Migranci przypominają nam o rachunku do zapłacenia
Okruchy ekozoficzne
Dyskusja dotycząca tzw. nielegalnych migrantów przypomina przerzucanie się gorącym kartoflem. Ten, kto go złapał, próbuje zrobić wszystko, by się go jak najszybciej pozbyć. Najlepiej przekazując go komuś innemu w ten sposób pozornie rozwiązując problem. Próbujemy też budować mury, zasieki i uszczelniać miejsca, przez które mogłyby przedostać się kolejne niechciane „gorące kartofle”. A one napierają bez pardonu i nic nie wskazuje, by to się miało zmienić.
Zamykając się szczelnie w swoim europejskim domu, chcemy ochronić nasz styl życia i wartości, do których tak bardzo jesteśmy przywiązani. Obcy mogą nam to wszystko zabrać, a na pewno uszczuplić nasze zasoby i zmniejszyć poczucie bezpieczeństwa. Te obawy mają swoje psychologiczne uzasadnienie. Jednym z podstawowych mechanizmów życia społecznego jest dzielenie ludzi na „swoich” i „obcych”. Wszyscy to robimy. I nie może być inaczej, bo takie zabiegi pozwalają lepiej się adaptować i w ewolucyjnej przeszłości były gwarantem przetrwania. Oczywiście sam podział na swoich i obcych nie musi prowadzić do poważnych problemów. Ale może. Psychologia społeczna w oparciu o obserwacje wielokulturowych społeczności rozpoznała warunki, w jakich dochodzi do uprzedzeń, dyskryminacji, a ostatecznie do konfliktów, przemocy i rozlewu krwi. Ludzie różnych kolorów skóry, religii, tradycji i wartości mogą żyć razem w pokoju, gdy żywotne potrzeby wszystkich są względnie zaspokojone. Bezpieczeństwo, dobrobyt, sprawiedliwość społeczna, dostęp do pracy i zasobów – to warunki, które pozwalają żyć razem w zgodzie różnorodnym społecznościom. Jeśli jednak w tym układzie zaczyna coś szwankować: pojawia się kryzys ekonomiczny, bezrobocie, ograniczony dostęp do zasobów, to ludzie zaczynają widzieć Innych („nie swoich”) jako zagrożenie. Pojawiają się napięcia, rośnie polaryzacja, aż w końcu wystarczy iskra, by spowodować wybuch. W dobrych czasach ludzie są dla siebie dobrzy, ale gdy przychodzą ciężkie czasy, gotujemy dla Innych straszliwy los. Wielokrotnie to przerabialiśmy.
W tym kontekście otwartość na migrantów, przygarnianie ich jest proszeniem się o problemy. Jeśli nie teraz, to na pewno w jakiejś nieokreślonej przyszłości, bo przecież dobre czasy nigdy nie są wieczne.
Czy w związku z tym mamy zamknąć się w wysokiej wieży otoczonej fosą i tam wśród „swoich” cieszyć się wypracowanym bogactwem i wygodą oraz używać życia do woli? Bo przecież jesteśmy w tym mistrzami świata. Ale paradoksalnie właśnie to jest jedną z przyczyn obecnej fali migracji. Z powodu rozpasanego stylu życia bogatej Północy, Globalne Południe boleśnie doświadcza skutków zmian klimatu: suszy, powodzi, załamania się rolnictwa, a za tym – konfliktów i wojen. Im bardziej tu w Europie i w Ameryce Północnej mamy wypieszczone życie, tym bardziej tam na Południu ludzie cierpią niedostatek. Nasz styl życia oparty jest na bezwzględnej eksploatacji przyrody. Zaciągnęliśmy i dalej zaciągamy potężny dług środowiskowy, jednak jego koszty głównie ponoszą mieszkańcy Globalnego Południa. To oni płacą nasze rachunki, próbując przetrwać w miejscach, które coraz mniej nadają się do życia! I oto właśnie ci ludzie przyjeżdżają do nas, by wystawić nam odpowiedni kwit. Ich obecność u nas jest kosztem naszego życia ponad stan. Brak gotowości do jego przyjęcia wygląda jak chęć uniknięcia zapłacenia za obfity obiad, który właśnie zjedliśmy.
Napierający migranci są jak komornik, który przychodzi zająć nasze aktywa, bo nie chcemy dobrowolnie zapłacić za przeszłe i obecne życie, które odcisnęło się negatywnym piętnem na środowisku. Sprawiedliwość wymaga, by za to wszystko zapłacić, by przyjąć na siebie koszty, które do tej pory tak lekkomyślnie przerzucaliśmy na niewinnych ludzi.
Pozostaje więc przyjmowanie migrantów u siebie. I jednocześnie wiemy już, że może to być bomba z opóźnionym zapłonem. Idą ciężkie czasy, a to nie wróży najlepiej procesom społecznym w zróżnicowanym etnicznie środowisku. Ale wyobrażanie sobie, że możemy rozwiązać problem szczelniej się zamykając i broniąc granic jest zaklinaniem rzeczywistości. Nie wspominając już o niesprawiedliwości takich działań.
Rozlaliśmy mleko. Nawarzyliśmy piwa. To już się stało i się nie odstanie. W tej sytuacji nie ma dobrych rozwiązań. To czas płacenia rachunków. I będzie to bolało. Nie unikniemy tego wspólnego przeznaczenia.
Ryszard Kulik
Szkoła Integralnej Ekopsychologii (SIE)
VI edycja styczeń – lipiec 2026 rok. Osobisty proces wewnętrznej przemiany na poziomie wiedzy, emocji i świadomości połączony z działaniem na rzecz przyrody i świata. 12 tematów, 28 dni, 224 godziny zegarowe.
Szkoła Trenerska Eko-Psychologii (STEP)
I edycja październik 2025 – czerwiec 2026. Nauka pracy z grupami i rozwój kompetencji trenerskich w nurcie ekopsychologicznym. 14 tematów, 32 dni, 256 godzin zegarowych.
Nowe rezerwaty – wspieram
Wrzesień 2025