Amerykańska polityka po indiańsku
Wydaje się, że wraz z odejściem administracji Joe Bidena zakończył się – przynajmniej na pewien czas – okres spokojnego budowania nowych relacji rządu federalnego z plemionami indiańskimi, uznanymi przez amerykańskie prawo za „narody wewnętrze”, oraz zrównoważonego rozwoju kraju z respektowaniem spraw ochrony środowiska.
Nie wiadomo jeszcze, co ostatecznie przyniesie polityka gabinetu Donalda Trumpa, choć jego pierwsze decyzje i zapowiedzi kolejnych dalekie są od przyjaznej polityki jego poprzednika. Ale sami tubylczy Amerykanie nie zamierzają przyglądać się temu biernie.
Deb Haaland odchodzi, Deb Haaland kandyduje…
Symboliczną twarzą przyjaznej polityki Joe Bidena była Deb Haaland, pełniąca funkcję sekretarz Departamentu Spraw Wewnętrznych Stanów Zjednoczonych. Jej urząd można porównać do polskiego ministerstwa środowiska, ale z dodatkowym zakresem obowiązków – obejmującym relacje federalne z uznanymi plemionami tubylczych Amerykanów.
Działalność Haaland koncentrowała się na budowaniu pokojowych relacji z narodami indiańskimi oraz ochronie środowiska naturalnego, co w praktyce oznaczało również zabezpieczanie ich miejsc świętych.
Silnie promowała inwestycje w odnawialne źródła energii, w tym również na terenach zamieszkanych przez społeczności plemienne, co stanowiło istotny krok w kierunku transformacji energetycznej w skali całego kraju. Jednym z flagowych programów, który wdrażała, była inicjatywa America the Beautiful, zakładająca objęcie ochroną 30% amerykańskich gruntów i akwenów do roku 2030.
Jej polityka łączyła troskę o bioróżnorodność z dążeniem do zapewnienia szerszego dostępu do przyrody lokalnym społecznościom, co służyło edukacji ekologicznej. Znaczną uwagę poświęcała również walce ze skutkami suszy, szczególnie dotkliwej w południowo-zachodniej części USA, skąd pochodzi. Zwiększyła finansowanie działań przeciwpożarowych oraz inicjatyw wzmacniających odporność ekosystemów zarówno na poziomie federalnym, jak i stanowym.
Choć rządy Bidena to już historia, to Haaland nie schodzi ze sceny politycznej – ogłosiła bowiem swój start w wyborach gubernatorskich w Nowym Meksyku w 2026 r. Jeżeli uzyska nominację Partii Demokratycznej i zwycięży w wyborach, zostanie pierwszą tubylczą Amerykanką na stanowisku gubernatora w historii Stanów Zjednoczonych. Nowy Meksyk zamieszkują przedstawiciele ponad 20 uznanych plemion, w tym Nawahowie i Apacze.
Jej kampania wyborcza może napotkać poważne wyzwania – otwarcie sprzeciwia się ekspansji przemysłu paliw kopalnych i popiera federalną politykę zielonego ładu. To odważne stanowisko, zwłaszcza w stanie, którego gospodarka w znacznym stopniu opiera się na wydobyciu ropy i gazu.
W wywiadzie dla „Indian Country Today” mówiła: „Musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby zapewnić naszym dzieciom czyste środowisko. Kiedy byłam w Kongresie, wybrałam się na wycieczkę do niektórych z tych szybów. Można było spojrzeć przez kamerę na podczerwień i zobaczyć metan, który się stamtąd wydobywał. Jak wszyscy wiemy, chmura metanu nad Nowym Meksykiem nie powstała przypadkowo. Myślę, że musimy być znacznie bardziej ostrożni w kwestii tego, co wyrzucamy w powietrze, zwłaszcza w dobie zmian klimatycznych. I absolutnie wierzę, że musimy zrównoważyć potrzeby naszego stanu. Tak wiele osób twierdzi, że jest to albo-albo. Myślę, że możemy zrobić jedno i drugie. Myślę, że możemy tworzyć miejsca pracy. Myślę, że możemy mieć czyste środowisko. Myślę, że możemy jednocześnie dbać o zdrowie naszych dzieci” (Indian Country Today, wywiad Julii Goldberg z Deb Haaland: „These aren’t normal Times”, 3 marca 2025 r.).
