DZIKIE ŻYCIE

Na trasach turystycznych wymagających zezwolenia

Janusz Korbel

Białowieża – Przewodnik osobisty

Spierałem się niedawno na łamach „Dzikiego Życia” z tezami rezolucji ogłoszonej przez Ukraińsko-Polską Szkołę Ochrony Przyrody. Uczestnicy Szkoły postulowali, aby parki narodowe spełniały kryterium 1a (Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody IUCN), a to oznacza ochronę bierną, bez udostępniania do zwiedzania przez turystów. Białowieski Park Narodowy tego kryterium nie spełnia, spełnia niższe: 1b. Próbuje się w nim pogodzić ochronę ścisłą z tolerowaniem niewielkiego wpływu turystów na ekosystem. Pięknie o tym dylemacie mówiła antropolożka, opowiadaczka baśni ludów ziemi, Magda Polkowska, w filmie „Wielkie Życie” (bialystok.tvp.pl/19814241/wielkie-zycie), stojąc z roczną córeczką przy zamkniętej bramie do Rezerwatu: „Jest to bardzo silny symbol. Symbol stworzony po to, aby puszczę chronić, dopóki my nie będziemy mieli na tyle mądrości i na tyle nie będziemy odpowiedzialni, aby móc zdać sobie sprawę, czym jest ten klejnot, dopóty ta brama ma tam jeszcze swoje miejsce, aby chronić ten bezcenny fragment dzikiej przyrody”. W Rezerwacie Białowieskiego Parku Narodowego są jednak jeszcze inne trasy turystyczne, dla grup specjalistycznych, wymagające zgody dyrekcji parku. Przez lata, kiedy zasiadałem w radzie naukowej parku, obowiązywała zasada, że nawet badania naukowe są tutaj dopuszczane tylko wówczas, jeśli nie można ich wykonywać poza obszarem ochrony ścisłej. Udostępnianie dla celów naukowych jest jedną z głównych funkcji parku narodowego.


Działalność bobrów na Orłówce. Fot. Janusz Korbel
Działalność bobrów na Orłówce. Fot. Janusz Korbel

Pomimo ograniczeń, ten nietrudny przecież do przejścia obszar kilkudziesięciu kilometrów kwadratowych bywał penetrowany przez osoby bez wymaganej przepustki. Na przestrzeni kilkunastu lat widywałem tam nawet ślady po ogniskach, puszki po konserwach, butelki po alkoholu i tak oryginalne przedmioty, jak łóżko składane czy styropian służący komuś za legowisko. Pewien ornitolog-amator prowadził swoje „badania” oznaczając powierzchnie badawcze wieszając na drzewach intymne części garderoby. Przez leśną przecinkę przemknął kiedyś ubrany w moro i wyposażony w nóż i jakieś specjalistyczne sprzęty adept szkoły przetrwania w dżungli amazońskiej. Innym razem „terenowiec” z wykrywaczem metalu, poszukujący zapewne skarbów.

Nie dziwi widok poszukiwacza zrzutów (rogów jelenia), bo do niedawna niektórzy mieszkańcy tradycyjnie penetrowali las na przedwiośniu, chcąc zarobić na znalezionych rogach. Chociaż dzisiaj nie jest to już intratne zajęcie, to ma kilku zapaleńców chwalących się potem zdjęciami w Internecie, ale człowiek z przytroczonym dziwnym niewielkim łukiem wprawił mojego przyjaciela w osłupienie. Okazało się, że było to urządzenie do rozpalania ognia, żeby przeżyć w „dziczy” i uchronić się przed dzikimi zwierzętami. Bywają też amatorzy spędzenia nocy w lesie. Chociaż ogromnie cenię warsztaty słowackiego przyjaciela Juraja Lukača, który uczy lasu w prywatnym rezerwacie, organizując tam tygodniowe pobyty, to całkowicie się zgadzam ze słowami innego, który na moje pytanie, czy zostawał kiedyś w puszczy na noc, odpowiedział: nie, kiedyś te zwierzęta muszą mieć przecież od nas spokój! Strażnicy parkowi mogliby długo opowiadać, czego to nie wynosili z tego sanktuarium przyrody na przestrzeni lat. Smutne, że śmieciami bywają też urządzenia naukowe pozostawione przez badaczy, zgubione i zapomniane. To także ślad naszej arogancji. Pokazuje to wyraźnie, jak bardzo ten las by odetchnął, gdyby parkiem narodowym objąć odpowiednio większy obszar, a najlepiej całą puszczę, także po to, by zmniejszyć presję na obszar w widłach Narewki i Hwoźnej.


