DZIKIE ŻYCIE

Odporność i elastyczność systemu

Adam Barcikowski

Permakultura nadziei

W wakacje czas płynie trochę wolniej. A przynajmniej tak się wydaje. Większość ludzi właśnie wtedy bierze krótszy lub dłuższy urlop. Wyswobodzeni na moment z codziennej rutyny, zwalniają obroty życia.

Dla przyrody w naszej strefie klimatycznej wakacje, a szczególnie ich druga połowa, to czas dojrzewania i gorączkowego łapania resztek energii dostępnej jeszcze na tegoroczny wzrost i rozwój. Już od niemal dwóch miesięcy dociera do ziemi coraz mniej światła, co wydaje się nieoczywiste, biorąc pod uwagę wciąż wysokie temperatury. Jednak ptaków, przebywających u nas sezonowo w większości już nie słychać. Większość drzew i krzewów albo już oddało, albo właśnie kończy oddawać owoce. Kwiaty powoli przekwitają i miejscami niebawem na łąkach będzie widać już tylko żółte łany nawłoci. Pszczoły i inne owady zwalniają obroty, a sarny rozpoczynają budowanie tkanki tłuszczowej na zimę.

Kwiaty ziemniaków wyhodowanych bezpośrednio w ściółce z siana. Fot. Anna Korn-Barcikowska
Kwiaty ziemniaków wyhodowanych bezpośrednio w ściółce z siana. Fot. Anna Korn-Barcikowska

Od jakiegoś czasu zacząłem zauważać ten pozorny rozdźwięk pomiędzy rytmem funkcjonowania współczesnych ludzi a otaczającą nas przyrodą. Ludzie dostosowują się do sztucznie wytworzonych ram działania i potrafią uzależnić poziom aktywności od zupełnie abstrakcyjnych wydarzeń, takich jak np. początek czy koniec roku szkolnego. Jednocześnie, gdy dzieci wrócą już do szkół, zaczyna się stopniowe nakręcanie sprężyny aż do osiągnięcia niemal maksymalnych obrotów, tuż przed kolejnym abstrakcyjnym wydarzeniem, czyli końcem roku kalendarzowego.

Ta organizacja pracy i aktywności ludzkiej odbywa się na przekór naturze. Praca i wysiłek wkładane w zwiększanie obrotów przed końcem roku oraz krótkie, zbiorowe zawieszenie aktywności latem, pozostaje w dysharmonii z podstawową zasadą, według której urządzone są rytmy natury, czyli intensywności dopływu energii. Na Ziemi niemal cała dostępna energia (za wyjątkiem może ułamkowych części wynikających z rozpadu radioaktywnych pierwiastków, ruchu płyt tektonicznych czy też uderzeń asteroidów) w sposób bezpośredni pochodzi ze Słońca. W klimacie umiarkowanym półkuli północnej, dopływ tej energii wzrasta gwałtownie od równonocy wiosennej do przesilenia letniego, a następnie spada, początkowo łagodnie, a potem coraz bardziej gwałtownie, by osiągnąć minimalny poziom w dniu przesilenia zimowego. Jakikolwiek wysiłek energetyczny, który odbywa się naprzeciw tej zależności, odbywa się na kredyt.

Wakacje, a szczególnie tegoroczne, pokazują jednak, jak bardzo ludzie są zależni od otaczającego świata, niezależnie od tego, w jakim stopniu usiłują się od niego oderwać i działać „po swojemu”. Ocieplenie klimatu powoduje, że w globalnym systemie pogodowym pozostaje więcej energii niż w przeszłości. Jednocześnie, przyrost zasobu energii odbywa się w tempie bez precedensu w historii Ziemi. Powoduje to wytrącenie ekosystemów, bardziej lub mniej lokalnych, ze stanu równowagi, do której tak mocno się przyzwyczailiśmy, że przyjęliśmy ją jako stałą w równaniu naszej egzystencji na tej planecie.

