DZIKIE ŻYCIE

Mądrość wody

Monika Stasiak

Kiedy świat był młodszy, a ludzkie uszy bardziej skore do słuchania dawnych opowieści, bardowie Celtów siadywali w cieniu Świętych Gajów, by wsłuchując się w szmer wody w strumieniu, snuć taką oto historię:

Daleko na Zachodzie, w Tir-n’an-Og, Ziemi Wiecznej Młodości stoi potężny zamek, którego właścicielem jest nie kto inny, tylko sam Manannan mac Lir, bóg morskich głębin. Pod murami budowli, otoczona przez dziewięć starożytnych drzew leszczyny, znajduje się studnia, promieniejąca nieziemskim blaskiem. Jeśli wędrowiec docierający do jej brzegów ma szczęście, dostrzeże Łososia zamieszkującego jej wody. Ilekroć wiatr porusza gałęziami drzew, ich orzechy spadają w głąb studni, a Łosoś zjada je jeden po drugim, zyskując w ten sposób całą mądrość świata. Wielu znalazło się na przestrzeni dziejów śmiałków, którzy próbowali złowić Łososia – wierzono bowiem, że ten, kto go zje, posiądzie całą jego wiedzę, stając się najmądrzejszym z ludzi. Znamienne, że nigdy ci, którzy najbardziej pragnęli owej wiedzy, nie zdobywali jej, a zamiast tego trafiała ona do tych, którzy najmniej się jej spodziewali, nie sądząc nawet, by mogli być jej godni…


Nie dlatego rzeka rozlewa, że jest złośliwa czy niszczycielska, ale dlatego, że pragnie zająć na nowo należne sobie miejsce. Fot. Monika Stasiak
Nie dlatego rzeka rozlewa, że jest złośliwa czy niszczycielska, ale dlatego, że pragnie zająć na nowo należne sobie miejsce. Fot. Monika Stasiak

Jaką to mądrość zgłębił święty Łosoś druidów, a jakiej złaknieni byli wodzowie, myśliciele i poeci? Tego mity nie mówią, jednak gdy spróbujemy całymi sobą wniknąć w istotę żywiołu wody, kiedy pozwolimy jej odwiecznym nurtom poprowadzić się tam, skąd wszystko bierze swój początek, być może natrafimy na ślad owej pradawnej wiedzy i spróbujemy przywołać ją znów do życia teraz, gdy tak bardzo jest naszej cywilizacji potrzebna.

Spoglądam na chybotliwe lustro wody przed moimi oczami i wiem, że nie musi ograniczać mnie powierzchnia rzeczy, że mogę za jej pośrednictwem zstąpić spiralnymi korytarzami daleko w głąb Ziemi. Tam ciągną się tunelami bez końca naczynia krwionośne Gai – wody podziemne w ich ustawicznym ruchu i wrzeniu. Rzeki wymywają monumentalne arterie, nie znajdując przeszkody, która byłaby w stanie je zatrzymać. Ze stalaktytów skapuje kropla po kropli woda nasycona materią skalną, by cierpliwie budować je ku dołowi. Nie spieszy się. Ma czas.

Tam, gdzie zbiegają się skalne korytarze, rozlewa się szeroko podziemne jezioro. Jest w jego ciemnych wodach jakiś majestat, którego nie sposób wyrazić. Dopiero po chwili wsłuchiwania się w ciszę tego miejsca, uświadamiam sobie, że oto znajduję się we wnętrzu katedry, w świętym łonie Ziemi, wypełnionym wodami stworzenia. Tu, w czarnych wodach jeziora, znajdują się niezróżnicowane jeszcze zalążki wszystkiego, co kiedykolwiek istniało, nieukształtowana brutalnością formy pramateria, czysta potencjalność tak wysycona pierwiastkami rzeczy, że zda się być od nich gęsta. Tu mogę powracać, ilekroć poczuję, że trzeba mi odnowy i oczyszczenia, że muszę zbudować siebie na nowo, gdy to, co stare, zużyło się i straciło swój wyraz. Tu jestem u zarania rzeczy – mogę być skałą, drzewem albo wężem. Teraz jednak czuję, że powinnam stać się łososiem, by w tej postaci choć otrzeć się o cień mądrości, o której opowiadają dawne mity.


Nie wybiera, nie różnicuje na lepszych i gorszych, bo przecież życie to Ona. Fot. Monika Stasiak
Nie wybiera, nie różnicuje na lepszych i gorszych, bo przecież życie to Ona. Fot. Monika Stasiak

Płynę, tym razem nie pod prąd strumienia, a z jego biegiem, wartko i dynamicznie. Skały, meandry, spiętrzenia, progi wodospadów – strumień nie zna przeszkody, jest samym życiem toczącym się po kamieniach i żłobiącym wytrwale swoje koryto. Jedynym, czego potrzebuje, jest czas. Rzeźbi bez wysiłku tysiącletnie skały, jak gdyby były zaledwie konstrukcjami z piasku. Pewnych rzeczy nie sposób dokonać natychmiast. Tylko głupiec pragnie wykonać w danej chwili to, co wymaga wieków i tysiącleci. Głupiec też przeciwstawia się mocy rzeki, próbuje ująć ją w karby, jak gdyby była dzikim zwierzęciem, które należy ujarzmić. Ale ona jest i pozostanie dzika i wolna. Jest żywiołem, który nie zna ograniczeń, który nie daje się wtłoczyć w ciasne betonowe koryto, a tłamszony odpowiada gniewem i furią. Nie dlatego rzeka rozlewa, że jest złośliwa czy niszczycielska, ale ponieważ pragnie zająć na nowo należne sobie miejsce. Komu wydaje się, że może to zrobić za nią, wcześniej czy później spotka się z jej gniewem. Ona nie walczy z potężną górą, ale żłobi cierpliwie swoje koryto dzień po dniu. Dlaczego istoty ludzkie nie potrafią pójść za jej przykładem?