Jej szanse zwiększa fakt, że ogłosiła program odwołujący się do szerokiego spectrum wyborców, zwracając uwagę na sprawy wspierania małych przedsiębiorstw, obniżenia kosztów życia, wzmocnienia bezpieczeństwa publicznego i edukacji. Jako niedawna „ministra od ekologii i Indian” zaznacza w swym programie sprawy ochrony środowiska i rozwoju energii odnawialnej, a także wzmocnienia współpracy z plemionami tubylczymi i ochrona ich praw.
Indianie na końcu amerykańskiej polityki
Początek roku przywitaliśmy radosną wiadomością o wypuszczeniu z więzienia, po prawie 50 latach, jednego z Indian uważanego powszechnie za więźnia politycznego, Leonarda Peltiera, niesłusznie oskarżonego o zabójstwo dwóch agentów FBI. Jego sprawa została dokładnie opisana w wielu dostępnych w Polsce źródłach (odsyłamy na portal amerykaindianska.pl oraz do filmu „Free Leonard Peltier”, który był już pokazywany w Polsce na festiwalu Miilenium Docs Against Gravity), ale warto wspomnieć o pewnej ewolucji przekazu, dość charakterystycznego dla tubylczego ruchu oporu.
W latach 70. i 80. XX w. głównym przesłaniem AIM i innych indiańskich organizacji były sprawy polityczne (np. autonomia dla rezerwatów), wolności religijnej i sprawy społeczne. Z czasem, coraz bardziej widoczne, pokazały się sprawy dotyczące prawa do życia w czystym środowisku, nieskażonym odpadami, z czystą wodą. Jedną z najbardziej oczywistych aktywności współczesnych organizacji tubylczych jest właśnie ochrona środowiska z silnym wsparciem tradycyjnej wiedzy.
Ten rodzaj ewolucji przechodził też Leonard Peltier, który z czasem coraz częściej zaczął mówić o związkach ludzi z Ziemią. I dziś, choć pewnie już nie pretenduje do roli lidera indiańskiego aktywizmu, jest nadal żywą legendą i może być mentorem dla młodych pokoleń i inspiratorem dla nowych pokoleń indiańskiej walki o lepsze jutro.
A powodów do tej walki będzie pewnie mnóstwo. Stary/nowy prezydent Donald Trump swoimi deklaracjami wzbudza wielki niepokój w społecznościach indiańskich w całym kraju – od rezerwatów po miejskie skupiska Indian. Dotyczy to integralności rezerwatów oraz ich autonomii gospodarczej i politycznej, a także przewidywanych prób federalnego przejmowania zasobów naturalnych należących do rdzennych ludów. Hasło „drill, baby, drill” stanowi symboliczną zapowiedź takiej polityki.
Jednymi z pierwszych, którzy mogą ucierpieć na skutek nowej polityki Trumpa są Apacze z rejonu Oak Flat w Arizonie. 18 kwietnia 2025 r. projekt budowy kopalni miedzi Oak Flat, realizowany przez firmę Resolution Copper, został wpisany na listę dziesięciu priorytetowych inwestycji górniczych, uznanych za „kluczowe dla bezpieczeństwa narodowego”. Decyzja ta wynika z rozporządzenia wykonawczego z 20 marca br., mającego na celu zwiększenie krajowej produkcji tzw. minerałów krytycznych. Dzień wcześniej ogłoszono wznowienie procedury publikacji raportu oddziaływania na środowisko (EIS), co umożliwi realizację kontrowersyjnej wymiany gruntów pod budowę kopalni.
Oak Flat (Chi’chil Biłdagoteel) to święte miejsce dla Apaczów i innych tubylczych społeczności, położone na terenach federalnych. Ma zostać przekazane firmie Resolution Copper w zamian za inne tereny określone jako „cenne ekologicznie”. Choć Kongres zatwierdził tę wymianę już w 2014 r., do tej pory jej realizację skutecznie blokowały protesty i batalie sądowe. Planowana kopalnia ma wykorzystywać technikę tzw. block cave mining, która doprowadziłaby do powstania krateru o głębokości 300 metrów i szerokości 3 kilometrów — niszcząc tym samym święte tereny Apaczów.