Okazuje się jednak, że globalny system klimatyczny, w poszukiwaniu nowego punktu równowagi nie tylko nie jest stabilny, ale z każdym rokiem staje się coraz bardziej nieprzewidywalny i gwałtowny. Nasza cywilizacja, infrastruktura, systemy gospodarcze, a także kultura, zostały zorganizowane wokół założenia o stabilności świata zewnętrznego. Pożary, powodzie, susze, osunięcia terenu i inne zdarzenia są traktowane jak kataklizmy, czyli coś nadzwyczajnego. Jednak ostatnimi czasy nadzwyczajne staje się coraz bardziej zwyczajne. W ostatnich latach regularnie w różnych miejscach na świecie występują ogromne, niekontrolowane pożary. W Polsce niemal każdej wiosny słyszymy o suszy, a sierpień najpewniej znów przyniesie fale upałów. Coraz więcej państw w Europie i Azji nawiedzają niespotykane dotąd powodzie. Stanowisko nauki na ten temat jest jednomyślne: ekstremalne zjawiska pogodowe są efektem zmian klimatu, spowodowanych działalnością człowieka. Wiadomo również, że częstotliwość i moc tych zjawisk będą się nasilać oraz, że przez brak odpowiednich działań na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci, nawet w przypadku redukcji emisji gazów cieplarnianych do zera, zabrnęliśmy już za daleko, aby ten trend odwrócić. W najlepszym przypadku możemy spróbować go minimalizować.

Sierpniowy zachód słońca nad Wisłą. Fot. Anna Korn-Barcikowska
Sierpniowy zachód słońca nad Wisłą. Fot. Anna Korn-Barcikowska

Na tym tle coraz lepiej widać, jak bardzo ludzie usiłują oderwać się od naturalnych zasad rządzących życiem na planecie oraz, równocześnie, jak mocno jesteśmy od nich zależni. Przy pełnej świadomości zależności opisanych wyżej, bez popadnięcia w całkowitą ignorancję, trudno chyba zachować nadzieję na lepsze, lub choćby nie-gorsze, jutro. Niemniej nie oznacza to, że nie trzeba tej nadziei poszukiwać. Choćby w permakulturze.

Systemy, które projektujemy i w ramach których organizujemy nasze życie, muszą być coraz bardziej niezawodne, odporne na nagłe zmiany warunków zewnętrznych oraz, przede wszystkim, elastyczne. Paradygmat projektowania systemów przy uwzględnieniu wspomnianych czynników jest jednocześnie jedną z zasad permakultury. Projektując gospodarstwo permakulturowe należy mieć na względzie, aby pozostawało jak najbardziej odporne na zmieniające się warunki i jednocześnie było elastyczne w zakresie dostosowania się do nagłych zmian. Nie ma jednej, z góry określonej drogi do tego celu, niemniej dobrym przykładem mogą być sposoby wykorzystywane przez systemy naturalne, w celu zwiększania elastyczności i odporności na zmiany.

Jednym z takich przykładów może być ściółkowanie. W naturze rzadko występują obszary z glebą odsłoniętą na działanie wiatru i słońca. Za wyjątkiem ekstremalnych przypadków pustyń i obszarów skalistych, natura dąży do pokrycia gleby wegetacją. Promienie słoneczne i wiatr wysuszają wierzchnie warstwy gleby, natomiast słońce dodatkowo działa zabójczo na życie mikrobiologiczne w glebie. Stąd, w uproszczeniu, gleba jest tym zdrowsza im mniej jest wystawiona na działanie słońca i wiatru oraz jednocześnie, im więcej gatunków roślin w niej rośnie i dostarcza regularnie martwej materii do rozkładu. Według tej zasady działa większość ekosystemów lądowych na Ziemi, w szczególności w naszych warunkach klimatycznych.