Jesion olbrzym. Fot. Janusz Korbel
Jesion olbrzym. Fot. Janusz Korbel

Nieliczne, ale jednak spotykane ślady człowieka w Rezerwacie zawsze przypominają mi też, jak bardzo niewiele mamy pokory i szacunku wobec dzikiej przyrody. I chyba na szkoleniach przewodnickich ten aspekt też jest nieobecny. Prowadzącym chodzi o przekazanie jak największej ilości nazw i informacji, jakbyśmy mogli w ten sposób zrozumieć cud życia. Nie zrozumiemy.

Główna trasa turystyczna wystarczy, żeby poczuć klimat puszczy w jej pierwotnym aspekcie i nie zmęczyć się zbytnio. Pozostałe trasy wymagające specjalnego zezwolenia są to kilometry dróg przez puszczę w towarzystwie komarów nieodstępujących ani na moment. Jedna z nich prowadzi od Poprzecznego Trybu do miejsca zwanego Łagiery, a dalej, ledwo widoczną ścieżką, do linii zwanej Trybem Orłowskim (ostatnio nieużywana). Kilkaset metrów na północ od Poprzecznego Trybu mijamy kilka okazałych klonów, świerków (jeden o wysokości 49 m) oraz rosnący przy samej ścieżce imponujący dąb, mający 601 cm obwodu i aż 42,2 m wysokości (w roku 2014). Drzewo to możemy oglądać na zdjęciu J. J. Karpińskiego z lat międzywojennych.

Oddalone około 600 m od Poprzecznego Trybu uroczysko Łagiery ma też historię związaną z człowiekiem. Jest to fragment młodszego lasu, którym zarosła polana pastewna z 1903 roku, służąca niegdyś do uprawy roślin, którymi dokarmiano zwierzynę łowną. W puszczy było wiele podobnych polan, a ponieważ były ogrodzone, a nawet orane, jeszcze dzisiaj występuje tam inne zbiorowisko roślin niż dookoła. Na tej polanie mieli się chronić podczas wojen mieszkańcy Białowieży i stąd podobno wywodzi się jej ludowa nazwa Łagiery (łagier – obóz). Wiosną możemy tam zobaczyć, wśród nietypowych dla grądu drzew – brzóz i osik, pośród młodego pokolenia grabów, kwitnące jabłonie. Stanowią dowód na stosunkowo niedawne użytkowanie tego miejsca przez ludzi. J. Paczoski wspomina, że Rosjanie sadzili drzewa owocowe, żeby zapewnić pokarm zwierzynie łownej. U Karcowa czytamy opis i możemy zobaczyć zdjęcia takich miejsc dokarmiania, gdzie w dużych stodołach trzymano pokarm, a pracownicy przyjeżdżali regularnie, by go wykładać zwierzynie. Od tego czasu las zabliźnił ślady gospodarowania. Łagiery słyną także z ogromnego dębu, który kiedyś rósł samotnie na polanie. Olbrzym ten w notatkach prof. Paczoskiego miał w latach 20. około 530 cm obwodu. Już wówczas był uznawany za jedno z największych drzew puszczy. Okazuje się jednak, że po stu latach ochrony ścisłej w Rezerwacie mamy obecnie drzewa, o jakich nie wspominano w dawniejszych opisach. Dzisiaj ten dąb ma 628 cm obwodu – jest szóstym co do grubości pnia dębem w BPN – i miał około 30 m wysokości.


Jabłoń na Łagierach – ślad po dawnej polanie karmiskowej. Fot. Janusz Korbel
Jabłoń na Łagierach – ślad po dawnej polanie karmiskowej. Fot. Janusz Korbel

Miał, bo niestety drzewo uschło około roku 2005, a w 2009 straciło górną część pnia. Pień martwego dzisiaj dębu ma liczne narośla, będące śladami po pędach (zwanych wilkami), jakie pojawiły się po wycięciu lasu dookoła i odsłonięciu drzewa, kiedy zakładano polanę. Martwe od lat drzewo wciąż zadziwia swoim ogromem, a kształtem „opowiada” historię miejsca. Dlaczego go zostawiono, kiedy las dookoła wycięto? Być może chodziło tylko o żołędzie dla zwierzyny. A może uznano, że tak okazałe, kilkusetletnie drzewo powinno być zachowane? Instrukcje rosyjskie wszak mówiły o zostawianiu większych drzew różnych gatunków, nie tylko w związku z pożytkiem dla zwierząt łownych. Już w XIX wieku car zażyczył sobie, „żeby puszcza była puszczą!”.

