DZIKIE ŻYCIE

Listy od uczestników obozu na Górze Świętej Anny

O manifestacji w Opolu:

Przede wszystkim zrobiła na mnie wielkie wrażenie autentyczność i spontaniczność osób biorących udział w manifestacji, wiele z nich po prostu tryskało energią. Myślę, iż działo się tak dlatego, iż tym razem w naszej grupie dominowali nie „starzy znajomi”, ale „nowe twarze”. Te „nowe twarze” to wielu młodych ludzi mieszkających i działających na miejscu, na miejscu zagrożonym. Widać było, iż oni rzeczywiście chcą bronić tego lasu, tej przyrody swojej przyrody. Prawdziwość ich działań objawiła mi się jeszcze mocniej, kiedy wracając na dworzec zobaczyłem inną manifestację. To demonstrowali działacze broniący województwa opolskiego. Nie występuję przeciwko istnieniu woj. opolskiego. Pozwolę sobie jednak zauważyć, iż owa obywatelska manifestacja nie sprawiła na mnie wrażenia autentycznego odruchu społecznego.

Pomyślałem, iż to chyba urzędnicy po skończeniu godzin pracy w biurze ustawili się w rządek i pomaszerowali bronić województwa; takie samo spontaniczne zaangażowanie społeczeństwa, jak podczas nie tak jeszcze odległych pochodów l-majowych w naszym kraju. W dodatku ów ruch obywateli broniących województwa to było w tym przypadku niewiele więcej niż kilkunastu panów w garniturach. W naszej akcji zaś uczestniczyła setka ludzi, w większości także z Opolszczyzny, ale ludzie ci pojawili się nie po wyjściu z pracy w urzędzie, ale zupełnie dobrowolnie i spontanicznie po to, by bronić dzikiej przyrody. W pamięci utkwiły mi także słowa Wojewódzkiego Konserwatora Przyrody, który usiłował nas uspokajać, mówiąc m.in., iż chronione gatunki będą przenoszone z trasy budowy autostrady na inne miejsce. Ja w takim razie zapytuję, dlaczego to akurat przyroda ma być przenoszona, a nie autostrada Zwłaszcza, że: Trzeba zdać sobie sprawę z faktu, że sztucznie stworzone stanowisko rzadkiego gatunku nigdy nie będzie miało tej rangi przyrodniczej, co jego stanowisko naturalne [Jermaczek A., Pawlaczyk P., Poradnik lokalnej ochrony przyrody, wyd. I, s. 133]. Tak samo nie przekonały mnie argumenty, iż taką lokalizację autostrady zaakceptowała Wojewódzka Komisja Ochrony Przyrody, na której autorytet i fachowość się powoływano. Członkami WKOP są niewątpliwie znakomici znawcy przyrody. Jednak WKOP, w moim odczuciu, nie jest organem niezależnym, ani też organem mogącym wydać opinię sprzeczną z oczekiwaniami decydentów. Wystąpienie Wojewódzkiego Konserwatora Przyrody utwierdziło mnie w przekonaniu, iż priorytetowym zadaniem administracji ochrony przyrody jest ochrona polityki władz państwowych, a ochrona przyrody stoi dopiero na drugim planie.

Krzysztof Henel, Książenice

O spotkaniach z ludnością i rozmowach z drzewami:

Trudno mi pisać o autostradowym problemie. Zbyt dużo w tym wszystkim zakłamania, oszustwa i poniżania, zarówno w stosunku do człowieka, jak i przyrody. Mam wrażenie, że finansjera do spółki z fachowcami i politykami złożyła społeczeństwu „propozycję nie do odrzucenia”, czyli program budowy autostrad, którymi podróżować będziemy do Europy i na których zarobimy krocie. Kiedy na Górze Św. Anny i w Wysokiej odwiedzaliśmy mieszkańców, aby poznać ich opinie, nadzieje i obawy związane z lokalizacją budowy ludzie, często bardzo rozżaleni, wyrażali swoje niezadowolenie. Zaskoczyła mnie bardzo mała świadomość i wiedza dotycząca strat jakich będą doświadczać latami. Kiedy mówimy o rzeczywistych kosztach, jakie poniosą słuchają i coraz bardziej smutnieją. Ktoś pokazuje stertę podań, odwołań i opowiada jak to wojewoda opolski w odpowiedzi na pytanie o koszta rzekł „ktoś przecież stracić musi”! Rolnicy opowiadają: Przyszli pan geodeta z panem rzeczoznawcą, kopnęli w furtkę, wymierzyli, oszacowali i oznaczyli grunta nie pytając nawet o zgodę właściciela. Jak w gangsterskim filmie, tyle że argumentem nie do odrzucenia było wywłaszczenie bez odszkodowania. Okłamani, zdezorientowani, poróżnieni nie są zdolni do jakichkolwiek świadomych, stanowczych postaw w wyrażaniu swoich obaw czy niezgody. Mieszkańcy Góry św. Anny i Wysokiej zostali zepchnięci na margines spraw „ważnych i oczywistych”.