Społeczność Apaczów oraz organizacja Apache Stronghold zaskarżyły wymianę gruntów, powołując się na naruszenie wolności religijnej zagwarantowanej przez Pierwszą Poprawkę do Konstytucji oraz ustawę RFRA (Religious Freedom Restoration Act z 1993 r.). Sprawa została skierowana do Sądu Najwyższego. Równolegle organizacje ekologiczne, takie jak Sierra Club, zwracają uwagę, że Oak Flat to nie tylko miejsce kultu religijnego, ale również obszar o wyjątkowej bioróżnorodności i dużym znaczeniu rekreacyjnym. Eksperci alarmują także w związku z ogromnym zużyciem wody – szacowanym nawet na 500 miliardów galonów – oraz planowanym eksportem wydobytej miedzi do Chin, ze względu na brak odpowiednich zdolności przetwórczych w USA.
W 2021 r. administracja Bidena wycofała raport środowiskowy i nakazała przeprowadzenie dodatkowych konsultacji z tubylczymi społecznościami. Proces ten nadal trwa, jednak ostatnie działania Trumpa wskazują na próbę jego przyspieszenia. W odpowiedzi Apache Stronghold zaapelowało do Sądu Najwyższego o pilne rozpatrzenie sprawy, podkreślając, że rząd federalny „ignoruje świętość tego miejsca”.
Spór o Oak Flat symbolizuje konflikt między prawem górniczym z 1872 r., które faworyzuje wydobycie, a ochroną rdzennych kultur i środowiska. Inne projekty z listy priorytetowej (np. kopalnie litu w Nevadzie) również budzą kontrowersje ze względu na wpływ na społeczności lokalne i ekosystemy.
Konfrontacyjna polityka rządu Trumpa wobec Indian dotyczy także spraw społecznych i zdrowotnych. Już w styczniu 2025 r. rząd nakazał agencjom federalnym zaprzestanie „wszystkich działań związanych z zobowiązaniami lub wypłatą federalnej pomocy finansowej” (Native News Online, Levi Rickert, Brian Edwards, Chez Oxendine, „Federal Grant Freeze Could Impact Tribal Programs, Treaty Obligations”, 28 stycznia 2025 r.).
Wstrzymanie dotyczy 3 bilionów dolarów federalnej pomocy finansowej (prawie 1/3 wydatków rządu federalnego!). Dotyczy to dotacji i pożyczek w różnych agencjach i programach. Również dotyczących instytucji indiańskich, m.in.: Biura ds. Indian (BIA), Indiańskiej Służby Zdrowia (IHS) i innych.
„Chociaż w memorandum zaznaczono, że świadczenia Medicare i Social Security są wyłączone z zamrożenia, nie wskazano wprost wyłączenia dla finansowania wynikającego z traktatów i obowiązków powierniczych wobec plemion. Eksperci finansowi radzą plemionom, by podjęły natychmiastowe działania przed upływem dzisiejszego terminu. „Dziś wszyscy powinni skupić się na gotówce” – napisała Lacey Horn (Cherokee), była dyrektorka finansowa Narodu Cherokee i właścicielka Native Advisory, w e-mailu do „Tribal Business News”. Zarekomendowała plemionom ocenę dostępnych zasobów gotówkowych i wdrożenie planów awaryjnych, podobnych do tych stosowanych podczas zatrzymania pracy rządu (Native News Online, 28 stycznia 2025 r.).
A gra jest warta świeczki: jeszcze Joe Biden (i Deb Haaland) doprowadził do przekazania (podajemy za NNO) przeszło 32 miliardów dolarów bezpośredniego finansowania dla uznanych federalnie plemion w ramach różnych programów i agencji. „Te środki, wynikające z traktatów i prawa federalnego, wspierają podstawowe usługi, takie jak opieka zdrowotna (IHS), edukacja, mieszkalnictwo, infrastruktura i programy rozwoju gospodarczego” (Native News Online, 28 stycznia 2025 r.).