Kolejną trasą wymagającą zgody dyrekcji parku jest tzw. Dzika Ścieżka, rozpoczynająca się niedaleko Dębu Jagiełły i prowadząca nad Narewkę Drogą Budnicką, która kończy się nieistniejącym od dawna mostem. Ta trasa jest znacznym wydłużeniem tradycyjnej wycieczki do Dębu Jagiełły, a jej długość od bramy wynosi 8–9 km. Przejście zajmuje ok. 4 godziny. Ścieżka nie jest uprzątana z powalonych drzew i wędrówka nią jest utrudniona. Prowadzi dość różnorodnym lasem: stosunkowo młodym fragmentem z przewagą grabu, ze śladami po działalności gospodarczej człowieka (tzw. kurhanami), w pobliżu kilku imponujących, ponad 35-metrowych sosen masztowych (na jednej z nich występuje ogromna tzw. czarcia miotła – nienormalne skupienie pędów w kręgu wokół pnia, spowodowane grzybem lub innymi przyczynami) przez malowniczą, kilkusetletnią dąbrowę ze śladami użytkowania, łęgiem jesionowym z pięknymi okazami (jesion wymaga bardziej wilgotnego siedliska, a ścieżka prowadzi wzdłuż doliny Narewki) i wreszcie drogą prowadzącą groblą na zachód, kiedyś do wsi Pogorzelce i dalej do Bud, a dziś tylko do brzegu Narewki, w miejsce, gdzie do 1944 r. był most, zniszczony wówczas przez Niemców. Miejsce to bywa też nazywane „Spalonym Mostem”, choć prawdopodobnie żaden most spalony tam nie był. Gdy kierujemy się Drogą Budnicką na zachód w stronę Narewki, od miejsca, gdzie kończy się dzika ścieżka, mijamy po lewej stronie słupek, który oznaczał do 1950 r. granicę parku. Dalej ciągnęły się łąki kośne, z których siano zwożono do wsi. Dziś zarośnięte są olszyną. Kiedy staniemy na brzegu rzeki, widzimy na wprost, po drugiej stronie, tę samą drogę, będącą zarazem linią oddziałową. Ciągnie się ona do historycznego uroczyska Stara Białowieża. Widzimy też ścianę lasu, jednak inaczej użytkowanego po stronie na północ od drogi, a inaczej na południe. W 1996 r., po wieloletnich staraniach o powiększenie parku, przywiezieniu kilkusetletniego pnia dębu pod budynek Sejmu RP, przypinaniu się ekologicznych aktywistów z wielu krajów świata do bramy ministerstwa, w końcu obszar na północ od widocznej linii oddziałowej przyłączono do parku narodowego i jest on obecnie częścią parku – rezerwatu objętego tu ochroną częściową. Ponad koronami dębów, klonów i lip wystają tam gdzieniegdzie czuby świerków. Nierzadko są one martwe. W części gospodarczej puszczy, gdzie martwe świerki są usuwane, takiego widoku raczej nie zobaczymy. Niedaleko stąd, ale po drugiej stronie rzeki, na skraju lasu rośnie jeden z największych dębów w tej części. Jego obwód w pierśnicy wynosi ponad 570 cm.


Śniot – deska przykrywająca barć, oparty o dawną sosnę bartną. Fot. Janusz Korbel
Śniot – deska przykrywająca barć, oparty o dawną sosnę bartną. Fot. Janusz Korbel