Smutne to i pogubić się można. A to nie sprzyja działaniu. Dobrze, że ktoś przypomniał nam, po co tutaj przyjechaliśmy. Poszedłem z przyjaciółmi. nocą tam gdzie Ziemia urodziła Drzewa. Wyciszmy siebie. Niech odejdą myśli zbędne i niespokojne. Przytuliłem wilgotne, parujące Drzewo. Pełne tajemnych mocy. I prosiłem, aby wystarczyło sił. Na dzisiaj, jutro i kiedy przywoła mnie w potrzebie. Niech powiedzie się nasza misja i to co ma się wydarzyć nazajutrz. Wracamy w milczeniu. Ktoś płacze. Rytuał się spełnił, ale nie skończył. Przekonałem się o tym kilka dni później, kiedy poszedłem na spacer i zabłądziłem w lesie. Klucząc w deszczu, troszeczkę zdenerwowany, spiesząc się, aby zdążyć na umówione spotkanie, wyszedłem ku mojemu zdziwieniu w miejscu, gdzie spotkaliśmy się nocą. Zatrzymałem się. Kilka metrów ode mnie kołysało się „moje” Drzewo. Nie wiedząc co począć przytuliłem je ponownie. Przypadek? Nie, ja wierzę że wszystko jest ze sobą związane. Po wypowiedzianej i spełnionej prośbie przychodzi czas na wdzięczność i pokorę. Za wszystko czego doświadczyłem przez te kilka dni tutaj, na Górze Świętej Anny dziękuję.

Maciek Przybylski, Kostrzyn n/Odrą

O tajemniczym TMB:

Pewnie zastanawiacie się co kryje powyższy skrót? Myślę, że jego znaczenie większości z was jest znane, a na pewno znane jest wszystkim tym, którzy uczestniczyli w obozie dla Strażników Miejsc Przyrodniczo Cennych na Górze św. Anny. W swojej walce z autostradami i filozofią „więcej i szybciej” spotykam się z TMB na każdym kroku. Jest on ostateczną odpowiedzią na wszystkie moje argumenty. Tymi trzema słowami można dzisiaj usprawiedliwić każdy kretynizm. Za TMB kryje się apatia większości ludzi w Polsce, ich lenistwo intelektualne, zakompleksienie, brak jakiejkolwiek wiary w to, że samemu można kształtować rzeczywistość wokół siebie. Za nim również kryje się choroba braku woli, działania i walki o swoje prawa. Magiczny zwrot „tak musi być”. Gdy obchodziliśmy gospodarstwa na Górze św. Anny bardzo często towarzyszył nam w rozmowach z miejscową ludnością o autostradzie. „Tak musi być. Nic nie zmienimy. Tak jest na całym świecie. My chcemy do Europy, więc autostrady muszą być. Ludzie kupują coraz więcej samochodów i muszą gdzieś nimi jeździć. Dzieci, świata nie zmienicie, tak musi być”. W jednym z domów rozmawiamy z gospodynią, która za nic nie chce się przekonać, że autostrada to nie dobro. Zadaję jej w końcu pytanie: „Czy jeżeli tuż obok pani domu zaczęliby budować Hutę Katowice to czy pani by się na to zgodziła? – Jeżeli tak by miało być, to tak. Tak Musi Być”…

Rafał Górski, Łódź

O dobrej nadziei:

Miejsce to nie miało dla mnie szczególnego znaczenia. Pamiętałam tylko, że byłam tam kiedyś przejazdem z siostrą. Zmęczona dużym miastem oraz nie ukończoną sesją wysiadłam z pociągu w Zdzieszowicach, nie wiedząc zupełnie; w którą stronę się udać. Była bardzo jasna noc. Idąc na skróty przez las powoli zaczynałam go czuć. Wspaniałe, ogromne buki o czymś mi przypominały. Nie wiedziałam dlaczego, lecz wszystko wydawało mi się znajome. I nagle w środku lasu ukazał się w świetle księżyca ogromny amfiteatr.

Wtedy zrozumiałam. Byłam już tutaj. W uszach zabrzmiały mi słowa: „Nie hałasujcie dzieci. Pamiętajcie, że w lesie jesteście gośćmi i jeśli nie będziecie się grzecznie zachowywać to zwierzątka, które tu mieszkają więcej was nie zaproszą”. Nie wiem, czy nasza pani wiedziała o planowanej tu budowie autostrady i pogwałceniu praw gospodarza i obowiązków gościa, w każdym razie dzięki temu, że kiedyś nas tu przywiozła, poczułam się jak w domu. Wiedziałam już, że będę starała się obronić to miejsce, które z każdym dniem na obozie nabierało większego dla mnie znaczenia. Nawet zmuszona wracać w połowie warsztatów do dusznego miasta, podczas pisania egzaminu z fizyki, myślami byłam w lesie, przy drzewach przeznaczonych do wycięcia, które oglądaliśmy na jednej z wycieczek. Szybko wsiadłam do pociągu, ledwo zdążając na manifestację w Opolu, po której czując, że wreszcie coś zrobiłam dla Góry tańczyłam, grałam i śpiewałam (nie ja jedna zresztą) słowa piosenek naszego „pracownianego” barda z Ciborza w przyjaznym nam PTSM-ie na Annie. Z trudem rozstawałam się z tym miejscem. Wiele trzeba jeszcze zrobić, aby zostawić to co istnieje, jednak pełna jestem zapału i dobrej nadziei.

Joanna Milewska, Jastrzębie Zdrój

Kwiecień 1998 (4/46 1998) Nakład wyczerpany