Na przykładzie funkcjonowania przemysłowego rolnictwa można prześledzić, jak bardzo oddzielamy się od tych metod funkcjonowania. Współczesne rolnictwo przemysłowe jest oparte na wielkich monokulturach roślin trawiastych. Coroczne niszczenie struktury gleby wskutek głębokiej orki oraz wystawienie wierzchnich warstw na działanie szkodliwych promieni słonecznych powoduje ubożenie tego ekosystemu i zamianę w pustynię. W umiarkowanym klimacie natura broni się przed odsłonięciem gleby poprzez ekspansję szybko rosnących gatunków roślin jednorocznych, które powszechnie nazywa się chwastami. Niemniej przemysłowe rolnictwo niszczy te starania w zalążku, stosując herbicydy. Monokultury, rosnące w nienaturalnym środowisku, w nienaturalny sposób, narażone są na szkody wyrządzane m.in. przez owady. Rolnictwo przemysłowe rozwiązuje ten problem poprzez stosowanie pestycydów. Ekosystem, w tym gleba, traktowane w ten sposób z roku na rok tracą wartości odżywcze i nie są w stanie podtrzymać samodzielnie życia i wydawać plonów, które jej narzucamy. Rolnictwo przemysłowe rozwiązuje ten problem poprzez stosowanie nawozów sztucznych. Wyjałowiona, odsłonięta gleba jest szczególnie narażona na erozję wiatru i wysuszenie. Rolnictwo przemysłowe rozwiązuje ten problem poprzez ekstensywne nawadnianie, przy wykorzystaniu zasobów wody podziemnej. W tym felietonie nie chciałbym się skupiać na szkodliwości tych wszystkich sztucznych działań opartych w większości o środki chemiczne, dość łatwo można znaleźć wyniki badań na ten temat. Niemniej jednak tym, na co chciałbym zwrócić szczególną uwagę jest odcinanie się od naturalnych procesów, przez co życie musimy podtrzymywać w sztuczny i coraz bardziej energochłonny sposób.

Jednocześnie, ściółkowanie jest naturalnym rozwiązaniem każdego z elementów potencjalnie szkodliwych hodowli: zatrzymuje wilgoć blisko gleby, osłania glebę przed działaniem słońca i wiatru, powstrzymuje wzrost chwastów i użyźnia glebę, poprzez przetwarzanie naturalnej materii ściółki i stopniowe zwiększanie warstwy biologicznej gleby. Naturalnie, ściółkowanie nie jest techniką, którą można zastosować zawsze i wszędzie. Ma również swoje wady, na przykład poprzez wygłuszenie większości chwastów, promuje niektóre gatunki, przede wszystkim rozmnażające się przez kłącza, np. perz. Niemniej z pewnością może być stosowane bez większych modyfikacji do uprawy niektórych warzyw tj. ziemniaków, cebuli, rzodkwi, sałat i wielu innych. Tę technikę można również modyfikować dla innych gatunków. Na przykład warzywa kapustne lepiej sobie radzą na ściółce, która pokrywa wały ziemne usypane w duchu metody hugelkultur1, a część warzyw dłużej rosnących np. marchewek można uprawiać w grządkach podwyższonych (również ściółkowanych).

Dynie wyhodowane w ściółce z siana i końskiego nawozu. Fot. Anna Korn-Barcikowska
Dynie wyhodowane w ściółce z siana i końskiego nawozu. Fot. Anna Korn-Barcikowska