Gdy wędrujemy Drogą Objazdową na północ (jest to dość wygodna droga, udostępniana po uzyskaniu przepustki na dłuższe wycieczki z przewodnikiem) od miejsca powalonej sosny bartnej, przy której kończy się główna trasa turystyczna, po przejściu ok. 600 metrów mijamy skrzyżowanie z Drogą Budnicką prowadzącą nad Narewkę i po następnych 400 metrach dochodzimy do słupka oddziałowego oznaczającego linię oddziałową wschód – zachód, między oddziałami 369 i 340. Jeśli skręcimy na wschód, po 250 metrach dojdziemy tą linią do największej w puszczy lipy drobnolistnej. To prawdziwy olbrzym, nie mający sobie równego drzewa tego gatunku rosnącego w zwartym lesie. Jej pień na wysokości piersi miał w 2013 r. obwód 585 cm, a wysokość, imponująca jak na ten gatunek drzewa, sięga 32 m. W roku 2010 część konara została złamana przez wichurę. Wracając do miejsca, z którego odeszliśmy od Drogi Objazdowej, idziemy dalej na północ. W pobliżu tej starożytnej drogi (wije się ona malowniczo wśród drzew, inaczej niż drogi XIX-wieczne z okresu rosyjskiego urządzania puszczy, wytyczone jako linie proste, prowadzące z północy na południe i ze wschodu na zachód) możemy oglądać kopce będące najprawdopodobniej śladami po XVII-XVIII-wiecznej produkcji potażu i węgla drzewnego. Potwierdziły to odwierty wykonane w 2008 roku. Wcześniej przypuszczano, że są to kurhany. Za skrzyżowaniem z poprzeczną linią oddziałową, tzw. Trybem Orłowskim, przechodzimy przez drewniany mostek na rzeczce Orłówce. Od kilku lat Orłówkę na tym odcinku upodobały sobie bobry i dzięki ich tamom ten niewielki strumień w różnych miejscach zamienia się w rozlewisko, niszcząc – szczęśliwie dla procesów renaturyzacji – sztuczną drogę Tryb Orłowski. Niedawno odbudowano stary mostek na Orłówce, wyposażając go dodatkowo w poręcz. Ku mojej satysfakcji kilka tygodni potem zobaczyłem, że wichura tak złamała rosnące nieopodal drzewo, że poręcz została połamana. Ciekawe, czy zwycięży konsekwencja w naprawianiu zalewanej drogi i mostków (choć nie prowadzi tam żaden szlak turystyczny), czy pogodzimy się, a może ucieszymy, z odbierania przez siły przyrody zawłaszczonej – w czasach urządzenia tu terenu wielkich łowów – puszczy. Wiele puszczańskich dróg utrzymywanych jest z powodów praktycznych po to, żeby nie utrudniać zbytnio badaczom dotarcia do ich powierzchni badawczych. Naturalne procesy bywają poświęcane na ołtarzu (wygody) nauki.

Po drugiej stronie Orłówki, w pobliżu drogi zachowały się ślady po osadzie i zagonach, dziś już prawie niewidoczne. Znalazłem tam wiele lat temu stożkowatą butelkę mieniącą się kolorami tęczy, wygrzebaną z ziemi przez dziki, a kolega znalazł niedawno czyhun – sagan, w którym gotowano strawę. Być może była to czasowa osada budników, gdyż w pobliżu widzimy liczne kopce mogące być pozostałościami po produkcji. Oprócz nagromadzenia kopców, będących śladem człowieka, rośnie w tym regionie wiele ogromnych dębów i jeden z największych jesionów w całej puszczy. Sięga 41 metrów wysokości, a jego obwód na wysokości piersi przekracza 530 cm (J. Paczoski pisze, że największy jesion w puszczy miał w 1924 roku obwód „zaledwie” 470 cm). Na szyi korzeniowej widzimy ślady żerowania żubrów. Prawdopodobnie tylko jeden jesion puszczański przerasta tego olbrzyma, bo przekracza 44 metry i jak pisze Tomasz Niechoda, autor wszystkich podawanych tutaj pomiarów największych drzew, jest w ogóle najwyższym drzewem liściastym w Polsce. Rośnie w trudno dostępnym rejonie parku, ma znacznie cieńszy pień, w dodatku z objawami zamierania. Jesion koło Drogi Objazdowej zasługuje na pewno na miano najokazalszego w całej puszczy. Dochodzimy do niego ścieżką odbijającą na zachód od drogi, około 500 m na północ od mostku na Orłówce. Wcześniej po prawej stronie mija się dawne torfowisko wysokie, czyli zasilane wodami opadowymi w zagłębieniu bezodpływowym, porośnięte borem tworzonym przez niepozorne, ale stare sosny. Pod ich okapem rośnie wiele roślin związanych z borem bagiennym.

Gdy kierujemy się dalej na północ Drogą Objazdową, dochodzimy po kilkuset metrach do boru sosnowo-świerkowego (gleba staje się tutaj piaszczysta), z licznymi świerkami powalonymi po uśmierceniu ich przez kornika drukarza. W lesie gospodarczym byłby to obraz niegospodarności, tutaj to etap procesów naturalnych. Przewrócone świerki osłaniają młode pokolenie drzew liściastych wyrastające między nimi. W tym borze możemy do dzisiaj zobaczyć dość liczne ślady po działalności bartników. Kilka sosen bartnych stoi przy samej drodze. Niestety, wszystkie są już martwe, ale pamiętajmy, że od 1888 r. w puszczy zakazano bartnictwa, więc i ślady po nim powoli nikną. Do bramy parkowej wracamy tą samą drogą, odległość do niej wynosi ok. 5,5 km. Dalej na północ dojdziemy do Drogi Pojedynackiej, którą, kierując się na wschód, możemy dojść do Trybu Sierganowskiego, prowadzącego na północ przez bory z dość licznymi śladami użytkowania przez bartników przed ponad 100 laty.

Janusz Korbel