DZIKIE ŻYCIE Wywiad

O środkach przekazu i filozofii akcji z Lucyną Winnicką

Janusz Korbel

Po powrocie ze świata mam smutne refleksje nt. choroby cywilizacyjnej, która jak dżuma rozchodzi się i dociera już do najdalszych zakątków.

z listu Lucyny Winnickiej

Kapitan Paul Watson, jeden z legendarnych założycieli Greenpeace’u, który później założył własną organizację Sea Shepherd i dowodząc jej „flotyllą” ratuje foki, delfiny i wieloryby, napisał niedawno: „Środki przekazu nie są zainteresowane faktami. Zainteresowane są dramatem, skandalem, przemocą i seksem. Bez atrakcyjnych obrazków, żaden temat nie zainteresuje telewizji, podobnie jak prasowy reportaż: „żyje” dzięki sensacyjnym zdjęciom. Jeśli nie nauczymy się korzystać ze środków przekazu i manipulować nimi, będziemy przez nie całkowicie pomijani. Dlatego mówmy zawsze jak najprościej i jak najgłośniej. Nie bawmy się w wyjaśnienia. Ignorujmy kierowane do nas pytania – jeśli zbaczają z tematu – i mówmy wprost o co chodzi W środkach przekazu nie ma żadnego obiektywizmu. Jeśli używa się słów o obiektywności to jest to tylko strategia i tylko głupiec może uwierzyć w coś takiego w kulturze mediów. Ale to właśnie media kreują rzeczywistość. Prawdą jest tylko to, co zostało nadane w telewizji. Społeczeństwo wierzy ślepo w to, co mu się mówi”.

Gdy niedawno byłem w kompleksie telewizji na Woronicza zdałem sobie sprawę, jakie to królestwo (dobrze strzeżone przy pomocy uzbrojonych ochroniarzy) władania informacją. Ci, którzy chcą władać umysłami milionów, na pewno nie będą toczyli bitwy w obronie Puszczy Białowieskiej, ale gotowi są zaangażować wszystkie środki by bronić swoich wpływów w telewizji i innych mediach. Tymczasem nasza planeta Ziemia ginie naprawdę – przy opuszczonej kurtynie, a światła reflektorów skierowane są na marionetki politycznych kłótni. Co powinniśmy zrobić, czy nadszedł czas dramatycznych akcji w obronie Ziemi? Czy można skutecznie ratować dzikie życie bez przebicia się do środków przekazu, a więc bez akcji spektakularnych, dramatycznych, skandalizujących? Czy mogłabyś to skomentować?

Lucyna Winnicka: Zgadzam się jak najbardziej z uwagami na temat opiniotwórczej i manipulacyjnej siły środków przekazu, szczególnie telewizji. Uważam ją również za najpotężniejszego wychowawcę społeczeństwa i niestety – sprawcę wielu klęsk społecznych, takich jak wzrastająca przestępczość (zwłaszcza wśród młodzieży i dzieci), degradacja wzorów osobowych, obniżenie norm etycznych i poziomu przeciętnego człowieka. Najlepszym przykładem są badania ukazujące spadek czytelnictwa, uczestniczenia w imprezach kulturalnych, na rzecz oglądania kryminałów i horrorów licznie nam proponowanych na małym ekranie. Mord, agresja, brutalność wkraczają do naszych domów, nieproszone, bo nigdy nie wiadomo jaki krwawy obraz zobaczymy po naciśnięciu guzika. Zabójstwo staje się normalnym sposobem załatwiania spraw. Również zabójstwo zwierząt i lasów. Trzeba więc protestować, czasem ostro, lecz nie wydaje mi się słuszne używanie skandalizujących akcji jako zasady dawania znać o swoich ideach ochrony życia człowieka i przyrody. Trzeba innego pomysłu, by zwrócić uwagę i nie budzić przy tym negatywnych emocji. Uzyskanie własnego czasu – telewizyjnego kanału czy programu – jest właściwszym sposobem porozumiewania się ze społeczeństwem, które z natury swej jest dobre i chce nas rozumieć.

Znakomitym przykładem dobrego pomysłu była wasza akcja na placu Zamkowym w obronie puszczy – wielkie brawa – niestety, sama nie mogłam uczestniczyć, bo miałam wtedy inne „akcje” na głowie.