Im dalej, tym szerzej rozlewa się rzeka, tym więcej tworzy łach i wysepek. Na jej brzegach w porannej, rozświetlonej słońcem mgle podrywają się do lotu żurawie i rybołowy, w zaroślach kaczki budują swe gniazda. Obfitość życia w jej nurcie to zaledwie część tej, która rozpościera się u jej brzegów. Jest karmicielką dla ryb i ptaków tak samo, jak dla roślin i mikroorganizmów. Nie wybiera, nie różnicuje na lepszych i gorszych, na bardziej i mniej rozwinięte formy życia, bo przecież życie to Ona. Dlatego, bez względu na słońce i deszcz, na pogodę i niepogodę, podąża za swymi odwiecznymi rytmami, rozlewając się cyklicznie i nanosząc żyzny muł na brzegi. Uczy mnie wyczulenia na te naturalne cykle, na ich nieodparty upór i stanowczość, na pewność, z jaką powtarzane są wciąż od nowa i od nowa.

W cyklach i meandrach rzeka rozlewa się coraz szerzej, ku morzu. Morze – odwieczny śpiew nieskończoności, ucieczka tych, którzy nie chcą żyć w oddzieleniu. Wołanie fal, które tłuką się niespokojnie o brzegi duszy. Jego pieśń jest we mnie jeszcze dzisiaj, choć inne szczegóły naszego pierwszego spotkania zatarły się w pamięci i zbladły. To zarazem wezwanie, by zapomnieć samą siebie, by odrzucić pozorne bariery oddzielające mnie od oceanicznej głębi i coraz szerzej rozlewać się i zatracać. Przebywać kolejne etapy nie wzwyż, ale w głąb i wszerz. Ostatnia podróż. Łodzią bez wioseł i żagli na Zachód. Łódź, kołysząca się po bezkresnej niebieskiej przestrzeni, jest maleńka jak łupina orzecha i jak ona nietrwała. Zawsze na końcu ciałem pożywią się ryby i inne morskie stworzenia, by mogło znów zasilić niekończący się obieg materii. Wszystko powraca do kolebki stworzenia, by rodzić się wciąż od nowa i od nowa w nieustającym tańcu życia. W tym tańcu wszystko jest ze sobą połączone i nic nie istnieje w oddzieleniu. Deszcz spada na dół, a potem paruje, by w końcu znów stać się chmurą. Przypływy i odpływy morza następują po sobie, posłuszne księżycowym cyklom. Parę, którą wydycham, wdycha potem ktoś inny. Rzeki spływają ku morzu i powracają podziemnymi korytarzami do ciemnej studni pod sercem Ziemi.

Jeśli zburzysz jeden etap tego cyklu, zniszczysz też następne, choć często przymykasz oczy, starając się tego nie dostrzegać. Wwiercasz się głęboko pod morskie dno w poszukiwaniu bogactw naturalnych. Echo tych działań powróci do ciebie wcześniej czy później, rozbije się o brzegi twojej świadomości, wypłynie na jej powierzchnię jak plama ropy w Zatoce Meksykańskiej. Rozpylasz nad polami śmiercionośne substancje i liczysz, że na tym kończy się ich podróż. Ale one wrócą do ciebie prędzej niż ci się wydaje. Już wróciły. Spłynęły do rzek, z nimi do mórz i oceanów. Przylgnęły nawet do powierzchni lodowców. Odwieczne rytmy, przyczyniające się do podtrzymania życia, za twoim udziałem stały się także źródłem śmierci.

Oto jest mądrość Wody, wiedza, którą posiadł Łosoś pijący wodę z boskiej studni: wszystko jest ze sobą połączone, nie ma naczyń, które byłyby odrębne od pozostałych. Zmiany w jednym z nich, prowadzą do zmian w kolejnych. Nic nie może istnieć w oderwaniu od całości – ani żadna istota, ani działanie. Łosoś objął myślą tę sieć zależności i każdy z jej pojedynczych splotów. Dokonał tego nie w swoim rozumie, a w intuicji, w zawierzeniu się ciemnej głębi Wody, w ciągłych powrotach do źródeł zdarzeń i rzeczy, w ufnym poddaniu się cyklom wędrówki i odpoczynku. Jeśli spróbujesz tę mądrość ogarnąć chłodnym rozumowym oglądem, nic nie odkryjesz. Z miliardów istniejących splotów zbadasz jeden i będziesz chełpił się jego znajomością, nawet nie muskając istoty zjawisk. Będziesz wyliczał co do kropli ilość wody mającą przepłynąć przez twoje systemy kanalizacyjne, a potem przyjdzie jedna większa ulewa i zmyje całe obliczenia, starania, całą twą ludzką pychę. Tylko od ciebie zależy, czy wybierzesz pozorną nieomylność, czy uzmysłowienie sobie faktu własnej niewiedzy; złudne poczucie kontroli, czy może świadomą zgodę na to, by nie wszystko pętać i kontrolować. Przyłóż do ucha muszlę i uwierz, że to nie krew w twoim uchu szumi, ale Ocean, którego ta krew także przecież jest częścią.

Monika Stasiak