A trzeba pamiętać, że finansowanie indiańskich rezerwatów i programów przez rząd USA jest gwarantowane w traktatach, na mocy których Indianie zrezygnowali ziem w zamian za stałe finansowanie społeczności tubylczych. I nie jest to, jak mówią rasiści i prawicowi politycy, żadna łaska i dobra wola rządu, a twarde prawo.
Protesty demokratycznej opozycji i pierwsze decyzje sądów wstrzymujących lub cofających decyzje prezydenta dają nadzieję, że sprawa nie jest stracona. „Działania tej administracji będą miały dalekosiężne konsekwencje dla niemal wszystkich programów i działań federalnych, zagrażając bezpieczeństwu finansowemu naszych rodzin, bezpieczeństwu narodowemu i sukcesowi naszego kraju” – napisali Rosa L. DeLauro (Demokratka z Connecticut), członkini Izby, oraz Patty Murray (Demokratka ze stanu Waszyngton), wiceprzewodnicząca senackiej komisji ds. przydziałów. Zaapelowali do Vaetha, by „zmienił decyzję, zapewnił realizację wymogów zapisanych w prawie i wdrożył przepisy budżetowe zgodnie z intencją Kongresu” (Native News Online, 28 stycznia 2025 r.).
Indianie i ekologia na szachownicy mocarstw
Polityka amerykańska wywołuje ogromne trzęsienia w krajach, wobec których Donald Trump ogłasza swoje pretensje. Pamiętamy groźby dotyczące aneksji Panamy, Grenlandii, Kanady, zapowiedzi polityki mocarstwowej wobec innych państw kontynentu amerykańskiego (Meksyku, innych krajów Ameryki Środkowej i Południowej).
Jest jednak obszar polityki światowej, który pozostaje jakby w cieniu – gdzieś z boku, niezauważany w głównej polityce – a dotyczy spraw, które mogą mieć olbrzymi wpływ na kształt polityki północnoamerykańskiej.
Uwagę na to zwrócił publicysta dziennika „Rzeczpospolita”, Bogusław Chrabota w tekście „Ameryka może się rozpaść” („Rzeczpospolita”, 28.02.2025), stawiając – absurdalną na pierwszy rzut oka – tezę… o rozpadzie USA.
O co chodzi? O Kaskadię, wydawałoby się regionalną inicjatywę tożsamościową. Tymczasem jest to „separatystyczna idea wyłączenia w odrębną państwowość amerykańskich stanów Oregon i Waszyngton oraz kanadyjskiej Kolumbii Brytyjskiej, a nawet dołączania do nich kawałków Idaho, Kalifornii, Nevady, Wyoming, Montany, Alaski i kanadyjskiej Alberty. Po takiej secesji powstałoby państwo o powierzchni ponad miliona kilometrów kwadratowych z ponad 17-milionową populacją. Na dodatek idea Kaskadii opiera się na realnej odrębności bioregionu tych terenów, osobnej historii, tożsamości ludów pierwotnych i przekonaniu, że obszary na zachód od Gór Kaskadowych mają niewiele wspólnego z resztą Ameryki. Spotkałem Kanadyjczyków tak głęboko przekonanych do tego pomysłu, że tylko czekają na referendum. Amerykanie z drugiej strony granicy podnieśli hasło niepodległej Kaskadii (połączonej z Kalifornią) po pierwszym sukcesie wyborczym Trumpa, podkreślając, że cały ten region głosował na demokratów i nie ma nic wspólnego z konserwatywną, republikańską Ameryką z głębi lądu” – pisze Chrabota.
Kaskadia (Cascadia) ma swoją identyfikację graficzną, flagę, symbolikę, szlaki turystyczne, festiwale, przewodniki, książki, muzykę, lokalną kuchnię, święta, rocznice, a nawet piwo, drużynę futbolową i oficjalną społeczność LGBT! Inicjatywa na wskroś polityczna, liczona na rozbicie Kanady i USA, jest ukrywana za szlachetnymi hasłami bioregionalizmu, gdzie liczy się pielęgnowanie lokalnych tradycji, ochrony środowiska i bioróżnorodności, „ochrony rodzin, przyjaciół i sąsiadów”, a także – uwaga! – tubylczych tradycji i tubylczych systemów gospodarczych.