Ściółkowanie to tylko jedna z technik wypracowana w duchu permakultury, która pomaga zachować elastyczność oraz odporność na zmieniające się warunki. Jest ich jednak więcej, z czego najprostszym przykładem jest dbanie o bioróżnorodność upraw i niedopuszczanie do powstawania monokultur. Hodowca nie jest wtedy uzależniony od jednego zbioru, który może zostać zniszczony przez suszę, szkodniki, czy nagły opad gradu: pozostają mu również inne uprawy, najpewniej niedotknięte przez szkodę albo dojrzewające w innym okresie niż ten, w którym wystąpić zjawisko szkodliwe. Większa bioróżnorodność to również wspieranie skomplikowanych łańcuchów zależności pomiędzy poszczególnymi uczestnikami ekosystemu, których jednym elementem jest nasza uprawa. Za przykład podaję obserwację z własnego ogrodu. Wczesną wiosną w grządkach usypanych z zeszłorocznego siana zauważyłem zimujące jaszczurki. Zwierzęta korzystały z ciepła i wilgoci zapewnianego przez kilkudziesięciocentymetrową warstwę siana, jak również z ochrony przed drapieżnikami. Natomiast obecnie wśród kapusty, kalafiorów i brokułów obserwuję brak szkód wyrządzanych przez ślimaki. Przyczyną nie jest brak ślimaków, ponieważ tuż za płotem i u sąsiadów jest ich pod dostatkiem. Okolica obfituje również w wilgotne obszary torfowe. Nie stosowałem też żadnych środków ochrony roślin. Wykluczam po kolei kolejne czynniki, które mogłyby się przyczynić do kontroli populacji ślimaków. Jaszczurki są coraz bardziej podejrzanym kontrolerem, który niejako zadomowił się w stworzonym w ogrodzie kolejnym elemencie sprzyjającym bioróżnorodności.

Projektując i zarządzając systemem, w tym gospodarstwem, w duchu zwiększania bioróżnorodności i elastyczności w kontekście zmian warunków zewnętrznych, możemy przyczynić się do stworzenia wielu nowych zależności, których nawet nie podejrzewaliśmy na wstępie. Umiejętna i uważna obserwacja procesów zachodzących w naturze może nam dać nieskończoną liczbę wskazówek i podpowiedzi, jak powinniśmy działać, aby nie tylko przetrwać, ale również zapewnić sobie i kolejnym pokoleniom godne warunki życia. Postępowanie wbrew naturalnym procesom nie prowadzi do niczego dobrego. Przykładem takiego działania jest monokulturowa pustynia kukurydzy lub pszenicy pozbawiona życia, jak również gwałtowny wzrost uczucia wyczerpania czy wręcz depresji spowodowanej zbyt intensywnym wysiłkiem, w okresie w którym natura odpoczywa (czyli grudniowa, przedświąteczna gorączka zawodowa i prywatna).

Permakultura natomiast daje nam mnóstwo wskazówek i proponuje wytyczne, które należy uwzględniać przy projektowaniu zarówno systemów, jak i własnego postępowania. W odróżnieniu jednak od abstrakcyjnych wymysłów ludzkiej inteligencji, takich jak wakacje czy rozliczanie wyników pracy z końcem roku kalendarzowego, permakultura podaje jedynie wskazówki wynikające z obserwacji naturalnych procesów oraz tego, jakie miejsce może w nich znaleźć człowiek. Jako uczestnicy globalnego systemu ekologicznego mamy większe szanse na przetrwanie cywilizacji oraz gatunku. Natomiast w oderwaniu od niego, działając na przekór naturalnym zasadom możemy skończyć jak kolejna monokultura kukurydzy: skazana na wieczne wspomaganie chemiczne, które nie może trwać w nieskończoność.

Adam Barcikowski

Adam Barcikowski – doktor nauk prawnych i ekonomista, projektant permakultury, prowadzi niewielkie gospodarstwo permakulturowe na skraju Puszczy Kampinoskiej, autor powieści i opowiadań fantastycznych.

Przypisy:
1. Z niemieckiego, uprawa na wzgórzach. Technika uprawy wzorowana na starożytnych metodach stosowanych w północnej i centralnej Europie, polegająca na tworzeniu podwyższonych grządek w formie wałów o różnych warstwach organicznych, głównie z martwego drewna, liści, gałęzi, kompostu i ziemi.