochrona świata przyrody jest szczepionką, której potrzebujemy, i to już teraz, zanim będzie za późno”.

Gdybyśmy zapytali przypadkowych przechodniów o to, co wybierają:

  • oddychać świeżym powietrzem czy spalinami/smogiem?
  • pić czystą wodę czy ścieki?
  • jeść zdrowe, odżywcze jedzenie czy produkty pełne sztucznych dodatków?

wydawałoby się, że odpowiedzi są oczywiste. A jednak jako ludzkość, zwłaszcza ta mieszkająca w bogatych, rozwiniętych krajach, raczej dokonujemy wyborów kierujących nas w stronę smogu, ścieków i niezdrowego, wysoko przetworzonego jedzenia. Konsekwencje tych wyborów ponosi cała planeta, a także młodsze pokolenia – nasze dzieci i wnuki. Dlatego marzy mi się, żeby „Natura natury” została obowiązkową lekturą dla licealistów, ale również wszystkich decydentów, którzy mają wpływ na ochronę przyrody w Polsce i na świecie. Połączenie racjonalnych i emocjonalnych argumentów z finansowymi działa na wyobraźnię i wprost pokazuje, co mamy do zrobienia!

Barbara Ewa Wojtaszek

Barbara Ewa Wojtaszek – kiedyś polonistka i anglistka na Podkarpaciu, dzisiaj prezeska Zarządu Fundacji Klub Myśli Ekologicznej w Katowicach oraz kotrenerka Szkoły Integralnej Ekopsychologii Rysia Kulika.

Natura natury. Dlaczego potrzebujemy dziczy, Enric Sala, tłum. Paweł Dembowski, Piotr Grzegorzewski, Marcin Wróbel, Burda Media Polska, Warszawa 2020