Ludy tubylcze są bardzo często przedstawiane z szacunkiem i uznaniem. Wśród tych zamieszkujących Kaskadię są wymieniane m.in.: Coast Salish, Colville, Chinook, Nisqually, Willapa, Yakama, Muckleshoot, Skokomish, Spokane, Squaxin, Suquamish, Tulalip, Coeur D’Alene, Kootenai, Nez Perce, Shoshone Bannock, Paiute, Klamath, Siksika, Tlingit, Haida, Tsimshian i wiele innych.
Jednym z głównych oficjalnych motywów mówienia o Kaskakii jest promocja zrównoważonego rozwoju i ochrony przyrody. Na oficjalnej witrynie kaskadyjskiej czytamy: „Departament Bioregionu Kaskadia uznaje, że bioregion Kaskadia istnieje na tradycyjnych cedowanych i niecedowanych ziemiach pierwszych narodów i tubylczych mieszkańców, którzy żyją tu od tysięcy lat, a także w głębokim kontekście kolonializmu, wysiedleń i ludobójstwa. Departament Bioregionu uważa, że Kaskadia i bioregionalizm oferują najlepszą szansę na prawdziwą dekolonizację – w tym usunięcie kolonialnych granic i granic w kierunku tych, które są bardziej reprezentatywne dla ziemi i ludzi, oraz ścieżkę tubylczości (indygenizacji) dla 15 milionów ludzi mieszkających tutaj dla zdrowszych, bardziej przyjaznych do życia społeczności i bioregionu. Cieszymy się, że możemy zaprosić do udziału, współpracować i wspierać pierwsze narody i tubylcze organizacje w budowaniu bardziej sprawiedliwych systemów i naszej wspólnej przyszłości”.
Piękne deklaracje, ale czy prawdziwe? Co tak naprawdę kryje się za działaniami „ruchu kaskadyjskiego”? Chrabota wprost sugeruje, że mamy do czynienia z projektem separatystycznym, nieoficjalnie wspieranym przez Rosję. Wskazuje przy tym na szereg prorosyjskich inicjatyw promujących separatyzm nie tylko w Kaskadii, ale również w innych regionach Stanów Zjednoczonych i Kanady.
W świecie radykalnych organizacji lokalnych – często prawicowych, populistycznych, głoszących pogardę wobec rządu federalnego w Waszyngtonie – takie „wolnościowe inicjatywy” mogą brzmieć szlachetnie i pociągająco. Ale czy w istocie nie mamy tu do czynienia z kolejną próbą wciągnięcia tubylczych społeczności w nie ich wojny?
Historia kontynentu zna wiele takich przypadków: tubylcy byli wielokrotnie wykorzystywani w konfliktach między obcymi siłami, pod hasłami obalania „tyranii” – najpierw hiszpańskiej, potem brytyjskiej, teraz może amerykańskiej i kanadyjskiej. Czy i tym razem nie chodzi o instrumentalne użycie Indian jako pionków w większej geopolitycznej grze?
„Zwyczajne” problemy Indian
Przy tym całym politycznym rozedrganiu trudno wychwycić bieżącą, mozolną pracę organizacji indiańskich, starających się poprawić jakość amerykańskiej polityki nie tylko w stosunku do jej tubylczych obywateli.