Ten sam Paul Watson powiedział też o duchowym fundamencie wojownika planety Ziemia. Powiedział, że najważniejszym aspektem tej postawy jest wewnętrzna dyscyplina i oczyszczenie własnego serca z antropocentryzmu. Watson, podobnie jak każdy zaangażowany w obronę życia na Ziemi, zwraca uwagą na potrzebę skupienia się na chwili obecnej, na procesach zachodzących dzisiaj. Uczeni badają przeszłość, o przyszłości myślą marzyciele: walczący o przetrwanie życia na Ziemi powinni być bogaci w wiedzę naukowców i perspektywę marzycieli, ale nie mogą zapominać o tym, że właśnie teraz decydują się nasze losy. Tzw. ludzie religijni, ludzie związani z wielkimi religiami naszego świata byliby śmiertelnie oburzeni, gdyby ktoś zbezcześcił Czarny Kamień w Mekce, albo katedrę Świętego Piotra w Rzymie. Z pewnością sprawcy takich czynów byliby bardzo surowo ukarani. Tymczasem każdego dnia drwale bezczeszczą boską katedrę Życia wycinając ostatnie białowieskie wielkie dęby i lipy, ostatnie wielkie sekwoje w Oregonie i drzewa tropikalne na Borneo. Z pewnością zniszczenie nawet najbardziej czczonego monumentu religijnego nie powoduje tak katastrofalnych skutków jak wycinanie starych drzew i puszcz, których nie stworzył człowiek, lecz genialna Natura, i których człowiek nie jest w stanie odbudować. A jednak nasza „religijność” tego nie dostrzega. Czy nie zgubiliśmy gdzieś prawdziwej duchowości? Jak to naprawić?

Zgadzam się, że wewnętrzna dyscyplina i oczyszczenie własnego serca jest najważniejszym zadaniem dzisiejszego człowieka. Może dlatego, że tak bardzo zostały te sprawy zlekceważone. Dyscyplinę zastąpił tzw. luz, a oczyszczanie się ograniczono do higieny ciała i pomieszczeń – to, co niewidoczne przestało być najważniejsze.

Religijność skupia się bardziej na materialnych symbolach niż na swej istocie, stąd tak wielkie przywiązanie do świątyń, obrazów i kamieni symbolizujących bóstwa. Nie zgodziłabym się jednak z lekceważeniem tworów ręki, ducha i serca ludzkiego, jakimi są dzieła sztuki takie jak katedra św. Piotra w Rzymie i trudno stawiać na jakiejkolwiek szali i ważyć: drzewo czy katedra tak jak nie można jednoznacznie rozstrzygać, który z niewinnych ma iść pod topór. To również skutek gubienia prawdziwej duchowości. Naprawić, zapobiec doraźnie można jedynie przez bardzo wysokie kary.

Różne formy treningu i samodyscypliny mogą być pomocne w ratowaniu życia. Pomocny może być także trening psychoterapeutyczny. Czy można jednak leczyć skutecznie naszą „jaźń” nie zajmując się równocześnie całym jej kontekstem: zatrutym i zabijanym środowiskiem? Czy aby (w całym tym new age’owskim nurcie, który całkiem nieźle się sprzedaje) nie przechylamy zbytnio szali na stronę masażu swojego własnego ego, unikając prawdziwych wyzwań? W tradycji buddyzmu zen jest taki koan (zadanie dla ucznia) mówiący o człowieku, który wpadł do lochu. Uczeń ma zademonstrować swoje zrozumienie tej sytuacji. Jeśli uczeń siada w medytacji lub zaczyna się „modlić”, to jest to najgorsze z możliwych rozwiązań, bo oddziela się od prawdziwego problemu. Kiedy jest czas medytacji, wówczas należy medytować, ale kiedy nadejdzie czas protestu, powinniśmy protestować jak najbardziej czynnie. Czy Twoim zdaniem religie mogą wyzwolić aktywną energię w obronie ginącej matki – Ziemi?

W tym punkcie została wyłożona filozofia wojownika, na którego przyszedł „czas wojowania”. Są inne postawy, przez które kolejno, w różnych okresach przechodzimy. Chwila medytacji po wpadnięciu do lochu może być potrzebna jako powrót do równowagi, ocena sytuacji, przygotowanie do rozważnej akcji. Religie, moim zdaniem, zawsze mogą pomóc w wyzwalaniu aktywnej energii. Nie zawsze jednak kierują ją na właściwe działania. Tu decyduje człowiek sam za siebie i temu często może służyć medytacja”.

Rozmawiał Janusz Korbel

Grudzień 1994 (7/7 1994) Nakład wyczerpany