To algi czy kopalnie zabijają polskie rzeki?
Katastrofa na gliwickim zbiorniku Dzierżno Duże to nie incydent, jak można było usłyszeć podczas niedzielnej konferencji z udziałem Ministerstwa Klimatu i Środowiska. To poważny systemowy problem, z którym nie poradzimy sobie lecząc objawy. Potrzebne są dogłębne reformy, poważne zajęcie się przyczyną i pociągnięcie do odpowiedzialności winnych obecnego stanu.
Zdjęcia do wykorzystania w publikacjach
Już ponad 110 ton martwych ryb wyciągnięto ze zbiornika Dzierżno Duże w Gliwicach. Winnym mają być złote algi, które wydzialają toksynę, uszkadzającą skrzela ryb, co z kolei powoduje ich śmierć w straszliwych męczarniach. Ministerstwo Środowiska i Klimatu podjęło więc działania. Do rzeki Kłodnicy, która przepływa przez Dzierżno Duże, a potem Kanałem Gliwickim dochodzi do Odry, wpuszczono nadtlenek wodoru, który ma niszczyć komórki alg. I zniszczył. Z 250 milionów komórek na litr wody zrobiło się 0,4 mln.
Czy to sukces? Ekspertyzy są bardzo ostrożne. Nadtlenek wodoru podnosi ciśnienie w wodach, co z kolei powoduje śmierć przede wszystkim małych ryb. Tym sposobem nie rozwiążemy zatem problemu przede wszystkim dlatego, że to nie algi są winowajcą, lecz jedynie dodatkowym efektem ubocznym.
Algi do wykwitu potrzebują odpowiedniego zasolenia wód, a zasolenie zawdzięczamy kopalniom i zakładom przemysłowym, które zrzucają potężne ilości zanieczyszczeń właśnie do polskich rzek. Bez zatrzymania tego procederu nie ma szans na jakąkolwiek poprawę. Tymczasem opłaty, jakie za odprowadzanie solanki płacą giganci przemysłowi są kuriozalnie małe. Konieczne jest więc wprowadzanie zmian, bo obecne podejście jest przymykaniem oczu na zabijanie polskich rzek i jezior
– mówi Radosław Ślusarczyk z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot.
Specustawa uchwalona za rządów Zjednoczonej Prawicy, a spowodowana katastrofą na Odrze w 2022 r., ograniczyła się do budowy infrastruktury (jazów, wałów czy stopni wodnych). To rozwiązanie wręcz kontrproduktywne do potrzeb. Nowy rząd mówi renaturalizacji rzek, co jest ideą słuszną, ale wciąż nie dotyka głównego problemu.
Nie ma wątpliwości, że mamy bałagan w zarządzaniu polskimi wodami. Głos zabiera Ministerstwo Klimatu i Środowiska, ale rzekami zajmuje się Ministerstwo Infrastruktury, a monitoringiem – jednostka podległa Ministerstwu Rolnictwa. Odpowiedzialność – nomen omen – rozwodniona. Ministerstwo Infrastruktury wprawdzie zapowiadało na koniec maja tego roku przedstawienie nowego projektu ustawy, który miał naprawić odziedziczoną po Zjednoczonej Prawicy specustawę. Tym niemniej nowelizacja pojawiła się wykazie prac legislacyjnych dopiero w lipcu, w dodatku z planem na przyjęcie przez Radę Ministrów w ostatnim kwartale tego roku.
Bez systemowego zamykania kopalni i pociągania do odpowiedzialności trucicieli, którzy powinni łożyć na odnawianie zatrutych przez siebie ekosystemów, skala katastrofy będzie nieporównywalnie większa. Konieczne są restrykcyjne przepisy i nowa, porządna ustawa. I to jak najszybciej. Naprawdę nie mamy już czasu do stracenia
– podsumowuje Radosław Ślusarczyk.
Kontakt:
Radosław Ślusarczyk, Pracownia na rzecz Wszystkich Istot, tel. 660 538 329; e-mail: suchy@pracownia.org.pl