Konsekwentną politykę aktywizacji społeczności indiańskich w kraju i na forum międzynarodowym prowadzi od wielu lat m.in. Indigenous Environmental Network (IEN). W niedawnym komunikacie, z lutego 2025 r., piszą: „Krajobraz polityczny, z którym mamy dziś do czynienia, to narastające zagrożenia, pogłębiające się niesprawiedliwości i pilne wezwania do działania. W całych Stanach Zjednoczonych i na świecie jesteśmy świadkami polityk, które dążą do demontażu suwerenności tubylczej ludności, kryminalizacji sprzeciwu i pozbawienia wywalczonej z trudem ochrony naszych ziem i wód. Ostatnia fala dekretów wykonawczych Donalda Trumpa jest bezpośrednim atakiem na suwerenność rdzennej ludności, nasze środowisko i samą tkankę naszych pracowniczych społeczności. Te polityki niszczą zabezpieczenia środowiskowe, znoszą ochronę miejsc świętych i ośmielają instytucje do represji obrońców ziemi i wody. Od gwałtownej ekspansji infrastruktury paliw kopalnych po militaryzację terenów przygranicznych, na których od niepamiętnych czasów żyły ludy tubylcze – siły kolonializmu i korporacyjnej chciwości nasilają ataki na naszych ludzi i planetę” (IEN, Newswire, luty 2025).
Działacze IEN, głośnego ostatnio inicjatora kampanii politycznych i klimatycznych NDN Collective i innych tubylczych organizacji, angażują się w sprawy ochrony środowiska, feminizmu tubylczego, kampanię MMIWG (cały czas aktualny problem uprowadzania i mordowania indiańskich kobiet), debaty i konferencje krajowe i na forum ONZ, w zagadnienia sprawiedliwości klimatycznej, współpracę ze starszymi i nowszymi grupami lokalnymi, regionalnymi i krajowymi (np. NCAI). W ramach kampanii „Land Back” zabiegają o odzyskiwanie dawnych ziem plemiennych i ich ochronę, żądają odszkodowań dla indiańskich robotników pracujących latami w szkodliwych dla życia warunkach w górnictwie, energetyce i przemyśle, wspierają tubylczych lobbystów i kandydatów na liczne w USA stanowiska wybieralne.
Polityka USA wobec tubylczych Amerykanów, choć zyskała na znaczeniu w ostatnich latach, nadal obarczona jest napięciem między interesami przemysłowymi a prawami kulturowymi i środowiskowymi społeczności tubylczych. Zarówno działania poprzedniej administracji Joe Bidena, jak i kontrowersyjne decyzje ekipy Donalda Trumpa pokazują, że los plemion i ich ziem nieustannie stanowi przedmiot sporu o przyszłość Ameryki – zarówno tej, w której liczą się interesy, jak i tej opartej na wartościach. Dlatego przyszłość tubylczych ludów USA pozostaje niepewna, ale ich głos staje się coraz bardziej słyszalny – nie tylko w rezerwatach, na ulicach wielkich miast czy w mediach społecznościowych, ale też w salach sądowych, w aulach uniwersyteckich i na politycznych arenach. Mocno zmieniająca się ostatnio Ameryka powinna brać ten głos Pierwszych Amerykanów pod uwagę.
Krzysztof Mączkowski, Marek Nowocień
Artykuł w pierwotnej wersji ukazał się na portalu Ameryka Indiańska 25 kwietnia 2025 r. pod tytułem „Indianie w amerykańskiej polityce”. Na użytek „Dzikiego Życia” został przeredagowany.
Krzysztof Mączkowski – dyrektor Biegu Na Rzecz Ziemi i redaktor naczelny „Magazynu Wyspa Żółwia”. Publicysta i popularyzator kultur tubylczych Ameryki Północnej, edukator kulturowy i środowiskowy, badacz relacji kultury i natury. Koordynator projektu Made in Native America. Zawodowo zainteresowany sprawami ochrony zasobów wodnych, ochrony bioróżnorodności i zarządzania środowiskiem.
Marek Nowocień – wieloletni uczestnik Polskiego Ruchu Przyjaciół Indian, współzałożyciel kwartalnika przyjaciół Indian „Tawacin” (1985-2010), współtwórca indianistycznych portali internetowych, współautor i redaktor „Magazynu Wyspa Żółwia”, tłumacz anglojęzycznych biografii („Czarny Łoś mówi”, „Piękna-tarcza”), indiańskiej poezji i licznych tekstów o współczesnych tubylcach Ameryki Płn., wędrowiec i popularyzator wiedzy o ludach tubylczych.
Nowe rezerwaty – wspieram
Lipiec / sierpień 2025