Zgrzyt
Infracienkie
„Światekst” to jedno z moich ulubionych słów-miejsc. Słowo konkretne autorstwa Stanisława Dróżdża – artysty, z którym często mogłam w moim mieście „pogadać”, mijając na fasadzie Górnośląskiego Centrum Kultury (obecnie Miasto Ogrodów) zmultiplikowany spójnik „lub”. Mój osobisty „światekst” zmieniał się i poszerzał o nowe znaki, alfabety, konteksty i doświadczenia. Słowo „lub” nadal jest w nim dyskretnym przypomnieniem o różnych ścieżkach, rozwarstwieniach, alternatywach, o złożoności świato-tekstu, w którym jestem. Za tym „lub” kryje się poczucie ulgi, że nie da się wszystkiego twardo i binarnie definiować, bo świat tak po prostu nie działa. Zawsze jest jakieś „między”, przestrzeń zagubienia, zawieszenia, szukania znaczeń, jak w instalacji o tym samym tytule.

Do dróżdżowych pojęciokształtów, dodałabym słowo ZGRZYT. Zgrzyt, za którym często pojawiał się wyrzut, że – no jak to tak – miało być białe, a pojawiła się smuga czerni, miało być płaskie – nie było, zamiast gładkie okazywało się szorstkie, zamiast proste – pokrętne.
Zgrzyt, czy właściwie zgrzyty, były dla mnie częścią uczenia się życia. Te, z którymi przychodziło rozczarowanie, czasem złość, poczucie bycia oszukanym i te, które pomagały zrozumieć, że to co pomiędzy jest naturalne, prawdziwe i tylko czasami odchyli się w jedną lub drugą stronę, najczęściej za sprawą włożonej w ten balans pracy lub sztuki. Z czasem ten „zgrzyt” stał się przewidywalny, pozbawiony „oceny”, ale o wiele bardziej skłaniający do refleksji nad wolą i tworzeniem własnych pojęć w świato-tekście. Mój ZGRZYT zatoczył krąg, by płynnie przejść w dobrze znane, mijane wielokrotnie, nienachalne „LUB” i terapeutyczne wręcz „MIĘDZY”.
Zgrzyt, który zjawia się nie po to, by nas usprawiedliwiać, ale uczyć czasem odpuszczać, nie oceniać i szukać rozwiązań. Zgrzyt, który warto jednak usłyszeć, by umieć czasem oderwać się od kompa i wyjść do lasu, by walcząc o prawa człowieka, nie zaniedbać siebie i bliskich, by działając dla idei, stąpać ciągle po ziemi. Jak w każdym tekście, partyturze, zgrzyty i błędy są po coś, a między kolejnymi przychodzi zrozumienie sztuki wyboru i słowa „lub”.
Dagmara Stanosz